Jezusek na kredensie, kobieta na bruku
W Niedzielę Wielkanocną Polska zmartwychwstaje. Tak przynajmniej mówi program w TVP między reklamą masła a występem dzieci z zespołu „Nadzieja”. Jezus powstał z grobu. Ale tylko w domach z firankami z Biedronki, gdzie stoi figura Matki Boskiej z gipsu, a gospodyni przed świętami pucowała okna jakby oczyszczała swoje winy. Tyle że winy nie znikają od cifowania parapetu. One się wżerają. W oczy, w język, w dłonie, którymi bijemy, gardzimy, odwracamy wzrok.
Dworzec Główny w Radomiu. Kobieta romska z dzieckiem podchodzi do ludzi – z twarzą nie do okazywania miłości, cyganka jebana, nie do Instagrama. Chce tylko coś do jedzenia. Nie pieniędzy na wódkę, nie na dziwki, tylko kawałek chleba. Dostaje “wypierdalaj, brudasie” od mężczyzny w kurtce z orłem. Drugi spluwa pod nogi. Kobieta odchodzi, dziecko patrzy. Jezus zmartwychwstał. Ale nie dla niej. Bo ona jest nie z tej strony krzyża.
W domach lśni święconka. Kiełbasa, jajeczko, baby. Dzieci w galowych strojach recytują wierszyki o miłości. A przecież to tu, w tym kraju, kobieta w ciąży – Dorota z Bochni – umiera, bo lekarz nie ruszy palcem. Bo prawo mówi: nie ruszaj płodu. Nawet martwego. Jezus umarł na krzyżu, ale kobiety umierają na izbie przyjęć. I nikt nie drze szat. Może dlatego, że te kobiety mają zwykłe majtki, a nie perizonium ze złotą nitką.
W bajce wilk zjada babcię. W Polsce – ojciec córkę
Bycie człowiekiem to nie jest zawód. To nie jest funkcja. To nie jest nawet obowiązek. To jest wybór. Codziennie. I codziennie wybieramy inaczej. Bo łatwiej być katolikiem niż człowiekiem. Łatwiej pójść do kościoła niż wyciągnąć rękę. Łatwiej udawać litość niż ją czuć. Łatwiej zabić w sobie empatię niż przyznać, że boli. Bo czucie w tym kraju jest uznawane za słabość. A słabość – za patologię.
Dzieci w domach dziecka gwałcone przez „ciocie”. Mężczyzna, który miesiącami był katowany przez konkubinę, bo przecież facet nie może być ofiarą. Ośmiolatka z Białegostoku, zgwałcona przez sąsiada – nikt nie reagował, bo “to nie nasze dziecko”. Jezus zmartwychwstał, ale tylko dla tych, którzy mają konto na fejsie z cytatami z papieża. Reszta może zdechnąć. Bo miłość bliźniego kończy się tam, gdzie zaczyna się jego brud, jego cierpienie, jego prawda.
A potem siadamy do śniadania. Żurek. Kiełbasa. Jajeczko. Jezus, ach Jezus. Tylko że ten Jezus, który dziś zmartwychwstaje – to atrapa. Figurka. Plastikowy Ken od cierpienia. Bo prawdziwy Jezus miałby brud pod paznokciami, krwawiące stopy i płakałby, patrząc na nasze udawanie.
Polska, bajka o dobrym wilku, który wchodzi do Kościoła i przestaje gryźć, bo teraz tylko pierdoli dzieci
W tej naszej bajce o miłosierdziu wilk nie umiera. Wilk zakłada sutannę. I nagle jest nienaruszalny. Bo przecież „to dobry ksiądz”. Tylko że ten dobry ksiądz gwałcił chłopców w Międzyrzeczu. A inny bił dziewczynki w Kaliszu. A jeszcze inny w Tylawie rozdziewiczał dzieci, kiedy inni śpiewali “Barka”.
I nikt nic nie zrobił. Kościół milczał. A państwo klaskało. Miłosierdzie stało się deklem do beczki gówna. Wyciszmy, zamiećmy, zapomnijmy. Ale dzieci pamiętają. Dorośli ofiary, których nikt nie nazwał po imieniu, żyją z tym jak z rakiem – bez leczenia, za to z potępieniem. Jezus zmartwychwstał. A z nim ten ksiądz. Przeniesiony do innej parafii, jak mebel. Tam też będzie “duszpasterzował”. Wilk w owczej skórze? Nie. To już nie bajka. To dokument.
Kiedy Trynkiewicz wychodzi z więzienia, społeczeństwo wrzeszczy. Ale kiedy gwałciciel w sutannie idzie z procesją – dostaje kwiaty. Bo Jezus. Bo przebaczenie. Bo może miał gorszy dzień. Tylko że czteroletnie dziecko nie ma gorszego dnia – ma zniszczone życie. A Jezus nie wraca, nie bierze jej w ramiona, nie mówi: „Już dobrze”. Bo Jezus, którego tu czcimy, jest z plastiku.
I śmiech miłosierdzia w ustach katów
Miłosierdzie w Polsce to żart. Gorzki, okrutny, podły. Jak bajka, w której Królewna Śnieżka dostaje w twarz za to, że nie posprzątała. Jak Czerwony Kapturek, który sam się prosił, bo miał za krótką spódniczkę. Jak ojciec, który katuje syna, bo “tak trzeba wychowywać chłopaka”. Miłosierdzie to dziś kosmetyk – nakładany na oblicze społeczeństwa, które dawno przestało być ludzkie.
Patrzmy. Syria. Małe dzieci duszą się pod gruzami – my świecimy znicze. Ukraina – zbiorowe groby, gwałty, tortury – my dzielimy się opłatkiem. Gaza – umierające noworodki bez inkubatorów – my wrzucamy na Facebooka selfie z kościoła. Rwanda. Wołyń. Bucha. Jedwabne. Auschwitz. I co? I jajko z chrzanem. Bo przecież „trzeba żyć dalej”.
Tyle że jeśli żyjemy bez pamięci, bez empatii, bez reakcji – to nie żyjemy. Jesteśmy trupami, które gadają. Tylko nie zauważyliśmy jeszcze, że śmierdzimy. Jezus zmartwychwstał? Może. Ale my – nie. My wciąż gnijemy w swoich kościołach, rodzinach, głowach.
Powiesiliśmy człowieka, którym byliśmy. Zabiliśmy go dla wygody. Bo lepiej być obojętnym niż bezbronnym. Lepiej zabić, niż dać się zranić. Lepiej śmiać się z „lewaków”, niż stanąć przy ofierze. Lepiej być Polakiem – niż człowiekiem.
A potem zamykamy oczy. I udajemy, że nie widzimy. Bo tak łatwiej. Bo tak przyjemniej smakuje ten kurwa serniczek.
Chcesz, żeby Jezus zmartwychwstał naprawdę?
To najpierw odkop człowieka, którego zakopałeś w sobie.
Tego małego, słabego, płaczącego.
Tego, który umiał kochać.
[CC] Paweł SobierajskiJezusek na kredensie, kobieta na bruku
W Niedzielę Wielkanocną Polska zmartwychwstaje. Tak przynajmniej mówi program w TVP między reklamą masła a występem dzieci z zespołu „Nadzieja”. Jezus powstał z grobu. Ale tylko w domach z firankami z Biedronki, gdzie stoi figura Matki Boskiej z gipsu, a gospodyni przed świętami pucowała okna jakby oczyszczała swoje winy. Tyle że winy nie znikają od cifowania parapetu. One się wżerają. W oczy, w język, w dłonie, którymi bijemy, gardzimy, odwracamy wzrok.
Dworzec Główny w Radomiu. Kobieta romska z dzieckiem podchodzi do ludzi – z twarzą nie do okazywania miłości, cyganka jebana, nie do Instagrama. Chce tylko coś do jedzenia. Nie pieniędzy na wódkę, nie na dziwki, tylko kawałek chleba. Dostaje “wypierdalaj, brudasie” od mężczyzny w kurtce z orłem. Drugi spluwa pod nogi. Kobieta odchodzi, dziecko patrzy. Jezus zmartwychwstał. Ale nie dla niej. Bo ona jest nie z tej strony krzyża.
W domach lśni święconka. Kiełbasa, jajeczko, baby. Dzieci w galowych strojach recytują wierszyki o miłości. A przecież to tu, w tym kraju, kobieta w ciąży – Dorota z Bochni – umiera, bo lekarz nie ruszy palcem. Bo prawo mówi: nie ruszaj płodu. Nawet martwego. Jezus umarł na krzyżu, ale kobiety umierają na izbie przyjęć. I nikt nie drze szat. Może dlatego, że te kobiety mają zwykłe majtki, a nie perizonium ze złotą nitką.
W bajce wilk zjada babcię. W Polsce – ojciec córkę
Bycie człowiekiem to nie jest zawód. To nie jest funkcja. To nie jest nawet obowiązek. To jest wybór. Codziennie. I codziennie wybieramy inaczej. Bo łatwiej być katolikiem niż człowiekiem. Łatwiej pójść do kościoła niż wyciągnąć rękę. Łatwiej udawać litość niż ją czuć. Łatwiej zabić w sobie empatię niż przyznać, że boli. Bo czucie w tym kraju jest uznawane za słabość. A słabość – za patologię.
Dzieci w domach dziecka gwałcone przez „ciocie”. Mężczyzna, który miesiącami był katowany przez konkubinę, bo przecież facet nie może być ofiarą. Ośmiolatka z Białegostoku, zgwałcona przez sąsiada – nikt nie reagował, bo “to nie nasze dziecko”. Jezus zmartwychwstał, ale tylko dla tych, którzy mają konto na fejsie z cytatami z papieża. Reszta może zdechnąć. Bo miłość bliźniego kończy się tam, gdzie zaczyna się jego brud, jego cierpienie, jego prawda.
A potem siadamy do śniadania. Żurek. Kiełbasa. Jajeczko. Jezus, ach Jezus. Tylko że ten Jezus, który dziś zmartwychwstaje – to atrapa. Figurka. Plastikowy Ken od cierpienia. Bo prawdziwy Jezus miałby brud pod paznokciami, krwawiące stopy i płakałby, patrząc na nasze udawanie.
Polska, bajka o dobrym wilku, który wchodzi do Kościoła i przestaje gryźć, bo teraz tylko pierdoli dzieci
W tej naszej bajce o miłosierdziu wilk nie umiera. Wilk zakłada sutannę. I nagle jest nienaruszalny. Bo przecież „to dobry ksiądz”. Tylko że ten dobry ksiądz gwałcił chłopców w Międzyrzeczu. A inny bił dziewczynki w Kaliszu. A jeszcze inny w Tylawie rozdziewiczał dzieci, kiedy inni śpiewali “Barka”.
I nikt nic nie zrobił. Kościół milczał. A państwo klaskało. Miłosierdzie stało się deklem do beczki gówna. Wyciszmy, zamiećmy, zapomnijmy. Ale dzieci pamiętają. Dorośli ofiary, których nikt nie nazwał po imieniu, żyją z tym jak z rakiem – bez leczenia, za to z potępieniem. Jezus zmartwychwstał. A z nim ten ksiądz. Przeniesiony do innej parafii, jak mebel. Tam też będzie “duszpasterzował”. Wilk w owczej skórze? Nie. To już nie bajka. To dokument.
Kiedy Trynkiewicz wychodzi z więzienia, społeczeństwo wrzeszczy. Ale kiedy gwałciciel w sutannie idzie z procesją – dostaje kwiaty. Bo Jezus. Bo przebaczenie. Bo może miał gorszy dzień. Tylko że czteroletnie dziecko nie ma gorszego dnia – ma zniszczone życie. A Jezus nie wraca, nie bierze jej w ramiona, nie mówi: „Już dobrze”. Bo Jezus, którego tu czcimy, jest z plastiku.
I śmiech miłosierdzia w ustach katów
Miłosierdzie w Polsce to żart. Gorzki, okrutny, podły. Jak bajka, w której Królewna Śnieżka dostaje w twarz za to, że nie posprzątała. Jak Czerwony Kapturek, który sam się prosił, bo miał za krótką spódniczkę. Jak ojciec, który katuje syna, bo “tak trzeba wychowywać chłopaka”. Miłosierdzie to dziś kosmetyk – nakładany na oblicze społeczeństwa, które dawno przestało być ludzkie.
Patrzmy. Syria. Małe dzieci duszą się pod gruzami – my świecimy znicze. Ukraina – zbiorowe groby, gwałty, tortury – my dzielimy się opłatkiem. Gaza – umierające noworodki bez inkubatorów – my wrzucamy na Facebooka selfie z kościoła. Rwanda. Wołyń. Bucha. Jedwabne. Auschwitz. I co? I jajko z chrzanem. Bo przecież „trzeba żyć dalej”.
Tyle że jeśli żyjemy bez pamięci, bez empatii, bez reakcji – to nie żyjemy. Jesteśmy trupami, które gadają. Tylko nie zauważyliśmy jeszcze, że śmierdzimy. Jezus zmartwychwstał? Może. Ale my – nie. My wciąż gnijemy w swoich kościołach, rodzinach, głowach.
Powiesiliśmy człowieka, którym byliśmy. Zabiliśmy go dla wygody. Bo lepiej być obojętnym niż bezbronnym. Lepiej zabić, niż dać się zranić. Lepiej śmiać się z „lewaków”, niż stanąć przy ofierze. Lepiej być Polakiem – niż człowiekiem.
A potem zamykamy oczy. I udajemy, że nie widzimy. Bo tak łatwiej. Bo tak przyjemniej smakuje ten kurwa serniczek.
Chcesz, żeby Jezus zmartwychwstał naprawdę?
To najpierw odkop człowieka, którego zakopałeś w sobie.
Tego małego, słabego, płaczącego.
Tego, który umiał kochać.