DU-PA RYŻA, czyli
Chodzi lisek wkoło drogi, nie ma ręki ani nogi

Niejaki Piesiewicz - pissowska onuca i gnida z ramienia wysunięta na czoło Polskiego Komitetu Olimpijskiego - pojechała sobie do Paryża na wycieczkę.

Onuca podczas wycieczki zaczepiła na ulicy bogu ducha winnego koszykarza naszej reprezentacji 3x3, która „pechowo” odpadła z zawodów. Bo my generalnie jak odpadamy to zawsze pechowo, zawsze świat nam robi pod górkę i zawsze jest winien ten ktoś z naprzeciwka, kto oszukał.

Najpierw wraz z towarzyszem pissiorem bortniczukiem ubrał Piesiewicz naszą kadrę olimpijską w ohydne stroje, zawalił przygotowania do Igrzysk (vide choćby sytuacja w Polskim Związku Szermierczym), a teraz W PANICE OPIEPRZA koszykarza, żeby lepiej grał, bo koniec olimpiady bliski, a w worku z medalami pusto.

Dziś to koniec i nie będzie już nic, żadnego dodatkowego medalu, bo zaraz ceremonia zamknięcia.

To były NAJGORSZE Igrzyska dla Polski w historii.

Klasyfikacja medalowa nie mówi wszystkiego, bo ona nam nie opowie o tabunach działaczy (niestety polityków i samorządowców też), którzy na krzywy ryj polecieli się lansować na imprezę czterolecia.

Ta klasyfikacja nie opowie nam też o skandalicznych układach w polskich związkach sportowych, gdzie - jak za czasów komuny słusznie minionej - królują leśne dziady, dla których posada w związku jest SYNEKURĄ, z której dobrze żyje się leśnym dziadom, ich rodzinom i znajomym królika, a zawodnikom niekoniecznie, bo zawodnicy dla leśnych dziadów są zupełnie zbędnym i męczącym kwiatkiem do kożucha.

Są oczywiście wyjątki, którymi są siatkarze i siatkarki, co jeszcze ten dysonans powiększa, ponieważ widać jak na dłoni, gdzie jest pies pogrzebany.

Wystarczy, że związkiem sportowym zarządzają fachowcy, którzy zapewniają odpowiednie finansowanie oraz last but not least - ORGANIZACJĘ dyscypliny w całym kraju, czytaj - dobrych i wykształconych trenerów na poziomie podstawowym, średnim i wyższym, odpowiednie szkolenia, stały dopływ młodych talentów i diamentów, oraz późniejsze ich szlifowanie.

Na czele obu siatkarskich reprezentacji stoją ludzie, dla których siatkówka nie ma żadnych tajemnic, z niejednego, międzynarodowego pieca chleb jedli, oraz mają za sobą całe SZTABY fachowców od fizjologii wysiłku, psychologii, czy analizy trendów taktyki czy techniki. Ale to siatkówka, która jest ewenementem w Polsce. I Iga Świątek, która jest ewenementem JEDNOOSOBOWYM na skalę światową.

Nie było żadnym przypadkiem, że zarówno drużyna siatkarzy jak i Iga Świątek BRAK ZŁOTEGO MEDALU uznali za dramat i absolutną swoją porażkę.

To są ludzie z innej galaktyki, dla których każde inne miejsce niż pierwsze było, jest i w przyszłości będzie porażką.

Tej mentalności fajterów brakuje bardzo w innych dyscyplinach, gdzie często zadawalamy się samym udziałem w Igrzyskach czy innych mistrzostwach, a każde miejsce punktowane czy też na pudle - bierzemy z pocałowaniem ręki.

Słynne „Polacy nic się nie stało, jedziemy dalej, za rok będą następne eliminacje i zawody”, przetransferowane z szorującej po dnie wolskiej piłki nożnej - niebezpiecznie zagościło w głowach nie tylko zawodników innych dyscyplin, ale też w głowach kibiców i dziennikarzy.

Zwróćcie uwagę na fakt, że to Iga Świątek i siatkarze byli najbardziej rozczarowanymi ludźmi na Igrzyskach i wcale im nie pomaga to nasze „ależ spoko, jest super, macie medale na które zasłużyliście, przełamana klątwa, bla, bla, bla”.

Dla nich te brązy czy srebra to porażka, bo oni zawsze WALCZĄ O CAŁĄ PULĘ W STAWCE.

To tylko jedynie świadczy o tym, gdzie jest polski sport i gdzie są AMBICJE zawodników i nas jako kibiców.

Ale nie samą ambicją zawodnik żyje.

Do tego, aby osiągać dobre wyniki, potrzebna jest baza i nadbudowa.

Tymczasem polski sport szoruje po dnie i nie chodzi tu tylko o samych nieudolnych działaczy, czy zbyt mało ambitnych czy zdolnych zawodników.

Nasz sport wyczynowy jest na dnie, ponieważ nasze ogólnonarodowe podejście do szeroko rozumianej kultury fizycznej jest na dnie.

Lekcje WFu w szkołach podstawowych i średnich to dramat i piąte koło u wozu większości szkolnych dyrekcji, które najchętniej ten wf zlikwidowałyby w ogóle i dołożyły dodatkowe lekcje innych przedmiotów, bo podstawy programowej nie można wyrobić wicie rozumicie.

W klasach 1-3 zajęcia sportowe prowadzą „panie od jeden-trzy”, najczęściej w tużurkach i bonżurkach, w bucikach na obcasiku, gdzie dzieci łapią się za rączki i chodząc w kółko podśpiewują: „chodzi lisek wkoło drogi, nie ma ręki ani nogi”. Albo w ogóle te zajęcia przeznaczają na nadgonienie materiału z innych przedmiotów.

Dziecko w szkole od najmłodszych lat jest do sportu zniechęcane, bo raz, że poziom tych zajęć jest żenujący na początku, a dwa, że dzieciaki nie mają nawet gdzie się przebrać i umyć, szczególnie umyć, bo to że szkolne prysznice przy szatniach są notorycznie zamknięte i nieczynne, to historia znana od pokoleń. W dodatku nie ma nawet czasu na ten prysznic, bo jak ma się umyć cała klasa szczeniaków w ciągu 10 minut przerwy?

Jedziemy dalej - finansowanie zajęć sportowych pozalekcyjnych, czyli całkowity ich brak. Nie ma pieniędzy dla nauczycieli, instruktorów i trenerów, zajęcia można sobie robić społecznie i za frajer.

W weekendy i wakacje przyszkolne obiekty sportowe stoją puste i niewykorzystane, chociaż nie - w tygodniu są WYNAJMOWANE za ciężki szmal tym, którzy chcą sobie amatorsko w coś pograć. Albo wynajmowane są osobom prowadzącym działalność gospodarczą (najczęściej w formie stowarzyszeń, aby uniknąć płacenia podatków), które to osoby prowadzą za grubą kasę wyciąganą od rodziców zajęcia taneczne, jogę i wszelkie AKADEMIE: tenisowe, piłkarskie, koszykarskie, sportów walki et cetera et cetera.

Państwo wywiesiło w tej dziedzinie białą flagę i sport szkolny SPRYWATYZOWAŁO. Dziś każdy, kto nazwie się trenerem czy instruktorem od czapy - może prowadzić zajęcia sportowe za pieniądze, a rodzice zadowoleni, bo gówniarz przynajmniej się trochę porusza dwa razy w tygodniu. Ale to dotyczy niewielkiego procenta ludzi młodych, którzy mają to szczęście, że ich rodzice mają trochę wolnej gotówki i mają trochę oleju w głowie, bo wiedzą jak ważna jest kultura fizyczna dla rozwoju młodego człowieka, oczywiście nie tylko rozwoju fizycznego.

Bo sport to nie tylko fikołki i meczyki, ale coś więcej, coś, co determinuje rozwój takich cech człowieka jak:
ambicja,
dążenie do celu,
wytrwałość,
cierpliwość,
pracowitość,
koleżeńskość,
umiejętność współdziałania w grupie.

Zagadnienie pt.” Zbawienne działanie zajęć sportowych na psychikę i fizyczność człowieka” można ciągnąć długo i wytrwale, pytanie czy to ma sens w świetle tego, jak polskie społeczeństwo traktuje szeroko rozumianą kulturę fizyczną. Polskie społeczeństwo bowiem jako ogół - stoi TYŁEM do sportu. 60% w ogóle nie uprawia nic, nawet spacerów po lesie. Aktywność sportowa ludzi młodych jest na poziomie 20% i spada. Najpopularniejszym sportem wydają się być gry komputerowe, Instagram i generalnie smartfon, bo do smartfonów przeniosło się całe życie ludzi młodych, którzy nie potrafią już ze sobą W REALU rozmawiać, a co dopiero mówić o jakimś wysiłku fizycznym, który jest zwykłą stratą czasu wg nich.

Tyjemy na potęgę i jesteśmy już w tej dziedzinie w ścisłej czołówce europejskiej.

30 lat temu na palcach obu rąk można było na szkolnych korytarzach policzyć dzieci z nadwagą. Dziś proporcje są całkowicie odwrotne, króluje fast food i generalnie śmieciowe żarcie, dla młodych najważniejsza jest towarzyska wizyta w Mc Donalds, albo zamówienie pizzy na telefon na domówkę. A sami rodzice nie pomagają, bo ZWOLNIENIA Z WFu są na porządku dziennym (szczególnie u dziewczynek).

Tak więc reasumując - dopóki nie zmieni się podejście do kultury fizycznej na poziomie SPOŁECZNYM oraz last but not least - na poziomie władz centralnych i samorządowych, dopóty będziemy mieli w sporcie dramat.

I nie będzie lepiej, tylko gorzej.

Za 20 lat z rozrzewnieniem będziemy wspominali te kilka medali olimpijskich z Igrzysk w Paryżu, bo wydarzeniem tygodnia będzie czwarte miejsce jakiegoś Jasia w olimpijskich zawodach w breakdance.

Ale nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być....lepiej.

Recepty są dość proste i dostępne od ręki, tylko władze centralne i samorządowe powinny wreszcie zrozumieć, że to, jak traktują sport i kulturę masową jest ślepą uliczką, prowadzącą nas prostą drogą do katastrofy.

Co można zrobić od zaraz?

⏺Skasować lekcje religii w szkołach, pieniądze przesunąć na sport szkolny: dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, SKSy w tygodniu.
⏺W weekendy otworzyć przyszkolne sale gimnastyczne i boiska, zatrudnić nauczycieli, trenerów, instruktorów, innych chętnych dorosłych - do prowadzenia zajęć z dziećmi.
⏺Samorządy - przestać finansować ZAWODOWE kluby piłkarskie i żużlowe, pieniądze przesunąć na lekką atletykę, szermierkę, pływanie i inne dyscypliny.
⏺Nie budować wież widokowych, ławek, ławeczek, wodnych parków - budować baseny do pływania 15-20-25 metrowe przy obiektach szkolnych.
⏺Budować ogródki jordanowskie na terenach zielonych w miastach i miasteczkach.
⏺WF w szkołach - w wymiarze 2 godzin tygodniowo tradycyjny, dodatkowe, OBOWIĄZKOWE 3 GODZINY wyłączyć z grafików lekcyjnych, zajęcia sportowe przeprowadzać po lekcjach w obiektach szkolnych i pozaszkolnych. Niech ten wf będzie WYBOREM przez dziecko dyscypliny sportowej na obiektach miejskich.
⏺Znieść oceny z wf w szkołach, nie odchodząc jednak od testów sprawnościowych, których wyniki niekoniecznie muszą być upubliczniane. Testy mają pomóc w wyłowieniu najzdolniejszych jednostek do sportu wyczynowego.
⏺Przestać honorować zwolnienia z wf od rodziców.
⏺Objąć obowiązkowymi, darmowymi lekcjami pływania wszystkie dzieci od przedszkola - pieniądze z budżetu centralnego, nie z samorządowego.
⏺Zajęcia sportowe w klasach 1-3 mają wrócić do fachowców po Akademiach Wychowania Fizycznego z przygotowaniem pedagogicznym i praktykach szkolnych. Niewyobrażalne jest, aby zajęcia WF prowadziła „pani od jeden-trzy” w lakierkach i tużurku, to urąga wszelkim standardom wychowania dzieci w miłości do sportu i rekreacji ruchowej.
⏺Podczas wakacji - zapewnić chętnym dzieciom DARMOWY pobyt na szkolnych i miejskich obiektach sportowych. Szkoły powinny być czynne przez całe wakacje i prowadzić DARMOWE PÓŁKOLONIE dla chętnych dzieci, zatrudniając nauczycieli za podwójną lub potrójną stawkę godzinową. Dodatkowe pieniądze dla nauczycieli wydzielić z budżetu centralnego, na przykład ze zlikwidowanego Funduszu Kościelnego.

***** ***

Nie jest prawdą, że na sport wydajemy w Polsce mało pieniędzy. Wydajemy całkiem sporo, tylko nie tam gdzie trzeba i jak trzeba.

Oto przykład mojego rodzinnego miasta - Zielonej Góry.

Poprzedni na szczęście prezydent Kubicki doprowadził do całkowitej ruiny stadion lekkoatletyczny oraz zaprzestał finansowania sekcji lekkoatletycznej, dla której dotacja miejska wynosiła, uwaga, orkiestra tusz: 60 tysięcy złotych rocznie.

Przykładowo - radny z jego klubiku, niejaki Kasza - dostawał 70 tysięcy na organizację JEDNEGO EVENTU Z DOOPY przy Ratuszu miejskim, który trwał 2-3 godziny i nie przynosił kompletnie żadnych korzyści dla rozwoju kultury fizycznej mieszkańców.

Na finansowanie klubu żużlowego Kubicki wydał w ciągu ostatnich 10 lat ponad 50 MILIONÓW ZŁOTYCH z naszych podatków. Żużel uprawia w Polsce około 100 osób, dyscyplina ta nigdy nie będzie dyscypliną olimpijską a jej zasługi do popularyzowania masowej kultury fizycznej są żadne.

Teraz wystarczy sobie wyobrazić, co można było zrobić za 50 milionów dla popularyzacji lekkiej atletyki, szermierki czy pływania w Zielonej Górze przez ostatnie 10 lat.

POZA TYM UWAŻAM ŻE PISS NALEŻY ZDELEGALIZOWAĆ.

[CC] Maciej Stawiarski

DU-PA RYŻA, czyli
Chodzi lisek wkoło drogi, nie ma ręki ani nogi

Niejaki Piesiewicz - pissowska onuca i gnida z ramienia wysunięta na czoło Polskiego Komitetu Olimpijskiego - pojechała sobie do Paryża na wycieczkę.

Onuca podczas wycieczki zaczepiła na ulicy bogu ducha winnego koszykarza naszej reprezentacji 3x3, która „pechowo” odpadła z zawodów. Bo my generalnie jak odpadamy to zawsze pechowo, zawsze świat nam robi pod górkę i zawsze jest winien ten ktoś z naprzeciwka, kto oszukał.

Najpierw wraz z towarzyszem pissiorem bortniczukiem ubrał Piesiewicz naszą kadrę olimpijską w ohydne stroje, zawalił przygotowania do Igrzysk (vide choćby sytuacja w Polskim Związku Szermierczym), a teraz W PANICE OPIEPRZA koszykarza, żeby lepiej grał, bo koniec olimpiady bliski, a w worku z medalami pusto.

Dziś to koniec i nie będzie już nic, żadnego dodatkowego medalu, bo zaraz ceremonia zamknięcia.

To były NAJGORSZE Igrzyska dla Polski w historii.

Klasyfikacja medalowa nie mówi wszystkiego, bo ona nam nie opowie o tabunach działaczy (niestety polityków i samorządowców też), którzy na krzywy ryj polecieli się lansować na imprezę czterolecia.

Ta klasyfikacja nie opowie nam też o skandalicznych układach w polskich związkach sportowych, gdzie - jak za czasów komuny słusznie minionej - królują leśne dziady, dla których posada w związku jest SYNEKURĄ, z której dobrze żyje się leśnym dziadom, ich rodzinom i znajomym królika, a zawodnikom niekoniecznie, bo zawodnicy dla leśnych dziadów są zupełnie zbędnym i męczącym kwiatkiem do kożucha.

Są oczywiście wyjątki, którymi są siatkarze i siatkarki, co jeszcze ten dysonans powiększa, ponieważ widać jak na dłoni, gdzie jest pies pogrzebany.

Wystarczy, że związkiem sportowym zarządzają fachowcy, którzy zapewniają odpowiednie finansowanie oraz last but not least - ORGANIZACJĘ dyscypliny w całym kraju, czytaj - dobrych i wykształconych trenerów na poziomie podstawowym, średnim i wyższym, odpowiednie szkolenia, stały dopływ młodych talentów i diamentów, oraz późniejsze ich szlifowanie.

Na czele obu siatkarskich reprezentacji stoją ludzie, dla których siatkówka nie ma żadnych tajemnic, z niejednego, międzynarodowego pieca chleb jedli, oraz mają za sobą całe SZTABY fachowców od fizjologii wysiłku, psychologii, czy analizy trendów taktyki czy techniki. Ale to siatkówka, która jest ewenementem w Polsce. I Iga Świątek, która jest ewenementem JEDNOOSOBOWYM na skalę światową.

Nie było żadnym przypadkiem, że zarówno drużyna siatkarzy jak i Iga Świątek BRAK ZŁOTEGO MEDALU uznali za dramat i absolutną swoją porażkę.

To są ludzie z innej galaktyki, dla których każde inne miejsce niż pierwsze było, jest i w przyszłości będzie porażką.

Tej mentalności fajterów brakuje bardzo w innych dyscyplinach, gdzie często zadawalamy się samym udziałem w Igrzyskach czy innych mistrzostwach, a każde miejsce punktowane czy też na pudle - bierzemy z pocałowaniem ręki.

Słynne „Polacy nic się nie stało, jedziemy dalej, za rok będą następne eliminacje i zawody”, przetransferowane z szorującej po dnie wolskiej piłki nożnej - niebezpiecznie zagościło w głowach nie tylko zawodników innych dyscyplin, ale też w głowach kibiców i dziennikarzy.

Zwróćcie uwagę na fakt, że to Iga Świątek i siatkarze byli najbardziej rozczarowanymi ludźmi na Igrzyskach i wcale im nie pomaga to nasze „ależ spoko, jest super, macie medale na które zasłużyliście, przełamana klątwa, bla, bla, bla”.

Dla nich te brązy czy srebra to porażka, bo oni zawsze WALCZĄ O CAŁĄ PULĘ W STAWCE.

To tylko jedynie świadczy o tym, gdzie jest polski sport i gdzie są AMBICJE zawodników i nas jako kibiców.

Ale nie samą ambicją zawodnik żyje.

Do tego, aby osiągać dobre wyniki, potrzebna jest baza i nadbudowa.

Tymczasem polski sport szoruje po dnie i nie chodzi tu tylko o samych nieudolnych działaczy, czy zbyt mało ambitnych czy zdolnych zawodników.

Nasz sport wyczynowy jest na dnie, ponieważ nasze ogólnonarodowe podejście do szeroko rozumianej kultury fizycznej jest na dnie.

Lekcje WFu w szkołach podstawowych i średnich to dramat i piąte koło u wozu większości szkolnych dyrekcji, które najchętniej ten wf zlikwidowałyby w ogóle i dołożyły dodatkowe lekcje innych przedmiotów, bo podstawy programowej nie można wyrobić wicie rozumicie.

W klasach 1-3 zajęcia sportowe prowadzą „panie od jeden-trzy”, najczęściej w tużurkach i bonżurkach, w bucikach na obcasiku, gdzie dzieci łapią się za rączki i chodząc w kółko podśpiewują: „chodzi lisek wkoło drogi, nie ma ręki ani nogi”. Albo w ogóle te zajęcia przeznaczają na nadgonienie materiału z innych przedmiotów.

Dziecko w szkole od najmłodszych lat jest do sportu zniechęcane, bo raz, że poziom tych zajęć jest żenujący na początku, a dwa, że dzieciaki nie mają nawet gdzie się przebrać i umyć, szczególnie umyć, bo to że szkolne prysznice przy szatniach są notorycznie zamknięte i nieczynne, to historia znana od pokoleń. W dodatku nie ma nawet czasu na ten prysznic, bo jak ma się umyć cała klasa szczeniaków w ciągu 10 minut przerwy?

Jedziemy dalej - finansowanie zajęć sportowych pozalekcyjnych, czyli całkowity ich brak. Nie ma pieniędzy dla nauczycieli, instruktorów i trenerów, zajęcia można sobie robić społecznie i za frajer.

W weekendy i wakacje przyszkolne obiekty sportowe stoją puste i niewykorzystane, chociaż nie - w tygodniu są WYNAJMOWANE za ciężki szmal tym, którzy chcą sobie amatorsko w coś pograć. Albo wynajmowane są osobom prowadzącym działalność gospodarczą (najczęściej w formie stowarzyszeń, aby uniknąć płacenia podatków), które to osoby prowadzą za grubą kasę wyciąganą od rodziców zajęcia taneczne, jogę i wszelkie AKADEMIE: tenisowe, piłkarskie, koszykarskie, sportów walki et cetera et cetera.

Państwo wywiesiło w tej dziedzinie białą flagę i sport szkolny SPRYWATYZOWAŁO. Dziś każdy, kto nazwie się trenerem czy instruktorem od czapy - może prowadzić zajęcia sportowe za pieniądze, a rodzice zadowoleni, bo gówniarz przynajmniej się trochę porusza dwa razy w tygodniu. Ale to dotyczy niewielkiego procenta ludzi młodych, którzy mają to szczęście, że ich rodzice mają trochę wolnej gotówki i mają trochę oleju w głowie, bo wiedzą jak ważna jest kultura fizyczna dla rozwoju młodego człowieka, oczywiście nie tylko rozwoju fizycznego.

Bo sport to nie tylko fikołki i meczyki, ale coś więcej, coś, co determinuje rozwój takich cech człowieka jak:
ambicja,
dążenie do celu,
wytrwałość,
cierpliwość,
pracowitość,
koleżeńskość,
umiejętność współdziałania w grupie.

Zagadnienie pt.” Zbawienne działanie zajęć sportowych na psychikę i fizyczność człowieka” można ciągnąć długo i wytrwale, pytanie czy to ma sens w świetle tego, jak polskie społeczeństwo traktuje szeroko rozumianą kulturę fizyczną. Polskie społeczeństwo bowiem jako ogół - stoi TYŁEM do sportu. 60% w ogóle nie uprawia nic, nawet spacerów po lesie. Aktywność sportowa ludzi młodych jest na poziomie 20% i spada. Najpopularniejszym sportem wydają się być gry komputerowe, Instagram i generalnie smartfon, bo do smartfonów przeniosło się całe życie ludzi młodych, którzy nie potrafią już ze sobą W REALU rozmawiać, a co dopiero mówić o jakimś wysiłku fizycznym, który jest zwykłą stratą czasu wg nich.

Tyjemy na potęgę i jesteśmy już w tej dziedzinie w ścisłej czołówce europejskiej.

30 lat temu na palcach obu rąk można było na szkolnych korytarzach policzyć dzieci z nadwagą. Dziś proporcje są całkowicie odwrotne, króluje fast food i generalnie śmieciowe żarcie, dla młodych najważniejsza jest towarzyska wizyta w Mc Donalds, albo zamówienie pizzy na telefon na domówkę. A sami rodzice nie pomagają, bo ZWOLNIENIA Z WFu są na porządku dziennym (szczególnie u dziewczynek).

Tak więc reasumując - dopóki nie zmieni się podejście do kultury fizycznej na poziomie SPOŁECZNYM oraz last but not least - na poziomie władz centralnych i samorządowych, dopóty będziemy mieli w sporcie dramat.

I nie będzie lepiej, tylko gorzej.

Za 20 lat z rozrzewnieniem będziemy wspominali te kilka medali olimpijskich z Igrzysk w Paryżu, bo wydarzeniem tygodnia będzie czwarte miejsce jakiegoś Jasia w olimpijskich zawodach w breakdance.

Ale nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być....lepiej.

Recepty są dość proste i dostępne od ręki, tylko władze centralne i samorządowe powinny wreszcie zrozumieć, że to, jak traktują sport i kulturę masową jest ślepą uliczką, prowadzącą nas prostą drogą do katastrofy.

Co można zrobić od zaraz?

⏺Skasować lekcje religii w szkołach, pieniądze przesunąć na sport szkolny: dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, SKSy w tygodniu.
⏺W weekendy otworzyć przyszkolne sale gimnastyczne i boiska, zatrudnić nauczycieli, trenerów, instruktorów, innych chętnych dorosłych - do prowadzenia zajęć z dziećmi.
⏺Samorządy - przestać finansować ZAWODOWE kluby piłkarskie i żużlowe, pieniądze przesunąć na lekką atletykę, szermierkę, pływanie i inne dyscypliny.
⏺Nie budować wież widokowych, ławek, ławeczek, wodnych parków - budować baseny do pływania 15-20-25 metrowe przy obiektach szkolnych.
⏺Budować ogródki jordanowskie na terenach zielonych w miastach i miasteczkach.
⏺WF w szkołach - w wymiarze 2 godzin tygodniowo tradycyjny, dodatkowe, OBOWIĄZKOWE 3 GODZINY wyłączyć z grafików lekcyjnych, zajęcia sportowe przeprowadzać po lekcjach w obiektach szkolnych i pozaszkolnych. Niech ten wf będzie WYBOREM przez dziecko dyscypliny sportowej na obiektach miejskich.
⏺Znieść oceny z wf w szkołach, nie odchodząc jednak od testów sprawnościowych, których wyniki niekoniecznie muszą być upubliczniane. Testy mają pomóc w wyłowieniu najzdolniejszych jednostek do sportu wyczynowego.
⏺Przestać honorować zwolnienia z wf od rodziców.
⏺Objąć obowiązkowymi, darmowymi lekcjami pływania wszystkie dzieci od przedszkola - pieniądze z budżetu centralnego, nie z samorządowego.
⏺Zajęcia sportowe w klasach 1-3 mają wrócić do fachowców po Akademiach Wychowania Fizycznego z przygotowaniem pedagogicznym i praktykach szkolnych. Niewyobrażalne jest, aby zajęcia WF prowadziła „pani od jeden-trzy” w lakierkach i tużurku, to urąga wszelkim standardom wychowania dzieci w miłości do sportu i rekreacji ruchowej.
⏺Podczas wakacji - zapewnić chętnym dzieciom DARMOWY pobyt na szkolnych i miejskich obiektach sportowych. Szkoły powinny być czynne przez całe wakacje i prowadzić DARMOWE PÓŁKOLONIE dla chętnych dzieci, zatrudniając nauczycieli za podwójną lub potrójną stawkę godzinową. Dodatkowe pieniądze dla nauczycieli wydzielić z budżetu centralnego, na przykład ze zlikwidowanego Funduszu Kościelnego.

***** ***

Nie jest prawdą, że na sport wydajemy w Polsce mało pieniędzy. Wydajemy całkiem sporo, tylko nie tam gdzie trzeba i jak trzeba.

Oto przykład mojego rodzinnego miasta - Zielonej Góry.

Poprzedni na szczęście prezydent Kubicki doprowadził do całkowitej ruiny stadion lekkoatletyczny oraz zaprzestał finansowania sekcji lekkoatletycznej, dla której dotacja miejska wynosiła, uwaga, orkiestra tusz: 60 tysięcy złotych rocznie.

Przykładowo - radny z jego klubiku, niejaki Kasza - dostawał 70 tysięcy na organizację JEDNEGO EVENTU Z DOOPY przy Ratuszu miejskim, który trwał 2-3 godziny i nie przynosił kompletnie żadnych korzyści dla rozwoju kultury fizycznej mieszkańców.

Na finansowanie klubu żużlowego Kubicki wydał w ciągu ostatnich 10 lat ponad 50 MILIONÓW ZŁOTYCH z naszych podatków. Żużel uprawia w Polsce około 100 osób, dyscyplina ta nigdy nie będzie dyscypliną olimpijską a jej zasługi do popularyzowania masowej kultury fizycznej są żadne.

Teraz wystarczy sobie wyobrazić, co można było zrobić za 50 milionów dla popularyzacji lekkiej atletyki, szermierki czy pływania w Zielonej Górze przez ostatnie 10 lat.

POZA TYM UWAŻAM ŻE PISS NALEŻY ZDELEGALIZOWAĆ.

[CC] Maciej Stawiarski
(11-08-2024 / 708)

Pobierz PDF Wydrukuj