Rewolucja edukacji wg pis

Wywiad - Długi, ale bardzo ważny - Bo o edukacji. Przedrukowany z grupy Doniesienia z putinowskiej Polski

Rozmawiam z Dorota Łobodą, jedną z liderek ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji, prezeską fundacji Rodzice Mają Głos członkinią Rady Konsultacyjnej Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, a od 2019 roku także radną Warszawy i przewodniczącą Komisji Edukacji w stołecznym ratuszu.

Zapraszam.

👉 Gdy mówimy o pisowskiej rewolucji w edukacji, zwykle mamy na myśli Przemysława Czarnka i jego motywowaną religijnie obyczajową urawniłowkę. Ale zakończone właśnie matury i testy ósmoklasisty to może dobry moment, by przypomnieć, że owa rewolucja zaczęła się wcześniej. Co było jej pierwszym etapem?

Pierwszym krokiem pisowskiej rewolucji w edukacji, o czym mało kto w tej chwili pamięta, było cofnięcie reformy obniżającej wiek szkolny do 6 lat. PiS spełnił wolę Karoliny i Tomasza Elbanowskich, którym udało się wmówić tysiącom rodziców, żeby “ratowali” maluchy przed szkołą. Wraz z podwyższeniem wieku rozpoczęcia szkoły do 6 lat wycofano się z obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków. Wspominam o tym, bo to niezwykle istotna zmiana, która pokazuje, że PiS mając na sztandarach wyrównywanie szans edukacyjnych, już pierwszą zmianą wprowadzoną do systemu pokazało, że nie rozumie lub nie chce rozumieć na czym to wyrównywanie szans powinno polegać. Jednym z największych wyzwań publicznej edukacji jest niwelowanie różnic pomiędzy dziećmi z uprzywilejowanych środowisk a tymi ze środowisk słabszych społeczno-ekonomicznie. Najłatwiej jest tego dokonać na najwcześniejszym etapie edukacji. Dzieci wykształconych rodziców z dużych miast idą do przedszkola w wieku trzech lat, dzieci z defaworyzowanych środowisk często dopiero wtedy, kiedy pojawia się obowiązek. W rezultacie, już na starcie są o trzy lata edukacji do tyłu. Wcześniejszy start to również szansa na wyłapanie w porę nieprawidłowości rozwojowych, specjalnych potrzeb edukacyjnych, ale także zaniedbań czy przemocy domowej. PiS szybko po wyborach pokazało, że rozwój dziecka i jego szanse nie są priorytetem.

👉 Matury napisał właśnie rocznik “zreformowany”, który przez cztery lata tłoczył się w przeludnionych liceach. Już w 2019 roku “reforma” została zmiażdżona przez NIK, co oczywiście nie skłoniło nikogo na Nowogrodzkiej do jakiejkolwiek refleksji. Jaki jest bilans likwidacji gimnazjów i jak wpłynie to na wykształcenie kilku milionów młodych ludzi?

Matura tego „zreformowanego” rocznika kończy etap mojej osobistej walki z systemem, którą rozpoczęłam, kiedy moja córka – rocznik 2005 – była w szóstej klasie i szykowała się do wyboru gimnazjum. Wtedy PiS przeszło do drugiego – najsłynniejszego – kroku deformy oświaty czyli likwidacji gimnazjów. Wbrew opiniom ekspertek i ekspertów, wbrew badaniom naukowym, wbrew wynikom międzynarodowego testu PISA, w którym polska młodzież od wprowadzenia gimnazjów pięła się w górę, aby znaleźć się w europejskiej czołówce, ignorując protesty nauczycieli, Zalewska wprowadziła w życie czołowy postulat wyborczy PiS. To, co wówczas nastąpiło zilustruję na przykładzie mojej córki, przedstawicielki „straconego rocznika” jak ich nazywano w mediach.

Wbrew swoim planom musiała zostać na dwa kolejne lata w podstawówce nieprzygotowanej na pomieszczenie dodatkowych roczników. Lekcje rozpoczynały się czasami o 7 rano, na sale lekcyjne zaadaptowano wszystkie możliwe pomieszczenia łącznie z pokojem nauczycielskim, który przeniesiono do małej salki. Ponieważ geniusz pisowskich ekspertów sprawił, że wiedzę z trzech lat gimnazjum postanowiono upchnąć do głów dwunastolatków w czasie krótszym o rok, podstawa programowa pękała od wiadomości, a plany lekcji przyprawiały o trwogę. Ola miała 38 lekcji w tygodniu, prawie tyle ile dorosły godzin pracy, do tego dochodziły prace domowe i przygotowania do sprawdzianów.

Nikogo nie obchodziło, że nowa podstawa programowa nie przystawała do starej. Feralny rocznik zaczynał naukę geografii i biologii od środka, bo podstawa zakładała naukę tych przedmiotów od klasy 5. Tymczasem oni wcześniej mieli tylko przyrodę. W szóstej klasie skończyli naukę historii na współczesności, aby w siódmej rozpocząć od Kongresu Wiedeńskiego. Absurdów było wiele.

Kiedy Ola uporała się z podstawówką ruszyła do liceum w kumulacji roczników. W 2019 roku do szkół ponadpodstawowych kandydowało ponad 700 tysięcy uczennic i uczniów, zamiast 350 tysięcy, które zazwyczaj starało się o miejsce w tych placówkach. Od początku uprzedzano Annę Zalewską, że skumulowanie w jednym roku uczniów kończących podstawówkę i tych ostatniego roku gimnazjów wywoła niewyobrażalny chaos i stres młodych osób. Tak właśnie się stało. Ola przeszła pomyślnie rekrutację i z przepełnionej podstawówki trafiła do przepełnionego liceum. Wszyscy pamiętamy dramatyczne obrazki z 2019 roku, na których pokazywano kolejki do toalet, ścisk na schodach, tłumy na korytarzach. Niektóre szkoły wprowadzały ruch jednokierunkowy na schodach w trosce o bezpieczeństwo uczennic i uczniów. W szkołach ponadpodstawowych rozległy się narzekania nauczycieli, że nowy rocznik w porównaniu z absolwentami gimnazjów umie znacznie mniej. Rodzice w panice zapewniali korepetycje, aby wyrównywać braki. Po pierwszym semestrze nastąpiła katastrofa, której nie dało się przewidzieć – pandemia.

Kiedy młodzież po półtora roku izolacji wróciła do szkół, dowiedziała się o zasadach i zakresie nowej matury. Kolejny eksperyment na żywym organizmie. Zasady i zakres materiału zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ostatnie zmiany Przemysław Czarnek ogłosił w marcu, dwa miesiące przed egzaminem. Ostatecznie matura, według ekspertów, była dość łatwa. Pisowski rząd musi przecież udowodnić sukces reformy.

Kiedy 18 maja na 10 dni przed swoimi osiemnastymi urodzinami moja córka przystąpiła do ostatniego egzaminu, odetchnęłam z ulgą. Podobnie jak rodzice 350 tysięcy uczennic i uczniów z feralnego rocznika.

👉 Jaki jest bilans likwidacji gimnazjów i jak wpłynie to na wykształcenie kilku milionów młodych ludzi?

Trudno znaleźć jakieś pozytywy. Anna Zalewska uzasadniając konieczność tzw. reformy, powoływała się na rzekomo wysoki poziom przemocy w gimnazjach. Ale po pierwsze – badania Instytutu Badań Edukacyjnych wskazały, że najwięcej przemocy jest w podstawówkach, a po drugie – przemoc nie znika jeśli przenosi się dzieci do innego typu szkoły. Trudności związane z okresem dojrzewania związane są z wiekiem, a nie typem szkoły, do tego gimnazja nauczyły się radzić sobie z problemami nastolatek i nastolatków, miały zespoły nauczycieli i specjalistów. W wyniku deformy zespoły i kapitał, który wypracowały zostały zniszczone. A przemoc wśród nastolatków oczywiście nie zniknęła.

Z deformą Zalewskiej związany jest jeszcze jeden, niespotykany w świecie, skutek – skrócenie czasu edukacji ogólnej. Kraje zachodnie dążą do wydłużenia czasu edukacji ogólnej wiedząc, że wpływa to na poziom wykształcenia całych społeczeństw. My poszliśmy w przeciwnym kierunku. PiS skrócił czas obowiązkowej edukacji ogólnej z dziewięciu do ośmiu lat. Pozbawił też młodzież z małych ośrodków szans na lepszą edukację, którą dawały dobrze wyposażone gimnazja w większych miastach. Teraz młodzież przez osiem lat uczy się w statystycznie gorzej wyposażonych wiejskich szkołach, co zmniejsza jej szanse na dostanie się do dobrych liceów czy techników. Tak to właśnie PiS wyrównuje szanse.

👉 Jak w ogóle skomentować fakt, że usunięcie edukacji antydyskryminacyjnej było wprost realizacją postulatu Ordo Iuris, z czym Zalewska niespecjalnie się kryła? I jakie są tego efekty?

Z edukacją antydyskryminacyjną nigdy nie było dobrze w polskiej szkole. Ale na kilka lat przed przejęciem władzy przez PiS jej elementy trafiły wreszcie do podstaw programowych. Nie na długo. Nienawidzące różnorodności i praw człowieka Ordo Iuris suflujące pisowskiemu rządowi rozwiązania, doradziło ministrze wycofanie edukacji antydyskryminacyjnej z naszych szkół. Anna Zalewska nie lubiła korzystać z rad ekspertek i ekspertów, za to nadzwyczaj chętnie skorzystała z rady fundamentalistycznej organizacji, która postanowiła nie ograniczać się do ochrony praw płodów i zajęła się dziećmi narodzonymi.

Wycofanie edukacji antydyskryminacyjnej wskazało kierunek w jakim ma iść polska szkoła. Otwartość i akceptacja różnorodności przestały być liczącymi się wartościami.

Zastąpiły je Bóg, Honor i Ojczyzna. Dość symbolicznie z podstawy programowej dla klas 1-3 zniknęło pojęcie „tolerancja”. Jednocześnie władza i sprzyjające jej media rozpoczęły nagonkę na osoby LGBT+. Z badań opublikowanych przez Kampanię Przeciw Homofobii wiemy, że ponad 70% nastolatków LGBT+ miewa myśli samobójcze. Znamy imiona młodych osób, które z powodu homofobii czy transfobii odebrały sobie życie. Kiedy aktywistka Marta Puczyńska w geście protestu napisała sprayem na murach MEN imiona tych dzieci, ówczesny minister Piontkowski martwił się wyłącznie zniszczoną elewacją.

👉 Gdy edukacja antydyskryminacyjna wypadła z programu, szkoły zaczęły łatać dziury, zapraszając do siebie organizacje pozarządowe. Do akcji ponownie wkroczyło Ordo Iuris.

Polska szkoła wiele już przeżyła i nauczyła się działać przez lata w trybu awaryjnym. Olbrzymim wsparciem od wielu lat są organizacje pozarządowe zapewniające różnorodne zajęcia i warsztaty. Wchodzą do szkół, aby uzupełniać to, czego brakuje w podstawach programowych i czego nauczycielki i nauczyciele zobowiązani do ich szczegółowej realizacji, nie są w stanie zapewnić na lekcjach. To nie są wyłącznie warsztaty ze znienawidzonych przez władzę edukacji seksualnej czy antydyskryminacyjnej. To również edukacja regionalna, artystyczna, historyczna, językowa czy klimatyczna. Obsesyjne w tropieniu gender Ordo Iuris postanowiło wkroczyć i tu. Opublikowało raport „Chrońmy dzieci” z listą organizacji, które nie powinny być wpuszczane do szkół. Na liście oprócz zapewniającego edukację seksualną Pontonu znalazło się również Amnesty International (wiadomo, po co dzieciom wiedza o prawach człowieka). Najbardziej kuriozalne było umieszczenie na tej liście Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która zajmuje się przeciwdziałaniem przemocy wobec dzieci. Ordo Iuris kolportowało i robi to nadal tzw. oświadczenia rodzicielskie, w których rodzice deklarują, że nie zgadzają się na żadne formy edukacji równościowej seksualnej czy antyprzemocowej.

👉 Kolejnym krokiem była de facto likwidacja przedmiotu Wiedza o Społeczeństwie. Uczniowie i uczennice nie tylko mieli nie być uczeni tolerancji, ale także tego, jak funkcjonuje państwo i czym jest demokracja. Jaki był tego cel i jakie są efekty?

Demokracja i prawa człowieka nie są dla władzy ważne. Edukacja obywatelska straciła na znaczeniu. Przed Zalewską była prowadzona od czwartej klasy w ramach przedmiotu Historia i Społeczeństwo, teraz wchodzi dopiero w klasie ósmej. I jest to jedyny rok, kiedy wszystkie uczennice i uczniowie tę edukację mają. W liceum WoS nie jest już dla wszystkich, a tylko dla tych, którzy chcą ten przedmiot rozszerzać na maturze. PiS nie chce myślących krytycznie, samodzielnych i umiejących się przeciwstawić władzy obywatelek i obywateli. Chce społeczeństwa posłusznego i głosującego na prawicę w kolejnych wyborach. Wprost mówił o tym zarówno Zbigniew Ziobro jak i Ryszard Terlecki. Kolejni ministrowie mają wcielać w życie tę upiorną wizję. Kierują się obsesjami i uprzedzeniami zamiast wiedzy. Wcielają w życie narodowo-konserwatywną wizję, utrwalają tradycyjne role, odrzucają różnorodność. Mówiąc wprost – odrzucają wartości Unii Europejskiej widząc w nich zagrożenie.

👉 Po przyjściu Czarnka okazało się, że może być znacznie gorzej niż było. Jak byś skomentowała sam fakt, że ktoś związany ze skrajną prawicą, powielający homofobiczne i antyzachodnie bzdury - w ogóle został ministrem odpowiedzialnym za edukację?

Dla Czarnka szukano miejsca w rządzie. Chodziły słuchy, że zastąpi Ziobrę, ale jego nie tak łatwo się pozbyć. Znaleziono więc dla Czarnka alternatywę w postaci ministerstwa edukacji, do którego dodano jeszcze naukę. Na edukacji Czarnek się nie zna, od nauki woli religię.

Jest wygodny dla PiSu, zagospodarowuje ich najtwardszy elektorat. Opowiada bzdury o przywracaniu wartości w szkole, o spełnianiu woli rodziców. Straszy nieistniejącą ideologią LGBT czy gender. Zamiast zajmować się realnymi problemami polskiej szkoły: kryzysem psychicznym dzieci i młodzieży czy brakiem nauczycieli, pokrzykuje o deprawacji dzieci i o roli kobiet, które powinny rodzić dzieci. Obsesyjnie reaguje na każdą wzmiankę o edukacji seksualnej czy różnorodności. Próbuje centralizować szkołę i przekazać więcej władzy podległym sobie kuratoriom. Dwukrotne veto prezydenta pod Lex Czarnek go nie zniechęca. Atakuje i obraża przeciwników z niespotykanym chamstwem. Krzyczy z mównicy sejmowej, a PiS za namową Janusza Kowalskiego klaszcze mu na stojąco. Podoba się naszej władzy taki minister.

👉 Czarnek jest znany ze swojej krucjaty przeciw “ideologii LGBT”. Jak te narracje wpływają na młodzież?

Minister wymyśla sobie problemy i z nimi walczy ignorując te prawdziwe. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie byłoby możliwe, aby członek rządu mówił, że osoby LGBT nie są równe ludziom normalnym. To słowa haniebne i szkodliwe w ustach osoby odpowiedzialnej za edukację. Politycy powinni brać odpowiedzialność za swoje słowa. To co dla nich jest polityczną grą, może popchnąć nastolatka do próby samobójczej. Jeśli minister jest homofobem, a szkoła nie zapewnia wsparcia i bezpieczeństwa, to może skończyć się czyjąś tragedią. Brak edukacji równościowej i seksualnej zmniejsza poziom akceptacji osób LGBT+. Polska zajęła ostatnie miejsce w Europie w rankingu ILGA Europe pokazującym realizację praw osób LGBT. Minister Czarnek na pewno jest dumny z wyniku.

👉 Perłą w koronie czarnkowej rewolucji jest przedmiot Historia i Teraźniejszość oraz… dzieło… Wojciecha Roszkowskiego. Jak to w ogóle nazwać? Prawicowym strumieniem świadomości?

Celem HiTu jest jednostronne i nieprawdziwe przedstawienie najnowszej historii Polski z perspektywy narzuconej przez obecnie rządzącą partię. Do prac nad podstawą programową zostali zaangażowani prawicowi, konserwatywni historycy reprezentujący jedną uczelnię – KUL, w większości związani ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości, co budzi poważne wątpliwości co do ich niezależności. Niezależni eksperci m.in. z PAN i Polskiego Towarzystwa Historycznego zarzucają podstawie programowej tego przedmiotu ideologizację i narzucanie uczniom jedynej wizji przeszłości.

Uczniowie mają na przykład wyjaśniać, dlaczego katastrofę z dnia 10 kwietnia 2010 roku należy traktować jako największą tragedię w powojennej historii Polski. Zastosowano nowe podziały historyczne by zasłonić pewne fakty, zjawiska czy nazwiska, a wydobyć na pierwszy plan inne. Jest stan wojenny i Jaruzelski, ale nie ma Wałęsy i roku 1980. Pominięto rok 1976 i Komitet Obrony Robotników. Umniejsza się znaczenie roku 1989, za to podkreśla znaczenie 1991. Słabo doceniona jest waga przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Pojawiają się pojęcia rodem z prawicowej publicystyki: ideologia poprawności politycznej czy ekologizm.

Czarnek jako cel wyraźnie określił odzyskanie pokolenia nieświadomych młodych Polaków. W ten cel znakomicie wpisuje się promowany przez niego podręcznik autorstwa prof. Roszkowskiego, zrecenzowany i zatwierdzony w błyskawicznym tempie, podczas gdy podręczniki innych wydawnictw tygodniami czekały na dopuszczenie. Tę publikację trudno nazwać podręcznikiem. Należałoby ją zignorować gdyby nie fakt, że jest rekomendowana przez ministerstwo i może trafić do szkół. Książka jest zbiorem kontrowersyjnych opinii autora często obraźliwych dla grup naszych obywatelek i obywateli. Można ją nazwać strumieniem świadomości autora. Na pewno zawiera głównie jego opinie, a nie przedstawione w sposób obiektywny fakty.

👉 Często spotykam się z poglądem, że działania PiS w oświacie powodują kontrreakcję społeczną i że nie ma się czym przejmować, bo “rodzice wytłumaczą młodzieży jak jest”. Podzielający ten pogląd często powołują się na swoje doświadczenie z czasów PRL-owskiej szkoły i wskazują, że uodpornili się na ówczesną propagandę. Czy można więc odetchnąć z ulgą i po prostu poczekać aż PiS się przewróci?

Nie, nie można. To bardzo niebezpieczny sposób myślenia. Ile jest domów, w których prowadzone będą tajne komplety? Ilu rodziców ma wiedzę, kompetencje i czas na odkłamywanie szkolnej propagandy?

A co z siedmiolatkami, które chłoną propagandę jak gąbkę i w ramach konkursu „Murem za polskim mundurem” rysują strażników granicznych mierzących z karabinów do uchodźców na białoruskiej granicy? Jak wytłumaczyć maluchowi, że strażnicy wyrzucający ludzi do lasu na pewną śmierć to zbrodniarze, nie bohaterowie. Małe dzieci ufają szkole i są wobec propagandy bezbronne. Nie oddychajmy więc z ulgą. Bijmy na alarm.

👉 Jeśli jesienią Kaczyński odda władzę i ktoś porządnie naprawi system edukacji - jakie straty będą już nieodwracalne?

Straciliśmy tysiące nauczycielek i nauczycieli. Odeszli z powodu żenujących pensji, ale również braku szacunku i pogardy płynącej od rządzących. Mieli dość chaosu, biurokracji i indoktrynacji. Oni już do szkół nie wrócą, a na ich miejsce nie ma nikogo. Będziemy latami te straty odrabiać.

Dzieci i młodzież, które PiS próbuje ociosać i wychować według narodowo-katolickiego szablonu, nie dostaną drugiej szansy. Drugi raz nie będą w szkole. Jeśli ich rodziców było stać na edukację niepubliczną i korepetycje, jeśli pochodzą z domów o wysokich zasobach społeczno-ekonomicznych wyjdą z systemu mniej poturbowane. Ale nie na tym powinna polegać edukacja. Uporczywie powracam do tego, że każde dziecko, niezależnie od środowiska, z którego pochodzi powinno mieć równe szanse rozwoju. Prawo i Sprawiedliwość z każdym rokiem obniża jakość publicznej edukacji.

👉 Stawka jest więc wysoka?

Moim zdaniem najwyższa. Jeśli PiS będzie rządził kolejną kadencję w edukacji publicznej nie będzie już czego zbierać.

[CC] Doniesienia z putinowskiej Polski

Rewolucja edukacji wg pis

Wywiad - Długi, ale bardzo ważny - Bo o edukacji. Przedrukowany z grupy Doniesienia z putinowskiej Polski

Rozmawiam z Dorota Łobodą, jedną z liderek ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji, prezeską fundacji Rodzice Mają Głos członkinią Rady Konsultacyjnej Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, a od 2019 roku także radną Warszawy i przewodniczącą Komisji Edukacji w stołecznym ratuszu.

Zapraszam.

👉 Gdy mówimy o pisowskiej rewolucji w edukacji, zwykle mamy na myśli Przemysława Czarnka i jego motywowaną religijnie obyczajową urawniłowkę. Ale zakończone właśnie matury i testy ósmoklasisty to może dobry moment, by przypomnieć, że owa rewolucja zaczęła się wcześniej. Co było jej pierwszym etapem?

Pierwszym krokiem pisowskiej rewolucji w edukacji, o czym mało kto w tej chwili pamięta, było cofnięcie reformy obniżającej wiek szkolny do 6 lat. PiS spełnił wolę Karoliny i Tomasza Elbanowskich, którym udało się wmówić tysiącom rodziców, żeby “ratowali” maluchy przed szkołą. Wraz z podwyższeniem wieku rozpoczęcia szkoły do 6 lat wycofano się z obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków. Wspominam o tym, bo to niezwykle istotna zmiana, która pokazuje, że PiS mając na sztandarach wyrównywanie szans edukacyjnych, już pierwszą zmianą wprowadzoną do systemu pokazało, że nie rozumie lub nie chce rozumieć na czym to wyrównywanie szans powinno polegać. Jednym z największych wyzwań publicznej edukacji jest niwelowanie różnic pomiędzy dziećmi z uprzywilejowanych środowisk a tymi ze środowisk słabszych społeczno-ekonomicznie. Najłatwiej jest tego dokonać na najwcześniejszym etapie edukacji. Dzieci wykształconych rodziców z dużych miast idą do przedszkola w wieku trzech lat, dzieci z defaworyzowanych środowisk często dopiero wtedy, kiedy pojawia się obowiązek. W rezultacie, już na starcie są o trzy lata edukacji do tyłu. Wcześniejszy start to również szansa na wyłapanie w porę nieprawidłowości rozwojowych, specjalnych potrzeb edukacyjnych, ale także zaniedbań czy przemocy domowej. PiS szybko po wyborach pokazało, że rozwój dziecka i jego szanse nie są priorytetem.

👉 Matury napisał właśnie rocznik “zreformowany”, który przez cztery lata tłoczył się w przeludnionych liceach. Już w 2019 roku “reforma” została zmiażdżona przez NIK, co oczywiście nie skłoniło nikogo na Nowogrodzkiej do jakiejkolwiek refleksji. Jaki jest bilans likwidacji gimnazjów i jak wpłynie to na wykształcenie kilku milionów młodych ludzi?

Matura tego „zreformowanego” rocznika kończy etap mojej osobistej walki z systemem, którą rozpoczęłam, kiedy moja córka – rocznik 2005 – była w szóstej klasie i szykowała się do wyboru gimnazjum. Wtedy PiS przeszło do drugiego – najsłynniejszego – kroku deformy oświaty czyli likwidacji gimnazjów. Wbrew opiniom ekspertek i ekspertów, wbrew badaniom naukowym, wbrew wynikom międzynarodowego testu PISA, w którym polska młodzież od wprowadzenia gimnazjów pięła się w górę, aby znaleźć się w europejskiej czołówce, ignorując protesty nauczycieli, Zalewska wprowadziła w życie czołowy postulat wyborczy PiS. To, co wówczas nastąpiło zilustruję na przykładzie mojej córki, przedstawicielki „straconego rocznika” jak ich nazywano w mediach.

Wbrew swoim planom musiała zostać na dwa kolejne lata w podstawówce nieprzygotowanej na pomieszczenie dodatkowych roczników. Lekcje rozpoczynały się czasami o 7 rano, na sale lekcyjne zaadaptowano wszystkie możliwe pomieszczenia łącznie z pokojem nauczycielskim, który przeniesiono do małej salki. Ponieważ geniusz pisowskich ekspertów sprawił, że wiedzę z trzech lat gimnazjum postanowiono upchnąć do głów dwunastolatków w czasie krótszym o rok, podstawa programowa pękała od wiadomości, a plany lekcji przyprawiały o trwogę. Ola miała 38 lekcji w tygodniu, prawie tyle ile dorosły godzin pracy, do tego dochodziły prace domowe i przygotowania do sprawdzianów.

Nikogo nie obchodziło, że nowa podstawa programowa nie przystawała do starej. Feralny rocznik zaczynał naukę geografii i biologii od środka, bo podstawa zakładała naukę tych przedmiotów od klasy 5. Tymczasem oni wcześniej mieli tylko przyrodę. W szóstej klasie skończyli naukę historii na współczesności, aby w siódmej rozpocząć od Kongresu Wiedeńskiego. Absurdów było wiele.

Kiedy Ola uporała się z podstawówką ruszyła do liceum w kumulacji roczników. W 2019 roku do szkół ponadpodstawowych kandydowało ponad 700 tysięcy uczennic i uczniów, zamiast 350 tysięcy, które zazwyczaj starało się o miejsce w tych placówkach. Od początku uprzedzano Annę Zalewską, że skumulowanie w jednym roku uczniów kończących podstawówkę i tych ostatniego roku gimnazjów wywoła niewyobrażalny chaos i stres młodych osób. Tak właśnie się stało. Ola przeszła pomyślnie rekrutację i z przepełnionej podstawówki trafiła do przepełnionego liceum. Wszyscy pamiętamy dramatyczne obrazki z 2019 roku, na których pokazywano kolejki do toalet, ścisk na schodach, tłumy na korytarzach. Niektóre szkoły wprowadzały ruch jednokierunkowy na schodach w trosce o bezpieczeństwo uczennic i uczniów. W szkołach ponadpodstawowych rozległy się narzekania nauczycieli, że nowy rocznik w porównaniu z absolwentami gimnazjów umie znacznie mniej. Rodzice w panice zapewniali korepetycje, aby wyrównywać braki. Po pierwszym semestrze nastąpiła katastrofa, której nie dało się przewidzieć – pandemia.

Kiedy młodzież po półtora roku izolacji wróciła do szkół, dowiedziała się o zasadach i zakresie nowej matury. Kolejny eksperyment na żywym organizmie. Zasady i zakres materiału zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ostatnie zmiany Przemysław Czarnek ogłosił w marcu, dwa miesiące przed egzaminem. Ostatecznie matura, według ekspertów, była dość łatwa. Pisowski rząd musi przecież udowodnić sukces reformy.

Kiedy 18 maja na 10 dni przed swoimi osiemnastymi urodzinami moja córka przystąpiła do ostatniego egzaminu, odetchnęłam z ulgą. Podobnie jak rodzice 350 tysięcy uczennic i uczniów z feralnego rocznika.

👉 Jaki jest bilans likwidacji gimnazjów i jak wpłynie to na wykształcenie kilku milionów młodych ludzi?

Trudno znaleźć jakieś pozytywy. Anna Zalewska uzasadniając konieczność tzw. reformy, powoływała się na rzekomo wysoki poziom przemocy w gimnazjach. Ale po pierwsze – badania Instytutu Badań Edukacyjnych wskazały, że najwięcej przemocy jest w podstawówkach, a po drugie – przemoc nie znika jeśli przenosi się dzieci do innego typu szkoły. Trudności związane z okresem dojrzewania związane są z wiekiem, a nie typem szkoły, do tego gimnazja nauczyły się radzić sobie z problemami nastolatek i nastolatków, miały zespoły nauczycieli i specjalistów. W wyniku deformy zespoły i kapitał, który wypracowały zostały zniszczone. A przemoc wśród nastolatków oczywiście nie zniknęła.

Z deformą Zalewskiej związany jest jeszcze jeden, niespotykany w świecie, skutek – skrócenie czasu edukacji ogólnej. Kraje zachodnie dążą do wydłużenia czasu edukacji ogólnej wiedząc, że wpływa to na poziom wykształcenia całych społeczeństw. My poszliśmy w przeciwnym kierunku. PiS skrócił czas obowiązkowej edukacji ogólnej z dziewięciu do ośmiu lat. Pozbawił też młodzież z małych ośrodków szans na lepszą edukację, którą dawały dobrze wyposażone gimnazja w większych miastach. Teraz młodzież przez osiem lat uczy się w statystycznie gorzej wyposażonych wiejskich szkołach, co zmniejsza jej szanse na dostanie się do dobrych liceów czy techników. Tak to właśnie PiS wyrównuje szanse.

👉 Jak w ogóle skomentować fakt, że usunięcie edukacji antydyskryminacyjnej było wprost realizacją postulatu Ordo Iuris, z czym Zalewska niespecjalnie się kryła? I jakie są tego efekty?

Z edukacją antydyskryminacyjną nigdy nie było dobrze w polskiej szkole. Ale na kilka lat przed przejęciem władzy przez PiS jej elementy trafiły wreszcie do podstaw programowych. Nie na długo. Nienawidzące różnorodności i praw człowieka Ordo Iuris suflujące pisowskiemu rządowi rozwiązania, doradziło ministrze wycofanie edukacji antydyskryminacyjnej z naszych szkół. Anna Zalewska nie lubiła korzystać z rad ekspertek i ekspertów, za to nadzwyczaj chętnie skorzystała z rady fundamentalistycznej organizacji, która postanowiła nie ograniczać się do ochrony praw płodów i zajęła się dziećmi narodzonymi.

Wycofanie edukacji antydyskryminacyjnej wskazało kierunek w jakim ma iść polska szkoła. Otwartość i akceptacja różnorodności przestały być liczącymi się wartościami.

Zastąpiły je Bóg, Honor i Ojczyzna. Dość symbolicznie z podstawy programowej dla klas 1-3 zniknęło pojęcie „tolerancja”. Jednocześnie władza i sprzyjające jej media rozpoczęły nagonkę na osoby LGBT+. Z badań opublikowanych przez Kampanię Przeciw Homofobii wiemy, że ponad 70% nastolatków LGBT+ miewa myśli samobójcze. Znamy imiona młodych osób, które z powodu homofobii czy transfobii odebrały sobie życie. Kiedy aktywistka Marta Puczyńska w geście protestu napisała sprayem na murach MEN imiona tych dzieci, ówczesny minister Piontkowski martwił się wyłącznie zniszczoną elewacją.

👉 Gdy edukacja antydyskryminacyjna wypadła z programu, szkoły zaczęły łatać dziury, zapraszając do siebie organizacje pozarządowe. Do akcji ponownie wkroczyło Ordo Iuris.

Polska szkoła wiele już przeżyła i nauczyła się działać przez lata w trybu awaryjnym. Olbrzymim wsparciem od wielu lat są organizacje pozarządowe zapewniające różnorodne zajęcia i warsztaty. Wchodzą do szkół, aby uzupełniać to, czego brakuje w podstawach programowych i czego nauczycielki i nauczyciele zobowiązani do ich szczegółowej realizacji, nie są w stanie zapewnić na lekcjach. To nie są wyłącznie warsztaty ze znienawidzonych przez władzę edukacji seksualnej czy antydyskryminacyjnej. To również edukacja regionalna, artystyczna, historyczna, językowa czy klimatyczna. Obsesyjne w tropieniu gender Ordo Iuris postanowiło wkroczyć i tu. Opublikowało raport „Chrońmy dzieci” z listą organizacji, które nie powinny być wpuszczane do szkół. Na liście oprócz zapewniającego edukację seksualną Pontonu znalazło się również Amnesty International (wiadomo, po co dzieciom wiedza o prawach człowieka). Najbardziej kuriozalne było umieszczenie na tej liście Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, która zajmuje się przeciwdziałaniem przemocy wobec dzieci. Ordo Iuris kolportowało i robi to nadal tzw. oświadczenia rodzicielskie, w których rodzice deklarują, że nie zgadzają się na żadne formy edukacji równościowej seksualnej czy antyprzemocowej.

👉 Kolejnym krokiem była de facto likwidacja przedmiotu Wiedza o Społeczeństwie. Uczniowie i uczennice nie tylko mieli nie być uczeni tolerancji, ale także tego, jak funkcjonuje państwo i czym jest demokracja. Jaki był tego cel i jakie są efekty?

Demokracja i prawa człowieka nie są dla władzy ważne. Edukacja obywatelska straciła na znaczeniu. Przed Zalewską była prowadzona od czwartej klasy w ramach przedmiotu Historia i Społeczeństwo, teraz wchodzi dopiero w klasie ósmej. I jest to jedyny rok, kiedy wszystkie uczennice i uczniowie tę edukację mają. W liceum WoS nie jest już dla wszystkich, a tylko dla tych, którzy chcą ten przedmiot rozszerzać na maturze. PiS nie chce myślących krytycznie, samodzielnych i umiejących się przeciwstawić władzy obywatelek i obywateli. Chce społeczeństwa posłusznego i głosującego na prawicę w kolejnych wyborach. Wprost mówił o tym zarówno Zbigniew Ziobro jak i Ryszard Terlecki. Kolejni ministrowie mają wcielać w życie tę upiorną wizję. Kierują się obsesjami i uprzedzeniami zamiast wiedzy. Wcielają w życie narodowo-konserwatywną wizję, utrwalają tradycyjne role, odrzucają różnorodność. Mówiąc wprost – odrzucają wartości Unii Europejskiej widząc w nich zagrożenie.

👉 Po przyjściu Czarnka okazało się, że może być znacznie gorzej niż było. Jak byś skomentowała sam fakt, że ktoś związany ze skrajną prawicą, powielający homofobiczne i antyzachodnie bzdury - w ogóle został ministrem odpowiedzialnym za edukację?

Dla Czarnka szukano miejsca w rządzie. Chodziły słuchy, że zastąpi Ziobrę, ale jego nie tak łatwo się pozbyć. Znaleziono więc dla Czarnka alternatywę w postaci ministerstwa edukacji, do którego dodano jeszcze naukę. Na edukacji Czarnek się nie zna, od nauki woli religię.

Jest wygodny dla PiSu, zagospodarowuje ich najtwardszy elektorat. Opowiada bzdury o przywracaniu wartości w szkole, o spełnianiu woli rodziców. Straszy nieistniejącą ideologią LGBT czy gender. Zamiast zajmować się realnymi problemami polskiej szkoły: kryzysem psychicznym dzieci i młodzieży czy brakiem nauczycieli, pokrzykuje o deprawacji dzieci i o roli kobiet, które powinny rodzić dzieci. Obsesyjnie reaguje na każdą wzmiankę o edukacji seksualnej czy różnorodności. Próbuje centralizować szkołę i przekazać więcej władzy podległym sobie kuratoriom. Dwukrotne veto prezydenta pod Lex Czarnek go nie zniechęca. Atakuje i obraża przeciwników z niespotykanym chamstwem. Krzyczy z mównicy sejmowej, a PiS za namową Janusza Kowalskiego klaszcze mu na stojąco. Podoba się naszej władzy taki minister.

👉 Czarnek jest znany ze swojej krucjaty przeciw “ideologii LGBT”. Jak te narracje wpływają na młodzież?

Minister wymyśla sobie problemy i z nimi walczy ignorując te prawdziwe. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie byłoby możliwe, aby członek rządu mówił, że osoby LGBT nie są równe ludziom normalnym. To słowa haniebne i szkodliwe w ustach osoby odpowiedzialnej za edukację. Politycy powinni brać odpowiedzialność za swoje słowa. To co dla nich jest polityczną grą, może popchnąć nastolatka do próby samobójczej. Jeśli minister jest homofobem, a szkoła nie zapewnia wsparcia i bezpieczeństwa, to może skończyć się czyjąś tragedią. Brak edukacji równościowej i seksualnej zmniejsza poziom akceptacji osób LGBT+. Polska zajęła ostatnie miejsce w Europie w rankingu ILGA Europe pokazującym realizację praw osób LGBT. Minister Czarnek na pewno jest dumny z wyniku.

👉 Perłą w koronie czarnkowej rewolucji jest przedmiot Historia i Teraźniejszość oraz… dzieło… Wojciecha Roszkowskiego. Jak to w ogóle nazwać? Prawicowym strumieniem świadomości?

Celem HiTu jest jednostronne i nieprawdziwe przedstawienie najnowszej historii Polski z perspektywy narzuconej przez obecnie rządzącą partię. Do prac nad podstawą programową zostali zaangażowani prawicowi, konserwatywni historycy reprezentujący jedną uczelnię – KUL, w większości związani ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości, co budzi poważne wątpliwości co do ich niezależności. Niezależni eksperci m.in. z PAN i Polskiego Towarzystwa Historycznego zarzucają podstawie programowej tego przedmiotu ideologizację i narzucanie uczniom jedynej wizji przeszłości.

Uczniowie mają na przykład wyjaśniać, dlaczego katastrofę z dnia 10 kwietnia 2010 roku należy traktować jako największą tragedię w powojennej historii Polski. Zastosowano nowe podziały historyczne by zasłonić pewne fakty, zjawiska czy nazwiska, a wydobyć na pierwszy plan inne. Jest stan wojenny i Jaruzelski, ale nie ma Wałęsy i roku 1980. Pominięto rok 1976 i Komitet Obrony Robotników. Umniejsza się znaczenie roku 1989, za to podkreśla znaczenie 1991. Słabo doceniona jest waga przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Pojawiają się pojęcia rodem z prawicowej publicystyki: ideologia poprawności politycznej czy ekologizm.

Czarnek jako cel wyraźnie określił odzyskanie pokolenia nieświadomych młodych Polaków. W ten cel znakomicie wpisuje się promowany przez niego podręcznik autorstwa prof. Roszkowskiego, zrecenzowany i zatwierdzony w błyskawicznym tempie, podczas gdy podręczniki innych wydawnictw tygodniami czekały na dopuszczenie. Tę publikację trudno nazwać podręcznikiem. Należałoby ją zignorować gdyby nie fakt, że jest rekomendowana przez ministerstwo i może trafić do szkół. Książka jest zbiorem kontrowersyjnych opinii autora często obraźliwych dla grup naszych obywatelek i obywateli. Można ją nazwać strumieniem świadomości autora. Na pewno zawiera głównie jego opinie, a nie przedstawione w sposób obiektywny fakty.

👉 Często spotykam się z poglądem, że działania PiS w oświacie powodują kontrreakcję społeczną i że nie ma się czym przejmować, bo “rodzice wytłumaczą młodzieży jak jest”. Podzielający ten pogląd często powołują się na swoje doświadczenie z czasów PRL-owskiej szkoły i wskazują, że uodpornili się na ówczesną propagandę. Czy można więc odetchnąć z ulgą i po prostu poczekać aż PiS się przewróci?

Nie, nie można. To bardzo niebezpieczny sposób myślenia. Ile jest domów, w których prowadzone będą tajne komplety? Ilu rodziców ma wiedzę, kompetencje i czas na odkłamywanie szkolnej propagandy?

A co z siedmiolatkami, które chłoną propagandę jak gąbkę i w ramach konkursu „Murem za polskim mundurem” rysują strażników granicznych mierzących z karabinów do uchodźców na białoruskiej granicy? Jak wytłumaczyć maluchowi, że strażnicy wyrzucający ludzi do lasu na pewną śmierć to zbrodniarze, nie bohaterowie. Małe dzieci ufają szkole i są wobec propagandy bezbronne. Nie oddychajmy więc z ulgą. Bijmy na alarm.

👉 Jeśli jesienią Kaczyński odda władzę i ktoś porządnie naprawi system edukacji - jakie straty będą już nieodwracalne?

Straciliśmy tysiące nauczycielek i nauczycieli. Odeszli z powodu żenujących pensji, ale również braku szacunku i pogardy płynącej od rządzących. Mieli dość chaosu, biurokracji i indoktrynacji. Oni już do szkół nie wrócą, a na ich miejsce nie ma nikogo. Będziemy latami te straty odrabiać.

Dzieci i młodzież, które PiS próbuje ociosać i wychować według narodowo-katolickiego szablonu, nie dostaną drugiej szansy. Drugi raz nie będą w szkole. Jeśli ich rodziców było stać na edukację niepubliczną i korepetycje, jeśli pochodzą z domów o wysokich zasobach społeczno-ekonomicznych wyjdą z systemu mniej poturbowane. Ale nie na tym powinna polegać edukacja. Uporczywie powracam do tego, że każde dziecko, niezależnie od środowiska, z którego pochodzi powinno mieć równe szanse rozwoju. Prawo i Sprawiedliwość z każdym rokiem obniża jakość publicznej edukacji.

👉 Stawka jest więc wysoka?

Moim zdaniem najwyższa. Jeśli PiS będzie rządził kolejną kadencję w edukacji publicznej nie będzie już czego zbierać.

[CC] Doniesienia z putinowskiej Polski
(07-06-2023 / 673)

Pobierz PDF Wydrukuj