Chcecie zmian? Zacznijcie myśleć!

- Chcemy stworzyć jedną listę… Jedną listę wspólnych spraw – frymuśnie zagaił Szymon Hołownia, stojąc obok Władysława Kosiniaka Kamysza, na konferencji, podczas której coś tam, coś tam. Frazę powtórzył, w hurtowo udzielanych wywiadach, pierwszy po bogu Michał Kobosko. I tak banalnym bon motem liderzy P2050 zakpili z sojusznika, czyli PO. Tygrysek milczał. To jest ta świeżość w polityce?

Wojna w Ukrainie eskaluje, a rządowych stołków trzyma się najgłupsza i najbardziej zakompleksiona polityczna trupa po 1989r. Bankrutują firmy rodzinne, nawet te z tradycjami, korporacje tną koszty, bo do pandemii, wojny i kryzysu klimatycznego dochodzi niekompetencja i nieuczciwość rządu. A dokładniej, do skandalicznych działań rządu dokładają się plagi. Apokalipsa według Mateusza, czyli polski ład alà PiS. Państwo z tektury, klęczące na kamieniach, z gołą d…. wypiętą na zachód.

Nepotyzm w rządzie, urzędach, państwowych firmach, LZS-ach, OSP i Kołach Gospodyń Wiejskich. Wszędzie, gdzie można wcisnąć swego, by wycisnął ile się da ze wspólnego.

Szkolnictwo, zawsze w kryzysie, dziś jest ruiną, na której rozsiadł się chamski i prymitywny pośrednik nieruchomości. A wizerunek nauczycielek masakrują Witek i Zalewska, dwie nie najostrzejsze kredki w tornistrze. Służba zdrowia to ocean dla nadużyć, pisowcy kłusują tam bez limitów połowowych. Sztukę niszczy cenzura, kulturę selekcja dotacji, całość ma w garści wice cham Gliński.

„Palta czym chceta” streścił ekologiczny program PiS niskopienny geniusz, przy okazji nie płacąc Owsiakowi za copyright. Nie ma naszego palta i co mu zrobimy?

Listę PiStępstw można codziennie wydłużać, tymczasem na FB czytam: „nikt nas tak nie okradł jak Balcerowicz”, „Hołownia to trzecia droga”, „PiS PO jedno zło”. Pytam więc, co sięga dalej, zachłanność rządzącej kamaryli, bezradność opozycji, czy głupota narodu. Wiem, że nie zaskarbię sobie sympatii, ale uważam, że ostatni z fenomenów jest źródłem dwóch pierwszych nieszczęść.

Edukację zacznijmy od sprostowania fałszywych aksjomatów, inaczej działania opozycji nadal będą przypominały Ruchy Browna, gdzie im mniejsza cząsteczka tym większy chaos.

Pierwsze. Wbrew politykom z partyjek i głosom mądrali z mediów „odsunięcie PiS od władzy” to jest program wyborczy! Całkiem ambitny! Jednocześnie w drugim zdaniu trzeba powiedzieć, że zwycięstwo to nie koniec, a początek wysiłku. Potem czeka nas zmaganie z:
butą zwycięzców i desperacją pokonanych, próbami pozostawienia nielegalnych, ale wygodnych dla polityków rozwiązań prawnych, niechęcią do reform, walką z teatralną empatią społeczną na lewicy, ale też reedukacja zdemoralizowanego populizmem i nakarmionego XIX wiecznymi ideami narodu, przekonanie większości do zaciśnięcia pasa i reform, również tych dotyczących wolności obywatelskich. No i znalezienie ludzi, którzy będą umieli i chcieli reformy wprowadzić. Czas po wyborach to wyzwania dla wszystkich. A PiS i kościół nie będą życia ułatwiać.

Swoją drogą, patrząc jak szarga się Balcerowicza wątpię czy inteligentny, kompetentny, ekonomista z nazwiskiem zdecyduje się poświecić czas, by być oplutym przez lewackich i prawackich krzykaczy.

Wbrew domorosłym Machiavellim, kampania wyborcza w państwie rządzonym przez populistów, to nie czas na ogłaszanie programów. Bo to wystawianie się na strzał, bez znaczących korzyści wynikających z samobójstwa. Do kogo ten argument nie trafia, może zrozumie, że dopiero wynik wyborczy wyznaczy głębokość reform, bo co do kierunku w opozycji jest zgoda (Razem do opozycji nie zaliczam) – trzeba zawrócić z drogi PiS na wschód, naprawić sądownictwo, zreformować edukację (kolejny raz, biedni uczniowie) i służbę zdrowia, wzmocnić samorządy, zdecentralizować państwo, odbudować armię, policję, wywiad i kontrwywiad. Bo kwestie aborcji, małżeństw jednopłciowych, konkordatu, zmian podatkowych, autonomii Śląska, polityki historycznej nie są tak oczywiste. Podobnie jak uruchomienie Trybunału Stanu, rozliczenie toruńskiego biznesmena ukrytego w sutannie, itd. Dlatego szczegóły i głębokość zmian, zależne od skali ewentualnego zwycięstwa, dopracują partie, które stworzą rząd. Jeśli będą rozsądne (w co niestety wątpię) włączą do prac szerokie grona obywateli, co da szansę na wyjście poza przekonania ich twardego elektoratu. To będzie trudne w zdemoralizowanym przez PiS świecie, ale narzędzi jest wiele od modeli partycypacyjnych i deliberacyjnych, przez inne formy konsultacji i głębokiego namysłu.

Kolejna półprawda. Podział na dwa silne obozy, wbrew temu co wmawiają marzący o wejściu do polityki, nie musi być złym rozwiązaniem. Jak wszystko na świecie tak i ten niby duopol (mamy partie, które mogą być języczki u wagi) ma wady i zalety. Podobnie jak system wielopartyjny. Pytanie, co jest skuteczniejsze w danym momencie, bo o to chodzi w polityce. I tu kolejna pułapka. Skuteczny najczęściej jest ten kto kłamie bez skrepowania, ma rządzę autorytarnej władzy i rozum na tyle mały, że nie mieści krytycyzmu. Ten model polityka skutecznie zaimplementował w Polsce PiS. Nie wiem też skąd wiara wyborców, że polityk, który przez lata nie przekonał do swoich racji partyjnych kolegów, będzie skuteczny w innej partii. Naiwnością jest też wiara, że nowa partia nie będzie miała grzechów starych partii. W każdej znajdziecie cwaniaków, karierowiczów, leni. Zaryzykuję twierdzenie, że nowo tworzone struktury przyciągają więcej amatorów cudzych jabłek, a na pewno więcej amatorów.

Chcecie zmian, macie umiejętności i zapał próbujcie zmieniać działające partie, zamiast zakochiwać się w nowych i kończyć romans rozczarowaniem. Szczególnie, gdy te partie budowane są wg korporacyjnych mód i wzorów. Pamiętacie objazd Biedronia z wiosennym korpo-show? Co zostało? Śmiszek na sali sejmowej.

Gdy Hołownia mówi o tworzeniu zespołów konsultacyjnych do wypracowania coś tam, coś tam, powinna się wam zapalić ostrzegawcza lampka. Jak bym słyszał siebie na spotkaniach z zarządem, który karmiliśmy lukrowanymi prezentacjami. Fakt, ja nie używałem kaznodziejskiego tonu. Być może z tego bierze się wiara w cud niepokalanego partyjnego poczęcia? Nie wierzcie też tym, którzy mówią, że czas zakończyć głosowanie na mniejsze zło. W piekle polityki nie ma innych głosowań. Chyba że założycie jednoosobową partię „Moje marzenie”. Ale wtedy spotka was los duszyczek czyścowych, poczekacie na zbawienie do końca świata.

PO, Nowoczesna, Zieloni to nie raj. Ale są realną siłą, od lat w koalicji. PO znaczy tam najwięcej, bo jest największa i ma kluczowe atuty, czyli RF i DT. Cudowne dziecko polityki, Trzaskowski, był o krok od prezydentury. Nie pomogłyby machlojki PiS, gdyby Hołownia expresis verbis wezwał do głosowania w drugiej turze na rywala Dudy. Niestety. Trzeba o tym przypominać jednocześnie przyznając, że było to racjonalne, z punktu widzenia ojca rodziny, czy lidera młodej partii.

Idea zawodów z powołania odchodzi w niebyt w szpitalach, szkołach i na plebaniach. Czemu więc oczekujemy, że polityk poświęci komfort rodziny i karierę dla dobra wspólnego?

Odsunięcie PiS dla wielu na opozycji nie jest priorytetem. Są nim fotele posłów, radnych, stanowiska w partii. A to nie wymaga pokonania PiS. Oczywiście wygrana daje rady nadzorcze, prestiżowe funkcje w Sejmie i rządzie, ale czasem wymaga koalicji, a te robią tłok, szczególnie na pierwszych miejscach list wyborczych.

Perfidia pracy polityka nie polega na tkaniu sobie wygodnego życia, tak jak robi to lekarz, dziennikarz, urzędnik, sędzia i zdecydowana większość z nas. Ale na tym, że gdy chce zrobić karierę musi kłamać. Dlatego Hołownia, Kamysz zamiast powiedzieć: „samodzielny marsz daje nam szansę na większą liczbę mandatów, a to umocni nasze pozycje w partii”, opowiadają bajki o skuteczności wielu list, o  liście spraw.

Wracając do platformianego wunderwaffe. „Tusku musisz” to jedyny czynny polityk, o którym można powiedzieć, że już nie musi. Mógłby odcinać kupony od kariery, żyjąc wygodnie i tomami wspomnień przygotowywać miejsce w podręcznikach historii. Tymczasem podejmuje się kolejnej herkulesowej pracy. Zaczynał u boku gigantów: Mazowiecki, Geremek, Kuroń, Skubiszewski, Hall, Osiatyński. To był polityczny Harvard mieszany z Oxfordem. Gdy, pod postacią trzygłowego Geriona, zdradził mentorów, jabłkami z ogrodu Hesperydy nakarmił nową partię. Potem urwał łby hydrze PiS (niestety odrosły), złapał giełdowego byka za rogi i przeprowadził Polskę przez finansowy kryzys, zdobył pas Hipolity w strukturach UE, by teraz zabrać się za sprzątanie stajni Mateusza. Czy po drodze nie popełniał błędów? Masę!

Gdybym miał wybór, mimo unikalnych zalet Tuska (zna wszystkich ważnych tego świata i jak zły szeląg Kaczyńskiego), mocno bym się zastanawiał czy na niego głosować. Szczególnie, że o wielu otaczających go współpracownikach mam złe zdanie. Są przyczyną skromnych 25-28 proc. poparcia dla PO.

Ale nie należę do zdziecinniałych idealistów, którzy krzyczą, dość głosowania na mniejsze zło. Ja zagłosuje na nieporównywalnie mniejsze zło niż PiS, na tego kto stwarza największą szansę na pozbawienie Kaczyńskiego władzy, czyli na PO. Ostatecznie przekonali mnie do tego Hołownia i Kosiniak sejmowym stand up’em.

[CC] Wojtek Fusek

Chcecie zmian? Zacznijcie myśleć!

- Chcemy stworzyć jedną listę… Jedną listę wspólnych spraw – frymuśnie zagaił Szymon Hołownia, stojąc obok Władysława Kosiniaka Kamysza, na konferencji, podczas której coś tam, coś tam. Frazę powtórzył, w hurtowo udzielanych wywiadach, pierwszy po bogu Michał Kobosko. I tak banalnym bon motem liderzy P2050 zakpili z sojusznika, czyli PO. Tygrysek milczał. To jest ta świeżość w polityce?

Wojna w Ukrainie eskaluje, a rządowych stołków trzyma się najgłupsza i najbardziej zakompleksiona polityczna trupa po 1989r. Bankrutują firmy rodzinne, nawet te z tradycjami, korporacje tną koszty, bo do pandemii, wojny i kryzysu klimatycznego dochodzi niekompetencja i nieuczciwość rządu. A dokładniej, do skandalicznych działań rządu dokładają się plagi. Apokalipsa według Mateusza, czyli polski ład alà PiS. Państwo z tektury, klęczące na kamieniach, z gołą d…. wypiętą na zachód.

Nepotyzm w rządzie, urzędach, państwowych firmach, LZS-ach, OSP i Kołach Gospodyń Wiejskich. Wszędzie, gdzie można wcisnąć swego, by wycisnął ile się da ze wspólnego.

Szkolnictwo, zawsze w kryzysie, dziś jest ruiną, na której rozsiadł się chamski i prymitywny pośrednik nieruchomości. A wizerunek nauczycielek masakrują Witek i Zalewska, dwie nie najostrzejsze kredki w tornistrze. Służba zdrowia to ocean dla nadużyć, pisowcy kłusują tam bez limitów połowowych. Sztukę niszczy cenzura, kulturę selekcja dotacji, całość ma w garści wice cham Gliński.

„Palta czym chceta” streścił ekologiczny program PiS niskopienny geniusz, przy okazji nie płacąc Owsiakowi za copyright. Nie ma naszego palta i co mu zrobimy?

Listę PiStępstw można codziennie wydłużać, tymczasem na FB czytam: „nikt nas tak nie okradł jak Balcerowicz”, „Hołownia to trzecia droga”, „PiS PO jedno zło”. Pytam więc, co sięga dalej, zachłanność rządzącej kamaryli, bezradność opozycji, czy głupota narodu. Wiem, że nie zaskarbię sobie sympatii, ale uważam, że ostatni z fenomenów jest źródłem dwóch pierwszych nieszczęść.

Edukację zacznijmy od sprostowania fałszywych aksjomatów, inaczej działania opozycji nadal będą przypominały Ruchy Browna, gdzie im mniejsza cząsteczka tym większy chaos.

Pierwsze. Wbrew politykom z partyjek i głosom mądrali z mediów „odsunięcie PiS od władzy” to jest program wyborczy! Całkiem ambitny! Jednocześnie w drugim zdaniu trzeba powiedzieć, że zwycięstwo to nie koniec, a początek wysiłku. Potem czeka nas zmaganie z:
butą zwycięzców i desperacją pokonanych, próbami pozostawienia nielegalnych, ale wygodnych dla polityków rozwiązań prawnych, niechęcią do reform, walką z teatralną empatią społeczną na lewicy, ale też reedukacja zdemoralizowanego populizmem i nakarmionego XIX wiecznymi ideami narodu, przekonanie większości do zaciśnięcia pasa i reform, również tych dotyczących wolności obywatelskich. No i znalezienie ludzi, którzy będą umieli i chcieli reformy wprowadzić. Czas po wyborach to wyzwania dla wszystkich. A PiS i kościół nie będą życia ułatwiać.

Swoją drogą, patrząc jak szarga się Balcerowicza wątpię czy inteligentny, kompetentny, ekonomista z nazwiskiem zdecyduje się poświecić czas, by być oplutym przez lewackich i prawackich krzykaczy.

Wbrew domorosłym Machiavellim, kampania wyborcza w państwie rządzonym przez populistów, to nie czas na ogłaszanie programów. Bo to wystawianie się na strzał, bez znaczących korzyści wynikających z samobójstwa. Do kogo ten argument nie trafia, może zrozumie, że dopiero wynik wyborczy wyznaczy głębokość reform, bo co do kierunku w opozycji jest zgoda (Razem do opozycji nie zaliczam) – trzeba zawrócić z drogi PiS na wschód, naprawić sądownictwo, zreformować edukację (kolejny raz, biedni uczniowie) i służbę zdrowia, wzmocnić samorządy, zdecentralizować państwo, odbudować armię, policję, wywiad i kontrwywiad. Bo kwestie aborcji, małżeństw jednopłciowych, konkordatu, zmian podatkowych, autonomii Śląska, polityki historycznej nie są tak oczywiste. Podobnie jak uruchomienie Trybunału Stanu, rozliczenie toruńskiego biznesmena ukrytego w sutannie, itd. Dlatego szczegóły i głębokość zmian, zależne od skali ewentualnego zwycięstwa, dopracują partie, które stworzą rząd. Jeśli będą rozsądne (w co niestety wątpię) włączą do prac szerokie grona obywateli, co da szansę na wyjście poza przekonania ich twardego elektoratu. To będzie trudne w zdemoralizowanym przez PiS świecie, ale narzędzi jest wiele od modeli partycypacyjnych i deliberacyjnych, przez inne formy konsultacji i głębokiego namysłu.

Kolejna półprawda. Podział na dwa silne obozy, wbrew temu co wmawiają marzący o wejściu do polityki, nie musi być złym rozwiązaniem. Jak wszystko na świecie tak i ten niby duopol (mamy partie, które mogą być języczki u wagi) ma wady i zalety. Podobnie jak system wielopartyjny. Pytanie, co jest skuteczniejsze w danym momencie, bo o to chodzi w polityce. I tu kolejna pułapka. Skuteczny najczęściej jest ten kto kłamie bez skrepowania, ma rządzę autorytarnej władzy i rozum na tyle mały, że nie mieści krytycyzmu. Ten model polityka skutecznie zaimplementował w Polsce PiS. Nie wiem też skąd wiara wyborców, że polityk, który przez lata nie przekonał do swoich racji partyjnych kolegów, będzie skuteczny w innej partii. Naiwnością jest też wiara, że nowa partia nie będzie miała grzechów starych partii. W każdej znajdziecie cwaniaków, karierowiczów, leni. Zaryzykuję twierdzenie, że nowo tworzone struktury przyciągają więcej amatorów cudzych jabłek, a na pewno więcej amatorów.

Chcecie zmian, macie umiejętności i zapał próbujcie zmieniać działające partie, zamiast zakochiwać się w nowych i kończyć romans rozczarowaniem. Szczególnie, gdy te partie budowane są wg korporacyjnych mód i wzorów. Pamiętacie objazd Biedronia z wiosennym korpo-show? Co zostało? Śmiszek na sali sejmowej.

Gdy Hołownia mówi o tworzeniu zespołów konsultacyjnych do wypracowania coś tam, coś tam, powinna się wam zapalić ostrzegawcza lampka. Jak bym słyszał siebie na spotkaniach z zarządem, który karmiliśmy lukrowanymi prezentacjami. Fakt, ja nie używałem kaznodziejskiego tonu. Być może z tego bierze się wiara w cud niepokalanego partyjnego poczęcia? Nie wierzcie też tym, którzy mówią, że czas zakończyć głosowanie na mniejsze zło. W piekle polityki nie ma innych głosowań. Chyba że założycie jednoosobową partię „Moje marzenie”. Ale wtedy spotka was los duszyczek czyścowych, poczekacie na zbawienie do końca świata.

PO, Nowoczesna, Zieloni to nie raj. Ale są realną siłą, od lat w koalicji. PO znaczy tam najwięcej, bo jest największa i ma kluczowe atuty, czyli RF i DT. Cudowne dziecko polityki, Trzaskowski, był o krok od prezydentury. Nie pomogłyby machlojki PiS, gdyby Hołownia expresis verbis wezwał do głosowania w drugiej turze na rywala Dudy. Niestety. Trzeba o tym przypominać jednocześnie przyznając, że było to racjonalne, z punktu widzenia ojca rodziny, czy lidera młodej partii.

Idea zawodów z powołania odchodzi w niebyt w szpitalach, szkołach i na plebaniach. Czemu więc oczekujemy, że polityk poświęci komfort rodziny i karierę dla dobra wspólnego?

Odsunięcie PiS dla wielu na opozycji nie jest priorytetem. Są nim fotele posłów, radnych, stanowiska w partii. A to nie wymaga pokonania PiS. Oczywiście wygrana daje rady nadzorcze, prestiżowe funkcje w Sejmie i rządzie, ale czasem wymaga koalicji, a te robią tłok, szczególnie na pierwszych miejscach list wyborczych.

Perfidia pracy polityka nie polega na tkaniu sobie wygodnego życia, tak jak robi to lekarz, dziennikarz, urzędnik, sędzia i zdecydowana większość z nas. Ale na tym, że gdy chce zrobić karierę musi kłamać. Dlatego Hołownia, Kamysz zamiast powiedzieć: „samodzielny marsz daje nam szansę na większą liczbę mandatów, a to umocni nasze pozycje w partii”, opowiadają bajki o skuteczności wielu list, o  liście spraw.

Wracając do platformianego wunderwaffe. „Tusku musisz” to jedyny czynny polityk, o którym można powiedzieć, że już nie musi. Mógłby odcinać kupony od kariery, żyjąc wygodnie i tomami wspomnień przygotowywać miejsce w podręcznikach historii. Tymczasem podejmuje się kolejnej herkulesowej pracy. Zaczynał u boku gigantów: Mazowiecki, Geremek, Kuroń, Skubiszewski, Hall, Osiatyński. To był polityczny Harvard mieszany z Oxfordem. Gdy, pod postacią trzygłowego Geriona, zdradził mentorów, jabłkami z ogrodu Hesperydy nakarmił nową partię. Potem urwał łby hydrze PiS (niestety odrosły), złapał giełdowego byka za rogi i przeprowadził Polskę przez finansowy kryzys, zdobył pas Hipolity w strukturach UE, by teraz zabrać się za sprzątanie stajni Mateusza. Czy po drodze nie popełniał błędów? Masę!

Gdybym miał wybór, mimo unikalnych zalet Tuska (zna wszystkich ważnych tego świata i jak zły szeląg Kaczyńskiego), mocno bym się zastanawiał czy na niego głosować. Szczególnie, że o wielu otaczających go współpracownikach mam złe zdanie. Są przyczyną skromnych 25-28 proc. poparcia dla PO.

Ale nie należę do zdziecinniałych idealistów, którzy krzyczą, dość głosowania na mniejsze zło. Ja zagłosuje na nieporównywalnie mniejsze zło niż PiS, na tego kto stwarza największą szansę na pozbawienie Kaczyńskiego władzy, czyli na PO. Ostatecznie przekonali mnie do tego Hołownia i Kosiniak sejmowym stand up’em.

[CC] Wojtek Fusek
(13-02-2023 / 650)

Pobierz PDF Wydrukuj