Najpierw ciut kuchni dziennikarskiej.
1) W dobrym artykule nie mieszczą się wszystkie informacje jakie zebrał dziennikarz.
2) Informacje są publikowane, gdy uda się je potwierdzić przynajmniej w dwóch źródłach.
3) Równie ważna jak prawdziwość przekazu jest jego czytelność.
4) Artykuł zaczyna się od najważniejszych informacji, a nie metamerów.
5) Trzeba unikać błędów nawet w kwestiach nie mających znaczenia dla tematu (np. imię, numer domu, marka samochodu itp.), bo stają się pretekstem do sprostowania, a ono - nawet jeśli nie dotyczy meritum - osłabia wiarygodność przekazu.
6) Zbyt wiele informacji na raz to błąd taki sam jak brak informacji.
Temat kluczowy/dnia/cover musi być wybrany z rozmysłem i – jak to się mówi w slangu - ograny: zapromowany, rozpisany na dni, głosy, czytelny (selekcja materiału, grafika, zdjęcie).
Dlaczego o tym piszę? Bo podobne zasady trzeba stosować w walce politycznej, szczególnie, że jednym z kluczowych pól bitwy są media.
W opozycji jest jeden utalentowany frontmen z europejskim sznytem, kilku bez doświadczenia, a czasem i talentu, do tego zespół dzielnych śledczych, gromadka czarnowidzących speców od ekonomii, oraz masa leni, czasem utalentowanych, ograniczających aktywność do głosowania. Brakuje strategów, redaktorów, speców od promocji, analityków, researcherów. Ludzi od czarnej roboty.
A sytuacja wymaga natychmiastowego wzmocnienia i przemodelowania składu oraz nowej taktyki nie tylko w sferze informacji.
Paradoksalnie bowiem kosmiczna liczba afer i błędów, jakie dzień w dzień wywołuje pisowska kamaryla ułatwia im ukrycie przestępstw, modus operandi oraz niekompetencji w rządzeniu.
Kaczyński i spółka odkryli pierwsze i drugie prawo kamuflażu masą:
1)„grube przestępstwa najłatwiej maskować w niepoliczalnej liczbie drobnych szwindli, niedociągnięć i kompromitacji”.
2) „od poziomu X prawdopodobieństwo kary staje się odwrotnie proporcjonalne do liczby popełnionych przestępstw” (X to liczba przestępstw, wykroczeń i skandalicznych błędów).
Pracowici posłowie z KO (nie ma ich wielu) niczym gończe psy co i rusz łapią nowy trop, ujawniają aferę na prasowej konferencji, a następnie porzucają temat, gdyż pojawia się kolejny.
Co najgorsze podobnie jest z mediami. Jak robić follow up najpoważniejszej nawet afery, skoro ma się kolejną, zapowiadającą się jeszcze bardziej sensacyjnie. Trudno „grzać” temat, gdy konkurencja odkryła coś bardziej bulwersującego.
Kto dziś pamięta o bandyckich działaniach wokół SKOK-u Wołomin, czy o tym, że w sprawie „dwóch wież” nikt nie przesłuchał podejrzewanego o łapówkarstwo Kaczyńskiego.
Dyskutujemy o okupacji fotela prezesa TK przez kucharkę i o narodowym dramacie w Lotosie, granatnik komendanta już zszedł na poziom memów, a jutro zniknie z FB.
Wrzutka Macierewicza na temat Smoleńska, czy skandaliczna propozycja Kaczyńskiego w sprawie patriotów. Kto dziś o tym rozmawia? Senator Bierecki – było wokół tego pisowskiego milionera gorącą, ale do wigilii 2022 roku usiądzie bez obawy, że to ostatnia na wolności. Nie dlatego, że się oczyścił z zarzutów ale dlatego, że jest pisokratura, a świat o nim zapomniał.
Przy tej liczbie afer, stajemy się na nie odporni. A czasem w głowach niektórych z nas rodzi się myśl: opozycja i media przesadzają, przecież tylu bandytów działających „na rympał” w jednej mafii się nie pomieści. A jednak! Polska to kraj, o którym nie śniło najstarszym nawet śledczym.
Lista pisowskich grzechów zbiega do nieskończoności. Wszyscy jesteśmy zmęczeni tą himalajskich rozmiarów lawiną podłości. Politycy opozycji, dziennikarze, naukowcy, dociskani podatkami biznesmeni i bankrutujący drobni przedsiębiorcy, obrażani lekarze, poniżani nauczyciele, cenzurowani artyści, hejtowane przez władzę środowiska NG-osów i LGBT. Czyli my wszyscy finansujący pisowską hucpę dziś i których dzieci, wnuki i prawnuki będą spłacać ten koszt skoku na władzę. W efekcie o gnomie, który zniszczył i upokorzył 37 milionowy naród będzie się mówiło przez pokolenia.
Ale nie to jest najgorsze! Rządy PiS, wojna w Ukrainie, kryzys ekonomiczny, klimatyczny, religijny, skutki covidu (longcovid) sieją w umysłach spustoszenie. Co druga Polka i Polak mają lub są na skraju depresji. Już dziś jesteśmy najsmutniejszym społeczeństwem Europy, choć czas prawdziwych trosk dopiero nadchodzi.
Mimo to zdecydowana większość z nas nie chce uwierzyć, że tu nie toczy się walka o parlamentarną większość, o dobrobyt, czy nawet o niepodległość. To walka o życie!
Zapewne wielu z czytających ostatnie zdanie prychnie ze zniecierpliwienia, oburzenia lub z pogardy dla histeryka.
Niestety egzystencjalne zagrożenie lekceważą nie tylko tzw. zwykli obywatele ale i politycy opozycji. Zamiast zewrzeć szyki, zoptymalizować działania, skoncentrować się na kluczowych sprawach, wciągać do pracy odważnych, pracowitych, szukać źródeł finansowania, sojuszników w kraju i za granicą, gubią się w taktycznych gierkach, nie chcą wyjść ze strefy komfortu parlamentarnej opozycji.
Dobrze to widać w mediach. Tam trzeba stanąć na przeciw przeszkolonych medialnie polityków PiS, którzy bez skrępowania kłamią, a przyłapani nie tracą rezonu. Nie odpowiadają na pytania, a gdy otrzymują z Nowogrodzkiej medialny przekaz, w którym jest sprytne odwrócenie kota ogonem, serwują go konsekwentnie.
Trzeba umieć w takim amoralnych warunkach sprzedać własną historię, prosto, czytelnie.
Przykro to pisać ale większość Polaków jest ograniczona, społecznie zacofana. Od wieków poddawana średniowiecznej propagandzie, najbardziej konserwatywnego w Europie kościoła katolickiego, edukowana według XIX wiecznego modelu szkolnictwa, przez nauczycieli, z których duża cześć do tego zawodu się nie nadaje. Panie Zalewska, Witek to nie są wyjątki, taki jest intelektualny sznyt dużej części grona pedagogicznego w podstawówkach. Niewiele lepiej jest w szkołach średnich. Efekt – dramatyczna pozycji szkół wyższych w światowym rankingu uczelni.
I do takich ludzi trzeba trafić. Nie do fanatycznych pisowców, czy tłustych kotków o rodzinnych koneksjach, lub cynicznych karierowiczów, którzy dla pieniędzy zrobią wszystko (to jest te magiczne 30 proc.), ale do panów i pań „mnie polityka nie interesuje”, „wszyscy kradną”, „nie ma na kogo głosować”, „PO nie była lepsza”, „kradną ale się dzielą”, „PiS-PO jedno zło” „byleby zasiłek dali”, „widzę co robią, ale jak przyjdą kolejni nie będzie lepiej” itp.
Ich nie przekonasz nawoływaniem do obrony niezależności sądu czy trójpodziału władzy, rolą TK. Tu przekaz musi być inny, prosty jak...
Wyjasnienie: Do tej refleksji skłoniła mnie czwartkowa poranna rozmowa Krzysztofa Brejzy z Andrzejem Stankiewiczem w Onecie. Polityk którego szanuję za odwagę i pracowitość, nie radził sobie z kompetentnym dziennikarzem, który ma ego jak stratosferyczny balon i ambicje bycia ponad PiS-owsko PO-wską wojną. Nie zarzucam mu symetryzmu, jak np. Mazurkowi. Stankiewicz od dłuższego czasu celnie punktuje PiS, a czasem wyprowadza cios nokautujący, ale dbając o swoją pozycję „ponad”, skorzystał z okazji, by dla dobra swego wizerunku przywalić źle przygotowanego do pojedynku senatora PO. Szkoda, że trafiło na Brejzę. Wieczorem u Morozowskiego w TVN wypadł już lepiej, choć nadal chciał powiedzieć zbyt dużo, zbyt zawile i emocjonalnie.
[CC] Wojtek Fusek
Najpierw ciut kuchni dziennikarskiej.
1) W dobrym artykule nie mieszczą się wszystkie informacje jakie zebrał dziennikarz.
2) Informacje są publikowane, gdy uda się je potwierdzić przynajmniej w dwóch źródłach.
3) Równie ważna jak prawdziwość przekazu jest jego czytelność.
4) Artykuł zaczyna się od najważniejszych informacji, a nie metamerów.
5) Trzeba unikać błędów nawet w kwestiach nie mających znaczenia dla tematu (np. imię, numer domu, marka samochodu itp.), bo stają się pretekstem do sprostowania, a ono - nawet jeśli nie dotyczy meritum - osłabia wiarygodność przekazu.
6) Zbyt wiele informacji na raz to błąd taki sam jak brak informacji.
Temat kluczowy/dnia/cover musi być wybrany z rozmysłem i – jak to się mówi w slangu - ograny: zapromowany, rozpisany na dni, głosy, czytelny (selekcja materiału, grafika, zdjęcie).
Dlaczego o tym piszę? Bo podobne zasady trzeba stosować w walce politycznej, szczególnie, że jednym z kluczowych pól bitwy są media.
W opozycji jest jeden utalentowany frontmen z europejskim sznytem, kilku bez doświadczenia, a czasem i talentu, do tego zespół dzielnych śledczych, gromadka czarnowidzących speców od ekonomii, oraz masa leni, czasem utalentowanych, ograniczających aktywność do głosowania. Brakuje strategów, redaktorów, speców od promocji, analityków, researcherów. Ludzi od czarnej roboty.
A sytuacja wymaga natychmiastowego wzmocnienia i przemodelowania składu oraz nowej taktyki nie tylko w sferze informacji.
Paradoksalnie bowiem kosmiczna liczba afer i błędów, jakie dzień w dzień wywołuje pisowska kamaryla ułatwia im ukrycie przestępstw, modus operandi oraz niekompetencji w rządzeniu.
Kaczyński i spółka odkryli pierwsze i drugie prawo kamuflażu masą:
1)„grube przestępstwa najłatwiej maskować w niepoliczalnej liczbie drobnych szwindli, niedociągnięć i kompromitacji”.
2) „od poziomu X prawdopodobieństwo kary staje się odwrotnie proporcjonalne do liczby popełnionych przestępstw” (X to liczba przestępstw, wykroczeń i skandalicznych błędów).
Pracowici posłowie z KO (nie ma ich wielu) niczym gończe psy co i rusz łapią nowy trop, ujawniają aferę na prasowej konferencji, a następnie porzucają temat, gdyż pojawia się kolejny.
Co najgorsze podobnie jest z mediami. Jak robić follow up najpoważniejszej nawet afery, skoro ma się kolejną, zapowiadającą się jeszcze bardziej sensacyjnie. Trudno „grzać” temat, gdy konkurencja odkryła coś bardziej bulwersującego.
Kto dziś pamięta o bandyckich działaniach wokół SKOK-u Wołomin, czy o tym, że w sprawie „dwóch wież” nikt nie przesłuchał podejrzewanego o łapówkarstwo Kaczyńskiego.
Dyskutujemy o okupacji fotela prezesa TK przez kucharkę i o narodowym dramacie w Lotosie, granatnik komendanta już zszedł na poziom memów, a jutro zniknie z FB.
Wrzutka Macierewicza na temat Smoleńska, czy skandaliczna propozycja Kaczyńskiego w sprawie patriotów. Kto dziś o tym rozmawia? Senator Bierecki – było wokół tego pisowskiego milionera gorącą, ale do wigilii 2022 roku usiądzie bez obawy, że to ostatnia na wolności. Nie dlatego, że się oczyścił z zarzutów ale dlatego, że jest pisokratura, a świat o nim zapomniał.
Przy tej liczbie afer, stajemy się na nie odporni. A czasem w głowach niektórych z nas rodzi się myśl: opozycja i media przesadzają, przecież tylu bandytów działających „na rympał” w jednej mafii się nie pomieści. A jednak! Polska to kraj, o którym nie śniło najstarszym nawet śledczym.
Lista pisowskich grzechów zbiega do nieskończoności. Wszyscy jesteśmy zmęczeni tą himalajskich rozmiarów lawiną podłości. Politycy opozycji, dziennikarze, naukowcy, dociskani podatkami biznesmeni i bankrutujący drobni przedsiębiorcy, obrażani lekarze, poniżani nauczyciele, cenzurowani artyści, hejtowane przez władzę środowiska NG-osów i LGBT. Czyli my wszyscy finansujący pisowską hucpę dziś i których dzieci, wnuki i prawnuki będą spłacać ten koszt skoku na władzę. W efekcie o gnomie, który zniszczył i upokorzył 37 milionowy naród będzie się mówiło przez pokolenia.
Ale nie to jest najgorsze! Rządy PiS, wojna w Ukrainie, kryzys ekonomiczny, klimatyczny, religijny, skutki covidu (longcovid) sieją w umysłach spustoszenie. Co druga Polka i Polak mają lub są na skraju depresji. Już dziś jesteśmy najsmutniejszym społeczeństwem Europy, choć czas prawdziwych trosk dopiero nadchodzi.
Mimo to zdecydowana większość z nas nie chce uwierzyć, że tu nie toczy się walka o parlamentarną większość, o dobrobyt, czy nawet o niepodległość. To walka o życie!
Zapewne wielu z czytających ostatnie zdanie prychnie ze zniecierpliwienia, oburzenia lub z pogardy dla histeryka.
Niestety egzystencjalne zagrożenie lekceważą nie tylko tzw. zwykli obywatele ale i politycy opozycji. Zamiast zewrzeć szyki, zoptymalizować działania, skoncentrować się na kluczowych sprawach, wciągać do pracy odważnych, pracowitych, szukać źródeł finansowania, sojuszników w kraju i za granicą, gubią się w taktycznych gierkach, nie chcą wyjść ze strefy komfortu parlamentarnej opozycji.
Dobrze to widać w mediach. Tam trzeba stanąć na przeciw przeszkolonych medialnie polityków PiS, którzy bez skrępowania kłamią, a przyłapani nie tracą rezonu. Nie odpowiadają na pytania, a gdy otrzymują z Nowogrodzkiej medialny przekaz, w którym jest sprytne odwrócenie kota ogonem, serwują go konsekwentnie.
Trzeba umieć w takim amoralnych warunkach sprzedać własną historię, prosto, czytelnie.
Przykro to pisać ale większość Polaków jest ograniczona, społecznie zacofana. Od wieków poddawana średniowiecznej propagandzie, najbardziej konserwatywnego w Europie kościoła katolickiego, edukowana według XIX wiecznego modelu szkolnictwa, przez nauczycieli, z których duża cześć do tego zawodu się nie nadaje. Panie Zalewska, Witek to nie są wyjątki, taki jest intelektualny sznyt dużej części grona pedagogicznego w podstawówkach. Niewiele lepiej jest w szkołach średnich. Efekt – dramatyczna pozycji szkół wyższych w światowym rankingu uczelni.
I do takich ludzi trzeba trafić. Nie do fanatycznych pisowców, czy tłustych kotków o rodzinnych koneksjach, lub cynicznych karierowiczów, którzy dla pieniędzy zrobią wszystko (to jest te magiczne 30 proc.), ale do panów i pań „mnie polityka nie interesuje”, „wszyscy kradną”, „nie ma na kogo głosować”, „PO nie była lepsza”, „kradną ale się dzielą”, „PiS-PO jedno zło” „byleby zasiłek dali”, „widzę co robią, ale jak przyjdą kolejni nie będzie lepiej” itp.
Ich nie przekonasz nawoływaniem do obrony niezależności sądu czy trójpodziału władzy, rolą TK. Tu przekaz musi być inny, prosty jak...
Wyjasnienie: Do tej refleksji skłoniła mnie czwartkowa poranna rozmowa Krzysztofa Brejzy z Andrzejem Stankiewiczem w Onecie. Polityk którego szanuję za odwagę i pracowitość, nie radził sobie z kompetentnym dziennikarzem, który ma ego jak stratosferyczny balon i ambicje bycia ponad PiS-owsko PO-wską wojną. Nie zarzucam mu symetryzmu, jak np. Mazurkowi. Stankiewicz od dłuższego czasu celnie punktuje PiS, a czasem wyprowadza cios nokautujący, ale dbając o swoją pozycję „ponad”, skorzystał z okazji, by dla dobra swego wizerunku przywalić źle przygotowanego do pojedynku senatora PO. Szkoda, że trafiło na Brejzę. Wieczorem u Morozowskiego w TVN wypadł już lepiej, choć nadal chciał powiedzieć zbyt dużo, zbyt zawile i emocjonalnie.
[CC] Wojtek Fusek