1960 przyszłam na świat. Pamiętam, że otwarłam oczy na ludzi, krajobrazy, poczułam piękno, zachwycałam się kolorami, porami roku, fascynowała mnie muzyka, sztuka... Z rozdziawioną gębą jako dziewięciolatka radośnie chłonęłam wszystko, co było w zasięgu moich zmysłów... Prywatki (domówki), na których, to nie Santor, Fogga i Sławę Przybylską puszczano... Przemycano z zachodu jakieś diabelskie bezeceństwa, które burzyły krew, prawie wprowadzały w ltrans, czarne płyty były nieosiągalnymi skarbami, pożądanymi za każdą cenę... i zakazanymi.
A lnajpiękniejsze było spotkanie na takiej prywatce osoby, która była w lNRD, Jugosławii, na Węgrzech - to już z lwypiekami na twarzy słuchało się opowieści co TAM! się dzieje, jak wygląda INNY Świat...
I wtedy do mnie dotarło, że żyję w jakiejś zamurowanej jaskini, że jesteśmy 20 lat opóźnieni w rozwoju, jako kraj i naród.
Tam ludzie latają na księżyc, my pierwszy raz słyszymy jak grają Led Zeppelin, Santana, Deep Purple, tylko, że ja mam już 18 lat, a Dziecko w czasie już 10.
Potem przyszła proza życia: matura, dzieciaki, walka o przetrwanie, odpowiedzialność za życie trojga itd. Stan wojenny, kartki i cielęcina mielona z groszkiem dla dzieci w puszce plus wyprawka po porodzie z 10-cioma pieluchami tetrowymi i dwoma śpiochami na półroczne dziecko...
Nie ma Teleranka, szok... Izolacja. Radio Wolna Europa, żeby dowiedzieć się co się dzieje, radio Luxemburg, żeby posłuchać listy światowych przebojów... [żeby nie wypaść na buraka, jak przyjdzie WOLNOŚĆ]. Pełna konspiracja. Długie wycieczki z dziećmi w góry, niskie, doliny, stawy, lasy... samogon.
Częste wyjazdy do K-wa, przemycanie bibuły, ciekawi ludzie w domu... Nie warto zdradzać szczegółów, to wszystko przed Wami Kochani. W każdym razie CHCIAŁO SIĘ ŻYĆ, celem była WOLNOŚĆ,
Schengen - marchewka. Kapitalizm - strzał w łeb. Trzeba było się mocno uwijać, żeby siebie i rodzinę utrzymać. My daliśmy radę, ale wielu nie wiedziało co ze sobą zrobić, świat się zawalił... Cena Wolności.
EUROPA!
Udało się, nagroda za lata wyrzeczeń, zaciskania pasa, łez, kursów, szkoleń, restrukturyzacji, wyprzedaży części majątku narodowego, żeby spłacić długi, reformy - kosmos.
Za długi ten tekst. Właściwie, to chciałam wyrzygać z siebie totalne rozgoryczenie, zawód, że mamy tak głupi naród...
Czas mi ucieka a chciałabym stabilizacji. Już nie dla siebie, bo czuję się jak dziecko wojny, ale dla moich wnuków, to będą wspaniali ludzie, chciałabym dożyć jednego słonecznego dnia, jak promienie rozświetlają ich twarze pewnością, poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa, żeby mogli realizować swoje marzenia, plany, zakładać rodziny, słuchać, oglądać, jak chcą, kształcić się, kochać i żyć po swojemu.
Nigdy im tego wszystkiego nie powiem, a komuś musiałam.
Sorry, ale obawiam się, że im nie zdążę...
Słuchaj
Deep Purple ==>
Child in Time
1960 przyszłam na świat. Pamiętam, że otwarłam oczy na ludzi, krajobrazy, poczułam piękno, zachwycałam się kolorami, porami roku, fascynowała mnie muzyka, sztuka... Z rozdziawioną gębą jako dziewięciolatka radośnie chłonęłam wszystko, co było w zasięgu moich zmysłów... Prywatki (domówki), na których, to nie Santor, Fogga i Sławę Przybylską puszczano... Przemycano z zachodu jakieś diabelskie bezeceństwa, które burzyły krew, prawie wprowadzały w trans, czarne płyty były nieosiągalnymi skarbami, pożądanymi za każdą cenę... i zakazanymi.
A najpiękniejsze było spotkanie na takiej prywatce osoby, która była w NRD, Jugosławii, na Węgrzech - to już z wypiekami na twarzy słuchało się opowieści co TAM! się dzieje, jak wygląda INNY Świat...
I wtedy do mnie dotarło, że żyję w jakiejś zamurowanej jaskini, że jesteśmy 20 lat opóźnieni w rozwoju, jako kraj i naród.
Tam ludzie latają na księżyc, my pierwszy raz słyszymy jak grają Led Zeppelin, Santana, Deep Purple, tylko, że ja mam już 18 lat, a Dziecko w czasie już 10.
Potem przyszła proza życia: matura, dzieciaki, walka o przetrwanie, odpowiedzialność za życie trojga itd. Stan wojenny, kartki i cielęcina mielona z groszkiem dla dzieci w puszce plus wyprawka po porodzie z 10-cioma pieluchami tetrowymi i dwoma śpiochami na półroczne dziecko...
Nie ma Teleranka, szok... Izolacja. Radio Wolna Europa, żeby dowiedzieć się co się dzieje, radio Luxemburg, żeby posłuchać listy światowych przebojów... [żeby nie wypaść na buraka, jak przyjdzie WOLNOŚĆ]. Pełna konspiracja. Długie wycieczki z dziećmi w góry, niskie, doliny, stawy, lasy... samogon.
Częste wyjazdy do K-wa, przemycanie bibuły, ciekawi ludzie w domu... Nie warto zdradzać szczegółów, to wszystko przed Wami Kochani. W każdym razie CHCIAŁO SIĘ ŻYĆ, celem była WOLNOŚĆ,
Schengen - marchewka. Kapitalizm - strzał w łeb. Trzeba było się mocno uwijać, żeby siebie i rodzinę utrzymać. My daliśmy radę, ale wielu nie wiedziało co ze sobą zrobić, świat się zawalił... Cena Wolności.
EUROPA!
Udało się, nagroda za lata wyrzeczeń, zaciskania pasa, łez, kursów, szkoleń, restrukturyzacji, wyprzedaży części majątku narodowego, żeby spłacić długi, reformy - kosmos.
Za długi ten tekst. Właściwie, to chciałam wyrzygać z siebie totalne rozgoryczenie, zawód, że mamy tak głupi naród...
Czas mi ucieka a chciałabym stabilizacji. Już nie dla siebie, bo czuję się jak dziecko wojny, ale dla moich wnuków, to będą wspaniali ludzie, chciałabym dożyć jednego słonecznego dnia, jak promienie rozświetlają ich twarze pewnością, poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa, żeby mogli realizować swoje marzenia, plany, zakładać rodziny, słuchać, oglądać, jak chcą, kształcić się, kochać i żyć po swojemu.
Nigdy im tego wszystkiego nie powiem, a komuś musiałam.
Sorry, ale obawiam się, że im nie zdążę...