O aferach, przestępczej mentalności i strachu

Dziś miałem zamiar zająć się kampanią opozycji, ale nie wiem, czy wystarczy mi miejsca. Nie zamierzam jednak bawić się w speca od politycznego marketingu lub „doradcę” polityków PO albo Lewicy. Żaden z nich tego tekstu i tak nie przeczyta. Nie zamierzam zresztą pisać o moich konkretnych oczekiwaniach odnoście ewentualnego zjednoczenia się i programów politycznych opozycji. Chcę temat moich oczekiwań w stosunku do kampanii opozycji potraktować "systemowo", jako mocną odpowiedź na kampanię PIS-u. Nakreślenie ogólnej strategii (czyli tego "systemu") kampanii opozycji jest dla mnie dużo mniej ryzykowne, niż formułowanie konkretnych oczekiwań odnośnie deklaracji, jakie politycy opozycji powinni składać w najbliższym roku. Nie jestem jasnowidzem, nie mam zielonego pojęcia, jakie obietnice złoży przed wyborami Kaczyński, a od tego będą w dużym stopniu zależeć deklaracje składane przez Tuska lub Hołownię. Nie mam również pojęcia, jakie sojusze (koalicje?) przedwyborcze zostaną zawarte, zarówno przez PIS, jak i opozycję. A to też będzie mieć olbrzymi wpływ i na programy wyborcze, i na rozmach obietnic składanych suwerenowi...  

Wiele byśmy dali, by już dziś wiedzieć, jak będą się kształtować słupki poparcie dla poszczególnych partii za np. 8 miesięcy. Ale nasz ból głowy z powodu niewiedzy, co się będzie dziać w Polsce w 2023r. i tak jest niczym w porównaniu dylematami i obawami, jakie mają czołowi politycy, głównie PIS-u. Człowiekiem, który wiele by dał, by móc zerknąć w przyszłość, jest przede wszystkim Kaczyński. Jego w najbliższych miesiącach czeka naprawdę wielki i długotrwały ból łba. Braki węgla, ceny prądu i gazu, inflacja, brak pieniędzy z Brukseli, hamowanie gospodarki to przecież nie wszystko. Prezes bardzo chciałby zmienić ordynację wyborczą, ale i on, i czołowi politycy PIS panicznie się tego własnego pomysłu boją. Bo wymusi to szybkie połączenie się opozycji i PIS przestanie być liderem sondaży oraz potencjalnym beneficjentem zmiany ordynacji wyborczej. Prezes chciałby pozbyć się Ziobry, którego z całego serca nienawidzi i z którym ma coraz więcej problemów. Ale też się boi. Partia Ziobry ma raptem 1% poparcia, więc zbyt wiele nie wnosi do tych 30% Zjednoczonej Prawicy. Ale rozpad koalicji i ewentualna ostra rywalizacja z Ziobrą o elektorat prawicowy w takcie kampanii będą PIS kosztować dużo więcej, niż stratę tego 1%. Dopóki są jaką taką koalicją (choć to "koalicja" rozpychających się przy korycie wiecznie nienażartych knurów, a nie żadna koalicja programowa), to ich wyborcy głosują na jakiś wyimaginowany, wymyślny na potrzeby propagandy "wielki projekt zmian i naprawy Polski". Ale w chwili, gdy Kaczyński z Ziobrą wezmą się za łby, runie mit o jakiejś wspólnocie ideologicznej lub politycznej i cały projekt "prawicowej koalicji".

AFERY. Nie mamy co specjalnie liczyć na to, że PIS-owskie afery, i te dotychczasowe, i te, które dopiero wybuchną w najbliższych miesiącach, jakoś znacząco obniżą poparcie dla tych bandytów. Skoro nie pogrążyły ich przestępstwa i skandale związane z łamaniem Konstytucji, płaceniem miliardów kar zasądzonych przez TSUE, łapówkarskim żądaniem szefa KNF-u, Pegasusem, Elektrownią Ostrołęka, czy ostatnio z zatruciem Odry, to nie pogrążą także następne. Paradoksalnie Kaczyńskiego i jego partię ratuje właśnie niewyobrażalna liczba tych afer i skandali, no i oczywiście to, że podwładni Ziobry ukręcają śledztwom w tych sprawach łby już niejako automatycznie. W czasach "dobrej zmiany" doliczyć się można już ok. 300 afer z politykami PIS w rolach głównych (z czego pewnie ok. 30% stanowiły afery o zasięgu ogólnopolskim), a co najmniej 20 z nich to były oszustwa, złodziejstwo, niegospodarność i nadużycia na tak gigantyczną skalę, że w normalnym państwie każda z tych afer zatopiłaby partię rządzącą w ciągu tygodnia. A u nas zdecydowana większość tych przekrętów i skandali tylko w minimalnym stopniu wpłynęła na poziom poparcia dla rządzących. Zraziła do nich jednak z pewnością dużą część wyborców niezdecydowanych i Kaczyński może już tylko z nostalgią powspominać czasy, gdy PIS miał 40-42% poparcia.  

Ale miłość, uwielbienie i wdzięczność elektoratu prawicowo-katolickiego pozostały niezmienne. Trudno się temu dziwić, skoro wyborcy PIS są właściwie bliźniaczo podobni do polityków PIS. I jedni, i drudzy wywodzą się z tego samego pnia ideologicznego, etycznego, kulturowego, i przede wszystkim mentalnego. I politycy oraz działacze PIS, i ich elektorat kierują się analogicznymi, patologicznymi schematami myślowymi, zdegenerowaną moralnością, fundamentalizmem religijnym, zakłamaniem, egoizmem i cynizmem, gotowością do łamania prawa i norm społecznych itd.  Przecież wyborca PIS doskonale wie, że np. decyzja o organizacji wyborów kopertowych była złamaniem obowiązującego prawa. Podobnie jak inwigilacja opozycji za pomocą Pegasusa. Więc ten wyborca PIS wie również doskonale, że Kaczyński, Cep i Sasin  najzwyczajniej sprzeniewierzyli dziesiątki milionów publicznych pieniędzy. Ten wyborca ma również choćby podejrzenie, że gdyby nie Ziobro, Kamiński i Pegasus, to PIS prawdopodobnie nie rządziłoby już w Polsce, a już na pewno nie mieliby większości w Sejmie. Ale wyborca PIS albo wybaczył Kaczyńskiemu te ewidentnie przestępcze działania (w myśl zasady, że "cel uświęca środki"), albo udaje, że nic o nich nie wie. I podobnie jest z tymi setkami innych PIS-owskich afer. PIS-owcy już nawet nie ukrywają, że ich interesuje tylko opinia ich wyborców. Tylko do własnych wyborców kierują swój medialny przekaz i tylko do tych wyborców będą adresowane hasła kampanii wyborczej Kaczyńskiego.  

A skoro przeciętny wyborca PIS nie widzi nic złego w bezprawiu, złodziejstwie, obłudzie i zakłamaniu swoich politycznych idoli, w ich nepotyźmie, marnotrawstwie, niekompetencji i rażących błędach, w dewastowaniu przez nich państwa, to dlaczego politycy PIS mieliby nagle zacząć przestać kraść, kłamać, wyłudzać publiczne pieniądze, załatwiać krewnym i znajomkom fuchy w spółkach SP? Skoro przeciętny wyborca PIS ma w dupie Konstytucję, wolne sądy i niezależne media, to czemu Kaczyński miałby mieć opory z ich łamaniem lub niszczeniem? Skoro zarówno politycy PIS, jak i wyborcy tej partii nie mają nic przeciwko gwałceniu lub molestowaniu przez katolickich księży 10-letnich dzieci, to po jaką cholerę Kaczyński i Ziobro mieliby teraz zacząć nagle ścigać pedofilów w sutannach (oraz kryjących ich biskupów) i narażać na szwank sojusznicze oraz biznesowe relacje z kościołem, który im będzie w czasie kampanii wyborczej potrzebny jak powietrze?! To oczekiwania własnego, konserwatywnego i ultrakatolickiego elektoratu są od wielu lat fundamentem PIS-owskiego modelu zawłaszczania państwa i sprawowania władzy, łamania prawa i Konstytucji, treści obietnic wyborczych, zapewniania bezkarności klerowi, jątrzenia i wzniecania nienawiści do uchodźców, osób LGBT, Unii, Niemców itd. A ponieważ wyborcy PIS nie wymagają od swoich polityków ani przyzwoitości, rzetelności i prawdomówności, ani kultury osobistej,  kompetencji i uczciwości, więc wszelkie afery polityków PIS spływają po ich wyborcach jak przysłowiowa woda po kaczce. Człowiek uczciwy i przyzwoity nie chce mieć nic wspólnego z przestępcami, oszustami i kłamcami. A wyborcy PIS nie tylko z przestępcami się utożsamiają, ale jeszcze wybierają ich na swoich reprezentantów w parlamencie i powierzają im władzę nad sobą i państwem. Trudno o lepszy dowód na to, że 4-5 milionów naszych rodaków ma przestępczą mentalność. Mentalność "objatków"…

Jeśli afery PIS-u pomogą opozycji wygrać wybory, to w stopniu niewielkim. My też już się przyzwyczailiśmy do tych coraz to nowych skandali i nie robią one na nas takiego wrażenia, jakie robić powinny. Czy nam się to podoba, czy nie, reagujemy na nie dużo bardziej obojętnie, niż miałoby to miejsce choćby 8-10 lat temu. PIS-owskie afery stały się dla nas niemal normą. Gdy polityk powszechnie uważany za uczciwego kradnie miliony publicznych pieniędzy, to jest to sensacja, pamiętana potem latami. Ale gdy kradnie miliony przestępca, notoryczny złodziej i hochsztapler? Co jest dziwnego w tym, że Sasin lub "Skurw*syn Ch*j Pierd*lony Brudna Pała" Obajtek kradną nasze pieniądze, skoro oni przez całe swoje dorosłe życie nic innego nie robili, tylko właśnie kradli? Dziwić byśmy się mogli (i długo pamiętać), gdyby nagle okazało się, że kraść przestali…

"Dobra zmiana" standardy rządzenia dla dobra społeczeństwa, uczciwości władzy i praworządności utopiła w wielkim szambie, ale i nasze standardy oraz wymagania znacznie się obniżyły. Duża w tym zresztą wina mediów i wcale nie "kurwizję" mam tu na myśli. Ta nieprzerwana rzeka PIS-owskich afer powoduje, że nawet niezależne media nie mają czasu zajmować się nimi dłużej, niż przez kilka lub kilkanaście dni. Potem wybucha nowa afera i spycha wcześniejszą na drugi plan. Tymczasem niektóre przekręty i skandale media powinny piętnować i wypominać PIS-owcom miesiącami, dzień po dniu (choćby Pegasusa lub uśmiercenie Odrą). Nie po to, by przedrzeć się jakoś do świadomości PIS-owskiego elektoratu. On i tak pozostanie głuchy i ślepy. Ale po to, by ci pozostali, normalni Polacy o tych aferach szybko nie zapomnieli i konsekwentnie domagali się ukarania winnych. Tymczasem po góra kilkunastu dniach medialnej wrzawy informacje o nawet największych PIS-owskich przestępstwach schodzą na odległy plan. Nie ma u nas niestety masowych mediów opozycyjnych. Mamy co najwyżej media niezależne od władzy, które nie mają obowiązku, poprzez np. ciągłe przypominanie tych afer, toczyć wojny z rządem PIS-u. Jak każde media bazują one na newsach i sensacjach, na tym, co zapewnia dużą widownię. Biorą więc na tapet wciąż nowe, "świeże" afery w kręgach PIS-u. A skoro poprzednie afery zasługiwały tylko na kilkudniowe zainteresowanie mediów, to w świadomości obywateli następuje (mimowolne) obniżenie znaczenia tych poprzednich afer oraz szkód, jakie one wyrządziły Polsce i Polakom. I potem następuje zacieranie się pamięci o nich jako o czymś nie tak znowu bardzo bulwersującym i istotnym…

POPULIZM. Gdy Kaczyński w końcu zorientuje się, że nie ma szans utrzymać się przy władzy, wtedy obieca Polakom wszystko, czego tylko zapragną. Puszczą wszelkie hamulce, PIS składać będzie obietnice zupełnie księżycowe, bez oglądania się na stan finansów państwa i realną możliwość realizacji tych obietnic. Oni nie będą już walczyć o zwycięstwo w wyborach i dalsze sprawowanie władzy, tylko o swoje życie i majątki, o jak najwięcej mandatów (i immunitetów) w Sejmie oraz Senacie. Będą mieć świadomość, że nikt ich z tych nieprawdopodobnych obietnic rozliczać nie będzie, bo to nie oni będą rządzić po wyborach. Także to, co Kaczyński zdąży rzutem na taśmę "podarować" wyborcom (np. 15 emeryturę, podwyżki dla „budżetówki” lub podwyższenie „500+” do 1.000zł) nie będzie już jego problemem, tylko potężnym zmartwieniem dla przyszłego rządu. No i argumentem dla PIS-owców, gdy już staną się opozycją, że oni bez problemu wywiązaliby się ze swoich deklaracji, gdyby rządzi nadal.

Pytanie tylko, na ile wiarygodne dla suwerena okażą się te obietnice PIS-u i jak daleko posunięta może być wdzięczność wyborców przy urnach. Przecież wszyscy będą wiedzieć, że Kaczyński ma nóż na gardle i rozpaczliwie chwyta się brzytwy. Jeśli teraz PIS kategorycznie odmawia przyznania podwyżek „budżetówce”, a hojnie przyzna je na kilka miesięcy przed wyborami, to przecież będzie oczywiste, że jest to wyborcza łapówka. Na ile Polacy będą skłonni uwierzyć w kolejne obietnice budowy setek tysięcy tanich mieszkań, obwodnic miast lub choćby CPK, skoro PIS do dziś nie wywiązał się z obietnic składanych zarówno w 2015r., jak i w 2019r.?! Co tam zresztą odległa historia, jeszcze miesiąc temu rząd PIS zapewniał, że w zimie węgla Polakom nie zabraknie. Jeśli okaże się, że w styczniu-lutym jednak go zabraknie, to kto PIS-owcom uwierzy w trakcie kampanii wyborczej, że na przyszłą zimę zadbają już o ciepło w naszych domach? Mam oczywiście na myśli tych Polaków o niesprecyzowanych sympatiach politycznych, bo wyborcy opozycji z pewnością nie uwierzą. Kaczyński skoncentruje się na kupowaniu za pomocą kiełbasy wyborczej tylko tych, którzy są dość łatwi do kupienia. Za kilka miesięcy 60-70% polskich rodzin znajdzie się w dramatycznej sytuacji. Na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie ekonomiści dość zgodnie ostrzegali, że rok 2023 będzie dla naszego kraju rokiem krytycznym. A wtedy inflacja jeszcze nie przekraczała 4-5%, ceny surowców energetycznych były relatywnie niskie, podobnie jak stopy procentowe. Ale już wówczas było wiadomo, że w 2023r. nałoży się na siebie wiele negatywnych zjawisk gospodarczych, a dojdą jeszcze tylko odroczone konsekwencji błędów, zaniedbań i nieuzasadnionej rozrzutność rządu oraz bezprecedensowego zadłużania państwa...

Polacy w zdecydowanej większości nie mają zgromadzonych środków na "czarną godzinę" lub na "spokojną starość", tak jak mają je Niemcy, Szwedzi lub Brytyjczycy. Większość z nas żyje z miesiąca na miesiąc. Jeśli jakieś gospodarstwo domowe ma skromne oszczędności, to wkrótce one się rozpłyną, pójdą na opał i zeżre je inflacja. Kilka milionów kredytobiorców już wpadło w olbrzymie tarapaty i one będą coraz większe. A ludzie zdesperowani i sfrustrowani, bojący się o najbliższą przyszłość, są na ogół łatwym łupem dla takich populistycznych kanalii jak Kaczyński. Strach czyni ich bezkrytycznie łatwowiernymi. Tyle, że tym razem owa bieda, desperacja i strach będą właśnie efektem rządów Kaczyńskiego i jego bandy. Cdn. Może w końcu dojdę do tematu opozycji.

[CC] Jacek Nikodem

O aferach, przestępczej mentalności i strachu

Dziś miałem zamiar zająć się kampanią opozycji, ale nie wiem, czy wystarczy mi miejsca. Nie zamierzam jednak bawić się w speca od politycznego marketingu lub „doradcę” polityków PO albo Lewicy. Żaden z nich tego tekstu i tak nie przeczyta. Nie zamierzam zresztą pisać o moich konkretnych oczekiwaniach odnoście ewentualnego zjednoczenia się i programów politycznych opozycji. Chcę temat moich oczekiwań w stosunku do kampanii opozycji potraktować "systemowo", jako mocną odpowiedź na kampanię PIS-u. Nakreślenie ogólnej strategii (czyli tego "systemu") kampanii opozycji jest dla mnie dużo mniej ryzykowne, niż formułowanie konkretnych oczekiwań odnośnie deklaracji, jakie politycy opozycji powinni składać w najbliższym roku. Nie jestem jasnowidzem, nie mam zielonego pojęcia, jakie obietnice złoży przed wyborami Kaczyński, a od tego będą w dużym stopniu zależeć deklaracje składane przez Tuska lub Hołownię. Nie mam również pojęcia, jakie sojusze (koalicje?) przedwyborcze zostaną zawarte, zarówno przez PIS, jak i opozycję. A to też będzie mieć olbrzymi wpływ i na programy wyborcze, i na rozmach obietnic składanych suwerenowi...  

Wiele byśmy dali, by już dziś wiedzieć, jak będą się kształtować słupki poparcie dla poszczególnych partii za np. 8 miesięcy. Ale nasz ból głowy z powodu niewiedzy, co się będzie dziać w Polsce w 2023r. i tak jest niczym w porównaniu dylematami i obawami, jakie mają czołowi politycy, głównie PIS-u. Człowiekiem, który wiele by dał, by móc zerknąć w przyszłość, jest przede wszystkim Kaczyński. Jego w najbliższych miesiącach czeka naprawdę wielki i długotrwały ból łba. Braki węgla, ceny prądu i gazu, inflacja, brak pieniędzy z Brukseli, hamowanie gospodarki to przecież nie wszystko. Prezes bardzo chciałby zmienić ordynację wyborczą, ale i on, i czołowi politycy PIS panicznie się tego własnego pomysłu boją. Bo wymusi to szybkie połączenie się opozycji i PIS przestanie być liderem sondaży oraz potencjalnym beneficjentem zmiany ordynacji wyborczej. Prezes chciałby pozbyć się Ziobry, którego z całego serca nienawidzi i z którym ma coraz więcej problemów. Ale też się boi. Partia Ziobry ma raptem 1% poparcia, więc zbyt wiele nie wnosi do tych 30% Zjednoczonej Prawicy. Ale rozpad koalicji i ewentualna ostra rywalizacja z Ziobrą o elektorat prawicowy w takcie kampanii będą PIS kosztować dużo więcej, niż stratę tego 1%. Dopóki są jaką taką koalicją (choć to "koalicja" rozpychających się przy korycie wiecznie nienażartych knurów, a nie żadna koalicja programowa), to ich wyborcy głosują na jakiś wyimaginowany, wymyślny na potrzeby propagandy "wielki projekt zmian i naprawy Polski". Ale w chwili, gdy Kaczyński z Ziobrą wezmą się za łby, runie mit o jakiejś wspólnocie ideologicznej lub politycznej i cały projekt "prawicowej koalicji".

AFERY. Nie mamy co specjalnie liczyć na to, że PIS-owskie afery, i te dotychczasowe, i te, które dopiero wybuchną w najbliższych miesiącach, jakoś znacząco obniżą poparcie dla tych bandytów. Skoro nie pogrążyły ich przestępstwa i skandale związane z łamaniem Konstytucji, płaceniem miliardów kar zasądzonych przez TSUE, łapówkarskim żądaniem szefa KNF-u, Pegasusem, Elektrownią Ostrołęka, czy ostatnio z zatruciem Odry, to nie pogrążą także następne. Paradoksalnie Kaczyńskiego i jego partię ratuje właśnie niewyobrażalna liczba tych afer i skandali, no i oczywiście to, że podwładni Ziobry ukręcają śledztwom w tych sprawach łby już niejako automatycznie. W czasach "dobrej zmiany" doliczyć się można już ok. 300 afer z politykami PIS w rolach głównych (z czego pewnie ok. 30% stanowiły afery o zasięgu ogólnopolskim), a co najmniej 20 z nich to były oszustwa, złodziejstwo, niegospodarność i nadużycia na tak gigantyczną skalę, że w normalnym państwie każda z tych afer zatopiłaby partię rządzącą w ciągu tygodnia. A u nas zdecydowana większość tych przekrętów i skandali tylko w minimalnym stopniu wpłynęła na poziom poparcia dla rządzących. Zraziła do nich jednak z pewnością dużą część wyborców niezdecydowanych i Kaczyński może już tylko z nostalgią powspominać czasy, gdy PIS miał 40-42% poparcia.  

Ale miłość, uwielbienie i wdzięczność elektoratu prawicowo-katolickiego pozostały niezmienne. Trudno się temu dziwić, skoro wyborcy PIS są właściwie bliźniaczo podobni do polityków PIS. I jedni, i drudzy wywodzą się z tego samego pnia ideologicznego, etycznego, kulturowego, i przede wszystkim mentalnego. I politycy oraz działacze PIS, i ich elektorat kierują się analogicznymi, patologicznymi schematami myślowymi, zdegenerowaną moralnością, fundamentalizmem religijnym, zakłamaniem, egoizmem i cynizmem, gotowością do łamania prawa i norm społecznych itd.  Przecież wyborca PIS doskonale wie, że np. decyzja o organizacji wyborów kopertowych była złamaniem obowiązującego prawa. Podobnie jak inwigilacja opozycji za pomocą Pegasusa. Więc ten wyborca PIS wie również doskonale, że Kaczyński, Cep i Sasin  najzwyczajniej sprzeniewierzyli dziesiątki milionów publicznych pieniędzy. Ten wyborca ma również choćby podejrzenie, że gdyby nie Ziobro, Kamiński i Pegasus, to PIS prawdopodobnie nie rządziłoby już w Polsce, a już na pewno nie mieliby większości w Sejmie. Ale wyborca PIS albo wybaczył Kaczyńskiemu te ewidentnie przestępcze działania (w myśl zasady, że "cel uświęca środki"), albo udaje, że nic o nich nie wie. I podobnie jest z tymi setkami innych PIS-owskich afer. PIS-owcy już nawet nie ukrywają, że ich interesuje tylko opinia ich wyborców. Tylko do własnych wyborców kierują swój medialny przekaz i tylko do tych wyborców będą adresowane hasła kampanii wyborczej Kaczyńskiego.  

A skoro przeciętny wyborca PIS nie widzi nic złego w bezprawiu, złodziejstwie, obłudzie i zakłamaniu swoich politycznych idoli, w ich nepotyźmie, marnotrawstwie, niekompetencji i rażących błędach, w dewastowaniu przez nich państwa, to dlaczego politycy PIS mieliby nagle zacząć przestać kraść, kłamać, wyłudzać publiczne pieniądze, załatwiać krewnym i znajomkom fuchy w spółkach SP? Skoro przeciętny wyborca PIS ma w dupie Konstytucję, wolne sądy i niezależne media, to czemu Kaczyński miałby mieć opory z ich łamaniem lub niszczeniem? Skoro zarówno politycy PIS, jak i wyborcy tej partii nie mają nic przeciwko gwałceniu lub molestowaniu przez katolickich księży 10-letnich dzieci, to po jaką cholerę Kaczyński i Ziobro mieliby teraz zacząć nagle ścigać pedofilów w sutannach (oraz kryjących ich biskupów) i narażać na szwank sojusznicze oraz biznesowe relacje z kościołem, który im będzie w czasie kampanii wyborczej potrzebny jak powietrze?! To oczekiwania własnego, konserwatywnego i ultrakatolickiego elektoratu są od wielu lat fundamentem PIS-owskiego modelu zawłaszczania państwa i sprawowania władzy, łamania prawa i Konstytucji, treści obietnic wyborczych, zapewniania bezkarności klerowi, jątrzenia i wzniecania nienawiści do uchodźców, osób LGBT, Unii, Niemców itd. A ponieważ wyborcy PIS nie wymagają od swoich polityków ani przyzwoitości, rzetelności i prawdomówności, ani kultury osobistej,  kompetencji i uczciwości, więc wszelkie afery polityków PIS spływają po ich wyborcach jak przysłowiowa woda po kaczce. Człowiek uczciwy i przyzwoity nie chce mieć nic wspólnego z przestępcami, oszustami i kłamcami. A wyborcy PIS nie tylko z przestępcami się utożsamiają, ale jeszcze wybierają ich na swoich reprezentantów w parlamencie i powierzają im władzę nad sobą i państwem. Trudno o lepszy dowód na to, że 4-5 milionów naszych rodaków ma przestępczą mentalność. Mentalność "objatków"…

Jeśli afery PIS-u pomogą opozycji wygrać wybory, to w stopniu niewielkim. My też już się przyzwyczailiśmy do tych coraz to nowych skandali i nie robią one na nas takiego wrażenia, jakie robić powinny. Czy nam się to podoba, czy nie, reagujemy na nie dużo bardziej obojętnie, niż miałoby to miejsce choćby 8-10 lat temu. PIS-owskie afery stały się dla nas niemal normą. Gdy polityk powszechnie uważany za uczciwego kradnie miliony publicznych pieniędzy, to jest to sensacja, pamiętana potem latami. Ale gdy kradnie miliony przestępca, notoryczny złodziej i hochsztapler? Co jest dziwnego w tym, że Sasin lub "Skurw*syn Ch*j Pierd*lony Brudna Pała" Obajtek kradną nasze pieniądze, skoro oni przez całe swoje dorosłe życie nic innego nie robili, tylko właśnie kradli? Dziwić byśmy się mogli (i długo pamiętać), gdyby nagle okazało się, że kraść przestali…

"Dobra zmiana" standardy rządzenia dla dobra społeczeństwa, uczciwości władzy i praworządności utopiła w wielkim szambie, ale i nasze standardy oraz wymagania znacznie się obniżyły. Duża w tym zresztą wina mediów i wcale nie "kurwizję" mam tu na myśli. Ta nieprzerwana rzeka PIS-owskich afer powoduje, że nawet niezależne media nie mają czasu zajmować się nimi dłużej, niż przez kilka lub kilkanaście dni. Potem wybucha nowa afera i spycha wcześniejszą na drugi plan. Tymczasem niektóre przekręty i skandale media powinny piętnować i wypominać PIS-owcom miesiącami, dzień po dniu (choćby Pegasusa lub uśmiercenie Odrą). Nie po to, by przedrzeć się jakoś do świadomości PIS-owskiego elektoratu. On i tak pozostanie głuchy i ślepy. Ale po to, by ci pozostali, normalni Polacy o tych aferach szybko nie zapomnieli i konsekwentnie domagali się ukarania winnych. Tymczasem po góra kilkunastu dniach medialnej wrzawy informacje o nawet największych PIS-owskich przestępstwach schodzą na odległy plan. Nie ma u nas niestety masowych mediów opozycyjnych. Mamy co najwyżej media niezależne od władzy, które nie mają obowiązku, poprzez np. ciągłe przypominanie tych afer, toczyć wojny z rządem PIS-u. Jak każde media bazują one na newsach i sensacjach, na tym, co zapewnia dużą widownię. Biorą więc na tapet wciąż nowe, "świeże" afery w kręgach PIS-u. A skoro poprzednie afery zasługiwały tylko na kilkudniowe zainteresowanie mediów, to w świadomości obywateli następuje (mimowolne) obniżenie znaczenia tych poprzednich afer oraz szkód, jakie one wyrządziły Polsce i Polakom. I potem następuje zacieranie się pamięci o nich jako o czymś nie tak znowu bardzo bulwersującym i istotnym…

POPULIZM. Gdy Kaczyński w końcu zorientuje się, że nie ma szans utrzymać się przy władzy, wtedy obieca Polakom wszystko, czego tylko zapragną. Puszczą wszelkie hamulce, PIS składać będzie obietnice zupełnie księżycowe, bez oglądania się na stan finansów państwa i realną możliwość realizacji tych obietnic. Oni nie będą już walczyć o zwycięstwo w wyborach i dalsze sprawowanie władzy, tylko o swoje życie i majątki, o jak najwięcej mandatów (i immunitetów) w Sejmie oraz Senacie. Będą mieć świadomość, że nikt ich z tych nieprawdopodobnych obietnic rozliczać nie będzie, bo to nie oni będą rządzić po wyborach. Także to, co Kaczyński zdąży rzutem na taśmę "podarować" wyborcom (np. 15 emeryturę, podwyżki dla „budżetówki” lub podwyższenie „500+” do 1.000zł) nie będzie już jego problemem, tylko potężnym zmartwieniem dla przyszłego rządu. No i argumentem dla PIS-owców, gdy już staną się opozycją, że oni bez problemu wywiązaliby się ze swoich deklaracji, gdyby rządzi nadal.

Pytanie tylko, na ile wiarygodne dla suwerena okażą się te obietnice PIS-u i jak daleko posunięta może być wdzięczność wyborców przy urnach. Przecież wszyscy będą wiedzieć, że Kaczyński ma nóż na gardle i rozpaczliwie chwyta się brzytwy. Jeśli teraz PIS kategorycznie odmawia przyznania podwyżek „budżetówce”, a hojnie przyzna je na kilka miesięcy przed wyborami, to przecież będzie oczywiste, że jest to wyborcza łapówka. Na ile Polacy będą skłonni uwierzyć w kolejne obietnice budowy setek tysięcy tanich mieszkań, obwodnic miast lub choćby CPK, skoro PIS do dziś nie wywiązał się z obietnic składanych zarówno w 2015r., jak i w 2019r.?! Co tam zresztą odległa historia, jeszcze miesiąc temu rząd PIS zapewniał, że w zimie węgla Polakom nie zabraknie. Jeśli okaże się, że w styczniu-lutym jednak go zabraknie, to kto PIS-owcom uwierzy w trakcie kampanii wyborczej, że na przyszłą zimę zadbają już o ciepło w naszych domach? Mam oczywiście na myśli tych Polaków o niesprecyzowanych sympatiach politycznych, bo wyborcy opozycji z pewnością nie uwierzą. Kaczyński skoncentruje się na kupowaniu za pomocą kiełbasy wyborczej tylko tych, którzy są dość łatwi do kupienia. Za kilka miesięcy 60-70% polskich rodzin znajdzie się w dramatycznej sytuacji. Na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie ekonomiści dość zgodnie ostrzegali, że rok 2023 będzie dla naszego kraju rokiem krytycznym. A wtedy inflacja jeszcze nie przekraczała 4-5%, ceny surowców energetycznych były relatywnie niskie, podobnie jak stopy procentowe. Ale już wówczas było wiadomo, że w 2023r. nałoży się na siebie wiele negatywnych zjawisk gospodarczych, a dojdą jeszcze tylko odroczone konsekwencji błędów, zaniedbań i nieuzasadnionej rozrzutność rządu oraz bezprecedensowego zadłużania państwa...

Polacy w zdecydowanej większości nie mają zgromadzonych środków na "czarną godzinę" lub na "spokojną starość", tak jak mają je Niemcy, Szwedzi lub Brytyjczycy. Większość z nas żyje z miesiąca na miesiąc. Jeśli jakieś gospodarstwo domowe ma skromne oszczędności, to wkrótce one się rozpłyną, pójdą na opał i zeżre je inflacja. Kilka milionów kredytobiorców już wpadło w olbrzymie tarapaty i one będą coraz większe. A ludzie zdesperowani i sfrustrowani, bojący się o najbliższą przyszłość, są na ogół łatwym łupem dla takich populistycznych kanalii jak Kaczyński. Strach czyni ich bezkrytycznie łatwowiernymi. Tyle, że tym razem owa bieda, desperacja i strach będą właśnie efektem rządów Kaczyńskiego i jego bandy. Cdn. Może w końcu dojdę do tematu opozycji.

[CC] Jacek Nikodem
(629/13-10-2022)

Pobierz PDF Wydrukuj