Szukanie wrogów i kozłów ofiarnych

Pisałem ostatnio, że Kaczyński w tematach inflacji, ubożenia społeczeństwa, braków węgla oraz cen surowców energetycznych będzie w trakcie kampanii wyborczej, siłą rzeczy, znajdować się w głębokiej defensywie. Klęski rządu na tych polach, koszmarne błędy i zaniedbania, są oczywiste i nie da się ich przekuć w sukcesy chyba nawet w oczach wyborców PIS. Pozostaje więc tylko albo winę za kolejne klęski zrzucić na innych, albo starać się wmówić suwerenowi, że rząd PIS i tak był kompetentny, dzielny oraz niezwykle skuteczny i poradził sobie z kryzysem dużo lepiej, niż poradziłby sobie rząd obecnej opozycji. Całkiem niedawno, w czasie kongresu swojej partii, wychwalając sukcesy PIS-owskiego rządu, Prezes powiedział z dumą: "Daliśmy radę pandemii". Rekordowe 140.000 nadmiarowych zgonów, afery z zakupem nieistniejących respiratorów oraz bezużytecznych maseczek, a także dantejskie sceny rozgrywające w szpitalach oraz przed nimi, nie zepsuły mu jak widać ani dobrego samopoczucia, ani nie odebrały apetytu. I w najbliższej kampanii będzie podobnie. Mottem przekazu Nowogrodzkiej będzie na przemian powtarzane "Dobry rząd na trudne czasy", „Daliśmy radę kryzysowi!”, a gdyby trzeba będzie tłumaczyć się z ewidentnych błędów i porażek, wyborcy usłyszą: "To nie my, to oni!". Ale Kaczyński nie jest typem zawodnika, który dobrze czuje się w defensywie. On nie cierpi bronić się. Polityczne sukcesy odnosił zawsze albo dzięki swojej sile, intuicji, przebiegłości i refleksowi, albo dzięki ciosom poniżej pasa i przekupstwu (patrz Lepper, Gowin, Mejza, zbuntowani posłowie koalicji). I teraz też ma już gotowy kampanijne warianty ofensywne...

Celem ataku będą oczywiście Niemcy i Unia, w takiej właśnie kolejności. Zresztą Kaczyński już od kilku tygodni daje wyraźnie do zrozumienia, że stawia w zasadzie znak równości pomiędzy Berlinem i Brukselą. "Źli, podstępni Niemcy" są idealnym wręcz tematem do skonsolidowania trochę oszołomionego i zdezorientowanego obecną sytuacją w kraju elektoratu PIS. To zagrożenie z strony Niemiec jest wałkowane przez Kaczyńskiego od wielu lat, bardziej lub mniej wyraźnie, w zależności od potrzeb i koniunktury. Temat więc nie będzie nowy, ale nigdy nie był wiodącym elementem kampanii. I właśnie dlatego, że teraz będzie mieć dla PIS-u szczególne znaczenie, Niemcy będą przedstawianie jako dominant w Unii, narzucający Brukseli własną wolę zgodną z własnym interesem. Czyli Kaczyński z dwóch swoich wrogów uczyni jednego, ale za to jeszcze groźniejszego i potężniejszego. Dodatkowo, by wzmocnić poczucie zagrożenia i rozszerzyć strach oraz złość wyborców także na opozycję, do tego wątku niemieckiego zostanie wpleciony, najważniejszy dla przekazu propagandy Nowogrodzkiej watek krajowy. Z interesem i działaniami Niemiec zostaną ściśle połączone działania opozycji, głównie oczywiście PO i Tuska. W ten to prosty sposób Kaczyński będzie chciał "zarazić" tradycyjną u Polaków niechęcią i nieufnością do Niemców także wewnętrznych rywali politycznych. A ponieważ Polacy są także tradycyjnie antyrosyjscy, i jeszcze teraz wszyscy wiedzą, jakich zbrodni dopuszczają się ci bandyci w Ukrainie, więc propaganda PIS-u wrzuci do wspólnego worka i Niemców oraz Unię, i Tuska oraz Putina. Skład dość egzotyczny, wzajemnie się wykluczający, ale wyborcy PIS to nie są istoty rozumne, które mogłyby się zastanawiać, na ile prawdopodobny jest sojusz Unii lub Tuska z mordercami z Kremla. Wyborcy PIS kierują się zasadą młodych Kiemliczów - ojciec kazali, to piorą, kogo popadnie. Trzeba tylko tym przygłupom wskazać konkretnego wroga i dać siekierę do łapy...   

Pod względem werbalnej agresji, ataków i oskarżeń w mediach, brutalności ta kampania przebije wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia. Wiadomo to właściwie od dawna, a ostatnie tygodnie tylko potwierdzają te ponure przypuszczenia. Został jeszcze rok do wyborów, a już obecnie co chwilę przekraczane są granice, do których w normalnych państwach nikt nie waży się nawet zbliżyć. Przestępcza, bandycka mentalność PIS-owców i ich rosnący strach przed klęską ujawniają się w całej okazałości. A przykład, jak zwykle, idzie z samej góry. W każdej publicznej wypowiedzi Kaczyńskiego (a w ślad za nimi także jego partyjnych kundli) zawarte są bądź to pomówienia i oskarżenia przeciwników politycznych, bądź nawet już nie skrywane groźby. Bo mówienie, że na szczeblu samorządów wybory są notorycznie fałszowane, że PIS zmieni sposób liczenia głosów lub że powoła jakiś „korpus obrony wyborów” (w zamyśle złożony zapewne z degeneratów Bąkiewicza uzbrojonych w „bejsbole”), to nic innego, jak oskarżenia i groźby. Można by się tylko wściekać z tego powodu, gdyby nie to, że mówi je właśnie ten socjopata z Żoliborza. Który wprawdzie coraz częściej traci kontakt z rzeczywistością i pieprzy takie banialuki, że nawet PIS-owców wprawia w osłupienie, ale jego słowa są w partii traktowane jak świętość i drogowskaz w przyszłość. Czy więc kogoś oskarża lub opluwa, czy bredzi o jakiejś ekonomicznej "depresji", czy wreszcie pie*doli o ludziach wyżerających dzikom ziemniaki, to staje się to automatycznie oficjalnym stanowiskiem całego PIS-u. Tylko patrzeć, jak Glapiński i inni PIS-owscy „spece od finansów” zaczną używać terminu „depresja”, a politycy PIS będą się prześcigać w zapewnieniach, że na własne oczy widzieli kiedyś całe głodujące rodziny idące na te ziemniaki do lasu…

Gdy są to "tylko" lapsusy słowne lub pamięciowe, gdy Prezes myli nazwy polskich miejscowości lub rzek - pal sześć. To siebie wystawia tym samym na pośmiewisko, bo choć wypowiada je do wąskiego grona wiernych, partyjnych słuchaczy, to jego słowa idą w świat. Niech się jego partyjni podwładni martwią, jak wytłumaczyć Polakom, co to jest ta "depresja" Kaczyńskiego. Ale gdy Prezes w czasie swoich wystąpień mówi wyraźnie, że należy np. władze samorządów zmusić do zajmowania się dystrybucją węgla lub że trzeba zmienić system liczenia głosów wyborców, to zaczyna być groźnie i straszno. Bo można być pewnym, że już dzień później wszyscy PIS-owcy z pełnym przekonaniem powtórzą te słowa, a po 3 dniach debile Sasin albo Suski zlecą pisanie projektów ustaw właśnie z takimi zapisami. Kaczyński daje tylko zielone światło dla ataku, grożenia lub stosowania szantażu wobec władz samorządu terytorialnego. Resztę robią już jego kundle. Przypomina to ostatnie miesiące rządów Hitlera i Stalina. Którzy też, tracąc powoli samokontrolę, jasność myślenia i właściwy ogląd realiów, wydawali polecenia coraz mniej zrozumiałe dla ich otoczenia, często wręcz niedorzeczne i niemożliwe do realizacji. Ale bez względu na to, jak absurdalne były to rozkazy i jak fatalne mogły przynieść następstwa, musiały być przez ich podwładnych wykonane. Bo za podważanie nieomylności dyktatorów szło się pod ścianę.

Kaczyński zachował jak na razie trzeźwość umysłu, choć co rusz zdarzają mu się przeróżne "odloty"...  Kaczyński, podobnie jak wszyscy przekonani o swojej nieomylności dyktatorzy w historii, nie ma zwyczaju konsultować swoich pomysłów ani ze własnym otoczeniem, ani co gorsze z żadnymi ekspertami. Kaczyński, choć miewał w przeszłości przebłyski politycznego geniuszu i ma nadal całą Polskę u stóp, w rzeczywistości jest życiowym nieudacznikiem, z całą masą kompleksów. W takim prozaicznym życiu codziennym, w konfrontacji z problemami bytowymi, z jakimi muszą się borykać miliony Polaków, Prezes zabłądziłby w każdym urzędzie lub sklepie, do którego by się udał i w ciągu tygodnia zdechłby z głodu. Jest zupełnie nieprzystosowany do samodzielnej egzystencji, bo przez całe życie ktoś się nim opiekował. Jak nie matka, to gosposia i ochroniarze. I tak jak nie zna się na załatwianiu prozaicznych, codziennych potrzeb (poza fizjologicznymi), tak nie zna się również na ekonomii, polityce zagranicznej, przemyśle, armii, rolnictwie, ochronie klimatu lub budownictwie. Co nie przeszkadza mu wcale co jakiś czas wypalić z jakimś "rewolucyjnym" pomysłem, który mu przyszedł do głowy, gdy np. bawił się z kotem. Raz są to domy mieszkalne o pow. do 70m2 budowane bez zezwoleń i nadzoru budowlanego, innym razem zrównanie w ciągu 2 lat dopłat polskich rolników z dopłatami rolników z zachodniej Europy, a jeszcze innym razem budowa 200 tysięcy tanich mieszkań lub CPK. A ponieważ to, co wymyślił Prezes, jest zawsze święte i genialne, więc jego podwładni nawet nie próbują mu wyperswadować tych często absurdalnych (i potwornie kosztownych) pomysłów. Absurdalne czy nie stają się automatycznie ważnymi elementami programu partii...

Prezes od 2 miesięcy wybija już rytm kampanii swojej partii i wskazuje, wokół jakich tematów ma się ona koncentrować. Jest to szczególnie widoczne obecnym przekazie Nowogrodzkiej nt. braków węgla. To temat szczególny dla Kaczyńskiego, bo dotyka w pierwszej kolejności jego własny elektorat. I choć od marca-kwietnia rząd PIS zrobił dosłownie wszystko, co tylko był w stanie zrobić, by węgla Polakom zabrakło i by był on horrendalnie drogi, to zapoczątkowane teraz przerzucanie na samorządy i opozycję odpowiedzialności i winy za błędy rządu będzie kolejnym priorytetowym celem propagandy PIS aż do wyborów. Jeszcze ważniejszym dla nich, niż „Niemcy”.

Skoro już teraz ten psychol Czarnek grozi samorządom wprowadzeniem zarządów komisarycznych, jeśli nie będą w stanie ogrzać sal lekcyjnych, (choć przecież to dzięki spółkom energetycznym zarządzanym przez PIS-owców ceny energii szybują w górę), to czego możemy się spodziewać przed wyborami?! Skoro już teraz ucieka się do wyjątkowego chamstwa, cynizmu i obłudy, mówiąc o samorządowcach, iż „wszyscy wiedzą, że jeśli koledzy z Platformy nie rozkradną tych miliardów, które przekazujemy (rząd PIS -przyp. aut.), to szkoły bez problemu ogrzeją…”, to co będzie szczekał za 10 miesięcy?! Mówi to prominentny polityk partii rządzącej, która „złodziejstwo” powinna mieć w swojej nazwie i której każdy członek jest złodziejem. Każdy bez wyjątku członek PIS, a jest ich ok. 45 tysięcy, jest złodziejem lub wspólnikiem złodziei! Czarnek sam z siebie nie wymyślił tego ataku i oskarżeń pod adresem samorządów. Wymyślili to PR-owcy PIS-u na polecenie Kaczyńskiego! Jest to szyta naprawdę grubymi nićmi manipulacji i prowokacja zarazem, która może mieć duże konsekwencje w przyszłości. Po raz już kolejny opozycja zostaje postawiona przed koniecznością wyboru dla siebie bardzo złego lub fatalnego. Czego opozycja nie zrobi, to PIS wykorzysta to przeciwko niej.

Sam Kaczyński i ten knur Sasin również grożą samorządom konsekwencjami za odmowę dystrybucji węgla. Jest to „białoruś” w czystej postaci, w której dobro milionów Polaków nie ma dla PIS żadnego znaczenia. Jeśli samorządowcy (z opozycji) odmówią zajmowania się dystrybucją węgla, PIS natychmiast oskarży je o działanie wbrew interesom obywateli. I będą to powtarzać przez całą zimę… Nawet jeśli do naszych portów nie dopłynie już żaden transportowiec z importowanym węglem i tak PIS ogłosi, że winne są samorządy. Nikt z użytkowników węgla nie pojedzie do Gdyni lub Gdańska sprawdzać, czy węgiel w ogóle dotarł do Polski, czy nie. Węgla nie będzie, więc będą mieć pretensje do tych, którzy są na miejscu i którzy mogli wyrazić zgodę na jego dystrybucję, ale tej zgody nie wyrazili.

Znacznie gorzej będzie dla samorządów i opozycji, jeśli pójdą z tymi PIS-owskimi bandytami na jakiś kompromis. Bo gdy węgla będzie brakować, to Sasin i Cep rozłożą bezradnie ręce i przysięgną na życie swoich dzieci, że przecież zapewnili samorządom setki tysięcy ton węgla, tylko że włodarze miast sprzedali go na lewo lub zakopali, by móc oskarżać rząd o brak węgla. Poza tym samorządy byłyby skazane na dystrybucję wyłącznie węgla z importu, niemal 4 razy droższego i znacznie gorszego jakościowo, niż ten krajowy. Dystrybucją krajowego zajmowałyby się oczywiście spółki SP. Samorządy zaś nie sprzedadzą beznadziejnego opału (a właściwie mokrego miału węglowego) po 3-4 tys. zł za tonę. Albo będą więc musiały sprzedawać go poniżej kosztów zakupu od importerów (czyli spółek SP), albo zostaną z tym węglowym badziewiem na placach. PIS oczywiście obieca samorządom jakieś dopłaty lub subwencje i jak zwykle nie dotrzyma słowa, bo PIS-owi będzie wręcz zależeć na tym, by skupić złość użytkowników węgla na opozycji lub by puścić samorządy z torbami. Przecież identyczny mechanizm oszustwa i okradania znienawidzonych samorządów PIS stosował już wielokrotnie.

Tak zrobili choćby podczas „deformy” edukacji, gdy zmusili szkoły do utworzenia dodatkowych pomieszczeń na przyjęcie „podwójnego rocznika”. Ta k… Zalewska zapewniała, że rząd pokryje w całości koszty remontów i adaptacji. I co? I samorząd, który przeznaczył na tworzenie nowych sal lekcyjnych w kilkudziesięciu szkołach np. 120 mln zł dostał od państwa „zwrot kosztów” w wysokości… 55 mln zł! O czym tu zresztą się rozpisywać, skoro nawet obecne, nie związane z żadną „deformą” rządowe subwencje dla samorządów na utrzymanie szkół pokrywają zaledwie wydatki na płace dla nauczycieli i szkolnego personelu! Za remonty, rachunki za oświetlenie i opał, obiady dla dzieci, nawet za papier do kserokopiarek samorządy płacą już z własnych pieniędzy… Choć zgodnie z ustawą jest to obowiązek państwa! Ale „państwo PIS” i MEN w osobie tego katolickiego poj*ba Czarnka interesuje się szkołami i szkolnymi dziećmi tylko wtedy, gdy chcą te dzieci indoktrynować, zmuszać do udziału w lekcjach religii i gdy ścigają uczniów z ubiory w  kolorach tęczy.

Identycznie będzie z węglem. PIS chce zapędzić samorządy i opozycję do takiej samej, wielokrotnie już wypróbowanej pułapki. Skoncentrowałem się na węglu, bo jest to temat chyba najważniejszy i dla PIS-u najgroźniejszy, dziś najbardziej aktualny. I będzie wielokrotnie wałkowany także w czasie kampanii wyborczej. Cdn. Zajmę się w końcu opozycją i jej kampanią wyborczą, co obiecałem już chyba tydzień temu.

[CC] Jacek Nikodem

Szukanie wrogów i kozłów ofiarnych

Pisałem ostatnio, że Kaczyński w tematach inflacji, ubożenia społeczeństwa, braków węgla oraz cen surowców energetycznych będzie w trakcie kampanii wyborczej, siłą rzeczy, znajdować się w głębokiej defensywie. Klęski rządu na tych polach, koszmarne błędy i zaniedbania, są oczywiste i nie da się ich przekuć w sukcesy chyba nawet w oczach wyborców PIS. Pozostaje więc tylko albo winę za kolejne klęski zrzucić na innych, albo starać się wmówić suwerenowi, że rząd PIS i tak był kompetentny, dzielny oraz niezwykle skuteczny i poradził sobie z kryzysem dużo lepiej, niż poradziłby sobie rząd obecnej opozycji. Całkiem niedawno, w czasie kongresu swojej partii, wychwalając sukcesy PIS-owskiego rządu, Prezes powiedział z dumą: "Daliśmy radę pandemii". Rekordowe 140.000 nadmiarowych zgonów, afery z zakupem nieistniejących respiratorów oraz bezużytecznych maseczek, a także dantejskie sceny rozgrywające w szpitalach oraz przed nimi, nie zepsuły mu jak widać ani dobrego samopoczucia, ani nie odebrały apetytu. I w najbliższej kampanii będzie podobnie. Mottem przekazu Nowogrodzkiej będzie na przemian powtarzane "Dobry rząd na trudne czasy", „Daliśmy radę kryzysowi!”, a gdyby trzeba będzie tłumaczyć się z ewidentnych błędów i porażek, wyborcy usłyszą: "To nie my, to oni!". Ale Kaczyński nie jest typem zawodnika, który dobrze czuje się w defensywie. On nie cierpi bronić się. Polityczne sukcesy odnosił zawsze albo dzięki swojej sile, intuicji, przebiegłości i refleksowi, albo dzięki ciosom poniżej pasa i przekupstwu (patrz Lepper, Gowin, Mejza, zbuntowani posłowie koalicji). I teraz też ma już gotowy kampanijne warianty ofensywne...

Celem ataku będą oczywiście Niemcy i Unia, w takiej właśnie kolejności. Zresztą Kaczyński już od kilku tygodni daje wyraźnie do zrozumienia, że stawia w zasadzie znak równości pomiędzy Berlinem i Brukselą. "Źli, podstępni Niemcy" są idealnym wręcz tematem do skonsolidowania trochę oszołomionego i zdezorientowanego obecną sytuacją w kraju elektoratu PIS. To zagrożenie z strony Niemiec jest wałkowane przez Kaczyńskiego od wielu lat, bardziej lub mniej wyraźnie, w zależności od potrzeb i koniunktury. Temat więc nie będzie nowy, ale nigdy nie był wiodącym elementem kampanii. I właśnie dlatego, że teraz będzie mieć dla PIS-u szczególne znaczenie, Niemcy będą przedstawianie jako dominant w Unii, narzucający Brukseli własną wolę zgodną z własnym interesem. Czyli Kaczyński z dwóch swoich wrogów uczyni jednego, ale za to jeszcze groźniejszego i potężniejszego. Dodatkowo, by wzmocnić poczucie zagrożenia i rozszerzyć strach oraz złość wyborców także na opozycję, do tego wątku niemieckiego zostanie wpleciony, najważniejszy dla przekazu propagandy Nowogrodzkiej watek krajowy. Z interesem i działaniami Niemiec zostaną ściśle połączone działania opozycji, głównie oczywiście PO i Tuska. W ten to prosty sposób Kaczyński będzie chciał "zarazić" tradycyjną u Polaków niechęcią i nieufnością do Niemców także wewnętrznych rywali politycznych. A ponieważ Polacy są także tradycyjnie antyrosyjscy, i jeszcze teraz wszyscy wiedzą, jakich zbrodni dopuszczają się ci bandyci w Ukrainie, więc propaganda PIS-u wrzuci do wspólnego worka i Niemców oraz Unię, i Tuska oraz Putina. Skład dość egzotyczny, wzajemnie się wykluczający, ale wyborcy PIS to nie są istoty rozumne, które mogłyby się zastanawiać, na ile prawdopodobny jest sojusz Unii lub Tuska z mordercami z Kremla. Wyborcy PIS kierują się zasadą młodych Kiemliczów - ojciec kazali, to piorą, kogo popadnie. Trzeba tylko tym przygłupom wskazać konkretnego wroga i dać siekierę do łapy...   

Pod względem werbalnej agresji, ataków i oskarżeń w mediach, brutalności ta kampania przebije wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia. Wiadomo to właściwie od dawna, a ostatnie tygodnie tylko potwierdzają te ponure przypuszczenia. Został jeszcze rok do wyborów, a już obecnie co chwilę przekraczane są granice, do których w normalnych państwach nikt nie waży się nawet zbliżyć. Przestępcza, bandycka mentalność PIS-owców i ich rosnący strach przed klęską ujawniają się w całej okazałości. A przykład, jak zwykle, idzie z samej góry. W każdej publicznej wypowiedzi Kaczyńskiego (a w ślad za nimi także jego partyjnych kundli) zawarte są bądź to pomówienia i oskarżenia przeciwników politycznych, bądź nawet już nie skrywane groźby. Bo mówienie, że na szczeblu samorządów wybory są notorycznie fałszowane, że PIS zmieni sposób liczenia głosów lub że powoła jakiś „korpus obrony wyborów” (w zamyśle złożony zapewne z degeneratów Bąkiewicza uzbrojonych w „bejsbole”), to nic innego, jak oskarżenia i groźby. Można by się tylko wściekać z tego powodu, gdyby nie to, że mówi je właśnie ten socjopata z Żoliborza. Który wprawdzie coraz częściej traci kontakt z rzeczywistością i pieprzy takie banialuki, że nawet PIS-owców wprawia w osłupienie, ale jego słowa są w partii traktowane jak świętość i drogowskaz w przyszłość. Czy więc kogoś oskarża lub opluwa, czy bredzi o jakiejś ekonomicznej "depresji", czy wreszcie pie*doli o ludziach wyżerających dzikom ziemniaki, to staje się to automatycznie oficjalnym stanowiskiem całego PIS-u. Tylko patrzeć, jak Glapiński i inni PIS-owscy „spece od finansów” zaczną używać terminu „depresja”, a politycy PIS będą się prześcigać w zapewnieniach, że na własne oczy widzieli kiedyś całe głodujące rodziny idące na te ziemniaki do lasu…

Gdy są to "tylko" lapsusy słowne lub pamięciowe, gdy Prezes myli nazwy polskich miejscowości lub rzek - pal sześć. To siebie wystawia tym samym na pośmiewisko, bo choć wypowiada je do wąskiego grona wiernych, partyjnych słuchaczy, to jego słowa idą w świat. Niech się jego partyjni podwładni martwią, jak wytłumaczyć Polakom, co to jest ta "depresja" Kaczyńskiego. Ale gdy Prezes w czasie swoich wystąpień mówi wyraźnie, że należy np. władze samorządów zmusić do zajmowania się dystrybucją węgla lub że trzeba zmienić system liczenia głosów wyborców, to zaczyna być groźnie i straszno. Bo można być pewnym, że już dzień później wszyscy PIS-owcy z pełnym przekonaniem powtórzą te słowa, a po 3 dniach debile Sasin albo Suski zlecą pisanie projektów ustaw właśnie z takimi zapisami. Kaczyński daje tylko zielone światło dla ataku, grożenia lub stosowania szantażu wobec władz samorządu terytorialnego. Resztę robią już jego kundle. Przypomina to ostatnie miesiące rządów Hitlera i Stalina. Którzy też, tracąc powoli samokontrolę, jasność myślenia i właściwy ogląd realiów, wydawali polecenia coraz mniej zrozumiałe dla ich otoczenia, często wręcz niedorzeczne i niemożliwe do realizacji. Ale bez względu na to, jak absurdalne były to rozkazy i jak fatalne mogły przynieść następstwa, musiały być przez ich podwładnych wykonane. Bo za podważanie nieomylności dyktatorów szło się pod ścianę.

Kaczyński zachował jak na razie trzeźwość umysłu, choć co rusz zdarzają mu się przeróżne "odloty"...  Kaczyński, podobnie jak wszyscy przekonani o swojej nieomylności dyktatorzy w historii, nie ma zwyczaju konsultować swoich pomysłów ani ze własnym otoczeniem, ani co gorsze z żadnymi ekspertami. Kaczyński, choć miewał w przeszłości przebłyski politycznego geniuszu i ma nadal całą Polskę u stóp, w rzeczywistości jest życiowym nieudacznikiem, z całą masą kompleksów. W takim prozaicznym życiu codziennym, w konfrontacji z problemami bytowymi, z jakimi muszą się borykać miliony Polaków, Prezes zabłądziłby w każdym urzędzie lub sklepie, do którego by się udał i w ciągu tygodnia zdechłby z głodu. Jest zupełnie nieprzystosowany do samodzielnej egzystencji, bo przez całe życie ktoś się nim opiekował. Jak nie matka, to gosposia i ochroniarze. I tak jak nie zna się na załatwianiu prozaicznych, codziennych potrzeb (poza fizjologicznymi), tak nie zna się również na ekonomii, polityce zagranicznej, przemyśle, armii, rolnictwie, ochronie klimatu lub budownictwie. Co nie przeszkadza mu wcale co jakiś czas wypalić z jakimś "rewolucyjnym" pomysłem, który mu przyszedł do głowy, gdy np. bawił się z kotem. Raz są to domy mieszkalne o pow. do 70m2 budowane bez zezwoleń i nadzoru budowlanego, innym razem zrównanie w ciągu 2 lat dopłat polskich rolników z dopłatami rolników z zachodniej Europy, a jeszcze innym razem budowa 200 tysięcy tanich mieszkań lub CPK. A ponieważ to, co wymyślił Prezes, jest zawsze święte i genialne, więc jego podwładni nawet nie próbują mu wyperswadować tych często absurdalnych (i potwornie kosztownych) pomysłów. Absurdalne czy nie stają się automatycznie ważnymi elementami programu partii...

Prezes od 2 miesięcy wybija już rytm kampanii swojej partii i wskazuje, wokół jakich tematów ma się ona koncentrować. Jest to szczególnie widoczne obecnym przekazie Nowogrodzkiej nt. braków węgla. To temat szczególny dla Kaczyńskiego, bo dotyka w pierwszej kolejności jego własny elektorat. I choć od marca-kwietnia rząd PIS zrobił dosłownie wszystko, co tylko był w stanie zrobić, by węgla Polakom zabrakło i by był on horrendalnie drogi, to zapoczątkowane teraz przerzucanie na samorządy i opozycję odpowiedzialności i winy za błędy rządu będzie kolejnym priorytetowym celem propagandy PIS aż do wyborów. Jeszcze ważniejszym dla nich, niż „Niemcy”.

Skoro już teraz ten psychol Czarnek grozi samorządom wprowadzeniem zarządów komisarycznych, jeśli nie będą w stanie ogrzać sal lekcyjnych, (choć przecież to dzięki spółkom energetycznym zarządzanym przez PIS-owców ceny energii szybują w górę), to czego możemy się spodziewać przed wyborami?! Skoro już teraz ucieka się do wyjątkowego chamstwa, cynizmu i obłudy, mówiąc o samorządowcach, iż „wszyscy wiedzą, że jeśli koledzy z Platformy nie rozkradną tych miliardów, które przekazujemy (rząd PIS -przyp. aut.), to szkoły bez problemu ogrzeją…”, to co będzie szczekał za 10 miesięcy?! Mówi to prominentny polityk partii rządzącej, która „złodziejstwo” powinna mieć w swojej nazwie i której każdy członek jest złodziejem. Każdy bez wyjątku członek PIS, a jest ich ok. 45 tysięcy, jest złodziejem lub wspólnikiem złodziei! Czarnek sam z siebie nie wymyślił tego ataku i oskarżeń pod adresem samorządów. Wymyślili to PR-owcy PIS-u na polecenie Kaczyńskiego! Jest to szyta naprawdę grubymi nićmi manipulacji i prowokacja zarazem, która może mieć duże konsekwencje w przyszłości. Po raz już kolejny opozycja zostaje postawiona przed koniecznością wyboru dla siebie bardzo złego lub fatalnego. Czego opozycja nie zrobi, to PIS wykorzysta to przeciwko niej.

Sam Kaczyński i ten knur Sasin również grożą samorządom konsekwencjami za odmowę dystrybucji węgla. Jest to „białoruś” w czystej postaci, w której dobro milionów Polaków nie ma dla PIS żadnego znaczenia. Jeśli samorządowcy (z opozycji) odmówią zajmowania się dystrybucją węgla, PIS natychmiast oskarży je o działanie wbrew interesom obywateli. I będą to powtarzać przez całą zimę… Nawet jeśli do naszych portów nie dopłynie już żaden transportowiec z importowanym węglem i tak PIS ogłosi, że winne są samorządy. Nikt z użytkowników węgla nie pojedzie do Gdyni lub Gdańska sprawdzać, czy węgiel w ogóle dotarł do Polski, czy nie. Węgla nie będzie, więc będą mieć pretensje do tych, którzy są na miejscu i którzy mogli wyrazić zgodę na jego dystrybucję, ale tej zgody nie wyrazili.

Znacznie gorzej będzie dla samorządów i opozycji, jeśli pójdą z tymi PIS-owskimi bandytami na jakiś kompromis. Bo gdy węgla będzie brakować, to Sasin i Cep rozłożą bezradnie ręce i przysięgną na życie swoich dzieci, że przecież zapewnili samorządom setki tysięcy ton węgla, tylko że włodarze miast sprzedali go na lewo lub zakopali, by móc oskarżać rząd o brak węgla. Poza tym samorządy byłyby skazane na dystrybucję wyłącznie węgla z importu, niemal 4 razy droższego i znacznie gorszego jakościowo, niż ten krajowy. Dystrybucją krajowego zajmowałyby się oczywiście spółki SP. Samorządy zaś nie sprzedadzą beznadziejnego opału (a właściwie mokrego miału węglowego) po 3-4 tys. zł za tonę. Albo będą więc musiały sprzedawać go poniżej kosztów zakupu od importerów (czyli spółek SP), albo zostaną z tym węglowym badziewiem na placach. PIS oczywiście obieca samorządom jakieś dopłaty lub subwencje i jak zwykle nie dotrzyma słowa, bo PIS-owi będzie wręcz zależeć na tym, by skupić złość użytkowników węgla na opozycji lub by puścić samorządy z torbami. Przecież identyczny mechanizm oszustwa i okradania znienawidzonych samorządów PIS stosował już wielokrotnie.

Tak zrobili choćby podczas „deformy” edukacji, gdy zmusili szkoły do utworzenia dodatkowych pomieszczeń na przyjęcie „podwójnego rocznika”. Ta k… Zalewska zapewniała, że rząd pokryje w całości koszty remontów i adaptacji. I co? I samorząd, który przeznaczył na tworzenie nowych sal lekcyjnych w kilkudziesięciu szkołach np. 120 mln zł dostał od państwa „zwrot kosztów” w wysokości… 55 mln zł! O czym tu zresztą się rozpisywać, skoro nawet obecne, nie związane z żadną „deformą” rządowe subwencje dla samorządów na utrzymanie szkół pokrywają zaledwie wydatki na płace dla nauczycieli i szkolnego personelu! Za remonty, rachunki za oświetlenie i opał, obiady dla dzieci, nawet za papier do kserokopiarek samorządy płacą już z własnych pieniędzy… Choć zgodnie z ustawą jest to obowiązek państwa! Ale „państwo PIS” i MEN w osobie tego katolickiego poj*ba Czarnka interesuje się szkołami i szkolnymi dziećmi tylko wtedy, gdy chcą te dzieci indoktrynować, zmuszać do udziału w lekcjach religii i gdy ścigają uczniów z ubiory w  kolorach tęczy.

Identycznie będzie z węglem. PIS chce zapędzić samorządy i opozycję do takiej samej, wielokrotnie już wypróbowanej pułapki. Skoncentrowałem się na węglu, bo jest to temat chyba najważniejszy i dla PIS-u najgroźniejszy, dziś najbardziej aktualny. I będzie wielokrotnie wałkowany także w czasie kampanii wyborczej. Cdn. Zajmę się w końcu opozycją i jej kampanią wyborczą, co obiecałem już chyba tydzień temu.

[CC] Jacek Nikodem
(626/10-10-2022)

Pobierz PDF Wydrukuj