Zamiast "Państwa dobrobytu" - walka o przetrwanie

W mediach pojawiła się informacja, że prokuratorzy z Polski udadzą się do Ukrainy, by wspomóc swoich ukraińskich kolegów w badaniach przypadków masowych zbrodni, mordów, torturowania jeńców oraz gwałtów, których dopuścili się bandyci Putina. Informację taką podała zarówno Prokuratura Generalna, jak i sam jej zwierzchnik, Ziobro Zbigniew niejaki, bardzo dumny z tej „misji specjalnej” swoich podwładnych… Sam ich wytypował, więc można być pewnym, że wybrał największe i najwierniejsze mu kanalie w polskiej prokuraturze. Koszt misji „prokuratorów” pokryje strona polska.

I właśnie w związku z tą „misją specjalną” chciałbym zapytać, w jakim właściwie charakterze udadzą się do Ukrainy wybrani przez Ziobrę „prokuratorzy”? No bo przecież nie będą tam wykonywać żadnych czynności śledczych, gdyż nikt ich do takich czynności nie dopuści! Mogą być co najwyżej dostarczycielami pizzy, kebabów lub fast foodów dla prawdziwych prokuratorów, tych z Ukrainy lub państw zachodnich. Mogą od biedy obsługiwać kserokopiarki, być jakimiś gońcami, męskimi hostessami lub ewentualnie służyć jako statywy ukraińskim fotografom sądowym…

Wkrótce minie 3,5 roku od wybuchu afery hejterskiej w ministerstwie sprawiedliwości. I przez te 3,5 roku prowadzący postępowanie w tej sprawie podwładni Ziobry nie potrafili nawet przesłuchać głównego podejrzanego, b. wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka! Który był przecież albo organizatorem tego przestępczego procederu skierowanego przeciwko ponad 20 sędziom, albo (bardziej prawdopodobne) koordynatorem działań na polecenie Ziobry Zbigniewa niejakiego. Polscy tzw. prokuratorzy nie potrafili go nawet wezwać na przesłuchanie, choć Piebiak nigdzie się nie ukrywa i nie wyjechał za granicę! Nie tylko jest w kraju, ale ma całkiem niezłą fuchę, oczywiście państwową, w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, który podlega bezpośrednio, a jakże by inaczej, Ziobrze Zbigniewowi niejakiemu. I to Ziobro Zbigniew niejaki musiał wydać decyzję o delegowania tej kanalii do Instytutu.

Polscy tzw. prokuratorzy nie potrafili przez ostatnie 3,5 roku wezwać na przesłuchanie także drugiej osoby z głównych podejrzanych, Emilii „Emi” Szmydt. „Emi” też nigdzie nie wyjechała i nie ukrywa się bynajmniej przed wymiarem sprawiedliwości. Dotarli do niej ostatnio dziennikarze TVN i przeprowadzili z nią wielogodzinny wywiad. Ale tzw. prokuratorzy jakoś do „Emi” dotrzeć nie potrafią… Nie przesłuchali zresztą do tej pory także żadnego z pozostałych podejrzanych (a jest ich ok. 15-20) ani poszkodowanych sędziów! Tzw. prokuratorzy przez 3,5 roku śledztwa w ogóle nie przesłuchali nikogo!

Aż 3 lata zajęło polskim tzw. prokuratorom śledztwo w sprawie portretów europosłów z KO powieszonych na szubienicach na placu w Katowicach. Prowadzili tę parodię śledztwa tylko po to, by je umorzyć. 3 lata zajęło im zatem szukanie pretekstu do umorzenia i zapewnienia bezkarności przestępcom. No i w końcu ten pretekst znaleźli.

Od ponad 2 lat tzw. prokuratorzy z Zamościa nie potrafią zakończyć śledztwa w sprawie PIS-owskiego europosła-złodzieja Ryszarda Czarneckiego. A może tego śledztwa jeszcze nawet nie rozpoczęli? Choć nie muszą w tej sprawie przesłuchiwać żadnych świadków ani zbierać dowodów przestępstwa, bo to wszystko zrobił już unijny OLAF i podał na tacy polskim tzw. prokuratorom. Prawdopodobnie zamojscy tzw. prokuratorzy od 2 lat głowią się, jakby tu zgubić lub zniszczyć dostarczony im przez OLAF materiał dowodowy. I pewnie w końcu im się to uda…

Artur Mazurkiewicz, radny i działacz PIS ze Skarżyska-Kamiennej, jadąc pijany potrącił na pasach 83-letnią kobietę. Ale sąd umorzył postępowanie i pijaczyna nie poniósł żadnej kary. Dlaczego sąd umorzył postepowanie. Bo zajmował się tylko jazdą po pijanemu PIS-owca. Tzw. prokurator „zapomniał” bowiem w akcie oskarżenia wspomnieć, że doszło także do przestępstwa uszkodzenia ciała kobiety. Już po zapadnięciu wyroku sędziowski skład orzekający dowiedział się od dziennikarzy, że była w ogóle jakaś ofiara w tym zdarzeniu! Mazurkiewicz, jak był PIS-owskim radnym i działaczem, tak jest nim nadal. I pewnie nadal jeździ po kielichu, bo wie dobrze, że gdyby znów kogoś przejechał na pasach, to tzw. prokurator go skutecznie wybroni…

Wszyscy pamiętamy, co działo się w „śledztwie” w sprawie wypadku limuzyny beczki zjełczałego łoju z Brzeszcz. Prowadzący postępowanie tzw. prokuratorzy (głównie tzw. Prokurator Okręgowy w Krakowie Babiński) zastraszali świadków, kwestionowali ich poczytalność i kierowali na badania psychiatryczne, niszczyli dowody i niemal na pewno namawiali uczestniczących w kolizji funkcjonariuszy SOP do składania fałszywych zeznań. Gdy jeden z tych funkcjonariuszy kilka miesięcy temu publicznie przyznał, że składali oni fałszywe zeznania, tzw. prokurator Babiński stwierdził, że ten fakt nie ma dla rozpoznania sprawy i postawienia przez prokuraturę zarzutów… żadnego znaczenia! Po jaką więc cholerę tzw. prokurator Babiński powoływał funkcjonariuszy SOP na świadków, skoro nie miało dla niego znaczenia, czy składają prawdziwe, czy fałszywe zeznania?! Skoro zeznania funkcjonariuszy SOP nie miały żadnego znaczenia, to dlaczego ich przełożeni kazali im w śledztwie kłamać? I dlaczego na podstawie tych nieistotnych zeznań prokurator Babiński domagał się uznania za winnego kolizji kierowcę Seicento? Nie muszę chyba wspominać, że tzw. prokurator Babiński odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie składania fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa zarówno przez funkcjonariuszy SOP, jak i beczkę zjełczałego łoju Szydłową…

I mógłbym tak wymieniać, wymieniać, wymieniać… Choćby „śledztwo” w sprawie zabójstwa Prezydenta Adamowicza. W którym to „śledztwie” to nie obrońca Stefana W., tylko tzw. prokuratorzy(!) starali się za wszelką cenę dowieść, że morderca jest wariatem i powinien trafić na oddział psychiatryczny, a nie na ławę oskarżonych! „Śledztwo” w sprawie zabójstwa dokonanego na oczach milionów Polaków zajęło tzw. prokuratorom 3 lata… Dla porównania śledztwo w sprawie zabójstwa 77 osób przez Breivika zajęło norweskiej prokuraturze raptem 8 miesięcy, a po trwającym kolejne 4 miesiące procesie morderca usłyszał wyrok skazujący! I w ciągu tych 8 miesięcy śledztwa norweska prokuratura zdołała zebrać dowody, przesłuchać niemal 700 świadków rozsianych po całym świecie (w tym także wielu hospitalizowanych rannych), przetłumaczyć ich zeznania (bo wielu z nich było obcokrajowcami), sporządzić akt oskarżenia, zaś biegli psychiatrzy poddać zabójcę obserwacji i orzec o stanie jego poczytalności.

Gdy się więc porówna kompetencje, zaangażowanie i skuteczność polskich tzw. prokuratorów z choćby norweskimi śledczymi wydają się zupełnie uzasadnione moje wątpliwości, które wyraziłem na wstępie. Po jaki ch… te pajace i przygłupy Ziobry pojadą do Buczy, Charkowa lub Irpienia?! Żeby tam przeszkadzać w śledztwach prawdziwych prokuratorów?! Żeby uprawiać sabotaż i przedłużać postępowania w nieskończoność? Żeby niszczyć ślady mordów? Gubić dowody masowych przestępstw? Szantażować i zastraszać świadków? Jak niedojdy z Polski, które nie potrafią nawet wezwać na przesłuchanie Piebiaka, „Emi” ani żadnego z biskupów ukrywających pedofilię swoich podwładnych, ani oskarżyć pijaka potrącającego staruszki na przejściach dla pieszych, mają pomóc w śledztwach w sprawach masowych mordów, tortur i gwałtów, do których doszło kilka miesięcy temu?! Można w ciemno przyjąć, że ich obecność w Ukrainie utrudni (lub wręcz uniemożliwi) prowadzenie śledztw, zbieranie dowodów i wskazanie winnych zbrodni. Chyba że polscy tzw. prokuratorzy ograniczą się tylko do jeżdżenia do knajp i dostarczania ukraińskim prokuratorom pizzy lub hamburgerów, przygotowywania ciepłych napojów i budowania dobrej atmosfery… Ale do wykonywania takich usług wystarczyło wysłać do Kijowa jakichś stażystów i zaopatrzeniowca.

[CC] Jacek Nikodem

Polscy „prokuratorzy” jako dostawcy pizzy i kebabów

W mediach pojawiła się informacja, że prokuratorzy z Polski udadzą się do Ukrainy, by wspomóc swoich ukraińskich kolegów w badaniach przypadków masowych zbrodni, mordów, torturowania jeńców oraz gwałtów, których dopuścili się bandyci Putina. Informację taką podała zarówno Prokuratura Generalna, jak i sam jej zwierzchnik, Ziobro Zbigniew niejaki, bardzo dumny z tej „misji specjalnej” swoich podwładnych… Sam ich wytypował, więc można być pewnym, że wybrał największe i najwierniejsze mu kanalie w polskiej prokuraturze. Koszt misji „prokuratorów” pokryje strona polska.

I właśnie w związku z tą „misją specjalną” chciałbym zapytać, w jakim właściwie charakterze udadzą się do Ukrainy wybrani przez Ziobrę „prokuratorzy”? No bo przecież nie będą tam wykonywać żadnych czynności śledczych, gdyż nikt ich do takich czynności nie dopuści! Mogą być co najwyżej dostarczycielami pizzy, kebabów lub fast foodów dla prawdziwych prokuratorów, tych z Ukrainy lub państw zachodnich. Mogą od biedy obsługiwać kserokopiarki, być jakimiś gońcami, męskimi hostessami lub ewentualnie służyć jako statywy ukraińskim fotografom sądowym…

Wkrótce minie 3,5 roku od wybuchu afery hejterskiej w ministerstwie sprawiedliwości. I przez te 3,5 roku prowadzący postępowanie w tej sprawie podwładni Ziobry nie potrafili nawet przesłuchać głównego podejrzanego, b. wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka! Który był przecież albo organizatorem tego przestępczego procederu skierowanego przeciwko ponad 20 sędziom, albo (bardziej prawdopodobne) koordynatorem działań na polecenie Ziobry Zbigniewa niejakiego. Polscy tzw. prokuratorzy nie potrafili go nawet wezwać na przesłuchanie, choć Piebiak nigdzie się nie ukrywa i nie wyjechał za granicę! Nie tylko jest w kraju, ale ma całkiem niezłą fuchę, oczywiście państwową, w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości, który podlega bezpośrednio, a jakże by inaczej, Ziobrze Zbigniewowi niejakiemu. I to Ziobro Zbigniew niejaki musiał wydać decyzję o delegowania tej kanalii do Instytutu.

Polscy tzw. prokuratorzy nie potrafili przez ostatnie 3,5 roku wezwać na przesłuchanie także drugiej osoby z głównych podejrzanych, Emilii „Emi” Szmydt. „Emi” też nigdzie nie wyjechała i nie ukrywa się bynajmniej przed wymiarem sprawiedliwości. Dotarli do niej ostatnio dziennikarze TVN i przeprowadzili z nią wielogodzinny wywiad. Ale tzw. prokuratorzy jakoś do „Emi” dotrzeć nie potrafią… Nie przesłuchali zresztą do tej pory także żadnego z pozostałych podejrzanych (a jest ich ok. 15-20) ani poszkodowanych sędziów! Tzw. prokuratorzy przez 3,5 roku śledztwa w ogóle nie przesłuchali nikogo!

Aż 3 lata zajęło polskim tzw. prokuratorom śledztwo w sprawie portretów europosłów z KO powieszonych na szubienicach na placu w Katowicach. Prowadzili tę parodię śledztwa tylko po to, by je umorzyć. 3 lata zajęło im zatem szukanie pretekstu do umorzenia i zapewnienia bezkarności przestępcom. No i w końcu ten pretekst znaleźli.

Od ponad 2 lat tzw. prokuratorzy z Zamościa nie potrafią zakończyć śledztwa w sprawie PIS-owskiego europosła-złodzieja Ryszarda Czarneckiego. A może tego śledztwa jeszcze nawet nie rozpoczęli? Choć nie muszą w tej sprawie przesłuchiwać żadnych świadków ani zbierać dowodów przestępstwa, bo to wszystko zrobił już unijny OLAF i podał na tacy polskim tzw. prokuratorom. Prawdopodobnie zamojscy tzw. prokuratorzy od 2 lat głowią się, jakby tu zgubić lub zniszczyć dostarczony im przez OLAF materiał dowodowy. I pewnie w końcu im się to uda…

Artur Mazurkiewicz, radny i działacz PIS ze Skarżyska-Kamiennej, jadąc pijany potrącił na pasach 83-letnią kobietę. Ale sąd umorzył postępowanie i pijaczyna nie poniósł żadnej kary. Dlaczego sąd umorzył postepowanie. Bo zajmował się tylko jazdą po pijanemu PIS-owca. Tzw. prokurator „zapomniał” bowiem w akcie oskarżenia wspomnieć, że doszło także do przestępstwa uszkodzenia ciała kobiety. Już po zapadnięciu wyroku sędziowski skład orzekający dowiedział się od dziennikarzy, że była w ogóle jakaś ofiara w tym zdarzeniu! Mazurkiewicz, jak był PIS-owskim radnym i działaczem, tak jest nim nadal. I pewnie nadal jeździ po kielichu, bo wie dobrze, że gdyby znów kogoś przejechał na pasach, to tzw. prokurator go skutecznie wybroni…

Wszyscy pamiętamy, co działo się w „śledztwie” w sprawie wypadku limuzyny beczki zjełczałego łoju z Brzeszcz. Prowadzący postępowanie tzw. prokuratorzy (głównie tzw. Prokurator Okręgowy w Krakowie Babiński) zastraszali świadków, kwestionowali ich poczytalność i kierowali na badania psychiatryczne, niszczyli dowody i niemal na pewno namawiali uczestniczących w kolizji funkcjonariuszy SOP do składania fałszywych zeznań. Gdy jeden z tych funkcjonariuszy kilka miesięcy temu publicznie przyznał, że składali oni fałszywe zeznania, tzw. prokurator Babiński stwierdził, że ten fakt nie ma dla rozpoznania sprawy i postawienia przez prokuraturę zarzutów… żadnego znaczenia! Po jaką więc cholerę tzw. prokurator Babiński powoływał funkcjonariuszy SOP na świadków, skoro nie miało dla niego znaczenia, czy składają prawdziwe, czy fałszywe zeznania?! Skoro zeznania funkcjonariuszy SOP nie miały żadnego znaczenia, to dlaczego ich przełożeni kazali im w śledztwie kłamać? I dlaczego na podstawie tych nieistotnych zeznań prokurator Babiński domagał się uznania za winnego kolizji kierowcę Seicento? Nie muszę chyba wspominać, że tzw. prokurator Babiński odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie składania fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa zarówno przez funkcjonariuszy SOP, jak i beczkę zjełczałego łoju Szydłową…

I mógłbym tak wymieniać, wymieniać, wymieniać… Choćby „śledztwo” w sprawie zabójstwa Prezydenta Adamowicza. W którym to „śledztwie” to nie obrońca Stefana W., tylko tzw. prokuratorzy(!) starali się za wszelką cenę dowieść, że morderca jest wariatem i powinien trafić na oddział psychiatryczny, a nie na ławę oskarżonych! „Śledztwo” w sprawie zabójstwa dokonanego na oczach milionów Polaków zajęło tzw. prokuratorom 3 lata… Dla porównania śledztwo w sprawie zabójstwa 77 osób przez Breivika zajęło norweskiej prokuraturze raptem 8 miesięcy, a po trwającym kolejne 4 miesiące procesie morderca usłyszał wyrok skazujący! I w ciągu tych 8 miesięcy śledztwa norweska prokuratura zdołała zebrać dowody, przesłuchać niemal 700 świadków rozsianych po całym świecie (w tym także wielu hospitalizowanych rannych), przetłumaczyć ich zeznania (bo wielu z nich było obcokrajowcami), sporządzić akt oskarżenia, zaś biegli psychiatrzy poddać zabójcę obserwacji i orzec o stanie jego poczytalności.

Gdy się więc porówna kompetencje, zaangażowanie i skuteczność polskich tzw. prokuratorów z choćby norweskimi śledczymi wydają się zupełnie uzasadnione moje wątpliwości, które wyraziłem na wstępie. Po jaki ch… te pajace i przygłupy Ziobry pojadą do Buczy, Charkowa lub Irpienia?! Żeby tam przeszkadzać w śledztwach prawdziwych prokuratorów?! Żeby uprawiać sabotaż i przedłużać postępowania w nieskończoność? Żeby niszczyć ślady mordów? Gubić dowody masowych przestępstw? Szantażować i zastraszać świadków? Jak niedojdy z Polski, które nie potrafią nawet wezwać na przesłuchanie Piebiaka, „Emi” ani żadnego z biskupów ukrywających pedofilię swoich podwładnych, ani oskarżyć pijaka potrącającego staruszki na przejściach dla pieszych, mają pomóc w śledztwach w sprawach masowych mordów, tortur i gwałtów, do których doszło kilka miesięcy temu?! Można w ciemno przyjąć, że ich obecność w Ukrainie utrudni (lub wręcz uniemożliwi) prowadzenie śledztw, zbieranie dowodów i wskazanie winnych zbrodni. Chyba że polscy tzw. prokuratorzy ograniczą się tylko do jeżdżenia do knajp i dostarczania ukraińskim prokuratorom pizzy lub hamburgerów, przygotowywania ciepłych napojów i budowania dobrej atmosfery… Ale do wykonywania takich usług wystarczyło wysłać do Kijowa jakichś stażystów i zaopatrzeniowca.

[CC] Jacek Nikodem
(623/07-10-2022)

Pobierz PDF Wydrukuj