Zamiast "Państwa dobrobytu" - walka o przetrwanie

Dziś będzie sporo o ekonomii i pieniądzach, o których w poprzednim poście „Słuchać stukanie…” właściwie w ogóle nie wspominałem. Jeszcze kilka miesięcy temu, w styczniu i lutym, przy okazji reklamowania rzekomo cudownych rozwiązań „PIS Burdelu”, Prezes Kaczyński zapowiadał budowę w Polsce „państwa dobrobytu”, w którym wszystkim będzie się żyło dostatnio i bezpiecznie. Choć już wtedy było wiadomo, że napaść Putina na Ukrainę jest kwestią tygodni, jeśli nie dni… Do spodziewanego wybuchu wojny doszło i nagle okazuje się, że zamiast państwa dobrobytu miliony Polaków czeka w najbliższych miesiącach walka o to, by w ogóle przeżyć…

WYBORCY. Wyborcy ekonomiczni zawsze w Polsce byli i zawsze będą. Zawsze znajdą się tacy, których sympatię i głosy można tanio „kupić”. Nie to jest u nas najgorsze, że 2-3 miliony naszych rodaków, dla własnych korzyści materialnych głosują na Kaczyńskiego, choć widzą i wiedzą, że konsekwentnie niszczy on nasze państwo. Znacznie gorsze jest to, iż duża część społeczeństwa, choć widzi to "sprzedawanie się", nie reaguje i nawet nie próbuje swoją aktywnością wyborczą zniwelować znaczenia tych 2-3 milionów głosów. Nie to jest najgorsze, że PIS wciąż ma w sondażach poparcie 30% wyborców! PIS jest partią czysto populistyczną, zorientowaną głównie na uboższą oraz słabiej wykształconą część suwerena, więc trudno się dziwić, że za pieniądze ogółu Polaków udaje się Kaczyńskiemu kupować poparcie właśnie tej części społeczeństwa, bo jest dużo bardziej niesamodzielna i podatna na manipulacje (choćby ze strony kościoła). Znacznie gorsze od owych 30% sondażowego poparcia dla PIS-u jest aż 40% tych obywateli, którzy nadal twierdzą, że nie pójdą za rok do urn. To jest nasz prawdziwy problem... Co jeszcze musi się stać w naszym kraju, by ci ludzie przejrzeli w końcu na oczy i postanowili przeciwstawić się niszczeniu naszego państwa?! Gdyby w wyborach wzięło udział nie 55% Polaków, ale np. 70-75%, znaczenie tych 2-3 milionów wyborców ekonomicznych znacznie by zmalało. Przestaliby być języczkiem u wagi... Jest to tak oczywiste, że właściwie nie wiem, po jaką cholerę ja o tym po raz kolejny piszę.

EMERYCI. Kaczyńskiemu skończyło się już eldorado o nazwie "wielkie transfery społeczne". A te dawne transfery spowszedniały, zbladły i znacznie straciły na wartości. "500+" jest dziś warte najwyżej 350 zł. Choć inflacja oficjalnie wynosi teraz 16%, to przecież wszyscy wiedzą, że tak naprawdę jest 2-krotnie wyższa. O tym, że PIS obniżył kiedyś wiek emerytalny Polacy już dawno zdążyli zapomnieć, a 13. i 14. emerytura stały się właściwie normą. Seniorzy już się do nich przyzwyczaili i byliby wściekli, gdyby je zlikwidowano. Przecież oni widzą, że PIS daje im do ręki pieniądze, które chwilę wcześniej wyjął im z kieszeni właśnie dzięki wysokiej inflacji. Kaczyński zafundował Polakom taki rollercoaster cenowy, że dodatkowe świadczenia nawet w połowie go emerytom nie rekompensują. Bo emeryt ze świadczeniem w wysokości np. 2 tysięcy zł traci wskutek inflacji 400-500 zł miesięcznie, a na 13. i 14. emeryturze zyskuje 2 tysiące zł rocznie.

Kaczyński podejmie zapewne w decyzję o wypłacie 15 emerytury. Oczywiście tuż przed wyborami i oczywiście kosztem innych grup społecznych, które na podobne dobrodziejstwo i hojność Prezesa liczyć nie mogą, bo nie są bazą wyborczą jego partii. Będzie to akt desperacji i paniki Nowogrodzkiej, bo przecież wszyscy wiedzą, że budżetu nie stać na wydatek następnych 10 miliardów zł, które w dodatku znów podbiją inflację. Ale PIS będzie musiało postawić wszystko na jedną kartę, nie licząc się z przyszłymi konsekwencjami. A emeryci są ostatnią wielką grupą społeczną, której część Kaczyński może jeszcze przekupić. Będzie to przekupstwo jawne i bezczelne, ale na Nowogrodzkiej nikt sobie tym głowy zawracać nie będzie. Wiele rzeczy będą w przyszłym roku robić na chama, „na rympał”. Generalnie jednak PIS będzie bazować na ciągłym przypominaniu seniorom, komu zawdzięczają 13 i 14 emeryturę. I straszyć, że opozycja, po przejęciu władzy, im te dodatkowe świadczenia odbierze. To głównie emerytów miałem więc na myśli w ostatnich zdaniach poprzedniego posta, gdy pisałem, że niektórzy wyborcy mogą poprzeć PIS nie po to, by zyskać jakieś nowe korzyści, tylko by nie stracić korzyści już uzyskanych... Moim zdaniem jedną z osi wyborczej propagandy PIS będzie ciągłe wmawianie suwerenowi, że opozycja, po przejęciu władzy, te wszystkie „prezenty” od Kaczyńskiego im odbierze. I wielu ludzi się na te brednie nabierze… Choć w rzeczywistości nie były to ani prezenty, ani od Kaczyńskiego, tylko z naszych portfeli.

ROLNICY. Już dawno wyparowała wdzięczność rolników (o ile ona w ogóle była) za przeróżne programy w rodzaju "świnia+" lub "krowa+". Przy kosmicznym wzroście kosztów produkcji rolnej (nawozów, paliwa, opału, paszy itd.) te pieniądze wyglądają dziś już nie jak jałmużna, ale zwykła kpina. Poparcie dla PIS wśród elektoratu wiejskiego spadło w ostatnich 2 latach na zbity pysk, z ponad 70% do ok. 20-25%, najbardziej spośród wszystkich grup społecznych! To katastrofa. I Kaczyński nie ma jak odbudować choćby części tego dawnego poparcia, bo bardziej prawdopodobne jest, że zimą straci jeszcze więcej. Rolnicy raczej bez entuzjazmu przyjęli wiadomość, że rozwiązywaniem ich problemów będzie się teraz zajmować tak wybitny znawca wsi, jak "Młot" Kowalski, który nie odróżnia jęczmienia od pszenicy (to nie żart). Duet zarządzający dziś resortem rolnictwa – Kowalczyk i Kowalski – to zaiste piorunująca kombinacja personalna. Nie wiem doprawdy, który z nich jest większym debilem. Jaki jest „Młot” Kowalski – każdy widzi. A Kowalczyk jest od niego lepszy tylko wtedy, gdy milczy i gdy go nie widać. Gdy już coś powie do kamer, to wszyscy w miarę inteligentni ludzie wybałuszają oczy ze zdumienia i parskają śmiechem… A wracając jeszcze do załamania poparcia polskiej wsi dla PIS, to chcę przypomnieć, że 73% gospodarstw wiejskich jest opalane węglem... Zdecydowana większość wiejskich domów mieszkalnych jest zbudowana wg starych technologii i nieocieplona, między bajki można więc włożyć wyliczenia rządu, że do ich ogrzania wystarczą 3t węgla na sezon. Rolnicy będą więc palić w piecach wszystkim, czym się da. Czyli tak, jak zachęcał Prezes. Tylko wątpię, by byli taką koniecznością zachwyceni…

PŁACA MINIMALNA. Nieprzypadkowo wspomniałem właśnie o emerytach i rolnikach, bo to były do niedawna dwa najsolidniejsze filary elektoratu Kaczyńskiego. Skoro oni mają z każdym miesiącem mniej powodów do bycia wdzięcznymi rządowi, to co powiedzieć o innych grupach społecznych? Których PIS, nawet gdy miało jeszcze pieniądze w budżecie, nie zwykło dopieszczać? Nawet tak chętnie i szumnie zapowiadana teraz przez PIS-dzielców dwukrotna podwyżka w przyszłym roku płacy minimalnej budzi więcej kontrowersji i złości, niż euforii. Bo nawet ślepy widzi, że jest to typowa kiełbasa wyborcza i robienie z ludzi idiotów. A nie każdy bardzo mało zarabiający pracownik jest idiotą. PIS najzwyczajniej oszukał tych najmniej zarabiających i oni o tym wiedzą. PIS oczekuje od nich wdzięczności za dwukrotną podwyżkę płacy minimalnej, która nastąpi w przyszłym roku, choć pierwsza, dużo wyższa z tych podwyżek (w styczniu 2023r.) powinna nastąpić już 3 miesiące temu! PIS zapisał w budżecie zupełnie nierealną inflację na poziomie 3%, i to zapisał ją w chwili, gdy inflacja już osiągnęła 8% i wciąż rosła. Jednym z celów tej iście kuglarskiej sztuczki było właśnie przesunięcie podwyżki najniższej płacy na rok wyborczy i skumulowanie jej z drugą podwyżką, tuż przed wyborami. Zgodnie z ustawą rząd ma obowiązek podwyższyć płacę minimalną dwa razy w ciągu roku, jeśli zapisana w budżecie inflacja przekracza 5%. Rząd zapisał 3% i w ten sposób każdego z tych ludzi oszukał na: 6 (miesięcy) x 480zł = 2.880zł. Może ciut mniej, bo w lipcu otrzymaliby podwyżkę ok. 420zł, a nie 480zł, które otrzymają w styczniu 2023r.. W każdym razie jedna podwyżka płacy tym ludziom najmniej zarabiającym po prostu przepadła, bo w roku 2023 i tak powinni otrzymać dwie podwyżki, gdyż inflacja nie spadnie przecież poniżej 5%. Tak więc ci pracownicy, w warunkach szalejącej inflacji i rozpoczynającego się sezonu grzewczego, muszą teraz zaciskać zęby, zapożyczać się i czekać jak na zbawienie na coś, co zgodnie z prawem już dawno powinni byli dostać, a nie dostali tylko dzięki PIS-owi. Kaczyński oczekiwać będzie od nich wdzięczności przy urnach i to sobie przypisuje całą zasługę podwyższenia wysokości płacy minimalnej. Choć przecież wszyscy wiedzą doskonale że, zgodnie z PIS-owską tradycją, kupuje ich wdzięczność za pieniądze przedsiębiorców, a nie budżetowe.

Skończyły się środki na wielkie rozdawnictwo pieniędzy, które dla Kaczyńskiego było spełnianiem wyborczych obietnic. Ale teraz zaczęło się inne rozdawnictwo, wymuszone i wcześniej przez PIS nieplanowane, mające wszelkie cechy gaszenia pożaru przez samego podpalacza. Mamy dziś cały festiwal "tarcz", dopłat, ulg, rekompensat, zamrażania cen energii itd. Choć sytuacja budżetu w „państwie PIS” jest niemal beznadziejna to, jak na ironię, jest to scenariusz, o którego spełnieniu się Kaczyński poniekąd zawsze marzył. Złupić maksymalnie przedsiębiorców i klasę średnią, zrujnować i ubezwłasnowolnić samorządy, scentralizować państwo i wszelkie jego wydatki oraz przychody, uzależnić jak najwięcej obywateli od łaski rządzących, a później wg własnego uznania i kierując się własnymi korzyściami politycznymi odgrywać rolę dobrodzieja i wydzielać z państwowej kasy pieniądze tym, którzy sobie na to zasłużyli lojalnością względem właśnie Kaczyńskiego. Tyle, że w warunkach strat spowodowanych pandemią i lockdownami, zawinioną głównie przez PIS inflacją, wojną w Ukrainie i cenami surowców oraz brakiem miliardów z Unii wszystko wymknęło się spod jakiejkolwiek kontroli. Dziś Kaczyński musi rozdawać pieniądze wszystkim, a nie tylko swoim sympatykom. A na to „państwa PIS” po prostu nie stać. PIS próbował przypodobać się użytkownikom pieców węglowych, z których większość to właśnie ich wyborcy. Ale rozpętała się ogólnopolska awantura, z łatwymi do przewidzenia konsekwencjami dla Nowogrodzkiej. Zyskaliby wdzięczność 4 milionów użytkowników pieców węglowych, ale kosztem wku*wienia 20 milionów innych Polaków, nawet tych korzystających z węglowych ciepłowni. PIS został więc zmuszony do rejterady i objęcia dopłatami oraz zniżkami większości obywateli. Obiecuje dziś pieniądze na prawo i lewo, ale robi to w sposób histeryczny, chaotyczny i często bez sensu. Zniżki, dopłaty lub rekompensaty przyznają i tym, co mają dochód na 1 osobę w rodzinie na poziomie 800zł, i tym, którzy bez zastanowienia płacą 800zł za kolację w knajpie.

GÓRNICY. PIS zachował możliwość kupowania sympatii wyborców, ale na dużo mniejszą skalę. Dotyczy to głównie sympatyzujących z Nowogrodzką samorządów (ewidentnie faworyzowanych przy rozdziale środków w ramach „PIS Burdelu”), ale także wybranych grup zawodowych np. górników. Pewnie większość z Was nie wie, że w ciągu zaledwie roku(!) średnia płaca w górnictwie wzrosła z niespełna 10 tys. zł miesięczne do niemal 17 tys. zł! Tylko pozazdrościć… Dziś PIS daje górnikom wszystko, czego tylko sobie zażyczą. Premie antyinflacyjne, podwyżki, wyższe dodatki za nadgodziny… Choć górnictwo jest zadłużone na ok. 30 mld zł! I górnicy wiedzą, że trzymają rząd za gardło. Gdyby teraz w kilku kopalniach zorganizowali akcję strajkową, to obecny rząd upadłby w ciągu kilku tygodni. Za 3-4 miesiące znów zaszantażują PIS i zażądają następnych podwyżek. I znów PIS będzie im je musiał dać. Górnicy nie mają skrupułów, bo wiedzą, że teraz to oni są panami sytuacji, ale ta sytuacja nie będzie trwać wiecznie.

Ale najciekawsze jest to, że odnośnie tych olbrzymich podwyżek dla górników na Nowogrodzkiej, w rządzie i „kurwizji” panuje zmowa milczenia. Pojawiały się lapidarne informacje o lipcowych protestach górników z PGG, o negocjacjach z resortem Sasina i zarządem spółki, a potem o podpisaniu porozumienia. I tyle… Górnicy nie musieli nawet zbytnio wysilać się z tymi protestami, a negocjacje trwały tak krótko, jakby chodziło o podwyżki rzędu 200zł na głowę. W „kurwizji” ani słowem nie wspomniano o przyznanych górnikom „premiach antyinflacyjnych” (po ok. 6 tys. zł) ani o tak gigantycznym wzroście ich płac. No ale po co wku*wiać inne grupy zawodowe, którym rząd konsekwentnie odmawia podwyżek? Jak się ma podwyżka w wysokości 150zł dla nauczycieli go tej górniczej, liczonej w tysiącach zł? Lub w ogóle brak podwyżek dla sfery budżetowej.

[CC] Jacek Nikodem

Zamiast "Państwa dobrobytu" - walka o przetrwanie

Dziś będzie sporo o ekonomii i pieniądzach, o których w poprzednim poście „Słuchać stukanie…” właściwie w ogóle nie wspominałem. Jeszcze kilka miesięcy temu, w styczniu i lutym, przy okazji reklamowania rzekomo cudownych rozwiązań „PIS Burdelu”, Prezes Kaczyński zapowiadał budowę w Polsce „państwa dobrobytu”, w którym wszystkim będzie się żyło dostatnio i bezpiecznie. Choć już wtedy było wiadomo, że napaść Putina na Ukrainę jest kwestią tygodni, jeśli nie dni… Do spodziewanego wybuchu wojny doszło i nagle okazuje się, że zamiast państwa dobrobytu miliony Polaków czeka w najbliższych miesiącach walka o to, by w ogóle przeżyć…

WYBORCY. Wyborcy ekonomiczni zawsze w Polsce byli i zawsze będą. Zawsze znajdą się tacy, których sympatię i głosy można tanio „kupić”. Nie to jest u nas najgorsze, że 2-3 miliony naszych rodaków, dla własnych korzyści materialnych głosują na Kaczyńskiego, choć widzą i wiedzą, że konsekwentnie niszczy on nasze państwo. Znacznie gorsze jest to, iż duża część społeczeństwa, choć widzi to "sprzedawanie się", nie reaguje i nawet nie próbuje swoją aktywnością wyborczą zniwelować znaczenia tych 2-3 milionów głosów. Nie to jest najgorsze, że PIS wciąż ma w sondażach poparcie 30% wyborców! PIS jest partią czysto populistyczną, zorientowaną głównie na uboższą oraz słabiej wykształconą część suwerena, więc trudno się dziwić, że za pieniądze ogółu Polaków udaje się Kaczyńskiemu kupować poparcie właśnie tej części społeczeństwa, bo jest dużo bardziej niesamodzielna i podatna na manipulacje (choćby ze strony kościoła). Znacznie gorsze od owych 30% sondażowego poparcia dla PIS-u jest aż 40% tych obywateli, którzy nadal twierdzą, że nie pójdą za rok do urn. To jest nasz prawdziwy problem... Co jeszcze musi się stać w naszym kraju, by ci ludzie przejrzeli w końcu na oczy i postanowili przeciwstawić się niszczeniu naszego państwa?! Gdyby w wyborach wzięło udział nie 55% Polaków, ale np. 70-75%, znaczenie tych 2-3 milionów wyborców ekonomicznych znacznie by zmalało. Przestaliby być języczkiem u wagi... Jest to tak oczywiste, że właściwie nie wiem, po jaką cholerę ja o tym po raz kolejny piszę.

EMERYCI. Kaczyńskiemu skończyło się już eldorado o nazwie "wielkie transfery społeczne". A te dawne transfery spowszedniały, zbladły i znacznie straciły na wartości. "500+" jest dziś warte najwyżej 350 zł. Choć inflacja oficjalnie wynosi teraz 16%, to przecież wszyscy wiedzą, że tak naprawdę jest 2-krotnie wyższa. O tym, że PIS obniżył kiedyś wiek emerytalny Polacy już dawno zdążyli zapomnieć, a 13. i 14. emerytura stały się właściwie normą. Seniorzy już się do nich przyzwyczaili i byliby wściekli, gdyby je zlikwidowano. Przecież oni widzą, że PIS daje im do ręki pieniądze, które chwilę wcześniej wyjął im z kieszeni właśnie dzięki wysokiej inflacji. Kaczyński zafundował Polakom taki rollercoaster cenowy, że dodatkowe świadczenia nawet w połowie go emerytom nie rekompensują. Bo emeryt ze świadczeniem w wysokości np. 2 tysięcy zł traci wskutek inflacji 400-500 zł miesięcznie, a na 13. i 14. emeryturze zyskuje 2 tysiące zł rocznie.

Kaczyński podejmie zapewne w decyzję o wypłacie 15 emerytury. Oczywiście tuż przed wyborami i oczywiście kosztem innych grup społecznych, które na podobne dobrodziejstwo i hojność Prezesa liczyć nie mogą, bo nie są bazą wyborczą jego partii. Będzie to akt desperacji i paniki Nowogrodzkiej, bo przecież wszyscy wiedzą, że budżetu nie stać na wydatek następnych 10 miliardów zł, które w dodatku znów podbiją inflację. Ale PIS będzie musiało postawić wszystko na jedną kartę, nie licząc się z przyszłymi konsekwencjami. A emeryci są ostatnią wielką grupą społeczną, której część Kaczyński może jeszcze przekupić. Będzie to przekupstwo jawne i bezczelne, ale na Nowogrodzkiej nikt sobie tym głowy zawracać nie będzie. Wiele rzeczy będą w przyszłym roku robić na chama, „na rympał”. Generalnie jednak PIS będzie bazować na ciągłym przypominaniu seniorom, komu zawdzięczają 13 i 14 emeryturę. I straszyć, że opozycja, po przejęciu władzy, im te dodatkowe świadczenia odbierze. To głównie emerytów miałem więc na myśli w ostatnich zdaniach poprzedniego posta, gdy pisałem, że niektórzy wyborcy mogą poprzeć PIS nie po to, by zyskać jakieś nowe korzyści, tylko by nie stracić korzyści już uzyskanych... Moim zdaniem jedną z osi wyborczej propagandy PIS będzie ciągłe wmawianie suwerenowi, że opozycja, po przejęciu władzy, te wszystkie „prezenty” od Kaczyńskiego im odbierze. I wielu ludzi się na te brednie nabierze… Choć w rzeczywistości nie były to ani prezenty, ani od Kaczyńskiego, tylko z naszych portfeli.

ROLNICY. Już dawno wyparowała wdzięczność rolników (o ile ona w ogóle była) za przeróżne programy w rodzaju "świnia+" lub "krowa+". Przy kosmicznym wzroście kosztów produkcji rolnej (nawozów, paliwa, opału, paszy itd.) te pieniądze wyglądają dziś już nie jak jałmużna, ale zwykła kpina. Poparcie dla PIS wśród elektoratu wiejskiego spadło w ostatnich 2 latach na zbity pysk, z ponad 70% do ok. 20-25%, najbardziej spośród wszystkich grup społecznych! To katastrofa. I Kaczyński nie ma jak odbudować choćby części tego dawnego poparcia, bo bardziej prawdopodobne jest, że zimą straci jeszcze więcej. Rolnicy raczej bez entuzjazmu przyjęli wiadomość, że rozwiązywaniem ich problemów będzie się teraz zajmować tak wybitny znawca wsi, jak "Młot" Kowalski, który nie odróżnia jęczmienia od pszenicy (to nie żart). Duet zarządzający dziś resortem rolnictwa – Kowalczyk i Kowalski – to zaiste piorunująca kombinacja personalna. Nie wiem doprawdy, który z nich jest większym debilem. Jaki jest „Młot” Kowalski – każdy widzi. A Kowalczyk jest od niego lepszy tylko wtedy, gdy milczy i gdy go nie widać. Gdy już coś powie do kamer, to wszyscy w miarę inteligentni ludzie wybałuszają oczy ze zdumienia i parskają śmiechem… A wracając jeszcze do załamania poparcia polskiej wsi dla PIS, to chcę przypomnieć, że 73% gospodarstw wiejskich jest opalane węglem... Zdecydowana większość wiejskich domów mieszkalnych jest zbudowana wg starych technologii i nieocieplona, między bajki można więc włożyć wyliczenia rządu, że do ich ogrzania wystarczą 3t węgla na sezon. Rolnicy będą więc palić w piecach wszystkim, czym się da. Czyli tak, jak zachęcał Prezes. Tylko wątpię, by byli taką koniecznością zachwyceni…

PŁACA MINIMALNA. Nieprzypadkowo wspomniałem właśnie o emerytach i rolnikach, bo to były do niedawna dwa najsolidniejsze filary elektoratu Kaczyńskiego. Skoro oni mają z każdym miesiącem mniej powodów do bycia wdzięcznymi rządowi, to co powiedzieć o innych grupach społecznych? Których PIS, nawet gdy miało jeszcze pieniądze w budżecie, nie zwykło dopieszczać? Nawet tak chętnie i szumnie zapowiadana teraz przez PIS-dzielców dwukrotna podwyżka w przyszłym roku płacy minimalnej budzi więcej kontrowersji i złości, niż euforii. Bo nawet ślepy widzi, że jest to typowa kiełbasa wyborcza i robienie z ludzi idiotów. A nie każdy bardzo mało zarabiający pracownik jest idiotą. PIS najzwyczajniej oszukał tych najmniej zarabiających i oni o tym wiedzą. PIS oczekuje od nich wdzięczności za dwukrotną podwyżkę płacy minimalnej, która nastąpi w przyszłym roku, choć pierwsza, dużo wyższa z tych podwyżek (w styczniu 2023r.) powinna nastąpić już 3 miesiące temu! PIS zapisał w budżecie zupełnie nierealną inflację na poziomie 3%, i to zapisał ją w chwili, gdy inflacja już osiągnęła 8% i wciąż rosła. Jednym z celów tej iście kuglarskiej sztuczki było właśnie przesunięcie podwyżki najniższej płacy na rok wyborczy i skumulowanie jej z drugą podwyżką, tuż przed wyborami. Zgodnie z ustawą rząd ma obowiązek podwyższyć płacę minimalną dwa razy w ciągu roku, jeśli zapisana w budżecie inflacja przekracza 5%. Rząd zapisał 3% i w ten sposób każdego z tych ludzi oszukał na: 6 (miesięcy) x 480zł = 2.880zł. Może ciut mniej, bo w lipcu otrzymaliby podwyżkę ok. 420zł, a nie 480zł, które otrzymają w styczniu 2023r.. W każdym razie jedna podwyżka płacy tym ludziom najmniej zarabiającym po prostu przepadła, bo w roku 2023 i tak powinni otrzymać dwie podwyżki, gdyż inflacja nie spadnie przecież poniżej 5%. Tak więc ci pracownicy, w warunkach szalejącej inflacji i rozpoczynającego się sezonu grzewczego, muszą teraz zaciskać zęby, zapożyczać się i czekać jak na zbawienie na coś, co zgodnie z prawem już dawno powinni byli dostać, a nie dostali tylko dzięki PIS-owi. Kaczyński oczekiwać będzie od nich wdzięczności przy urnach i to sobie przypisuje całą zasługę podwyższenia wysokości płacy minimalnej. Choć przecież wszyscy wiedzą doskonale że, zgodnie z PIS-owską tradycją, kupuje ich wdzięczność za pieniądze przedsiębiorców, a nie budżetowe.

Skończyły się środki na wielkie rozdawnictwo pieniędzy, które dla Kaczyńskiego było spełnianiem wyborczych obietnic. Ale teraz zaczęło się inne rozdawnictwo, wymuszone i wcześniej przez PIS nieplanowane, mające wszelkie cechy gaszenia pożaru przez samego podpalacza. Mamy dziś cały festiwal "tarcz", dopłat, ulg, rekompensat, zamrażania cen energii itd. Choć sytuacja budżetu w „państwie PIS” jest niemal beznadziejna to, jak na ironię, jest to scenariusz, o którego spełnieniu się Kaczyński poniekąd zawsze marzył. Złupić maksymalnie przedsiębiorców i klasę średnią, zrujnować i ubezwłasnowolnić samorządy, scentralizować państwo i wszelkie jego wydatki oraz przychody, uzależnić jak najwięcej obywateli od łaski rządzących, a później wg własnego uznania i kierując się własnymi korzyściami politycznymi odgrywać rolę dobrodzieja i wydzielać z państwowej kasy pieniądze tym, którzy sobie na to zasłużyli lojalnością względem właśnie Kaczyńskiego. Tyle, że w warunkach strat spowodowanych pandemią i lockdownami, zawinioną głównie przez PIS inflacją, wojną w Ukrainie i cenami surowców oraz brakiem miliardów z Unii wszystko wymknęło się spod jakiejkolwiek kontroli. Dziś Kaczyński musi rozdawać pieniądze wszystkim, a nie tylko swoim sympatykom. A na to „państwa PIS” po prostu nie stać. PIS próbował przypodobać się użytkownikom pieców węglowych, z których większość to właśnie ich wyborcy. Ale rozpętała się ogólnopolska awantura, z łatwymi do przewidzenia konsekwencjami dla Nowogrodzkiej. Zyskaliby wdzięczność 4 milionów użytkowników pieców węglowych, ale kosztem wku*wienia 20 milionów innych Polaków, nawet tych korzystających z węglowych ciepłowni. PIS został więc zmuszony do rejterady i objęcia dopłatami oraz zniżkami większości obywateli. Obiecuje dziś pieniądze na prawo i lewo, ale robi to w sposób histeryczny, chaotyczny i często bez sensu. Zniżki, dopłaty lub rekompensaty przyznają i tym, co mają dochód na 1 osobę w rodzinie na poziomie 800zł, i tym, którzy bez zastanowienia płacą 800zł za kolację w knajpie.

GÓRNICY. PIS zachował możliwość kupowania sympatii wyborców, ale na dużo mniejszą skalę. Dotyczy to głównie sympatyzujących z Nowogrodzką samorządów (ewidentnie faworyzowanych przy rozdziale środków w ramach „PIS Burdelu”), ale także wybranych grup zawodowych np. górników. Pewnie większość z Was nie wie, że w ciągu zaledwie roku(!) średnia płaca w górnictwie wzrosła z niespełna 10 tys. zł miesięczne do niemal 17 tys. zł! Tylko pozazdrościć… Dziś PIS daje górnikom wszystko, czego tylko sobie zażyczą. Premie antyinflacyjne, podwyżki, wyższe dodatki za nadgodziny… Choć górnictwo jest zadłużone na ok. 30 mld zł! I górnicy wiedzą, że trzymają rząd za gardło. Gdyby teraz w kilku kopalniach zorganizowali akcję strajkową, to obecny rząd upadłby w ciągu kilku tygodni. Za 3-4 miesiące znów zaszantażują PIS i zażądają następnych podwyżek. I znów PIS będzie im je musiał dać. Górnicy nie mają skrupułów, bo wiedzą, że teraz to oni są panami sytuacji, ale ta sytuacja nie będzie trwać wiecznie.

Ale najciekawsze jest to, że odnośnie tych olbrzymich podwyżek dla górników na Nowogrodzkiej, w rządzie i „kurwizji” panuje zmowa milczenia. Pojawiały się lapidarne informacje o lipcowych protestach górników z PGG, o negocjacjach z resortem Sasina i zarządem spółki, a potem o podpisaniu porozumienia. I tyle… Górnicy nie musieli nawet zbytnio wysilać się z tymi protestami, a negocjacje trwały tak krótko, jakby chodziło o podwyżki rzędu 200zł na głowę. W „kurwizji” ani słowem nie wspomniano o przyznanych górnikom „premiach antyinflacyjnych” (po ok. 6 tys. zł) ani o tak gigantycznym wzroście ich płac. No ale po co wku*wiać inne grupy zawodowe, którym rząd konsekwentnie odmawia podwyżek? Jak się ma podwyżka w wysokości 150zł dla nauczycieli go tej górniczej, liczonej w tysiącach zł? Lub w ogóle brak podwyżek dla sfery budżetowej.

[CC] Jacek Nikodem
(619/26-09-2022)

Pobierz PDF Wydrukuj