Dzisiejszy post dedykuję jednemu z moich ulubieńców, gdyż chcę jakoś uczcić wielki polityczny awans szefa MON Błaszczaka. A najlepiej uczczę go przypominając kilka faktów z jego życiorysu oraz wyjątkowych zasług dla naszego państwa i milionów obywateli. Sporo będzie dziś o "dokonaniach" Błaszczaka jako szefa MON, o armii i zakupach uzbrojenia, a są to zagadnienia, które pasjonują przede wszystkim facetów. Więc ten post jest głównie dla "dużych chłopców". Sam zresztą jestem takim "dużym chłopcem"...
Kilka miesięcy temu przeczytałem wywiad z Pawłem Mateńczukiem (ps. "Naval"), byłym oficerem GROM-u, weteranem wielu misji wojskowych w Libanie, Iraku i Afganistanie, obecnie ekspertem ds. wojskowości, podróżnikiem i pisarzem. Żałuję, że nie mogę teraz nigdzie odszukać tekstu tego wywiadu, bo byłby mi bardzo pomocny w pisaniu tego posta. "Naval" wymieniał w nim koszmarne błędy popełnione przez MON pod kierownictwem Błaszczaka oraz wskazywał najsłabsze punkty naszej armii. Zapamiętałem jedno z pierwszych zdań tego wywiadu. Na pytanie dziennikarza, jakie są najpilniejsze zadania jeśli chodzi o poprawę stanu naszej armii oraz bezpieczeństwa państwa, "Naval" nie mówił wcale o marynarce wojennej (której już nie mamy) ani o zakupie śmigłowców (których też już nie mamy). Na pierwszym miejscu wymienił konieczność wyrzucenia na zbity pysk polityków i urzędników MON kierujących obecnie naszą armią. I odpowiedzialnych za doprowadzenie jej do fatalnego stanu, który tylko do pewnego stopnia poprawią zapowiadane teraz szumnie zakupy nowoczesnego uzbrojenia. Największy problem naszych sił zbrojnych tkwi bowiem nie tylko w braku nowoczesnego, skutecznego uzbrojenia, ale także w głowach żołnierzy i kadry dowódczej. Nietrudno się domyślić, że "Naval" miał na myśli przede wszystkim Błaszczaka, jego zastępcę Skurkiewicza oraz ich przydupasów w MON. Których, gdyby nie to, że są po prostu tępymi PIS-owskimi aparatczykami, ignorantami i skończonymi nieudacznikami, trzeba by było podejrzewać o zdradę i świadome osłabianie zdolności obronnych naszego państwa.
"RESORTOWE DZIECKO". Fakt, że Błaszczak jest synem wyjątkowej mendy komunistycznej (Lucjana Błaszczaka), b. naczelnego inżyniera w FSO, członka egzekutywy KZ PZPR, afiszującego się ze swoją "partyjnością" nawet w stanie wojennym, całkiem jawnie i bez żadnych oporów współpracującego z SB oraz WSW, można by uznać za epizod nie mający większego znaczenia. Nie ma bowiem sensu upodabniać się do swołoczy PIS-owskiej, która lubuje się w obarczaniu swoich przeciwników politycznych komunistycznymi winami ich rodziców lub rodzeństwa. Tyle, że w przypadku Błaszczaka sytuacja jest nieco inna. To właśnie Błaszczak swego czasu chyba najzacieklej (ze wszystkich czołowych polityków PIS) atakował m.in. Olejnik, Michnika i Lisa za komunistyczną przeszłość ich bliskich. Albo robił to z powodu dyskomfortu bycia samemu dzieckiem wyjątkowej czerwonej kanalii, albo, na wzór złodzieja wrzeszczącego na ulicy "łapać złodzieja!", chciał odwrócić uwagę od własnych "korzeni". Błaszczakowi bycie "resortowym dzieckiem" jakoś zupełnie nie przeszkadzało w robieniu kariery u boku Kaczyńskich i to już w zamierzchłych czasach PC, gdy jeszcze pamięć o jego ojcu była dość żywa. Błaszczak, choć stosunkowo młody, należy do "zakonu" PC.
OBŁUDA I HIPOKRYZJA. Skoro już cofnąłem się do przeszłości, to chwilę w niej pozostańmy. Wczerwcu 2014r. Błaszczak, wówczas przewodniczący klubu PIS w Sejmie, zwrócił się do szefów klubów PSL, SLD, koła SP oraz Polski Razem z oficjalną propozycją… Była to jego reakcja na ujawnione przez „Wprost” nagranie prywatnej rozmowę u „Sowy i Przyjaciół” ówczesnego szefa MSW Sienkiewicza i szefa NBP Belki. Błaszczak pisał wówczas: „Zwracam się do pana w sprawie spotkania dotyczącego wniosku o konstruktywne wotum nieufności, który zaproponowało PiS w związku z kompromitacją rządu Donalda Tuska, wynikającą z ujawnienia skandalicznych nagrań członków gabinetu PO (…) Charakter rozmów, jakie z szefem NBP prowadził minister spraw wewnętrznych oraz późniejsze działania służb podległych Donaldowi Tuskowi, w tym niebywały zamach na wolność prasy podczas najścia agentów ABW na redakcję tygodnika publikującego nagrania, sprawiają, że dalsze trwanie rządu Donalda Tuska jest ewidentnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa i jakości demokratycznych standardów w Polsce”. Błaszczak apelował w piśmie o natychmiastowe "odwołanie rządu Donalda Tuska i powołanie gabinetu technicznego, który urzędować będzie do czasu przeprowadzenia wyborów. Ujawnione nagrania pokazały patologiczną sytuację, w której rząd PO w niedopuszczalny sposób wpływa na niezależne instytucje państwa, takie jak NBP czy Prokuratora Generalnego (…)”. Jak widać żyliśmy wtedy w państwie, w którym już samo prowadzenie takich rozmów w knajpie przy wódce przez wysokich urzędników państwowych i spożywanie ośmiorniczek po 28 zł/porcja było dla Błaszczaka wystarczającym powodem, by domagać się odwołania rządu. Dziś żyjemy w prawdziwym szambie patologii, bezprawia, chamstwa i zorganizowanej grupy przestępczej o nazwie "PIS". I dziś ten sam Błaszczak nie widzi żadnych powodów nie tylko do odwołania swojego rządu, ale nawet do jego krytykowania! Bo przecież, jego zdaniem, jest to najlepszy rząd w całej historii naszego państwa…
ODZNACZENIE. W maju 2017r. postanowieniem szefa MSW Mariusza Błaszczaka szefowi MSW Mariuszowi Błaszczakowi przyznana została odznaka „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej”. Odznaka rzecz jasna złota, choć są jeszcze srebrna i brązowa. Pismo o przyznaniu odznaki podpisał z upoważnienia wiceminister MSW Jarosław Zieliński. Odznaka "Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej" jest przyznawana w uznaniu wyjątkowych zasług w ratowaniu życia i ochronie mienia. Zgodnie z rozporządzeniem może być nadana za wykazanie wyjątkowej ofiarności i odwagi w bezpośrednich działaniach ratowniczych w czasie pożaru, klęski żywiołowej lub innego miejscowego zagrożenia lub za "długoletnią ofiarną służbę lub działalność społeczną na rzecz ochrony przeciwpożarowej”. Jakie zasługi Błaszczak sam u siebie tak bardzo docenił? Nie wiadomo, szefem MSW był zaledwie od 1,5 roku. Prezes Kaczyński paradował kiedyś w hełmie strażackim, niestety założonym przód na tył. No to i Błaszczak chciał mieć jakiś „strażacki epizod” w swoim bogatym CV. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że szef MSW Błaszczak odmówił przyjęcia odznaki, którą przyznał mu szef MSW Błaszczak…
MODERNIZACJA? Od mniej więcej roku, czyli od wybuchu awantury z USA (z powodu „lex TVN”), Błaszczak ma wyjątkowo szerokie pole do popisu jako „wielki modernizator” naszej armii. Napaść Putina na Ukrainę wydatnie mu w tym pomaga gdyż, siłą rzeczy, zagrożenie zewnętrzne naszego państwa zwiększa znaczenie i społeczne zaufane do sił zbrojnych. I Błaszczak umiejętnie to wykorzystuje, co rusz zapowiadając nowe, prawie zawsze bardzo spektakularne zakupy nowoczesnego uzbrojenia, za które całą zasługę przypisuje na ogół tylko swojemu Prezesowi i sobie. Książkę można by napisać o wielkich kontrowersjach, jakie tym zakupom towarzyszą, niejasnościach, niezrozumiałych decyzjach i utajnianiu szczegółów, no i notorycznym obchodzeniu przepisów np. w sprawie organizacji przetargów. PIS stworzył w ostatnich latach system finansowana sił zbrojnych wiernie wzorowany na putinowskim. W żadnym innym państwie europejskim, poza Polską i Rosją, nie ma takiej patologicznej sytuacji, że wydatki na armię są wyjęte spod kontroli parlamentu i powierzone jakimś podejrzanym, całkowicie upolitycznionym "funduszom celowym". Gdy w zapowiedzi finansowania czegoś pojawia się nazwa Banku Gospodarstwa Krajowego, z góry wiadomo, że chodzi albo o kolejny wielki przekręt PIS-owski, albo o kolejne monstrualne zadłużanie naszego państwa! Albo i jedno, i drugie... Niemal wszystkie ostatnio zapowiadane przez Błaszczaka wielkie zakupy uzbrojenia mają być finansowane właśnie środkami pochodzącymi spoza budżetu. PIS-owcy za wszelką cenę unikają powiedzenia głośno, że chodzi o wielomiliardowe kredyty, które nasze dzieci i wnuki będą spłacać przez dziesięciolecia. Każde państwo starannie i długofalowo planuje zakupy uzbrojenia oraz dostosowuje je do swoich ekonomicznych możliwości. Z wyjątkiem "państwa PIS", które kupuje wszystko "na krechę". Te 250 Abramsów, Patrioty i HIMARS-y będą spłacać jeszcze nasze prawnuki, które urodzą się po 2030r. Na czym więc polega ta wielka zasługa Błaszczaka i Kaczyńskiego w modernizowaniu polskiej armii?! Długoterminowe kredyty potrafi przecież zaciągać nawet PIS-owski poseł Ast, choć do "5" zliczyć nie potrafi. A jak się już zaciągnęło kredyt (na koszt innych), to żadną filozofią nie jest podpisać kontrakt na zakup broni...
Macierewicz i Błaszczak doprowadzili naszą armię do stanu agonalnego, a teraz ten ostatni próbuje ją reanimować robionymi na cito, piekielnie kosztownymi i często zupełnie nieprzemyślanymi zakupami zachodniego sprzętu. Kaczyński kompletnie nie zna się ani na obronności państwa, ani na armii i uzbrojeniu. Słucha we wszystkim Błaszczaka i godzi się na jego kolejne pomysły. Zaś Błaszczak nie słucha nikogo, a już na pewno nie słucha Sztabu Generalnego i jego szefa gen. Andrzejczaka, z którym od dawna toczy wojnę podjazdową. Słono przepłaciliśmy podpisywany "na kolanie" kontrakt na myśliwce F-35. Tacy np. Duńczycy nie spieszyli się z ich zakupem, wytargowali niższą cenę, ale przede wszystkim wynegocjowali offset w wysokości równej wysokości kontraktu! Ale dla Kaczyńskiego i Błaszczaka zakup F-35 miał znaczenie głównie PR-owe, a nie wojskowe. Więc nie będzie żadnego offsetu. Praktycznie przy żadnym z ostatnio podpisywanych wielkich kontraktów nie mamy zagwarantowanego offsetu! I Polska, i Ukraina kupiły niedawno od Turcji słynne już drony Bayraktar. Ale Kijów zapewnił sobie prawo do ich produkcji u siebie w przyszłości, a my nie. Bo Błaszczakowi najłatwiej jest kupować gotowe uzbrojenie u innych. Polityczno-propagandowe znaczenie (przebłaganie USA po awanturze wokół "lex TVN") miał też mniej kontrowersyjny zakup 250 Abramsów. Ten kontrakt (znów na kredyt!) stał się niejako wizytówką PIS-owskiej modernizacji armii. Teraz Błaszczak przy każdej okazji puszy się, wypina dumnie pierś i wciska nam kity, jacy to staliśmy się silni i bezpieczni, ale tu też jest kilka "ale", które wytykają eksperci od wojskowości, a o których nie chcą mówić PIS-owcy.
ABRAMSY. Z braku miejsca powiem tylko o kilku oczywistych mankamentach. Abramsy to typowe czołgi służące do przełamania obrony przeciwnika, to broń ofensywna. A nas, jeśli rzeczywiście czeka jakaś wojna, to tylko obronna. Nie sądzę, byśmy mieli zdobywać Mińsk lub Moskwę. Poza tym nawet do działań obronnych ciężkim Abramsom potrzebne jest kompleksowe wsparcie ze strony śmigłowców, samolotów, obrony przeciwlotniczej itd. A my śmigłowców nie mamy w ogóle, a i ze sprzętem plot. jest kiepściutko. Żaden dowódca nie wypuści Abramsów na gołe pole nie mając zapewnionego tego wsparcia. Są to chyba najcięższe z tzw. czołgów podstawowych na świecie, ważą po 70t. Na Wiśle jest ok. 60 mostów, ale tylko 3-4 z nich są w stanie bez problemu je "udźwignąć"… To zaś znacznie ogranicza taktyczne możliwości wykorzystania tych czołgów. A gdyby przeciwnik zniszczył owe 3-4 mosty na Wiśle, to te Abramsy znajdujące się po lewej stronie rzeki będą mogły co najwyżej walczyć same ze sobą. Tak z nudów, gdzieś na poligonie pod Poznaniem lub Szczecinkiem...
Poza tym Abramsy są już trzecim typem czołgów w naszej armii. Każdy z nich jest produkowany w innym państwe. Wśród państw NATO to ewenement. Każdy typ wymaga innych dostawców i magazynów części zamiennych, innych warsztatów i przeszkolonych mechaników. A jakby tego było mało Błaszczak właśnie zapowiedział kupno także piekielnie drogich czołgów K2 produkcji... koreańskiej! Podobno chodzi o 180 szt. za 10 mld zł. Błaszczak chce w dodatku kupić wersję koreańską, znacząco różniącą się od proponowanej nam wcześniej "polskiej" wersji K2PL. Norwegia też kupuje koreańskie czołgi. Ale w ich armii będzie to dopiero drugi typ czołgu, zapłacą za nie taniej, niż my, no i dostaną norweską wersję K2NO, przystosowaną do standardów NATO.
TŁUMACZENIE. Błaszczak jest osobiście odpowiedzialny za wszystkie afery, jakie wstrząsały naszą armią w ciągu ostatnich 3 lat. Pisałem kilka miesięcy temu o przekręcie z tłumaczeniem niemieckiej dokumentacji czołgów Leopard 2PL. Błaszczak dał nieźle zarobić swoim kumplom. Zlecił tłumaczenie 7,5 tys. stron tekstu firmie zewnętrznej "Pozena", której pracownicy nie mieli nawet uprawnień, by zbliżyć się do tej dokumentacji. Firma kumpli Błaszczka i Chwałka (szefa PGZ) skasowała za tłumaczenie aż 10,3 mln zł! I w dodatku sama niczego nie tłumaczyła, bo szybko zleciła tłumaczenie jakiemuś podwykonawcy, któremu zapłaciła już wg normalnych stawek. Podwykonawca też zresztą nie miał wymaganych uprawnień do przetwarzania informacji niejawnych. Media pisały, że tłumaczenie jednej strony dokumentacji kosztowało nas ok. 1,4 tys. zł! To kosmos. Ale w rzeczywistości zapłaciliśmy nie 1,4 tys. zł, tylko grubo ponad 10 tys. zł za przetłumaczenie jednej strony! Jakim cudem? Ano takim, że dokumentacja Leoparda 2PL różniła się tylko w 8-10% od dokumentacji poprzedniego typu czołgu (Leoparda 2A4), już dawno przetłumaczonej! Za które to tłumaczenie już kiedyś zapłaciliśmy. 7 tys. stron dokumentacji wystarczyło tylko skopiować i wkleić.
Opisałem powtórne ten szwindel z tłumaczeniem po to, by pokazać, że możliwości okradania nas na dziesiątki mln zł przez Błaszczaka, Chwałka lub Skurkiewicza są praktycznie nieograniczone. 10 mln zł tu, 20 mln zł tam... Gdyby nie oburzenie i nagłośnienie tego skandalu przez związki zawodowe w zakładzie Bumar-Łabędy, który jako jedyny w Polsce miał zgodę niemieckiego producenta na wgląd do dokumentacji czołgu i któremu odebrano możliwość modernizacji czołgów Leopard (udostępniono dokumentację konkurencyjnej firmie WZM z Poznania), do dziś byśmy nie wiedzieli, jak Błaszczak i jego koleżkowie wydymali nas na ok. 9 mln zł.
[CC] Jacek NikodemDzisiejszy post dedykuję jednemu z moich ulubieńców, gdyż chcę jakoś uczcić wielki polityczny awans szefa MON Błaszczaka. A najlepiej uczczę go przypominając kilka faktów z jego życiorysu oraz wyjątkowych zasług dla naszego państwa i milionów obywateli. Sporo będzie dziś o "dokonaniach" Błaszczaka jako szefa MON, o armii i zakupach uzbrojenia, a są to zagadnienia, które pasjonują przede wszystkim facetów. Więc ten post jest głównie dla "dużych chłopców". Sam zresztą jestem takim "dużym chłopcem"...
Kilka miesięcy temu przeczytałem wywiad z Pawłem Mateńczukiem (ps. "Naval"), byłym oficerem GROM-u, weteranem wielu misji wojskowych w Libanie, Iraku i Afganistanie, obecnie ekspertem ds. wojskowości, podróżnikiem i pisarzem. Żałuję, że nie mogę teraz nigdzie odszukać tekstu tego wywiadu, bo byłby mi bardzo pomocny w pisaniu tego posta. "Naval" wymieniał w nim koszmarne błędy popełnione przez MON pod kierownictwem Błaszczaka oraz wskazywał najsłabsze punkty naszej armii. Zapamiętałem jedno z pierwszych zdań tego wywiadu. Na pytanie dziennikarza, jakie są najpilniejsze zadania jeśli chodzi o poprawę stanu naszej armii oraz bezpieczeństwa państwa, "Naval" nie mówił wcale o marynarce wojennej (której już nie mamy) ani o zakupie śmigłowców (których też już nie mamy). Na pierwszym miejscu wymienił konieczność wyrzucenia na zbity pysk polityków i urzędników MON kierujących obecnie naszą armią. I odpowiedzialnych za doprowadzenie jej do fatalnego stanu, który tylko do pewnego stopnia poprawią zapowiadane teraz szumnie zakupy nowoczesnego uzbrojenia. Największy problem naszych sił zbrojnych tkwi bowiem nie tylko w braku nowoczesnego, skutecznego uzbrojenia, ale także w głowach żołnierzy i kadry dowódczej. Nietrudno się domyślić, że "Naval" miał na myśli przede wszystkim Błaszczaka, jego zastępcę Skurkiewicza oraz ich przydupasów w MON. Których, gdyby nie to, że są po prostu tępymi PIS-owskimi aparatczykami, ignorantami i skończonymi nieudacznikami, trzeba by było podejrzewać o zdradę i świadome osłabianie zdolności obronnych naszego państwa.
"RESORTOWE DZIECKO". Fakt, że Błaszczak jest synem wyjątkowej mendy komunistycznej (Lucjana Błaszczaka), b. naczelnego inżyniera w FSO, członka egzekutywy KZ PZPR, afiszującego się ze swoją "partyjnością" nawet w stanie wojennym, całkiem jawnie i bez żadnych oporów współpracującego z SB oraz WSW, można by uznać za epizod nie mający większego znaczenia. Nie ma bowiem sensu upodabniać się do swołoczy PIS-owskiej, która lubuje się w obarczaniu swoich przeciwników politycznych komunistycznymi winami ich rodziców lub rodzeństwa. Tyle, że w przypadku Błaszczaka sytuacja jest nieco inna. To właśnie Błaszczak swego czasu chyba najzacieklej (ze wszystkich czołowych polityków PIS) atakował m.in. Olejnik, Michnika i Lisa za komunistyczną przeszłość ich bliskich. Albo robił to z powodu dyskomfortu bycia samemu dzieckiem wyjątkowej czerwonej kanalii, albo, na wzór złodzieja wrzeszczącego na ulicy "łapać złodzieja!", chciał odwrócić uwagę od własnych "korzeni". Błaszczakowi bycie "resortowym dzieckiem" jakoś zupełnie nie przeszkadzało w robieniu kariery u boku Kaczyńskich i to już w zamierzchłych czasach PC, gdy jeszcze pamięć o jego ojcu była dość żywa. Błaszczak, choć stosunkowo młody, należy do "zakonu" PC.
OBŁUDA I HIPOKRYZJA. Skoro już cofnąłem się do przeszłości, to chwilę w niej pozostańmy. Wczerwcu 2014r. Błaszczak, wówczas przewodniczący klubu PIS w Sejmie, zwrócił się do szefów klubów PSL, SLD, koła SP oraz Polski Razem z oficjalną propozycją… Była to jego reakcja na ujawnione przez „Wprost” nagranie prywatnej rozmowę u „Sowy i Przyjaciół” ówczesnego szefa MSW Sienkiewicza i szefa NBP Belki. Błaszczak pisał wówczas: „Zwracam się do pana w sprawie spotkania dotyczącego wniosku o konstruktywne wotum nieufności, który zaproponowało PiS w związku z kompromitacją rządu Donalda Tuska, wynikającą z ujawnienia skandalicznych nagrań członków gabinetu PO (…) Charakter rozmów, jakie z szefem NBP prowadził minister spraw wewnętrznych oraz późniejsze działania służb podległych Donaldowi Tuskowi, w tym niebywały zamach na wolność prasy podczas najścia agentów ABW na redakcję tygodnika publikującego nagrania, sprawiają, że dalsze trwanie rządu Donalda Tuska jest ewidentnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa i jakości demokratycznych standardów w Polsce”. Błaszczak apelował w piśmie o natychmiastowe "odwołanie rządu Donalda Tuska i powołanie gabinetu technicznego, który urzędować będzie do czasu przeprowadzenia wyborów. Ujawnione nagrania pokazały patologiczną sytuację, w której rząd PO w niedopuszczalny sposób wpływa na niezależne instytucje państwa, takie jak NBP czy Prokuratora Generalnego (…)”. Jak widać żyliśmy wtedy w państwie, w którym już samo prowadzenie takich rozmów w knajpie przy wódce przez wysokich urzędników państwowych i spożywanie ośmiorniczek po 28 zł/porcja było dla Błaszczaka wystarczającym powodem, by domagać się odwołania rządu. Dziś żyjemy w prawdziwym szambie patologii, bezprawia, chamstwa i zorganizowanej grupy przestępczej o nazwie "PIS". I dziś ten sam Błaszczak nie widzi żadnych powodów nie tylko do odwołania swojego rządu, ale nawet do jego krytykowania! Bo przecież, jego zdaniem, jest to najlepszy rząd w całej historii naszego państwa…
ODZNACZENIE. W maju 2017r. postanowieniem szefa MSW Mariusza Błaszczaka szefowi MSW Mariuszowi Błaszczakowi przyznana została odznaka „Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej”. Odznaka rzecz jasna złota, choć są jeszcze srebrna i brązowa. Pismo o przyznaniu odznaki podpisał z upoważnienia wiceminister MSW Jarosław Zieliński. Odznaka "Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej" jest przyznawana w uznaniu wyjątkowych zasług w ratowaniu życia i ochronie mienia. Zgodnie z rozporządzeniem może być nadana za wykazanie wyjątkowej ofiarności i odwagi w bezpośrednich działaniach ratowniczych w czasie pożaru, klęski żywiołowej lub innego miejscowego zagrożenia lub za "długoletnią ofiarną służbę lub działalność społeczną na rzecz ochrony przeciwpożarowej”. Jakie zasługi Błaszczak sam u siebie tak bardzo docenił? Nie wiadomo, szefem MSW był zaledwie od 1,5 roku. Prezes Kaczyński paradował kiedyś w hełmie strażackim, niestety założonym przód na tył. No to i Błaszczak chciał mieć jakiś „strażacki epizod” w swoim bogatym CV. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że szef MSW Błaszczak odmówił przyjęcia odznaki, którą przyznał mu szef MSW Błaszczak…
MODERNIZACJA? Od mniej więcej roku, czyli od wybuchu awantury z USA (z powodu „lex TVN”), Błaszczak ma wyjątkowo szerokie pole do popisu jako „wielki modernizator” naszej armii. Napaść Putina na Ukrainę wydatnie mu w tym pomaga gdyż, siłą rzeczy, zagrożenie zewnętrzne naszego państwa zwiększa znaczenie i społeczne zaufane do sił zbrojnych. I Błaszczak umiejętnie to wykorzystuje, co rusz zapowiadając nowe, prawie zawsze bardzo spektakularne zakupy nowoczesnego uzbrojenia, za które całą zasługę przypisuje na ogół tylko swojemu Prezesowi i sobie. Książkę można by napisać o wielkich kontrowersjach, jakie tym zakupom towarzyszą, niejasnościach, niezrozumiałych decyzjach i utajnianiu szczegółów, no i notorycznym obchodzeniu przepisów np. w sprawie organizacji przetargów. PIS stworzył w ostatnich latach system finansowana sił zbrojnych wiernie wzorowany na putinowskim. W żadnym innym państwie europejskim, poza Polską i Rosją, nie ma takiej patologicznej sytuacji, że wydatki na armię są wyjęte spod kontroli parlamentu i powierzone jakimś podejrzanym, całkowicie upolitycznionym "funduszom celowym". Gdy w zapowiedzi finansowania czegoś pojawia się nazwa Banku Gospodarstwa Krajowego, z góry wiadomo, że chodzi albo o kolejny wielki przekręt PIS-owski, albo o kolejne monstrualne zadłużanie naszego państwa! Albo i jedno, i drugie... Niemal wszystkie ostatnio zapowiadane przez Błaszczaka wielkie zakupy uzbrojenia mają być finansowane właśnie środkami pochodzącymi spoza budżetu. PIS-owcy za wszelką cenę unikają powiedzenia głośno, że chodzi o wielomiliardowe kredyty, które nasze dzieci i wnuki będą spłacać przez dziesięciolecia. Każde państwo starannie i długofalowo planuje zakupy uzbrojenia oraz dostosowuje je do swoich ekonomicznych możliwości. Z wyjątkiem "państwa PIS", które kupuje wszystko "na krechę". Te 250 Abramsów, Patrioty i HIMARS-y będą spłacać jeszcze nasze prawnuki, które urodzą się po 2030r. Na czym więc polega ta wielka zasługa Błaszczaka i Kaczyńskiego w modernizowaniu polskiej armii?! Długoterminowe kredyty potrafi przecież zaciągać nawet PIS-owski poseł Ast, choć do "5" zliczyć nie potrafi. A jak się już zaciągnęło kredyt (na koszt innych), to żadną filozofią nie jest podpisać kontrakt na zakup broni...
Macierewicz i Błaszczak doprowadzili naszą armię do stanu agonalnego, a teraz ten ostatni próbuje ją reanimować robionymi na cito, piekielnie kosztownymi i często zupełnie nieprzemyślanymi zakupami zachodniego sprzętu. Kaczyński kompletnie nie zna się ani na obronności państwa, ani na armii i uzbrojeniu. Słucha we wszystkim Błaszczaka i godzi się na jego kolejne pomysły. Zaś Błaszczak nie słucha nikogo, a już na pewno nie słucha Sztabu Generalnego i jego szefa gen. Andrzejczaka, z którym od dawna toczy wojnę podjazdową. Słono przepłaciliśmy podpisywany "na kolanie" kontrakt na myśliwce F-35. Tacy np. Duńczycy nie spieszyli się z ich zakupem, wytargowali niższą cenę, ale przede wszystkim wynegocjowali offset w wysokości równej wysokości kontraktu! Ale dla Kaczyńskiego i Błaszczaka zakup F-35 miał znaczenie głównie PR-owe, a nie wojskowe. Więc nie będzie żadnego offsetu. Praktycznie przy żadnym z ostatnio podpisywanych wielkich kontraktów nie mamy zagwarantowanego offsetu! I Polska, i Ukraina kupiły niedawno od Turcji słynne już drony Bayraktar. Ale Kijów zapewnił sobie prawo do ich produkcji u siebie w przyszłości, a my nie. Bo Błaszczakowi najłatwiej jest kupować gotowe uzbrojenie u innych. Polityczno-propagandowe znaczenie (przebłaganie USA po awanturze wokół "lex TVN") miał też mniej kontrowersyjny zakup 250 Abramsów. Ten kontrakt (znów na kredyt!) stał się niejako wizytówką PIS-owskiej modernizacji armii. Teraz Błaszczak przy każdej okazji puszy się, wypina dumnie pierś i wciska nam kity, jacy to staliśmy się silni i bezpieczni, ale tu też jest kilka "ale", które wytykają eksperci od wojskowości, a o których nie chcą mówić PIS-owcy.
ABRAMSY. Z braku miejsca powiem tylko o kilku oczywistych mankamentach. Abramsy to typowe czołgi służące do przełamania obrony przeciwnika, to broń ofensywna. A nas, jeśli rzeczywiście czeka jakaś wojna, to tylko obronna. Nie sądzę, byśmy mieli zdobywać Mińsk lub Moskwę. Poza tym nawet do działań obronnych ciężkim Abramsom potrzebne jest kompleksowe wsparcie ze strony śmigłowców, samolotów, obrony przeciwlotniczej itd. A my śmigłowców nie mamy w ogóle, a i ze sprzętem plot. jest kiepściutko. Żaden dowódca nie wypuści Abramsów na gołe pole nie mając zapewnionego tego wsparcia. Są to chyba najcięższe z tzw. czołgów podstawowych na świecie, ważą po 70t. Na Wiśle jest ok. 60 mostów, ale tylko 3-4 z nich są w stanie bez problemu je "udźwignąć"… To zaś znacznie ogranicza taktyczne możliwości wykorzystania tych czołgów. A gdyby przeciwnik zniszczył owe 3-4 mosty na Wiśle, to te Abramsy znajdujące się po lewej stronie rzeki będą mogły co najwyżej walczyć same ze sobą. Tak z nudów, gdzieś na poligonie pod Poznaniem lub Szczecinkiem...
Poza tym Abramsy są już trzecim typem czołgów w naszej armii. Każdy z nich jest produkowany w innym państwe. Wśród państw NATO to ewenement. Każdy typ wymaga innych dostawców i magazynów części zamiennych, innych warsztatów i przeszkolonych mechaników. A jakby tego było mało Błaszczak właśnie zapowiedział kupno także piekielnie drogich czołgów K2 produkcji... koreańskiej! Podobno chodzi o 180 szt. za 10 mld zł. Błaszczak chce w dodatku kupić wersję koreańską, znacząco różniącą się od proponowanej nam wcześniej "polskiej" wersji K2PL. Norwegia też kupuje koreańskie czołgi. Ale w ich armii będzie to dopiero drugi typ czołgu, zapłacą za nie taniej, niż my, no i dostaną norweską wersję K2NO, przystosowaną do standardów NATO.
TŁUMACZENIE. Błaszczak jest osobiście odpowiedzialny za wszystkie afery, jakie wstrząsały naszą armią w ciągu ostatnich 3 lat. Pisałem kilka miesięcy temu o przekręcie z tłumaczeniem niemieckiej dokumentacji czołgów Leopard 2PL. Błaszczak dał nieźle zarobić swoim kumplom. Zlecił tłumaczenie 7,5 tys. stron tekstu firmie zewnętrznej "Pozena", której pracownicy nie mieli nawet uprawnień, by zbliżyć się do tej dokumentacji. Firma kumpli Błaszczka i Chwałka (szefa PGZ) skasowała za tłumaczenie aż 10,3 mln zł! I w dodatku sama niczego nie tłumaczyła, bo szybko zleciła tłumaczenie jakiemuś podwykonawcy, któremu zapłaciła już wg normalnych stawek. Podwykonawca też zresztą nie miał wymaganych uprawnień do przetwarzania informacji niejawnych. Media pisały, że tłumaczenie jednej strony dokumentacji kosztowało nas ok. 1,4 tys. zł! To kosmos. Ale w rzeczywistości zapłaciliśmy nie 1,4 tys. zł, tylko grubo ponad 10 tys. zł za przetłumaczenie jednej strony! Jakim cudem? Ano takim, że dokumentacja Leoparda 2PL różniła się tylko w 8-10% od dokumentacji poprzedniego typu czołgu (Leoparda 2A4), już dawno przetłumaczonej! Za które to tłumaczenie już kiedyś zapłaciliśmy. 7 tys. stron dokumentacji wystarczyło tylko skopiować i wkleić.
Opisałem powtórne ten szwindel z tłumaczeniem po to, by pokazać, że możliwości okradania nas na dziesiątki mln zł przez Błaszczaka, Chwałka lub Skurkiewicza są praktycznie nieograniczone. 10 mln zł tu, 20 mln zł tam... Gdyby nie oburzenie i nagłośnienie tego skandalu przez związki zawodowe w zakładzie Bumar-Łabędy, który jako jedyny w Polsce miał zgodę niemieckiego producenta na wgląd do dokumentacji czołgu i któremu odebrano możliwość modernizacji czołgów Leopard (udostępniono dokumentację konkurencyjnej firmie WZM z Poznania), do dziś byśmy nie wiedzieli, jak Błaszczak i jego koleżkowie wydymali nas na ok. 9 mln zł.
[CC] Jacek Nikodem