Strefa euro była i jest projektem zarówno politycznym jak i ekonomicznym. Jej głównym celem jest jak najściślejsza współpraca państw tworzących europejski projekt. Na straży waluty euro stoi Europejski Bank Centralny, z siedzibą we Frankfurcie. Skąd Frankfurt? A stąd iż to Niemcy po wojnie prowadziły najbardziej ostrożną politykę pieniężną w Europie, dzięki czemu marka niemiecka stała się symbolem stabilności i siły gospodarczej. W znacznej mierze walucie euro udało się utrzymać dobre cechy marki niemieckiej. Euro jest sukcesem dzięki zachowaniu dyscypliny, szczególnie dyscypliny w sferze monetarnej.
Wspólna waluta obronną ręką wyszła z kryzysu finansowego, kiedy w okresie największej niepewności, ówczesny szef Europejskiego Banku Centralnego zadeklarował, że zrobi co tylko trzeba aby uratować bezpieczeństwo finansowe strefy wspólnego pieniądza. Dziś znów strefa euro stoi przed wielkim wyzwaniem jakim jest rosnąca inflacja. Co prawda wynosi ona w samej strefie euro 7.5%, podczas gdy w Polsce 11%, jednak ECB wciąż nie rozpoczął podwyżek stóp procentowych. Prędzej czy później podwyżki te nastąpią, rynek już je wycenia, a ECB ich nie wyklucza. Podwyżki są niezbędne gdyż zbyt duże jest ryzyko przełożenia się rosnących cen na spiralę inflacyjno – płacową, czyli sytuację, w której pracownicy żądają podwyżek płac antycypując przyszłą inflację, tym samym doprowadzając do wzrostu kosztów i właśnie …. inflacji.
Alternatywą dla euro jest złotówka i nasz Bank Centralny. Przypomnijmy sobie jak zwalczał rosnącą inflację w Polsce NBP. Używając języka dyplomacji Narodowy Bank Polski nie popisał się w walce z inflacją. Zbyt długo ją ignorował. Wystarczy przypomnieć sobie cytaty z prezesa Glapińskiego z zeszłego roku:
Kwiecień 2021: „Przejściowo inflacja może wzrosnąć powyżej górnego pasma odchyleń, ale w przyszłym roku będzie bliżej środka celu inflacyjnego”.
Lipiec 2021: „Ponad połowa z tego (wzrostu inflacji – RP) wynika z podwyżek cen paliw, cen wywozu śmieci i cen prądu. Inflacja po wyłączeniu tych kategorii wynosi 2,5 proc., a więc jest w punkt zgodna z naszym celem”.
Wrzesień 2021: „Obecny wzrost cen w Polsce i na całym świecie ma charakter przejściowy”.
Listopad 2011: „Od stycznia wszystko wskazuje, że ta inflacja będzie spadać. Żaden proces nie jest zagrożony, nic tragicznego, dramatycznego się nie dzieje, niektórzy straszą hiperinflacją, zapaścią gospodarczą”.
Problem był nie tylko w retoryce. NBP wielokrotnie przestrzeliwał prognozy przyszłej inflacji. Inwazja Rosji na Ukrainie przyczyniła się do jeszcze większego wzrostu cen, tyle że obecnie w sposób nieodpowiedzialny i niezgodny z prawdą NBP, a także i rząd, całą inflację zwalają na wojnę. Nieodpowiedzialnie, gdyż mamy jedną z najwyższych inflacji w Europie. Inflacja ta tylko w połowie jest wynikiem wojny, a połowie wynikiem nieodpowiedzialnej polityki rządu i NBP. Chowanie głowy w piasek to nie tylko kwestia braku odpowiedzialności ale również niewłaściwych reakcji na powstały problem. Propozycje rządu w kierunku likwidacji limitów długu, czy wzrostu deficytu to działania proinflacyjne. Niestety niektóre propozycje partii opozycyjnych idą również w podobnym kierunku …
Polska inflacja wynika z nadmiaru pieniądza w gospodarce. Cały okres rządów PiS to stały wzrost konsumpcji, kosztem inwestycji. Udział inwestycji spadł z 20% w 2015 do 17% w 2021, kosztem konsumpcji. Doszła do tego pandemia i nieodpowiedzialny wzrost wydatków finansowanych znów długiem (z czego znaczna część długiem czysto proinflacyjnym finansowanym przez NBP). Suma summarum na rynku pojawił się olbrzymi nawis pieniądza, który spowodował wzrost cen. Do tego doszła dodatkowo napędzająca ten popyt polityka zerowych stóp procentowych. Pierwsza podwyżka stóp procentowych w Polsce nastąpiła w październiku 2021 kiedy inflacja wynosiła prawie 7%! Ci którzy mieli wolną gotówkę brali kredyty i kupowali mieszkania, aby ich oszczędności nie traciły na wartości na nieprocentowanej lokacie czy w umownej skarpecie. Zwiększali tym samym popyt na materiały budowlane, napędzając w ten sposób inflację. A co najgorsze, jeszcze na przełomie lat 2020 i 2021 NBP celowo osłabiał złotego, aby podbić sobie zysk …. w efekcie podbijając inflację.
Czy gdyby Polska była w strefie euro nie byłoby tak samo?
Po pierwsze żaden PFR nie byłby w stanie poza budżetem sfinansować kolejnych tarcz, a to oznaczałoby potrzebę oszczędności w innych obszarach. Pieniądza na rynku byłoby mniej.
Po drugie nie miałoby miejsce osłabienie lokalnej waluty, gdyż zamiast złotego mielibyśmy euro. Sama deklaracja przystąpienia do wspólnej waluty umocniłaby złotego i tym samym obniżyła inflację.
I po trzecie, jako kraj członkowski w strefie euro Polska prowadziłaby bezpieczniejszą i bardziej odpowiedzialną politykę fiskalną, bez wypychania zadłużenia poza budżet. Każdy kraj w strefie euro odpowiada nie tylko za swoje poletko, ale i za całej strefy euro. Nie doszłoby do sytuacji kiedy polski rząd ma problem ze znalezieniem inwestorów na polskie obligacje, co miało miejsce niedawno.
To argumenty ekonomiczne za wspólną walutą. Pozostają jeszcze polityczne, które obecnie, w okresie wojny na Ukrainie nabrały jeszcze większej mocy.
Strefa euro to gospodarcze NATO. To wspólna waluta, wspólne instytucje, wspólne sieć powiązań. Nie wspominając o tak przyziemnej kwestii jak wspólne banknoty i monety. Za stabilność pieniądza nie byłby już odpowiedzialny – tak jak ma to miejsce obecnie – jeden z polityków rządzącej partii. W ECB wybór szefa, ale także i zarządu banku ma charakter przede wszystkim merytoryczny, a w drugiej kolejności polityczny. Żaden ekonomiczny ignorant czy populista nie miałby szans aby zasiadać w tym ciele.
Po drugie strefa euro tworzy ciała decyzyjne, takie choćby jak Europejski System Banków Centralnych, Komitet Ekonomiczno-Finansowy, Eurogrupa, Rada do Spraw Gospodarczych i Finansowych (Ecofin). Tam powstają a następnie zapadają wszelkie kluczowe dla Europy decyzje ekonomiczne. Dobrze być przy decyzjach i niż dowiadywać się o nich z internetu.
I po trzecie, łatwiej opuścić Unię Europejską niż strefę euro, właśnie ze względu na skalę i siłę powiązań. Przypomnę tylko, że Wielka Brytania UE opuściła, a Grecji z euro wyjść nie pozwolono.
[CC] Ryszard PetruStrefa euro była i jest projektem zarówno politycznym jak i ekonomicznym. Jej głównym celem jest jak najściślejsza współpraca państw tworzących europejski projekt. Na straży waluty euro stoi Europejski Bank Centralny, z siedzibą we Frankfurcie. Skąd Frankfurt? A stąd iż to Niemcy po wojnie prowadziły najbardziej ostrożną politykę pieniężną w Europie, dzięki czemu marka niemiecka stała się symbolem stabilności i siły gospodarczej. W znacznej mierze walucie euro udało się utrzymać dobre cechy marki niemieckiej. Euro jest sukcesem dzięki zachowaniu dyscypliny, szczególnie dyscypliny w sferze monetarnej.
Wspólna waluta obronną ręką wyszła z kryzysu finansowego, kiedy w okresie największej niepewności, ówczesny szef Europejskiego Banku Centralnego zadeklarował, że zrobi co tylko trzeba aby uratować bezpieczeństwo finansowe strefy wspólnego pieniądza. Dziś znów strefa euro stoi przed wielkim wyzwaniem jakim jest rosnąca inflacja. Co prawda wynosi ona w samej strefie euro 7.5%, podczas gdy w Polsce 11%, jednak ECB wciąż nie rozpoczął podwyżek stóp procentowych. Prędzej czy później podwyżki te nastąpią, rynek już je wycenia, a ECB ich nie wyklucza. Podwyżki są niezbędne gdyż zbyt duże jest ryzyko przełożenia się rosnących cen na spiralę inflacyjno – płacową, czyli sytuację, w której pracownicy żądają podwyżek płac antycypując przyszłą inflację, tym samym doprowadzając do wzrostu kosztów i właśnie …. inflacji.
Alternatywą dla euro jest złotówka i nasz Bank Centralny. Przypomnijmy sobie jak zwalczał rosnącą inflację w Polsce NBP. Używając języka dyplomacji Narodowy Bank Polski nie popisał się w walce z inflacją. Zbyt długo ją ignorował. Wystarczy przypomnieć sobie cytaty z prezesa Glapińskiego z zeszłego roku:
Kwiecień 2021: „Przejściowo inflacja może wzrosnąć powyżej górnego pasma odchyleń, ale w przyszłym roku będzie bliżej środka celu inflacyjnego”.
Lipiec 2021: „Ponad połowa z tego (wzrostu inflacji – RP) wynika z podwyżek cen paliw, cen wywozu śmieci i cen prądu. Inflacja po wyłączeniu tych kategorii wynosi 2,5 proc., a więc jest w punkt zgodna z naszym celem”.
Wrzesień 2021: „Obecny wzrost cen w Polsce i na całym świecie ma charakter przejściowy”.
Listopad 2011: „Od stycznia wszystko wskazuje, że ta inflacja będzie spadać. Żaden proces nie jest zagrożony, nic tragicznego, dramatycznego się nie dzieje, niektórzy straszą hiperinflacją, zapaścią gospodarczą”.
Problem był nie tylko w retoryce. NBP wielokrotnie przestrzeliwał prognozy przyszłej inflacji. Inwazja Rosji na Ukrainie przyczyniła się do jeszcze większego wzrostu cen, tyle że obecnie w sposób nieodpowiedzialny i niezgodny z prawdą NBP, a także i rząd, całą inflację zwalają na wojnę. Nieodpowiedzialnie, gdyż mamy jedną z najwyższych inflacji w Europie. Inflacja ta tylko w połowie jest wynikiem wojny, a połowie wynikiem nieodpowiedzialnej polityki rządu i NBP. Chowanie głowy w piasek to nie tylko kwestia braku odpowiedzialności ale również niewłaściwych reakcji na powstały problem. Propozycje rządu w kierunku likwidacji limitów długu, czy wzrostu deficytu to działania proinflacyjne. Niestety niektóre propozycje partii opozycyjnych idą również w podobnym kierunku …
Polska inflacja wynika z nadmiaru pieniądza w gospodarce. Cały okres rządów PiS to stały wzrost konsumpcji, kosztem inwestycji. Udział inwestycji spadł z 20% w 2015 do 17% w 2021, kosztem konsumpcji. Doszła do tego pandemia i nieodpowiedzialny wzrost wydatków finansowanych znów długiem (z czego znaczna część długiem czysto proinflacyjnym finansowanym przez NBP). Suma summarum na rynku pojawił się olbrzymi nawis pieniądza, który spowodował wzrost cen. Do tego doszła dodatkowo napędzająca ten popyt polityka zerowych stóp procentowych. Pierwsza podwyżka stóp procentowych w Polsce nastąpiła w październiku 2021 kiedy inflacja wynosiła prawie 7%! Ci którzy mieli wolną gotówkę brali kredyty i kupowali mieszkania, aby ich oszczędności nie traciły na wartości na nieprocentowanej lokacie czy w umownej skarpecie. Zwiększali tym samym popyt na materiały budowlane, napędzając w ten sposób inflację. A co najgorsze, jeszcze na przełomie lat 2020 i 2021 NBP celowo osłabiał złotego, aby podbić sobie zysk …. w efekcie podbijając inflację.
Czy gdyby Polska była w strefie euro nie byłoby tak samo?
Po pierwsze żaden PFR nie byłby w stanie poza budżetem sfinansować kolejnych tarcz, a to oznaczałoby potrzebę oszczędności w innych obszarach. Pieniądza na rynku byłoby mniej.
Po drugie nie miałoby miejsce osłabienie lokalnej waluty, gdyż zamiast złotego mielibyśmy euro. Sama deklaracja przystąpienia do wspólnej waluty umocniłaby złotego i tym samym obniżyła inflację.
I po trzecie, jako kraj członkowski w strefie euro Polska prowadziłaby bezpieczniejszą i bardziej odpowiedzialną politykę fiskalną, bez wypychania zadłużenia poza budżet. Każdy kraj w strefie euro odpowiada nie tylko za swoje poletko, ale i za całej strefy euro. Nie doszłoby do sytuacji kiedy polski rząd ma problem ze znalezieniem inwestorów na polskie obligacje, co miało miejsce niedawno.
To argumenty ekonomiczne za wspólną walutą. Pozostają jeszcze polityczne, które obecnie, w okresie wojny na Ukrainie nabrały jeszcze większej mocy.
Strefa euro to gospodarcze NATO. To wspólna waluta, wspólne instytucje, wspólne sieć powiązań. Nie wspominając o tak przyziemnej kwestii jak wspólne banknoty i monety. Za stabilność pieniądza nie byłby już odpowiedzialny – tak jak ma to miejsce obecnie – jeden z polityków rządzącej partii. W ECB wybór szefa, ale także i zarządu banku ma charakter przede wszystkim merytoryczny, a w drugiej kolejności polityczny. Żaden ekonomiczny ignorant czy populista nie miałby szans aby zasiadać w tym ciele.
Po drugie strefa euro tworzy ciała decyzyjne, takie choćby jak Europejski System Banków Centralnych, Komitet Ekonomiczno-Finansowy, Eurogrupa, Rada do Spraw Gospodarczych i Finansowych (Ecofin). Tam powstają a następnie zapadają wszelkie kluczowe dla Europy decyzje ekonomiczne. Dobrze być przy decyzjach i niż dowiadywać się o nich z internetu.
I po trzecie, łatwiej opuścić Unię Europejską niż strefę euro, właśnie ze względu na skalę i siłę powiązań. Przypomnę tylko, że Wielka Brytania UE opuściła, a Grecji z euro wyjść nie pozwolono.
[CC] Ryszard Petru