Rosjanie to wielki, wspaniały naród. Ci, którzy znają ich dobrze, podkreślają niezmiennie, że Rosjanie są ludźmi szczerymi, bardzo emocjonalnymi i pogodnymi, sympatycznymi i serdecznymi, gościnnymi aż do przesady, wrażliwymi i kochającymi pokój. Są romantyczni, nostalgiczni i patriotyczni, cenią więzi rodzinne, kochają dzieci... Są odważni, twardzi jak skała i odporni na wszelkie trudności, a także zdolni do poświęceń. Rosjanin to taki człowiek, który przygarnie potrzebującego schronienia i podzieli się z nim ostatnią kromką chleba.
Problem z Rosjanami jest jednak taki, że nie muszą nawet zakładać munduru, wystarczy, że im ich przywódcy wydadzą polecenie i Rosjanie potrafią zmienić się w bezwzględnych morderców, grabieżców, gwałcicieli i sadystów. I nie mówię teraz o jakichś zwichrowanych psychicznie, amoralnych jednostkach, tylko o milionach! To miliony Rosjan potrafią zmieniać się w zupełnie bezrozumne bestie i oprawców. Rosjanin, który dziś podzielił się ze mną tą ostatnią kromką chleba, jutro może przyjść do mnie i poderżnąć mi gardło, ironicznie się przy tym uśmiechając. Bo mu jego przełożeni wmówili, że jestem faszystą. Potem zgwałci i udusi moją córkę, rozstrzela pozostałych domowników, ukradnie wszystko, co da radę udźwignąć, a moją chałupę spali. Potem pójdzie do moich sąsiadów i zrobi dokładnie to samo. Na koniec wypije butelkę wódki i na drugi dzień nie będzie już o niczym pamiętać.
Więc szczerze mówiąc, ku*wa ich Moskali mać, mam już serdecznie dość pieprzenia farmazonów i wysłuchiwania, jakim to wspaniałym narodem są Rosjanie. I tego, że to tylko ich kolejni przywódcy państwowi są kanaliami i zbrodniarzami. Bo ci zwykli Rosjanie, na co dzień serdeczni i poczciwi, to są takie bezwolne kukiełki, które mieszkają w jaskiniach lub ziemnych norach i nie wiedzą, co się dzieje na świecie. Nie wiedzą kto, nie wiedzą co i nie wiedzą dlaczego. Choć zdecydowana większość Rosjan chce, by ich państwo stało się na powrót potęgą militarną, to nie wiedzą, że kolejni przywódcy tego ich państwa prowadzą politykę imperialistyczną, opartą na podboju i eksterminacji innych narodów. Nie wiedzą, że przywódcy ich kraju to zbrodniarze i ludobójcy. Nie wiedzą, że ci przywódcy dla osiągnięcia swoich politycznych celów gotowi są poświęcić miliony istnień ludzkich, w tym także swoich obywateli. Nie wiedzą, że na polecenie Kremla armia rosyjska dopuszcza się zbrodni identycznych z tymi, jakich na narodzie rosyjskim dopuszczało się swego czasu SS. Ci zwykli Rosjanie nie wiedzą podobno nawet tego, że w Ukrainie giną teraz tysiące ich rodaków, w tym wielu takich, którzy wcale nie chcieli uczestniczyć w żadnej wojnie. To nie do wiary, ale miliony Rosjan nie wiedzą nawet, że ich przywódcy i media rządowe kłamią. Normalny, logicznie myślący człowiek, gdy zostanie okłamany przez swoją władzę raz, drugi i trzeci, to za czwartym razem już jej nie zaufa. Rosjanie od stuleci są wciąż okłamywani przez swoich przywódców i nadal wierzą w ich kłamstwa. A wierzą dlatego, bo bardzo chcą w nie wierzyć…
Putin i całe jego otoczenie, wszyscy ci generałowie armii, FSB, GRU, Rosgwardii, członkowie władz państwowych i rosyjskiego establishmentu to zbrodniarze. Nie tylko zbrodniarze wojenni, ale w ogóle zbrodniarze. Wszyscy oni wiedzą doskonale, co się dzieje w Ukrainie. Nie tylko są świetnie zorientowani w skali popełnianych tam zbrodni, ale w zdecydowanej większości także akceptują ich popełnianie. Bo jest to w ich interesie. Ale to nie Putin i nie jego współpracownicy mordują w tej chwili bezbronną ludność cywilną w Ukrainie. Robią to zwykli Rosjanie. Zwykły Rosjanin, kierowca transportera opancerzonego, taranuje i miażdży auto z Ukraińcami znajdującymi się w środku. To zwykli Rosjanie rozstrzeliwują bezbronnych ludzi stojących w kolejce po chleb. Zwykli Rosjanie strzelają do matek z dziećmi oraz starców, którzy korytarzami humanitarnymi próbują wydostać się z oblężonego Charkowa. To nie żaden psychopata, tylko zwykły Rosjanin, pilot samolotu, zrzuca bomby na teatr w centrum Mariupola, w którym schronił się tysiąc cywilów. A jego koledzy z wojsk lądowych, też zwykli Rosjanie, ostrzeliwują później ukraińskich ratowników i strażaków, gdy ci chcą wydostać ludzi uwięzionych w podziemiach zniszczonego gmachu.
To nie Stalin i Beria strzelali w Katyniu naszym oficerom w tył głowy i to nie oni zamordowali tysiące Polaków w Bykowni, Charkowie, Miednoje i Twerze. Robili to zwykli Rosjanie. To zwykli Rosjanie wymordowali także miliony własnych rodaków i zagłodzili na śmierć miliony Ukraińców latach 1932-33. Zwykli Rosjanie donosili do NKWD na swoich znajomych i sąsiadów (a nawet krewnych) i tym samym skazywali ich na śmierć. To zwykli Rosjanie w 1939r. dokonywali rzezi polskich „burżujów” na Kresach, palili i rabowali majątki. To nie marszałkowie Żukow i Koniew na terenach „wyzwolonych” gwałcili polskie kobiety, nie oni mordowali wziętych do niewoli żołnierzy podziemia niepodległościowego i nie oni grabili wszystko, co im w łapy wpadło, od ślubnych obrączek i zegarków poczynając, a na kobiecej garderobie, klamkach i przewodach trakcji kolejowych kończąc. Robili to najzwyklejsi Rosjanie. To zwykli Rosjanie zrównali z ziemią Grozny, bombardowali szpitale i szkoły w Syrii oraz palili wsie afgańskie razem z ich mieszkańcami. Właściwie każdy naród, który na przestrzeni wieków miał nieszczęście mieć do czynienia z Rosją i armią rosyjską, mógłby sporządzić własny wykaz masowych zbrodni, jakich dopuścili się na nim zwykli Rosjanie.
Wszystkim, czy to w Europie, czy w Azji, żołnierze rosyjscy od dawien dawna kojarzą się wyłącznie z: agresją, mordami, gwałtami, grabieżami i podpaleniami. Wielowiekowa zaborczość państwa rosyjskiego to jedno. Ciągłe i niezmienne barbarzyństwo jego armii to insza inszość. Rosyjscy żołdacy zawsze byli rabusiami, gwałcicielami i podpalaczami, tacy wieczni Mongołowie. Mieli jednak to szczęście, że od 100 lat zawsze ich armia była zwycięska (z wyjątkiem Afganistanu). Tak więc po zakończeniu konfliktów zbrojnych nie wyciągano konsekwencji nawet w stosunku do ich dowódców, którzy na te mordy, grabieże i gwałty pozwalali, a co dopiero prostych żołnierzy. Zwycięzców przecież się nie sądzi… Kto zresztą miałby ich sądzić? Ich towarzysze broni, tacy sami jak oni? Dawna doktryna wojenna ZSRR, a teraz Rosji, przyzwala zresztą (choć oczywiście nieoficjalnie) na grabieże, gwałty i mordy, zakłada bowiem, że wszystko na zajętych przez ich armię terenach jest „zdobyczą wojenną”. Z którą sołdat może zrobić, co mu się żywnie podoba…
Teraz zszokowany świat ogląda relacje z Ukrainy. Widzimy i słuchamy informacji o kolejnym rosyjskim ludobójstwie, łamaniu prawa międzynarodowego i podstawowych norm humanitarnych. Tych zbrodni dokonują zwykli żołnierze, a nie żadni generałowie lub funkcjonariusze GRU. I co chwilę zadajemy sobie pytania: co się z tymi zwykłymi Rosjanami porobiło? Co ten Putin z nimi zrobił?! Odpowiedź brzmi: nie musiał nic robić i to jest właśnie najgorsze! Rosjanie na przestrzeni wieków w ogóle się nie zmienili. Tak samo mordowali niewinnych, gwałcili i rabowali w XVI lub XVIIw., jak robią to teraz. Zmieniły się tylko metody eksterminacji „wrogów Rosji”, które dziś są bardziej masowe i skuteczniejsze. No i przede wszystkim, zmieniła się mentalność większości społeczeństw, szczególnie w Europie. Kiedyś podobnych zbrodni dopuszczała się nie tylko Rosja i żołnierze rosyjscy. Rzezie ludności cywilnej były dawniej niemal nieodłącznym elementem większości wojen. Tak było w czasach krucjat i wypraw konkwistadorów, którzy więcej wymordowali indiańskich kobiet i dzieci, niż zabili indiańskich wojowników. Armia amerykańska wyrzynała całe wioski indiańskie i nikt z tego powodu nie uronił nawet jednej łzy. Ludność cywilną mordował Chmielnicki, ale tylko trochę lepszy był książę Jarema. A Stalin, III Rzesza i Japonia w czasie II W.Ś. mordowali ludność cywilną już na skalę przemysłową…
Wydawało się jednak, że to już mroczna przeszłość. Tymczasem okazuje się, że niezupełnie. To, co dziś wyprawiają rosyjscy zbrodniarze w Ukrainie, robili również w Czeczenii i Syrii, na nieco mniejszą skalę. Ale dziś dzieje się to na oczach całego świata, który zupełnie odwykł od takich obrazów. Świat odwykł, tylko Kreml nie odwykł… I dziś świat widzi, że Putin, tak jak okłamuje miliony swoich obywateli, tak okłamał również świat. Świat uwierzył, że przywódcy i naród rosyjski zmienili się. Zaczął bardzo nierozważnie postrzegać współczesną Rosję przez pryzmat tego, co widzimy w relacjach w TV. A widzimy w nich głównie Moskwę i jej mieszkańców, niewiele różniących się od mieszkańców innych europejskich aglomeracji. Tymczasem pomiędzy Moskwą a rosyjską prowincją jest taka różnica, jak pomiędzy Warszawą i podlaską Sokółką. To są dwa różne światy. Prawdą jest, że żołnierze rosyjscy, a o nich jest głównie ten post, w 90% rekrutują się nie z miast, tylko właśnie z głębokiej prowincji. Biednej, zacofanej, zakompleksionej i słabo wyedukowanej. Teoretycznie wcielani do armii poborowi, pochodzący z jakiejś zapadłej dziury za Uralem, są materiałem ludzkim łatwym do zmanipulowania i indoktrynowania. Jak się im na okrągło powtarza w koszarach, że Ukraińcy to faszyści i narkomani, którzy mordują Rosjan w Donbasie, to część z nich uwierzy. I potem taki jeden z drugim sam podpisuje kontrakt na udział w "wyzwalaniu Ukrainy z nazizmu".
Ale z drugiej strony jednak pamiętajmy, że są to ludzie młodzi, lepiej wykształceni, niż ich rodzice. Oni nie mają za sobą kilkudziesięciu lat prania mózgów i zamordyzmu. Nie czują również nostalgii ani tęsknoty za czasami ZSRR. Większość z nich miała do niedawna dostęp do Internetu, a jeśli nawet nie, to mieli ten dostęp ich koledzy. Każdy, kto w Rosji ma dostęp do komputera, może się nawet dziś dowiedzieć prawdy o agresji na Ukrainę. Tylko musi chcieć się tego dowiedzieć. I niemal na pewno wielu młodych Rosjan tak właśnie robi. Więc nawet ci poborowi, pochodzący z małych miejscowości, to nie są jacyś jaskiniowcy, zupełnie niezorientowani w tym, co się dzieje we współczesnym świecie i ich kraju. A jednak wystarczy kilka miesięcy szkolenia i robienia im wody z mózgu, by po przekroczeniu granicy z Ukrainą zamieniali się w bestie...
Jestem od biedy w stanie zrozumieć jakichś nastoletnich, brudnych i przerażonych poborowych, którzy po dostaniu się do niewoli z płaczem zaklinają się, że nie wiedzieli nawet, iż jadą na wojnę. Ale już nie kupuję usprawiedliwień jakiegoś pojmanego pilota, chyba w randze podpułkownika, który łamiącym się głosem przeprasza Ukraińców za to, że bombardował ich miasta i masakrował ludność cywilną. Pełen skruchy twierdzi, że popełnił błąd, bo uwierzył w zapewnienia swoich przełożonych, iż trzeba Ukrainę wyzwolić od nazistów, narkomanów, ludobójców itd. Noż ku*wa jego mać! On też nie ma dostępu do Internetu?! On też nie widział, że zrzuca bomby na budynki mieszkalne? Popełnił błąd?! Błąd to może popełnić 9-letni Jasio, rozwiązując zadanie matematyczne... A nie 50-letni pilot wojskowy, wyższy oficer z wieloletnim doświadczeniem, który z premedytacją zrzuca bomby na szpitale pełne kobiet i dzieci. I podobnych zbrodni dopuszczają się w Ukrainie tysiące rosyjskich żołdaków, z których 99% to zwykli Rosjanie.
I w ten sposób doszedłem do drugiej części tego tekstu, dla Was będzie ona zapewne bardziej interesująca, bowiem dotyczy także tego, co się dzieje od kilku lat w naszym kraju. Chodzi mianowicie o propagandę, indoktrynację i wszechobecne kłamstwa rządzących. Których jednym z efektów jest przyzwolenie dużej części społeczeństwa na dokonywanie zbrodni oraz innych ciężkich przestępstw w imię odbudowy imperium rosyjskiego, a w naszym przypadku – rzekomej suwerenności i wielkości Polski. Gdyby reżim Putina nie okłamywał Rosjan, to poparcie dla napaści na Ukrainę nie byłoby tak przerażająco wysokie, ponad 50%! I nie są to żadne zmanipulowane dane podawane przez prorządowe rosyjskie media, tylko oceny dziennikarzy od lat akredytowanych w Rosji, świetnie zorientowanych w rosyjskich realiach i nastrojach (m.in A. Zaucha z TVN-u). Połowa Rosjan wierzy w brednie putinowskiej propagandy, że Ukraińcy to naziści i zbrodniarze, którzy od lat mordują ludzi w Donbasie! A u nas 20% obywateli wierzy, że Kaczyński naprawia i wzmacnia państwo, które poprzednie rządy doprowadziły do ruiny…
Gdyby bezkrytyczne społeczne poparcie dla polityki Kremla nie było tak wysokie niemal na pewno Putin nie zdecydowałby się napaść na Ukrainę. To nie była agresja na jakąś odległą i obojętną dla przeciętnych Rosjan Syrię, w dodatku etnicznie obcą. Tylko na państwo bliskie sercu każdego Rosjanina, do którego wielu z nich czuje duży sentyment i które często odwiedzali, w którym mają krewnych i licznych znajomych. Państwo, w którym wielu obywateli za swój podstawowy język uznaje nadal właśnie rosyjski. Putin nie wahałby się uderzyć na Polskę lub Łotwę, ale bałby się napadać na Ukrainę. Napadł, bo miał na to przyzwolenie. Na tej samej zasadzie rosyjscy żołdacy dopuszczają się teraz w Ukrainie zbrodni wojennych, bo mają na to przyzwolenie nie tylko swoich przełożonych, ale także swoich rodaków w kraju. Rosjanie usprawiedliwiają zbrodnie swojej armii, bo chcą wierzyć, że walczy ona z faszystami i narkomanami o wyzwolenie Ukrainy.
Liczne analogie pomiędzy popierającymi Putina dziesiątkami milionów Rosjan i popierającymi Kaczyńskiego kilkoma milionami Polaków są oczywiste. To nie jest tylko podobny, ale wręcz identyczny schemat kłamstwa, dezinformacji, indoktrynacji, manipulacji i bezprawia. I tu, i tu obywatele przyzwalają swojej władzy na czynienie zła. Pozwalają albo z wrodzonej głupoty, ciemnoty i zaślepienia, albo dla własnych korzyści. Miliony Rosjan i Polaków przyzwalają również władzy na okłamywanie siebie! Żyją w permanentnym kłamstwie i niewiedzy, bowiem tak im jest po prostu wygodnie. Nie przyjmują do wiadomości prawdy i jakiejkolwiek krytyki swoich przywódców oraz idoli, bo gdyby je przyjęli, to musieliby uderzyć się we własne piersi i przyznać do błędów, naiwności i głupoty, ale także zweryfikować swoją dotychczasową postawę i poglądy polityczne. A oni nie chcą niczego zmieniać, bowiem nadal utożsamiają się właśnie z Putinem i Kaczyńskim, a nie z Nawalnym i Tuskiem… O tym będzie chyba następny post.
[CC] Jacek NikodemNiezmiernie rzadko zdarza się, abym w swoich postach zamieszczał w całości teksty innych osób. Ten post będzie jednym z takich wyjątków. Szukając grafiki do ostatniego mojego felietonu zupełnie przypadkowo natknąłem się na internetowej stronie „Polityki” na artykuł Mariusza Janickiego pt. "Święty PIS na wojnie, nie tykać". Artykuł ten ukazał się 3 tygodnie temu, ale nie stracił nic na aktualności i, niestety, jeszcze przez długi czas nie straci. I tak miałem napisać coś na temat oczywistych korzyści Kaczyńskiego z napaści Putina na Ukrainę, a tu niespodziewanie znalazłem "gotowca", z którego treścią całkowicie się zgadzam. Pozwolę więc sobie w całości przytoczyć ten artykuł, tym bardziej, iż jestem pewien, iż tylko nieliczni z Was mieli okazję wcześniej go przeczytać. Zachowuję oczywiście oryginalną pisownię. Tytuł tego posta oraz jego druga część są już mojego autorstwa.
*****
"Partia Jarosława Kaczyńskiego przeprowadza teraz być może największą swoją rozgrywkę w obu kadencjach, wystarczy czytać i słuchać, co o tym mówią. W cieniu wojny w Ukrainie trwa przyspieszony proces kanonizacji PiS. Partia Kaczyńskiego w zasadzie już stała się święta. Teraz każde przypomnienie dewastacji demokratycznego ustroju, jakiego dokonała przez ostatnie siedem lat, zakrawa na świętokradztwo. Bo jest wojna prawie na granicach, więc wszyscy powinni wspierać swoje państwo, czyli swoją władzę. Zwłaszcza że rząd „zachowuje się akurat przyzwoicie i robi, co do niego należy”. Pytanie, co miałby robić innego: nie potępiać Putina, nie wpuszczać Ukraińców i im nie pomagać, nie popierać sankcji wobec Rosji, nie zabiegać o większą obecność sił NATO w Polsce? To wciąż ta sama taryfa ulgowa, na której Kaczyński jedzie właściwie już nie od lat, ale od dekad. Przecież mógłby być gorszy, a jednak czasami nie jest.
DZIECINNIE PROSTA SOCJOTECHNICZNA GRA. PiS stosuje od lat bardzo wydajną politycznie metodę – radykalnie obniża oczekiwania wobec siebie. Wówczas każde normalne w danej sytuacji zachowanie jest traktowane z co najmniej trzykrotnie większym uznaniem. Gdyby teraz na miejscu władzy było jakiekolwiek inne ugrupowanie, wszystko to, co robi PiS, byłoby traktowane jako naturalny obowiązek rządzących. Ale kiedy robi to ekipa Kaczyńskiego, wydaje się to wzruszająco wielkie i doniosłe. Ta socjotechniczna gra, która wydaje się dziecinnie prosta, ale eksperci od marketingu obozu rządzącego wiedzą, że to wciąż działa. Wojna w Ukrainie to już nie „polityczne złoto”, jak władza nazywała sytuację z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej, ale polityczne diamenty. Tamta sytuacja była trochę wstydliwa, ta jest oczywista.
Tej atmosferze „świętego PiS” ulega wielu ludzi z tzw. drugiej, niepisowskiej strony. To oni mówią: już dajcie spokój z ymi wewnętrznymi wojenkami, trzeba szukać kompromisu, wybaczyć sobie dawne winy, nie donosić na PiS w Brukseli. Ci, którzy „w takiej sytuacji” krytykują święty PiS, to „ruskie onuce”, moskiewskie trolle itp. Osoby związane choćby z ruchem Szymona Hołowni czy Lewicą mówią, że w sytuacji wojennej trzeba się cofnąć o krok, wesprzeć rząd w walce o odblokowanie pieniędzy z Unii Europejskiej, wspierać władzę. Konkretnie chodzi więc o to, że trzeba trochę ustąpić w kwestii praworządności, zatem uznać, że część „reform sądowych” PiS należy zaakceptować i wrzucić w koszty. Czyli PiS wygrał, bo nowy kompromis liczy się od jego propozycji, to jest nowa normalność i punkt odniesienia.
"DOBRY KACZYŃSKI, ZŁY ZIOBRO". Pojawia się jeszcze rozróżnienie: dobry prezydent Andrzej Duda i dobry premier Mateusz Morawiecki. Także dobry prezes Kaczyński, a zły minister Zbigniew Ziobro. Trzeba zatem pomóc dobremu PiS przeciw złej Solidarnej Polsce, bo to ona skłóca nas z Unią. Ale to nie Ziobro, który ma w Sejmie 18 posłów, przegłosował ustawy sądownicze, które skonfliktowały nas Unią, ale PiS. To Kaczyński wziął dwukrotnie Ziobrę na listy wyborcze. To Duda i Morawiecki wyrażali się wielokrotnie o Unii jak o opresyjnej, zagrażającej polskiej suwerenności organizacji. I teraz trzeba ich ratować przed Ziobrą? Można wciąż pytać, jak PiS to robi, że udaje mu się tak manipulować tak wieloma, wydawałoby się, rozsądnymi ludźmi – po studiach, a nawet doktoratach.
Wojna w Ukrainie, jakkolwiek tragiczna i niewyobrażalna, nie ma nic wspólnego z polską, wewnętrzną batalią o praworządność, demokratyczny ustrój, niezależność instytucji, poszanowanie cywilizowanych procedur. Skrajną nieuczciwością, także polityczną głupotą, jest łączenie tych kwestii. Należy z całą mocą potępiać bandycką napaść Rosji, nakładać na nią maksymalne sankcje, pomagać ze wszystkich sił Ukraińcom. Ale zarazem nie ma żadnego uzasadnienia dla cofania się choćby o krok przed PiS w sprawach ustrojowych, demokratycznego porządku, obywatelskich swobód. Agresja ekipy Putina na Ukrainę w niczym nie zmienia tego, co PiS zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym, sądownictwem, prokuraturą, mediami publicznymi, życiem społecznym. Przeciwnie: wydarzenia w Ukrainie powinny dodatkowo motywować w walce o wolność, liberalną demokrację, trójpodział władzy. Bo tzw. suwerenna demokracja w spotworniałej wersji prowadzi do systemu Putina.
W POLITYCE NIE MA "ZAWIESZENIA". Przez całe lata PiS zadawał się z proputinowskimi partiami w Europie i nadal się od nich nie odcina. Jest pewne, że po uspokojeniu sytuacji na Wschodzie wróci do Marine Le Pen czy Matteo Salviniego, ponieważ jest tu zasadnicza wspólnota mentalna i ideowa. Zaś węgierski premier Viktor Orbán, który „nie chce się mieszać do konfliktu Rosji z Ukrainą” i nie będzie wysyłał broni, nadal jest serdecznym przyjacielem partii Kaczyńskiego. Marszałek Ryszard Terlecki stwierdził ostatnio, że co prawda dziwi się Orbánowi, że jest tak wstrzemięźliwy w kwestii sankcji, ale pozostaje on sojusznikiem PiS i widocznie kieruje się własnym interesem narodowym. On może się kierować tym interesem, ale już Niemcy, też wiszący przy kurku gazowym Rosji, kiedy przez chwilę zwlekali z przyjęciem surowych sankcji, byli przez PiS traktowani jak najgorsi zdrajcy, łącznie z „proniemiecką” Platformą. To typowa antylogika PiS, na którą wciąż wielu się nabiera.
Teraz, w ramach wojennego uświęcania PiS, mówi się, że trzeba rozliczanie Kaczyńskiego odłożyć, ale tylko „na razie”, do „lepszych czasów”, a potem się powróci do normalnej polityki. Reset polskiej polityki, jej wyzerowanie – mają być chwilowe, sytuacyjne. Piarowcy partii Kaczyńskiego słysząc to, muszą się zwijać ze śmiechu. W polityce nie ma czegoś takiego jak zawieszenie, a potem powrót do pierwotnego stanu. Wszystko się zmienia nieodwracalnie, nabiera nowej dynamiki. PiS jak zwykle na chłodno wykorzysta te wojenne wzruszenia, w ich cieniu będzie robił swoje. Ostatnio nikt nie zauważył, że prezydent Duda, który podobno stał się wielkim politycznym graczem na niwie wojennej, w tym samym czasie po cichu rozdaje nominacje tzw. neosędziom do Sądu Najwyższego, czyli robi dokładnie to, co jest przyczyną konfliktu z Unią Europejską. Także Trybunał Julii Przyłębskiej szybko przyklepał nowych sędziów i uznał za niedopuszczalne kwestionowanie ich statusu. To w ramach szukania przez władzę kompromisu z Brukselą.
KTO SIĘ ZNÓW NABIERZE? A politycy PiS triumfują, że to oni kierują błądzącą Unię na dobre tory, że teraz Unia może w końcu będzie dobra, czyli będzie Unią PiS, nacjonalistów z Francji, Włoch, Węgier czy Słowenii. To wszystko dzieje się publicznie, nie ma w tym żadnej tajemnicy. A jednak wciąż działa, nie tylko na wyborców. Wygląda to tak, jakby także nawet co młodsi dziennikarze nie mieli pojęcia o technologiach wpływu, sposobach manipulacji, o nowoczesnym marketingu. Dają się podprowadzać jak dzieci, powtarzają komunikaty władzy jeden do jednego; Centrum Informacyjne Rządu mogłoby zaoszczędzić na etatach, skoro ma takich wolontariuszy.
Partia Kaczyńskiego przeprowadza teraz być może największą swoją rozgrywkę w obu kadencjach, wystarczy czytać i słuchać, co o tym mówią. Do tej pory nie miała aż takiego dopalacza. Według dzisiejszych przekazów to PiS miał rację w sprawach Unii, słusznie sprzeciwiał się obyczajowej degrengoladzie Zachodu, sensownie lansował model militarnego patriotyzmu i silnego państwa. Powraca nawet sprawa Smoleńska na zasadzie: widzicie, że Putin jest zdolny do wszystkiego, a nie wierzyliście w zamach – tak napisano ostatnio na portalu braci Karnowskich. PiS pod przykrywką wojny nie tylko nie zamierza się pogodzić z Europą, ale przeciwnie – będzie teraz udowadniać, że zawsze miał rację, i podkręci tempo „reform”. Wcześniej oczywiście będzie „szukał kompromisu”, żeby zdobyć pieniądze, które przeznaczy zapewne na dotacje dla swojego elektoratu. Przy aplauzie tych, którzy mówią o „resecie polskiej polityki” i świętym PiS. Pytanie, czy znowu ktoś się na to nabierze. Sądząc po dotychczasowych doświadczeniach, raczej tak. PiS opowiada kolejną bajkę, kołysze do snu, po raz setny nabiera za pomocą tych samych chwytów. Może ktoś krzyknie: „pobudka!””.
*****
GANGRENA. Od siebie już dodam parę słów uzupełnienia. Nie jestem redaktorem poważnej gazety, więc nie muszę się gryźć w język. Kaczyński i jego partia są gangreną. Tak jak bakterie wywołujące gangrenę zaatakowali organizm państwa w jednym miejscu i z czasem posuwali się dalej i dalej. Gangrena nie ma odmian pośrednich lub łagodnych. Jest chorobą śmiertelną, która sama z siebie nigdy się nie cofnie, ani nawet nie zatrzyma. Nikt nie wymyślił jeszcze sposobu na wyleczenie gangreny. Stosowanie półśrodków (antybiotyków) może tylko czasowo spowolnić jej rozprzestrzenianie się. Jedynym skutecznym sposobem pozostaje amputacja zainfekowanej części ciała. Nie mamy więc prawa ani powodów, by sądzić, że gangrena o nazwie "PIS" nagle zatrzyma się, ustąpi lub zmieni się w grypę albo zapalenie migdałków. Istotą gangreny jest bowiem zniszczenie żywego organizmu. Istotą partii Kaczyńskiego jest zniszczenie demokracji w Polsce i samej Polski. Przez 6 ostatnich lat PIS ustępowało tylko wtedy, gdy zostało do tego zmuszone. I tak samo jest teraz. PIS nie waha się wykorzystywać wojnę w Ukrainie do swoich politycznych celów. Ich celem nadrzędnym niezmiennie jest utrzymanie się przy władzy i czerpanie korzyści ze sprawowania tej władzy, a nie jakaś bezinteresowna pomoc armii Zełenskiego lub setkom tysięcy uchodźców. Dlatego w sprawie wojny w Ukrainie PIS aktywny jest dziś tylko tam, gdzie może coś ugrać dla siebie. Na zaopiekowaniu się kobietami i dziećmi z Ukrainy nie mogli nic zyskać, dali więc trwający kilka tygodni pokaz bierności i opieszałości, a nawet przeszkadzania.
Z tego powodu Nowogrodzka nie jest nawet zbytnio zainteresowana relokacją uchodźców na Zachód. PIS wpadło tu zresztą we własne sidła, bo w czasie wielkiego kryzysu migracyjnego (2015-17) to właśnie rząd beczki zjełczałego łoju z Brzeszcz odmawiał Niemcom, Włochom, Austrii i Grecji przyjęcia choć niewielkiej części uchodźców z Syrii. Politycy PIS i partii Ziobry (głównie złotousta Beata Kempa) propagowali wtedy pomysł niesienia pomocy uchodźcom z terenów objętych wojną w... miejscu ich zamieszkania! Czyli w bombardowanej i rozjeżdżanej przez ruskie czołgi Syrii! I PIS wyasygnowało z budżetu na tę humanitarną pomoc „zawrotną” kwotę… 10 milionów zł (której część zresztą Kempa ukradła). Czyli dla tysięcy ludzi pozbawionych domów, całego dobytku, a nawet żywności i lekarstw, przeznaczyli raptem 5-letnie zarobki "Skurw*syna Ch*ja Pierd*lonego Brudnej Pały" Obajtka. Dla porównania tylko jeden PIS-owski przekręt przy budowie bloku węglowego Elektrowni Ostrołęka kosztował nas wszystkich 200 razy więcej(!), niż cała ówczesna pomoc humanitarna dla dziesiątek tysięcy uchodźców...
Dziś PIS wcale więc nie nalega na państwa zachodnie, by przyjmowały Ukraińców, którzy trafili już do Polski. Bo PIS-owi bardziej opłaca się czerpać pełnymi garściami środki pomocowe z Brukseli i USA, a następnie rozdzielać te miliardy według własnego politycznego widzimisię. Nie sądzę, by kontrola wydatkowania tych środków przez Unię i Amerykanów była zbyt dokładna, a już na pewno nie będzie taka w pierwszych miesiącach. A to raj dla różnych „sasinów”, „szumowskich”, "dworczyków" i "kemp". Przy okazji „deformy” edukacji w wykonaniu Zalewskiej pokazali, jak potrafią na samorządy przerzucić koszty zmian, które miał przecież ponieść (wg ich pierwotnych zapewnień) budżet państwa. Warszawa do dziś nie odzyskała ponad miliarda zł, który musiała zainwestować w tę idiotyczną „deformę”, a np. Wrocław, Łódź lub Poznań – setek milionów! I co teraz PIS-owi zrobią?! Pozostaje tylko droga sądowa, a ta trwa latami.
I identycznie będzie z międzynarodową pomocą dla ukraińskich uchodźców w Polsce. PIS przetrzyma ich maksymalnie długo „na garnuszku” samorządów, instytucji pozarządowych i zwykłych obywateli, ale pieniędzy będzie im wydzielać jak najmniej. Z wyjątkiem oczywiście tych podmiotów, które są w rękach PIS-u lub ludzi związanych z PIS-em. Można się wkrótce spodziewać prawdziwego wysypu zupełnie nowych "stowarzyszeń" i "fundacji", które jako cel powstania podawać będą opiekę na uchodźcami, szukanie im dachu nad głową, organizowanie kursów językowych lub przysposobienia zawodowego itd. To PIS-owcy i ich koledzy, różne "mejzy" i „obajtki”, nagle bardzo zatroskani o los kobiet i dzieci ukraińskich, będą ich założycielami oraz beneficjentami. I to do nich popłynie rzeka pomocowych pieniędzy, które przecież rozdzielać będą inni PIS-owcy. Przerabialiśmy to w ciągu ostatnich lat wielokrotnie i nie ma żadnego powodu, by łudzić się, że tym razem będzie inaczej. Po prostu PIS-owcy nie potrafią nie kraść, nie oszukiwać i nie wyłudzać publicznych środków. Tak samo, jak nie potrafią obejść się bez powietrza...
Wojna w Ukrainie ma zresztą dla PIS-owców sporo innych wielkich korzyści, choćby zwiększenie szans na odblokowanie unijnych funduszy w ramach KPO. Oraz powrót nadziei, że kwestia zależności wypłaty unijnych pieniędzy od przestrzegania praworządności zejdzie na drugi plan. Ale miejsca już nie mam, więc o tym przy innej okazji...
[CC] Jacek Nikodem