Slapsfighting, czyli walenie z liścia

Punch down, albo slapfighting, bo to jedno. Bicie po twarzach z „otwartej”, „liścia”, „plaskacza”. To nie boks ani brutalniejsze MMA. Tu faceci stoją po przeciwnych stronach stołu. Brzuchaci, z nalanymi udami wciśniętymi w spodnie, których pasek wrzyna się w ciało poniżej granicy pleców, tworząc krzyż z naturalnym ukształtowaniem „terenu”. Tylko karki i bicepsy wskazują, że odwiedzali siłownie.

Kiedyś policzkowanie odbierało honor, dziś daje kasę i sławę. Co prawda jeszcze nie wszędzie i nie zawsze tak jak by się chciało. Jeśli bowiem słyszeliście o którymś z tych „sportowców”, to o Arturze „Walusiu” Walczaku. Nie odzyskał przytomności po uderzeniu. Zmarł.

Bo bije raz jeden, raz drugi, nie wolno się uchylać, blokować. Trzeba z „honorem” dostać w ryj, a potem oddać, jeśli wróci świadomość.

Po co ja tu o tym piszę? Bo podobno w Polsce jest to co raz bardziej popularne. Podobno ci z Polski są co raz wyżej w rankingach. A po gębach tłuką się już wszyscy, otumanieni wódką, Słowianie, a nawet Anglicy.

Wiele osób mimo to zapyta, ale co mnie to obchodzi? Są setki igrców, których zasady zna tylko Kiedro ze Sport.pl.

Nie obchodzi? A powinno! Ten "sport "staje się naszym narodowym. Wszyscy gramy w lanie po pysku. Tylko nasza strona chyba do dziś nie rozumie reguł. Przyjmuje ciosy, a nie oddaje.

Przykłady? Niejaki Gliński, zawodnik nisko w rankingach, a strzelił nas prosto w mordę nowym dyrektorem Zachęty, pseudoartystą na czele narodowej galerii. Bolało podwójnie, bo pracę traci dotychczasowa dyrektor, w obronie której stanęło 1200 ludzi kultury (tylko!!!). Ten niewysoki, o zaciętym wyrazie twarzy mordobijca specjalizuje się w takich uderzeniach: PISF, Muzeum Narodowe, Polin. Strona bita do dziś nie znalazła zawodnika, który by boleśnie odpowiedział.

A puncher Ziobro, który nie tylko bije nie fair, trzymając zawsze szkło między palcami, ale się jeszcze cieszy (odwrotnie do …bijcy Gowina). Liczba spoliczkowanych trudna do policzenia, bo „Zbyniu” dawno zaczął. Jeszcze jako amator ćwiczył na lekarzach.

Bolesne są jeb****** z Sejmu. Tam w twarz wali nas Terlecki. Ten przynajmniej wygląda jakby miał za sobą długą karierę w zawodowym slapfightingu.

W Sejmie policzek szczypie już od samej widoku niektórych mord „których nienawidzę, których się brzydzę”.

To tylko przykłady. Dostajemy kilka razy dziennie. A to gdy „się należało”, albo miliardami na TVP, lub palcem Lichockiej. Duda to jedno ciągłe klaśnięcie, bardziej w pośladek. A Czarnek, Kępa, Mazurek – lista bijąca po oczach. Czasem biją akolici jak Polsat Ziemkiewiczem, czy KK stułą Jedraszewskiego, czy Szumowskim ze wsparciem Maryji.

Bywa i śmiesznie, gdy puncherka przed ciosem intonuje Bogurodzicę, ale to śmiech przez łzy.

Nie wspomnę o tyle bolesnych co upokarzających uderzeniach starca. Ten by wystawać znad stołu musi wejść na drabinkę. Skąd on ma siły i kondycję, by walić złem tyle lat? Przyłębska – bum, Pawłowicz – sruu, Piotrowicz - jebut.

Czy któraś z naszych kontr go trafiła?

Wątpię. Jeśli już to dostaje od swoich oraz od losu, który sam sobie zgotował. Ale puncher, ksywa „Mały” ma sprawnych podtrzymywaczy i obstawę medyków (przepisy nie zabraniają), więc stoi i bije.

Tyle nas, i każdy dostał przynajmniej kilka razy. I o? I nic. Jest jak w tym wstrząsającym wierszu pastora Niemöllera, który – za co bardzo przepraszam wrażliwszych – strawestuję. Kiedy bili sędziów, nie protestowałem, nie jestem sędzią, kiedy bili dziennikarzy nie protestowałem, nie jestem dziennikarzem. Gdy dostawali nauczyciele….

Kiedy uderzyli mnie nie było już nikogo, by mnie podtrzymał.

PS.

- Będziemy dążyć, by spopularyzować punch na świecie – mówi jedne z organizatorów Jakub Hanke. Na przód Polsko!!!

Na zdjęciu: Kadra Polski juniorów w punch downie, na obozie kondycyjnym

[CC] Wojtek Fusek

Slapsfighting, czyli walenie z liścia

Punch down, albo slapfighting, bo to jedno. Bicie po twarzach z „otwartej”, „liścia”, „plaskacza”. To nie boks ani brutalniejsze MMA. Tu faceci stoją po przeciwnych stronach stołu. Brzuchaci, z nalanymi udami wciśniętymi w spodnie, których pasek wrzyna się w ciało poniżej granicy pleców, tworząc krzyż z naturalnym ukształtowaniem „terenu”. Tylko karki i bicepsy wskazują, że odwiedzali siłownie.

Kiedyś policzkowanie odbierało honor, dziś daje kasę i sławę. Co prawda jeszcze nie wszędzie i nie zawsze tak jak by się chciało. Jeśli bowiem słyszeliście o którymś z tych „sportowców”, to o Arturze „Walusiu” Walczaku. Nie odzyskał przytomności po uderzeniu. Zmarł.

Bo bije raz jeden, raz drugi, nie wolno się uchylać, blokować. Trzeba z „honorem” dostać w ryj, a potem oddać, jeśli wróci świadomość.

Po co ja tu o tym piszę? Bo podobno w Polsce jest to co raz bardziej popularne. Podobno ci z Polski są co raz wyżej w rankingach. A po gębach tłuką się już wszyscy, otumanieni wódką, Słowianie, a nawet Anglicy.

Wiele osób mimo to zapyta, ale co mnie to obchodzi? Są setki igrców, których zasady zna tylko Kiedro ze Sport.pl.

Nie obchodzi? A powinno! Ten "sport "staje się naszym narodowym. Wszyscy gramy w lanie po pysku. Tylko nasza strona chyba do dziś nie rozumie reguł. Przyjmuje ciosy, a nie oddaje.

Przykłady? Niejaki Gliński, zawodnik nisko w rankingach, a strzelił nas prosto w mordę nowym dyrektorem Zachęty, pseudoartystą na czele narodowej galerii. Bolało podwójnie, bo pracę traci dotychczasowa dyrektor, w obronie której stanęło 1200 ludzi kultury (tylko!!!). Ten niewysoki, o zaciętym wyrazie twarzy mordobijca specjalizuje się w takich uderzeniach: PISF, Muzeum Narodowe, Polin. Strona bita do dziś nie znalazła zawodnika, który by boleśnie odpowiedział.

A puncher Ziobro, który nie tylko bije nie fair, trzymając zawsze szkło między palcami, ale się jeszcze cieszy (odwrotnie do …bijcy Gowina). Liczba spoliczkowanych trudna do policzenia, bo „Zbyniu” dawno zaczął. Jeszcze jako amator ćwiczył na lekarzach.

Bolesne są jeb****** z Sejmu. Tam w twarz wali nas Terlecki. Ten przynajmniej wygląda jakby miał za sobą długą karierę w zawodowym slapfightingu.

W Sejmie policzek szczypie już od samej widoku niektórych mord „których nienawidzę, których się brzydzę”.

To tylko przykłady. Dostajemy kilka razy dziennie. A to gdy „się należało”, albo miliardami na TVP, lub palcem Lichockiej. Duda to jedno ciągłe klaśnięcie, bardziej w pośladek. A Czarnek, Kępa, Mazurek – lista bijąca po oczach. Czasem biją akolici jak Polsat Ziemkiewiczem, czy KK stułą Jedraszewskiego, czy Szumowskim ze wsparciem Maryji.

Bywa i śmiesznie, gdy puncherka przed ciosem intonuje Bogurodzicę, ale to śmiech przez łzy.

Nie wspomnę o tyle bolesnych co upokarzających uderzeniach starca. Ten by wystawać znad stołu musi wejść na drabinkę. Skąd on ma siły i kondycję, by walić złem tyle lat? Przyłębska – bum, Pawłowicz – sruu, Piotrowicz - jebut.

Czy któraś z naszych kontr go trafiła?

Wątpię. Jeśli już to dostaje od swoich oraz od losu, który sam sobie zgotował. Ale puncher, ksywa „Mały” ma sprawnych podtrzymywaczy i obstawę medyków (przepisy nie zabraniają), więc stoi i bije.

Tyle nas, i każdy dostał przynajmniej kilka razy. I o? I nic. Jest jak w tym wstrząsającym wierszu pastora Niemöllera, który – za co bardzo przepraszam wrażliwszych – strawestuję. Kiedy bili sędziów, nie protestowałem, nie jestem sędzią, kiedy bili dziennikarzy nie protestowałem, nie jestem dziennikarzem. Gdy dostawali nauczyciele….

Kiedy uderzyli mnie nie było już nikogo, by mnie podtrzymał.

PS.

- Będziemy dążyć, by spopularyzować punch na świecie – mówi jedne z organizatorów Jakub Hanke. Na przód Polsko!!!

Na zdjęciu: Kadra Polski juniorów w punch downie, na obozie kondycyjnym

[CC] Wojtek Fusek
(539)
Wydrukuj