Przedmurze draństwa

Koncert Murem za polskim mundurem w Telewizji Polskiej Jacka Kurskiego jest wyjątkowo wyrazistym i smutnym symbolem rozkładu naszego kraju. Jest Polską w gorzkiej pigułce, którą ciężko przełknąć, ale spora część Polaków nie tylko przełyka, ale nawet podkreśla walory smakowe.

Zagraniczne gwiazdy znikąd, które chyba tylko w Polsce w tej chwili są gwiazdami, gdyż poza naszym krajem nikt nie wpadłby na pomysł, żeby akurat z takich postaci uczynić głównych bohaterów flagowego koncertu dla uczczenia czegokolwiek. Tak zwana prawa strona Polski często zarzuca tak zwanej lewej, że ma kompleks niższości wobec zachodu.

Czym jest więc udawanie, że na koncercie w Telewizji Polskiej wystąpiły zagraniczne gwiazdy z demobilu, celebryci o przekroczonym terminie ważności? Gdzie podziały się dwa miliardy złotych? Może składano propozycje innym gwiazdom, ale nie chciały wystąpić? A może Jacek Kurski dobrze rozpoznał gust widzów ze swojej strony Polski? Może miliony, które to oglądały, a przynajmniej część z oglądających, naprawdę cieszy się z tego, że In-Grid ładnie mówi po polsku? Co oczywiście nie jest żadnym kompleksem wobec zachodu. Kompleksy ma tylko lewa strona Polski.

Misyjny charakter Telewizji Polskiej od dawna stoi pod wielkim znakiem zapytania i wykrzyknikiem propagandy. Kłamstwa Wiadomości i budowa nowego wspaniałego świata mieszają się z kiczem kultury i miałkością przesłania. Kicz sam w sobie nie jest zły, ale telewizja publiczna powinna również kształtować gusta. Sztuka uczy wrażliwości, otwiera na różnorodność. Estetyka może być pomocna w życiu, nie należy zaniedbywać nauki o pięknie.

Czego uczyła estetyka koncertu ku czci polskiego żołnierza? Raczej go obrażała, choć być może rzeczywiście dla części społeczeństwa taka właśnie późna cepelia, taki powrót do przeszłości rodem z Kołobrzegu, jest czymś, czego oczekuje od sztukatorów zbiorowej wyobraźni.

To są rzeczy, o których nie wolno mówić, gdyż zostanie się oskarżonym o elitaryzm. Nie wolno powiedzieć, że to, co pokazała Telewizja Polska, obraza uczucia estetyczne, gdyż w ten sposób obrazi się uczucia religijne i narodowe wzmożonych Bogiem, Honorem i Ojczyzną. Czy wszystkich? Trudno powiedzieć, gdyż w Polsce nie da się prowadzić nawet ostrej, ale jednak merytorycznej debaty.

Estetyka jest bliżej etyki niż to się wydaje. Gdy w lesie na granicy polsko-białoruskiej umierają prawdziwi ludzie, Jacek Kurski jest dumny z Las Ketchup. Gdy media podają informację o zmarłej Kurdyjce, Jan Pietrzak śpiewa, żeby Polska była Polską. Gdy nikt tak naprawdę nie wie, jak rozwikłać ogromny problem kryzysu migracyjnego, w telewizorze skacze Captain Jack, a pod sceną stoi Mariusz Błaszczak.

Odklejenie koncertu od rzeczywistości wskazuje na jakiś głęboki kryzys etyczny, który dotyka polską rzeczywistość. Nie tylko w zakresie dramatu na granicy polsko-białoruskiej, ale również w innych sytuacjach. Nadmiarowe zgony, dramaty ochrony zdrowia, rozkład edukacji. W zasadzie Jacek Kurski mógłby zrobić kolejne koncerty, żeby zasłonić rozkład rzeczywistości. Spora część Polaków bawiłaby się świetnie.

Być może właśnie o to chodzi. Karnawał w czasie adwentu ma zawsze przewagę nad postem. Trudno mówi się o sprawach, których nie zaśpiewa Edyta Górniak. Można udawać, pieścić się urojoną wspólnotą, gdy na zewnątrz trwają urojone wojny z IV Rzeszą Jarosława Kaczyńskiego i III światowa Mateusza Morawieckiego z Unią Europejską, a w kraju urojone wojny na wszystkich frontach.

Nie należy szydzić z żołnierzy, nie należy samą dumą zasłaniać realnych problemów, których dumą się nie rozwiąże. Polska XXI wieku przypomina koncert Jacka Kurskiego. Okropny, bez sensu, wzbudzający zażenowanie, a jednocześnie tak wielu lubi melodie, które już raz słyszało.

[CC] Paweł Lęcki

Przedmurze draństwa

Koncert Murem za polskim mundurem w Telewizji Polskiej Jacka Kurskiego jest wyjątkowo wyrazistym i smutnym symbolem rozkładu naszego kraju. Jest Polską w gorzkiej pigułce, którą ciężko przełknąć, ale spora część Polaków nie tylko przełyka, ale nawet podkreśla walory smakowe.

Zagraniczne gwiazdy znikąd, które chyba tylko w Polsce w tej chwili są gwiazdami, gdyż poza naszym krajem nikt nie wpadłby na pomysł, żeby akurat z takich postaci uczynić głównych bohaterów flagowego koncertu dla uczczenia czegokolwiek. Tak zwana prawa strona Polski często zarzuca tak zwanej lewej, że ma kompleks niższości wobec zachodu.

Czym jest więc udawanie, że na koncercie w Telewizji Polskiej wystąpiły zagraniczne gwiazdy z demobilu, celebryci o przekroczonym terminie ważności? Gdzie podziały się dwa miliardy złotych? Może składano propozycje innym gwiazdom, ale nie chciały wystąpić? A może Jacek Kurski dobrze rozpoznał gust widzów ze swojej strony Polski? Może miliony, które to oglądały, a przynajmniej część z oglądających, naprawdę cieszy się z tego, że In-Grid ładnie mówi po polsku? Co oczywiście nie jest żadnym kompleksem wobec zachodu. Kompleksy ma tylko lewa strona Polski.

Misyjny charakter Telewizji Polskiej od dawna stoi pod wielkim znakiem zapytania i wykrzyknikiem propagandy. Kłamstwa Wiadomości i budowa nowego wspaniałego świata mieszają się z kiczem kultury i miałkością przesłania. Kicz sam w sobie nie jest zły, ale telewizja publiczna powinna również kształtować gusta. Sztuka uczy wrażliwości, otwiera na różnorodność. Estetyka może być pomocna w życiu, nie należy zaniedbywać nauki o pięknie.

Czego uczyła estetyka koncertu ku czci polskiego żołnierza? Raczej go obrażała, choć być może rzeczywiście dla części społeczeństwa taka właśnie późna cepelia, taki powrót do przeszłości rodem z Kołobrzegu, jest czymś, czego oczekuje od sztukatorów zbiorowej wyobraźni.

To są rzeczy, o których nie wolno mówić, gdyż zostanie się oskarżonym o elitaryzm. Nie wolno powiedzieć, że to, co pokazała Telewizja Polska, obraza uczucia estetyczne, gdyż w ten sposób obrazi się uczucia religijne i narodowe wzmożonych Bogiem, Honorem i Ojczyzną. Czy wszystkich? Trudno powiedzieć, gdyż w Polsce nie da się prowadzić nawet ostrej, ale jednak merytorycznej debaty.

Estetyka jest bliżej etyki niż to się wydaje. Gdy w lesie na granicy polsko-białoruskiej umierają prawdziwi ludzie, Jacek Kurski jest dumny z Las Ketchup. Gdy media podają informację o zmarłej Kurdyjce, Jan Pietrzak śpiewa, żeby Polska była Polską. Gdy nikt tak naprawdę nie wie, jak rozwikłać ogromny problem kryzysu migracyjnego, w telewizorze skacze Captain Jack, a pod sceną stoi Mariusz Błaszczak.

Odklejenie koncertu od rzeczywistości wskazuje na jakiś głęboki kryzys etyczny, który dotyka polską rzeczywistość. Nie tylko w zakresie dramatu na granicy polsko-białoruskiej, ale również w innych sytuacjach. Nadmiarowe zgony, dramaty ochrony zdrowia, rozkład edukacji. W zasadzie Jacek Kurski mógłby zrobić kolejne koncerty, żeby zasłonić rozkład rzeczywistości. Spora część Polaków bawiłaby się świetnie.

Być może właśnie o to chodzi. Karnawał w czasie adwentu ma zawsze przewagę nad postem. Trudno mówi się o sprawach, których nie zaśpiewa Edyta Górniak. Można udawać, pieścić się urojoną wspólnotą, gdy na zewnątrz trwają urojone wojny z IV Rzeszą Jarosława Kaczyńskiego i III światowa Mateusza Morawieckiego z Unią Europejską, a w kraju urojone wojny na wszystkich frontach.

Nie należy szydzić z żołnierzy, nie należy samą dumą zasłaniać realnych problemów, których dumą się nie rozwiąże. Polska XXI wieku przypomina koncert Jacka Kurskiego. Okropny, bez sensu, wzbudzający zażenowanie, a jednocześnie tak wielu lubi melodie, które już raz słyszało.

[CC] Paweł Lęcki
(537)

Pobierz PDF Wydrukuj