Wskutek kolejnych banów i ryzyka likwidacji obu moich kont na FB mam bardzo ograniczone możliwości werbalizowania swoich emocji i używania w moich felietonach takich określeń i zwrotów, które byłyby adekwatne do osób i zdarzeń, które opisuję. Dzisiejszy post powinien się składać wyłącznie ze słów wulgarnych, bardzo wulgarnych oraz gróźb karalnych pod adresem kilku megakanalii, które nawet przez polityków PIS, partii składającej się przecież wyłącznie z kanalii, traktowane są jak zadżumione. I słusznie. Bo dżuma, syfilis i gangrena to są tylko drobne dolegliwości w porównaniu z panami Mejzą, Bielanem i Bortniczukiem…
Rzadko się zdarza, by zaledwie 30-letni polityk (czy na pewno polityk?), miał na koncie tyle świństw, obrzydliwych oszustw oraz zwykłych przestępstw, ile zdołał dokonać w swoim krótkim dorosłym życiu niejaki Łukasz Mejza. W cywilizowanych krajach nie zdarza się również, aby taka kanalia miała istotny wpływ na losy całego narodu. Bo takie kanalie siedzą tam na ogół w więzieniach i są przez strażników oraz współwięźniów odpowiednio „dopieszczane”. A gdy już z tych więzień wychodzą, to lądują na ulicy, bo nikt z takim gównem nie chce się zadawać, nikt ich nie zatrudni, nikt również nie wynajmie im mieszkania. Tymczasem niewiele brakowało, a Łukasz Mejza wspiąłby się w naszym kraju niemal na szczyty władzy politycznej… A wszystko dzięki temu, że pasuje idealnie do modelu typowego przedstawiciela „dobrej zmiany”. To taka nowsza wersja Błaszczaka lub Sasina. Tyle tylko, że Mejza jest od typowego PIS-owca bardziej pomysłowy i energiczny, bardziej zdeterminowany i bezwzględny.
Nie chcę zbytnio rozpisywać się o „politycznej karierze” tej kreatury. W ciągu ostatnich 3-4 dni ukazało się o niej kilka artykułów oraz materiałów w TV, więc większość z Was wie już, z „czym” mamy do czynienia. Słyszeliśmy o jego żerowaniu na ludzkich dramatach. Widzieliśmy zrozpaczonych rodziców małych, ciężko chorych dzieci, których ten skurw*syn Mejza okłamał, oszukał i od których wyłudził olbrzymie kwoty pieniędzy za rzekome uzdrowienie dzieciaków… Wiemy, że zarabiał krocie na organizowaniu lewych „szkoleń” z zakresu „PR i kontaktów z mediami” dla fryzjerek, kosmetyczek i kasjerek. Słyszeliśmy o milionowej dotacji, jaką dostał z Agencji Rozwoju Regionalnego na działalność swojej firmy, która w zasadzie nie prowadziła żadnej działalności. Słyszeliśmy o dziesiątkach tysięcy zł, na jakie Mejza wyceniał swoje usługi doradcze dla Prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego, jego politycznego i biznesowego promotora. Do dziś tamtejsi miejscy radni nie mogą znaleźć żadnych dokumentów potwierdzających wykonanie przez firmę Mejzy Future Wolves zleceń z zakresu „pomocy graficznej w tworzeniu materiałów promocyjnych”… Ale za to radni z Gorzowa Wlkp. znaleźli dowody, że Mejza, podczas kampanii wyborczej do Sejmu złamał zasady etyki i przywalili mu karę w wys. 50 tysięcy zł. Których to pieniędzy Mejza nie chce im zapłacić, więc sprawa znajdzie finał w sądzie. No i słyszeliśmy, że w oświadczeniach majątkowych Mejzy z ostatnich lat prawie nic się nie zgadza ze stanem faktycznym, poza imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia. W tej sytuacji kłamstwa tej kanalii na temat swojego studiowania na kilku kierunkach i wyższego wykształcenia jawią się już tylko jako drobny epizod.
Jak więc widać niemal wszystko, czym się Mejza zajmował w ciągu ostatnich lat, było na granicy prawa lub poza tą granicą. Nie tylko zresztą kręgosłup moralny ma on jak z gumy, poglądy polityczne też. Jego dawni znajomi twierdzą nawet, że w ogóle ich nie miał i nie ma nadal. W zależności od tego, politykom której partii chciał się przypodobać i coś u nich ugrać, był i liberałem, i socjaldemokratą, i konserwatystą oraz praktykującym katolikiem. Ambicje tej gnidy zawsze sięgały cholernie wysoko, a początkiem jego wielkiej kariery miało być dostanie się do Sejmu. Na listach wyborczych PIS panował taki tłok, że nie miał szans się na nich znaleźć. Nie udało mu się również wkręcić na listy Platformy, bo Wadim Tyszkiewicz już wcześniej się na nim poznał i zablokował jego starania. Ale Mejza wkradł się w łaski PSL-owców, w czym pomógł mu bardzo właśnie Prezydent Kubicki. No i startując z ostatniego miejsca na ich liście potrafił zrobić tak oszałamiającą i dynamiczną kampanię, iż uzyskał drugi wynik, za wieloletnią posłanką PSL-u Fedak. Nie dostał się wprawdzie na Wiejską, ale Fedak rok później zmarła i Mejza wskoczył na jej miejsce w ławach sejmowych. I tyle było jego związków z PSL-em, bo już następnego dnia stał się PIS-owcem, tyle że nie należącym do PIS.
Dopóki Kaczyński miał w Sejmie w miarę stabilną większość, znaczenie Mejzy było marginalne. Ot, jeszcze jeden polityczny renegat, który głosował ramię w ramię z PIS-em, żeby się przypodobać najsilniejszej partii, mającej władzę absolutną w państwie. „Politycznym złotem” okazało się dla niego wyrzucenie z rządu Gowina. Z dnia na dzień ten śmieć zaczął dla Kaczyńskiego być wart więcej złota, niż waży. Jestem pewny, że to on sam zgłosił się do Prezesa z ofertą „współpracy”. Ale trudno byłoby Nowogrodzkiej wytłumaczyć sejmową koalicję z jednym posłem. Jako singiel Mejza mógł co najwyżej dostać fuchę w zarządzie jakiejś dużej spółki SP. Ale jemu śniła się kariera polityczna. Przez 5 lat ciągłych przekrętów i wyłudzeń znacznych kwot od ludzi nieuleczalnie chorych oraz rodziców chorych dzieci uzbierał tyle, że głodem nie przymierał. Tak więc, by mieć otwartą drogę na polityczne salony, związał się z podobnymi degeneratami jak on. Z Bielanem i Bortniczukiem oraz ich partyjką. I w ten sposób Mejza, w iście rekordowym tempie, nie tylko stał się wiceprezesem Republikanów, ale także zastępcą Bortniczuka w na cito reaktywowanym ministerstwie sportu. I od razu odbiła mu palma… Ledwie zaczął swoje „wiceministrowanie”, a już swoim chamstwem i bezczelnością wywołał skandal. Podczas niedawnego zjazdu wyborczego Polskiego Związku Kolarstwa jako przedstawiciel resortu sportu chciał koniecznie wpłynąć na delegatów, by wybrali na Prezesa nikomu nieznaną Annę Drobek (była działaczka „Samoobrony”), która nigdy z kolarstwem nie miała do czynienia! Oczywiście to czysty przypadek, że Drobek jest jego dobrą znajomą z Zielonej Góry m.in. jej kancelaria adwokacka mieści się w tej samej kamienicy, w której jedna z firm Mejzy ma swoją siedzibę.
Nie chce mi się opisywać kulisów tych wyborów, bo mi się na wymioty zbiera… Wyobraźcie sobie zresztą sytuację, że na mównicę wychodzi jakaś baba nie wiadomo skąd, nie wiadomo jakim cudem kandydująca na stanowisko Prezesa PZK i do ponad 100 długoletnich, zasłużonych działaczy oraz sportowców mówi, że ich Związek jest bankrutem i w tej sytuacji oni nie mogą odrzucić jej kandydatury ani stawiać jej stawiać żadnych warunków. W tym samym czasie, w kuluarowych rozmowach z delegatami, jej promotor Mejza grozi, że jeśli Drobek nie zostanie wybrana, to Związek nie ma co liczyć na wsparcie finansowe ze strony jego ministerstwa. I dzieje się to na walnym zebraniu wyborczym autonomicznego, apolitycznego zrzeszenia.
W wyborach Drobek zaliczyła ciężki łomot, a właściwie nokaut. Odpadła w przedbiegach dostając zaledwie 6 głosów na 74 głosujących. Ale próby zmuszania delegatów szantażem finansowym do popierania jej kandydatury zakończyły się wielką awanturą. Oto opinia jednego z wściekłych uczestników zjazdu o zachowaniu Mejzy: ”Sama obecność tego pana w takim miejscu i w takich okolicznościach wzbudziła moje i nie tylko moje zażenowanie. Pan, który był już we wszystkich chyba partiach i uprawiał wszystkie chyba biznesy, teraz przyjeżdża i próbuje na coś wpływać. Autorytetu nie zdobywa się funkcją, tylko wiedzą i doświadczeniem. On ani jednego, ani drugiego nie ma”.
Mejza może by się i nie przejął jakoś specjalnie oburzeniem kilkudziesięciu działaczy sportowych. W końcu jest już wystarczająco bezczelny i wyzuty z zasad moralnych, doświadczony i zahartowany w nurzaniu się w różnych szambach, bo od lat, czego się nie tknie, to wszystko kończy się jakimś skandalem. Ale tym razem miał pecha i to podwójnego. Bo swoim zachowaniem cholernie wkurzył także Nowogrodzką, dla której Mejza wciąż jest „ciałem obcym”. Politycy PIS nie są tak wyrozumiali dla ludzi, którzy z nimi „tylko” kolaborują, jak dla swoich partyjnych kolegów. Gdyby Mejza był długoletnim członkiem partii, mógłby nawet zagrozić delegatom rozstrzelaniem, publicznie ich zwyzywać od „lewaków” i zgwałcić protokolantkę zjazdu. A Nowogrodzka by to później i tak jakoś usprawiedliwiła oraz zatuszowała. Ale Mejza nie jest członkiem PIS, w dodatku jest powszechnie w PIS znienawidzony. Nie będąc nawet członkiem partii dostał bowiem stanowisko ministerialne, na które miało chrapkę wielu zasłużonych PIS-owców. Wszyscy w dodatku wiedzą, że dostał je psim swędem, bo potrzebny jest jego głos w Sejmie. I teraz, gdy słupki poparcia dla PIS spadają z miesiąca na miesiąc, a na światło dzienne wychodzą właśnie afery także Bortniczuka, ministerialnego przełożonego Mejzy, ten przybłęda z woj. lubuskiego wywija taki numer… A pech Mejzy okazał się podwójny, bowiem niemal równocześnie do mediów zaczęły się przedostawać informacje o przeróżnych jego ciemnych, często obrzydliwych sprawach z przeszłości. A także o jego bieżących wyczynach w Sejmie np. o tym, jak w ciągu zaledwie kilku godzin, pisząc 2-3 zdania na kartce, „zaliczył” za jednym zamachem aż 36 interpelacji poselskich.
Nowogrodzka ma obecnie z Mejzą niemal tak wielki problem, jaki mieli rok temu z Danielem „Ch*jem Skurw*synem Pierd*lonym Brudną Pałą Wszystko Mogę” Obajtkiem. Mejza wprawdzie do partii nie należy, a jego znaczenie dla PIS jest dużo mniejsze, niż byłego wójta Pcimia, ale też realia polityczno-ekonomiczne bardzo się zmieniły na niekorzyść Nowogrodzkiej. Dziś PIS jest na wszystkich frontach w zdecydowanej defensywie i nie widać na horyzoncie nawet zwiastunów jakiejś poprawy tej sytuacji. Wizerunek partii rujnują coraz to nowe maile ze skrzynki Dworczyka, rekordowe liczby zachorowań i zgonów na Covid19, paraliż służby zdrowia, szalejąca inflacja i chaos „PIS Bezładu”, który okazuje się jednym wielkim polem minowym, a nie żadnym błogosławieństwem. Dochodzi konflikt na granicy z Białorusią, a jeszcze wielkimi krokami zbliżają się terminy podjęcia decyzji przez TSUE oraz Brukselę odnośnie nałożenia sankcji na Polskę i Węgry. Pętla na szyi bandytów zaciska się i każda kolejna ich afera wzmacnia ten ucisk.
PIS musi więc coś zrobić z tym „mejzowym” skandalem. Na razie, już tradycyjnie, unikają jak ognia wypowiadania się na temat przeszłości swojego hmmm… koalicjanta. PIS-owcy zawsze bardzo chętnie komentują, recenzują i naigrywają się z wpadek polityków opozycji. Gdy mają jednak odnieść się do skandali z udziałem swoich partyjnych kolegów, zawsze ogarnia ich jakaś przedziwna komentatorska niemoc. Albo nie są zorientowani w temacie, albo bardzo gdzieś się spieszą i nie mają czasu odpowiadać na pytania dziennikarzy. Teraz też niechętnie zabierają głos na temat Mejzy. Ale już pojawiają się nieśmiałe zapowiedzi przykładnego zdymisjonowania tej mendy. Tyle, że Nowogrodzka i „kurwizja” tradycyjnie odwrócą kota ogonem. Nie będzie słów potępienia i rzeczywistego rozliczenia przestępczych działań Mejzy. Bo jego poparcie w Sejmie nadal jest PIS-owi potrzebne jak tlen. Będzie natomiast przedstawianie jego dymisji jako dowodu na stosowanie przez PIS surowych kryteriów uczciwości i sprawiedliwości w życiu publicznym. Zapewne pojawią się przy okazji ataki na opozycję i wytykanie, że za poprzednich rządów takie afery zamiatano pod dywan, zaś w czasach „dobrej zmiany” są one przykładnie rozliczane, a winni pociągani do odpowiedzialności. Taką właśnie linię obrony przez atak zasygnalizował już Sylwester Tułajew, PIS-dzielec z Lublina, znany głównie z nachalnego promowania swojej osoby oraz permanentnego przywłaszczania sobie zasług i sukcesów innych osób.
Natomiast PIS-owcy będą starali się za wszelką cenę przemilczeć i „rozwodnić” meritum afery Mejzy… To, jakim cudem zwykły łajdak, który od lat zajmuje się głównie łamaniem prawa i krzywdzeniem ludzi, ciężko doświadczonych przez los, zdesperowanych i zrozpaczonych, mógł stać się członkiem rządu RP! Bez jakichkolwiek kompetencji i doświadczenia! W normalnych krajach do polityki idą ludzie, którzy mają już na swoim koncie jakieś sukcesy w innych dziedzinach i ugruntowaną pozycję społeczną, no i zapewnioną niezależność finansową. Zanim staną się wysokimi funkcjonariuszami publicznymi, ich życiorysy, osiągnięcia oraz postawa moralna są poddawane dokładnym analizom i weryfikowane. Bowiem w normalnych krajach obowiązują pewne żelazne, wypracowane przez dziesięciolecia standardy prawne i etyczne. A w „państwie PIS” obowiązują wzorce rodem z bolszewickiej Rosji. Gdzie chłop dopiero co oderwany od pługa zostawał ministrem rolnictwa, niepiśmienny robotnik dyrektorem kombinatu, a amnestionowani przez Lenina bandyci i sadyści obsadzali aparat bezpieczeństwa. Dla Nowogrodzkiej też ważna jest tylko legitymacja partyjna, wierność i lojalność. Na pytania, w jaki sposób Mejza został członkiem rządu, PIS-owcy nie będą potrafili odpowiadać. I właśnie dlatego musimy im to oskarżycielskie pytanie zadawać, gdzie się da i kiedy się da. Im bardziej oni nie chcą go usłyszeć i im większą panikę ono w nich wywołuje, tym głośniej i natarczywiej powinniśmy je zadawać.
Miejsce takich ludzi jak Mejza, Bortniczuk i Bielan jest w więzieniu lub na wysypisku śmieci. Miałem napisać, że w spalarni odpadów, ale tego nie napiszę… Kaczyński i PIS, wchodząc z nimi w polityczne układy, zawierając koalicję i obdarzając ministerialnymi stanowiskami, sami stawiają się w tym samym szeregu, co okradający śmiertelnie chorych ludzi Mejza. Który, by wyłudzić pieniądze od rodziców umierających dzieci, nie wahał się mamić ich nadziejami na istnienie cudownej, skutecznej kuracji. A Kamil Bortniczuk? Rok temu dla kobiet poddających się aborcji domagał się kar dożywocia! A teraz okazuje się, że najlepiej czuje się wciągając kolejne kreski kokainy w towarzystwie ekskluzywnych dziwek i pospolitych przestępców. Fakt, że tacy ludzie współdecydują dziś o losach 38-milionowego narodu, jest jak plucie w twarz temu narodowi…
[CC] Jacek NikodemWskutek kolejnych banów i ryzyka likwidacji obu moich kont na FB mam bardzo ograniczone możliwości werbalizowania swoich emocji i używania w moich felietonach takich określeń i zwrotów, które byłyby adekwatne do osób i zdarzeń, które opisuję. Dzisiejszy post powinien się składać wyłącznie ze słów wulgarnych, bardzo wulgarnych oraz gróźb karalnych pod adresem kilku megakanalii, które nawet przez polityków PIS, partii składającej się przecież wyłącznie z kanalii, traktowane są jak zadżumione. I słusznie. Bo dżuma, syfilis i gangrena to są tylko drobne dolegliwości w porównaniu z panami Mejzą, Bielanem i Bortniczukiem…
Rzadko się zdarza, by zaledwie 30-letni polityk (czy na pewno polityk?), miał na koncie tyle świństw, obrzydliwych oszustw oraz zwykłych przestępstw, ile zdołał dokonać w swoim krótkim dorosłym życiu niejaki Łukasz Mejza. W cywilizowanych krajach nie zdarza się również, aby taka kanalia miała istotny wpływ na losy całego narodu. Bo takie kanalie siedzą tam na ogół w więzieniach i są przez strażników oraz współwięźniów odpowiednio „dopieszczane”. A gdy już z tych więzień wychodzą, to lądują na ulicy, bo nikt z takim gównem nie chce się zadawać, nikt ich nie zatrudni, nikt również nie wynajmie im mieszkania. Tymczasem niewiele brakowało, a Łukasz Mejza wspiąłby się w naszym kraju niemal na szczyty władzy politycznej… A wszystko dzięki temu, że pasuje idealnie do modelu typowego przedstawiciela „dobrej zmiany”. To taka nowsza wersja Błaszczaka lub Sasina. Tyle tylko, że Mejza jest od typowego PIS-owca bardziej pomysłowy i energiczny, bardziej zdeterminowany i bezwzględny.
Nie chcę zbytnio rozpisywać się o „politycznej karierze” tej kreatury. W ciągu ostatnich 3-4 dni ukazało się o niej kilka artykułów oraz materiałów w TV, więc większość z Was wie już, z „czym” mamy do czynienia. Słyszeliśmy o jego żerowaniu na ludzkich dramatach. Widzieliśmy zrozpaczonych rodziców małych, ciężko chorych dzieci, których ten skurw*syn Mejza okłamał, oszukał i od których wyłudził olbrzymie kwoty pieniędzy za rzekome uzdrowienie dzieciaków… Wiemy, że zarabiał krocie na organizowaniu lewych „szkoleń” z zakresu „PR i kontaktów z mediami” dla fryzjerek, kosmetyczek i kasjerek. Słyszeliśmy o milionowej dotacji, jaką dostał z Agencji Rozwoju Regionalnego na działalność swojej firmy, która w zasadzie nie prowadziła żadnej działalności. Słyszeliśmy o dziesiątkach tysięcy zł, na jakie Mejza wyceniał swoje usługi doradcze dla Prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego, jego politycznego i biznesowego promotora. Do dziś tamtejsi miejscy radni nie mogą znaleźć żadnych dokumentów potwierdzających wykonanie przez firmę Mejzy Future Wolves zleceń z zakresu „pomocy graficznej w tworzeniu materiałów promocyjnych”… Ale za to radni z Gorzowa Wlkp. znaleźli dowody, że Mejza, podczas kampanii wyborczej do Sejmu złamał zasady etyki i przywalili mu karę w wys. 50 tysięcy zł. Których to pieniędzy Mejza nie chce im zapłacić, więc sprawa znajdzie finał w sądzie. No i słyszeliśmy, że w oświadczeniach majątkowych Mejzy z ostatnich lat prawie nic się nie zgadza ze stanem faktycznym, poza imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia. W tej sytuacji kłamstwa tej kanalii na temat swojego studiowania na kilku kierunkach i wyższego wykształcenia jawią się już tylko jako drobny epizod.
Jak więc widać niemal wszystko, czym się Mejza zajmował w ciągu ostatnich lat, było na granicy prawa lub poza tą granicą. Nie tylko zresztą kręgosłup moralny ma on jak z gumy, poglądy polityczne też. Jego dawni znajomi twierdzą nawet, że w ogóle ich nie miał i nie ma nadal. W zależności od tego, politykom której partii chciał się przypodobać i coś u nich ugrać, był i liberałem, i socjaldemokratą, i konserwatystą oraz praktykującym katolikiem. Ambicje tej gnidy zawsze sięgały cholernie wysoko, a początkiem jego wielkiej kariery miało być dostanie się do Sejmu. Na listach wyborczych PIS panował taki tłok, że nie miał szans się na nich znaleźć. Nie udało mu się również wkręcić na listy Platformy, bo Wadim Tyszkiewicz już wcześniej się na nim poznał i zablokował jego starania. Ale Mejza wkradł się w łaski PSL-owców, w czym pomógł mu bardzo właśnie Prezydent Kubicki. No i startując z ostatniego miejsca na ich liście potrafił zrobić tak oszałamiającą i dynamiczną kampanię, iż uzyskał drugi wynik, za wieloletnią posłanką PSL-u Fedak. Nie dostał się wprawdzie na Wiejską, ale Fedak rok później zmarła i Mejza wskoczył na jej miejsce w ławach sejmowych. I tyle było jego związków z PSL-em, bo już następnego dnia stał się PIS-owcem, tyle że nie należącym do PIS.
Dopóki Kaczyński miał w Sejmie w miarę stabilną większość, znaczenie Mejzy było marginalne. Ot, jeszcze jeden polityczny renegat, który głosował ramię w ramię z PIS-em, żeby się przypodobać najsilniejszej partii, mającej władzę absolutną w państwie. „Politycznym złotem” okazało się dla niego wyrzucenie z rządu Gowina. Z dnia na dzień ten śmieć zaczął dla Kaczyńskiego być wart więcej złota, niż waży. Jestem pewny, że to on sam zgłosił się do Prezesa z ofertą „współpracy”. Ale trudno byłoby Nowogrodzkiej wytłumaczyć sejmową koalicję z jednym posłem. Jako singiel Mejza mógł co najwyżej dostać fuchę w zarządzie jakiejś dużej spółki SP. Ale jemu śniła się kariera polityczna. Przez 5 lat ciągłych przekrętów i wyłudzeń znacznych kwot od ludzi nieuleczalnie chorych oraz rodziców chorych dzieci uzbierał tyle, że głodem nie przymierał. Tak więc, by mieć otwartą drogę na polityczne salony, związał się z podobnymi degeneratami jak on. Z Bielanem i Bortniczukiem oraz ich partyjką. I w ten sposób Mejza, w iście rekordowym tempie, nie tylko stał się wiceprezesem Republikanów, ale także zastępcą Bortniczuka w na cito reaktywowanym ministerstwie sportu. I od razu odbiła mu palma… Ledwie zaczął swoje „wiceministrowanie”, a już swoim chamstwem i bezczelnością wywołał skandal. Podczas niedawnego zjazdu wyborczego Polskiego Związku Kolarstwa jako przedstawiciel resortu sportu chciał koniecznie wpłynąć na delegatów, by wybrali na Prezesa nikomu nieznaną Annę Drobek (była działaczka „Samoobrony”), która nigdy z kolarstwem nie miała do czynienia! Oczywiście to czysty przypadek, że Drobek jest jego dobrą znajomą z Zielonej Góry m.in. jej kancelaria adwokacka mieści się w tej samej kamienicy, w której jedna z firm Mejzy ma swoją siedzibę.
Nie chce mi się opisywać kulisów tych wyborów, bo mi się na wymioty zbiera… Wyobraźcie sobie zresztą sytuację, że na mównicę wychodzi jakaś baba nie wiadomo skąd, nie wiadomo jakim cudem kandydująca na stanowisko Prezesa PZK i do ponad 100 długoletnich, zasłużonych działaczy oraz sportowców mówi, że ich Związek jest bankrutem i w tej sytuacji oni nie mogą odrzucić jej kandydatury ani stawiać jej stawiać żadnych warunków. W tym samym czasie, w kuluarowych rozmowach z delegatami, jej promotor Mejza grozi, że jeśli Drobek nie zostanie wybrana, to Związek nie ma co liczyć na wsparcie finansowe ze strony jego ministerstwa. I dzieje się to na walnym zebraniu wyborczym autonomicznego, apolitycznego zrzeszenia.
W wyborach Drobek zaliczyła ciężki łomot, a właściwie nokaut. Odpadła w przedbiegach dostając zaledwie 6 głosów na 74 głosujących. Ale próby zmuszania delegatów szantażem finansowym do popierania jej kandydatury zakończyły się wielką awanturą. Oto opinia jednego z wściekłych uczestników zjazdu o zachowaniu Mejzy: ”Sama obecność tego pana w takim miejscu i w takich okolicznościach wzbudziła moje i nie tylko moje zażenowanie. Pan, który był już we wszystkich chyba partiach i uprawiał wszystkie chyba biznesy, teraz przyjeżdża i próbuje na coś wpływać. Autorytetu nie zdobywa się funkcją, tylko wiedzą i doświadczeniem. On ani jednego, ani drugiego nie ma”.
Mejza może by się i nie przejął jakoś specjalnie oburzeniem kilkudziesięciu działaczy sportowych. W końcu jest już wystarczająco bezczelny i wyzuty z zasad moralnych, doświadczony i zahartowany w nurzaniu się w różnych szambach, bo od lat, czego się nie tknie, to wszystko kończy się jakimś skandalem. Ale tym razem miał pecha i to podwójnego. Bo swoim zachowaniem cholernie wkurzył także Nowogrodzką, dla której Mejza wciąż jest „ciałem obcym”. Politycy PIS nie są tak wyrozumiali dla ludzi, którzy z nimi „tylko” kolaborują, jak dla swoich partyjnych kolegów. Gdyby Mejza był długoletnim członkiem partii, mógłby nawet zagrozić delegatom rozstrzelaniem, publicznie ich zwyzywać od „lewaków” i zgwałcić protokolantkę zjazdu. A Nowogrodzka by to później i tak jakoś usprawiedliwiła oraz zatuszowała. Ale Mejza nie jest członkiem PIS, w dodatku jest powszechnie w PIS znienawidzony. Nie będąc nawet członkiem partii dostał bowiem stanowisko ministerialne, na które miało chrapkę wielu zasłużonych PIS-owców. Wszyscy w dodatku wiedzą, że dostał je psim swędem, bo potrzebny jest jego głos w Sejmie. I teraz, gdy słupki poparcia dla PIS spadają z miesiąca na miesiąc, a na światło dzienne wychodzą właśnie afery także Bortniczuka, ministerialnego przełożonego Mejzy, ten przybłęda z woj. lubuskiego wywija taki numer… A pech Mejzy okazał się podwójny, bowiem niemal równocześnie do mediów zaczęły się przedostawać informacje o przeróżnych jego ciemnych, często obrzydliwych sprawach z przeszłości. A także o jego bieżących wyczynach w Sejmie np. o tym, jak w ciągu zaledwie kilku godzin, pisząc 2-3 zdania na kartce, „zaliczył” za jednym zamachem aż 36 interpelacji poselskich.
Nowogrodzka ma obecnie z Mejzą niemal tak wielki problem, jaki mieli rok temu z Danielem „Ch*jem Skurw*synem Pierd*lonym Brudną Pałą Wszystko Mogę” Obajtkiem. Mejza wprawdzie do partii nie należy, a jego znaczenie dla PIS jest dużo mniejsze, niż byłego wójta Pcimia, ale też realia polityczno-ekonomiczne bardzo się zmieniły na niekorzyść Nowogrodzkiej. Dziś PIS jest na wszystkich frontach w zdecydowanej defensywie i nie widać na horyzoncie nawet zwiastunów jakiejś poprawy tej sytuacji. Wizerunek partii rujnują coraz to nowe maile ze skrzynki Dworczyka, rekordowe liczby zachorowań i zgonów na Covid19, paraliż służby zdrowia, szalejąca inflacja i chaos „PIS Bezładu”, który okazuje się jednym wielkim polem minowym, a nie żadnym błogosławieństwem. Dochodzi konflikt na granicy z Białorusią, a jeszcze wielkimi krokami zbliżają się terminy podjęcia decyzji przez TSUE oraz Brukselę odnośnie nałożenia sankcji na Polskę i Węgry. Pętla na szyi bandytów zaciska się i każda kolejna ich afera wzmacnia ten ucisk.
PIS musi więc coś zrobić z tym „mejzowym” skandalem. Na razie, już tradycyjnie, unikają jak ognia wypowiadania się na temat przeszłości swojego hmmm… koalicjanta. PIS-owcy zawsze bardzo chętnie komentują, recenzują i naigrywają się z wpadek polityków opozycji. Gdy mają jednak odnieść się do skandali z udziałem swoich partyjnych kolegów, zawsze ogarnia ich jakaś przedziwna komentatorska niemoc. Albo nie są zorientowani w temacie, albo bardzo gdzieś się spieszą i nie mają czasu odpowiadać na pytania dziennikarzy. Teraz też niechętnie zabierają głos na temat Mejzy. Ale już pojawiają się nieśmiałe zapowiedzi przykładnego zdymisjonowania tej mendy. Tyle, że Nowogrodzka i „kurwizja” tradycyjnie odwrócą kota ogonem. Nie będzie słów potępienia i rzeczywistego rozliczenia przestępczych działań Mejzy. Bo jego poparcie w Sejmie nadal jest PIS-owi potrzebne jak tlen. Będzie natomiast przedstawianie jego dymisji jako dowodu na stosowanie przez PIS surowych kryteriów uczciwości i sprawiedliwości w życiu publicznym. Zapewne pojawią się przy okazji ataki na opozycję i wytykanie, że za poprzednich rządów takie afery zamiatano pod dywan, zaś w czasach „dobrej zmiany” są one przykładnie rozliczane, a winni pociągani do odpowiedzialności. Taką właśnie linię obrony przez atak zasygnalizował już Sylwester Tułajew, PIS-dzielec z Lublina, znany głównie z nachalnego promowania swojej osoby oraz permanentnego przywłaszczania sobie zasług i sukcesów innych osób.
Natomiast PIS-owcy będą starali się za wszelką cenę przemilczeć i „rozwodnić” meritum afery Mejzy… To, jakim cudem zwykły łajdak, który od lat zajmuje się głównie łamaniem prawa i krzywdzeniem ludzi, ciężko doświadczonych przez los, zdesperowanych i zrozpaczonych, mógł stać się członkiem rządu RP! Bez jakichkolwiek kompetencji i doświadczenia! W normalnych krajach do polityki idą ludzie, którzy mają już na swoim koncie jakieś sukcesy w innych dziedzinach i ugruntowaną pozycję społeczną, no i zapewnioną niezależność finansową. Zanim staną się wysokimi funkcjonariuszami publicznymi, ich życiorysy, osiągnięcia oraz postawa moralna są poddawane dokładnym analizom i weryfikowane. Bowiem w normalnych krajach obowiązują pewne żelazne, wypracowane przez dziesięciolecia standardy prawne i etyczne. A w „państwie PIS” obowiązują wzorce rodem z bolszewickiej Rosji. Gdzie chłop dopiero co oderwany od pługa zostawał ministrem rolnictwa, niepiśmienny robotnik dyrektorem kombinatu, a amnestionowani przez Lenina bandyci i sadyści obsadzali aparat bezpieczeństwa. Dla Nowogrodzkiej też ważna jest tylko legitymacja partyjna, wierność i lojalność. Na pytania, w jaki sposób Mejza został członkiem rządu, PIS-owcy nie będą potrafili odpowiadać. I właśnie dlatego musimy im to oskarżycielskie pytanie zadawać, gdzie się da i kiedy się da. Im bardziej oni nie chcą go usłyszeć i im większą panikę ono w nich wywołuje, tym głośniej i natarczywiej powinniśmy je zadawać.
Miejsce takich ludzi jak Mejza, Bortniczuk i Bielan jest w więzieniu lub na wysypisku śmieci. Miałem napisać, że w spalarni odpadów, ale tego nie napiszę… Kaczyński i PIS, wchodząc z nimi w polityczne układy, zawierając koalicję i obdarzając ministerialnymi stanowiskami, sami stawiają się w tym samym szeregu, co okradający śmiertelnie chorych ludzi Mejza. Który, by wyłudzić pieniądze od rodziców umierających dzieci, nie wahał się mamić ich nadziejami na istnienie cudownej, skutecznej kuracji. A Kamil Bortniczuk? Rok temu dla kobiet poddających się aborcji domagał się kar dożywocia! A teraz okazuje się, że najlepiej czuje się wciągając kolejne kreski kokainy w towarzystwie ekskluzywnych dziwek i pospolitych przestępców. Fakt, że tacy ludzie współdecydują dziś o losach 38-milionowego narodu, jest jak plucie w twarz temu narodowi…
[CC] Jacek Nikodem