Gdy przeczytałam w gazecie, że straciłeś prawo jazdy, bo prułeś setką przez teren zabudowany przypomniała mi się inna jazda samochodem. W 2019 prułam ja, z Żoną i psem 200 mil do punktu wyborczego w Austin, Texas, żeby oddać na Ciebie głos. Jako opozycja demokratyczna poszliście wtedy do wyborów w trzech blokach. Nie był to dobry pomysł, bo nasz system wyborczy premiuje duże ugrupowania. Tym pomysłem, by iść w rozbiciu na trzy bloki, narażaliscie nas, waszych wyborców, na klęskę, ale cóż było robić. Trzydzieści kilka tysięcy członków PO, kilkadziesiąt tysięcy członków pozostałych partii opozycji demokratycznej, czyli pół procenta ludzi w Polsce, zdecydowało, ze wasza partyjna tożsamość i różnice programowe są ważniejsze od jedności i losu Polski i nie zrobiliście wspólnej listy Antypis.
Wstępne wyniki wyborów w 2019 obserwowałam wówczas w hotelu. Patrząc na klęskę obozu demokratycznego, który dostał o 900 tysięcy głosów więcej od PiS, moja amerykańska Żona w kółko dopytywała mnie dlaczego tak się stało. Tłumaczyłam jej jak dziecku: mamy taki system przeliczania głosów, nazywa się system d’Hondta, który premiuje „dużą jedność”. „Duże” ugrupowanie może w tym systemie dostać mniej głosów, niż trzy malutkie, a weźmie więcej mandatów. I tak się stało. PiS wziął 235 mandatów, a wasze trzy małe koalicje, które dostały więcej głosów niż PiS, wygrały tylko 213 mandatów.
Żona jest praktyczną Amerykanką. Nasza noc wyborcza w hotelu w Austin nie była przyjemna, podobnie jak droga powrotna do domu. Żona przez ten cały czas wypytywała mnie ze szczegółami o to, dlaczego poszliście do wyborów w trzech blokach, jeśli wiadomo było, że to recepta na klęskę. Przysięgam, że uczciwie odgrywałam rolę adwokatki diabła i przytaczałam jej wszystkie argumenty, jakich używaliście tworząc te trzy odrębne koalicje. Karmiłam Żonę opowieściami o tożsamości ugrupowań, która może się zatrzeć w koalicjach i wzbudzić niesmak elektoratu, który na Tuska oddałby głos, a koktajl Tuska z Zandbergiem wypluje. Tłumaczyłam, że programu liberałów nie da się tak opiłować, by nie kłuł w oczy wyborców nastawionych roszczeniowo. Uwierz mi, dałam z siebie wszystko, by jej to wytłumaczyć, a ona całą podróż powrotną do samych drzwi naszego domu wzruszała tymi swoimi amerykańskimi praktycznymi ramionami i powtarzała: - „Ni rhozumim” - tą swoją polszczyzną, wymawiając r tak trochę, jak Ty.
Prawda była taka, że ja tez nie rozumiałam, ale po cichu.
Głos, który oddalam na Ciebie w 2019 kosztował mnie: benzyna + hotel + jedzenie w knajpie + ze dwanaście godzin. Jak więc widać jestem świadomym i solidnym elektoratem, który dla demokracji da się pokroić i wytrzyma żonine kręcenie głową z dezaprobatą i powtarzane w kółko - Ni rhozumim.
To jednak można wytrzymać raz. Gdy powiedziałam Żonie, ze wróciłeś do polskiej polityki i że planujesz pójście do wyborów w 2023 w dwóch lub trzech koalicjach, to już nie czekałam na jej reakcje tylko wydarłam się sama:
- I ja tego, koorwa, ni rhozumim! - co nieco spacyfikowało moją Żonę.
Jak już wykazałam wcześniej, mój głos w wyborach ma pewną namacalną cenę w dolarach. Nie ma takiej siły, bym mojej praktycznej amerykańskiej Żonie wytłumaczyła w 2023, że musimy znowu zapakować psa, wynająć hotel i jechać w podróż, żeby wywalić ten mój głos do kosza. Żona nie ma żadnych romantycznych skrzydeł husarii, bohaterów wyklętych i przedmurzy Europy w rodowodzie. Żona na kolejne marnotrastwo mojego głosu się nie zgodzi.
I - żeby nie było, ze zasłaniam się Żoną - ja też się na to nie zgadzam. Dlatego, jeśli pójdziecie do wyborów w kilku koalicjach, my z Żoną będziemy oglądać seriale na Netflixie i nie będziemy pruć przez prerie by głosować.
Drogi Donaldzie, masz teraz trzy miesiące by spacerować i myśleć. Demokracje na całym świecie trzęsą sie w posadach. Ludzie zmęczeni pandemią chcą szybkich i zdecydowanych rozwiązań więc skłaniają się ku dyktatorom, którzy reklamują się, jako skuteczne rządy na skróty, bez demokratycznych barokowych debat, dyskusji i niekończących się tortur ucierania kompromisów.
Polska brunatnieje. Następne zwycięstwo PiS w wyborach to groźba ich rządów z faszystami. Musisz to wiedzieć. A jednak kusi was znowu żeby igrać z ogniem.
Wszystkie badania opinii pokazują, ze zjednoczony blok Antypis zwycięży, natomiast kilka bloków opozycji przegra z PiS.
Ni rhozumim więc, jak chcielibyście coś takiego znów Polsce zrobić!
Trzeba zwolnić Donaldzie, pomyśleć i dopiero potem przyspieszyć. A przyspieszyć trzeba budowanie okrągłego stołu całej opozycji demokratycznej. Musimy naprawić demokrację w Polsce i rozliczyć winnych łamania konstytucji i prawa. Do tego potrzebne jest zwycięstwo sił demokratycznych w następnych wyborach. Zapewnić je może tylko jeden blok Antypis. Jak już posprzątamy po PiSie, to będziecie mogli znów wybić się na partyjną niepodległość i zrobić nowe wybory i walczyć o nasze głosy na programy oddzielnych ugrupowań.
Teraz jedziemy wszyscy przez teren zabudowany. Musimy dmuchać na kierownicę i być cali zmobilizowani. Nigdy nie wiadomo skąd wyskoczy patrol, który może nam zabrać następne zwycięstwo.
Z szacunkiem Donaldzie, Twoja Jola
PS. Przypomnę, ze jesteśmy na ty od czasów studenckich, gdy moim chłopakiem (sic!) był Twój przyjaciel. Przypomnieliśmy to sobie w latach dziewięćdziesiątych, gdy Ty byłeś wchodzącą gwiazdą gdańskich liberałów, a ja dziennikarką, która robiła z Tobą wywiady. Buziaki więc.
[CC] Jolanta SacewiczGdy przeczytałam w gazecie, że straciłeś prawo jazdy, bo prułeś setką przez teren zabudowany przypomniała mi się inna jazda samochodem. W 2019 prułam ja, z Żoną i psem 200 mil do punktu wyborczego w Austin, Texas, żeby oddać na Ciebie głos. Jako opozycja demokratyczna poszliście wtedy do wyborów w trzech blokach. Nie był to dobry pomysł, bo nasz system wyborczy premiuje duże ugrupowania. Tym pomysłem, by iść w rozbiciu na trzy bloki, narażaliscie nas, waszych wyborców, na klęskę, ale cóż było robić. Trzydzieści kilka tysięcy członków PO, kilkadziesiąt tysięcy członków pozostałych partii opozycji demokratycznej, czyli pół procenta ludzi w Polsce, zdecydowało, ze wasza partyjna tożsamość i różnice programowe są ważniejsze od jedności i losu Polski i nie zrobiliście wspólnej listy Antypis.
Wstępne wyniki wyborów w 2019 obserwowałam wówczas w hotelu. Patrząc na klęskę obozu demokratycznego, który dostał o 900 tysięcy głosów więcej od PiS, moja amerykańska Żona w kółko dopytywała mnie dlaczego tak się stało. Tłumaczyłam jej jak dziecku: mamy taki system przeliczania głosów, nazywa się system d’Hondta, który premiuje „dużą jedność”. „Duże” ugrupowanie może w tym systemie dostać mniej głosów, niż trzy malutkie, a weźmie więcej mandatów. I tak się stało. PiS wziął 235 mandatów, a wasze trzy małe koalicje, które dostały więcej głosów niż PiS, wygrały tylko 213 mandatów.
Żona jest praktyczną Amerykanką. Nasza noc wyborcza w hotelu w Austin nie była przyjemna, podobnie jak droga powrotna do domu. Żona przez ten cały czas wypytywała mnie ze szczegółami o to, dlaczego poszliście do wyborów w trzech blokach, jeśli wiadomo było, że to recepta na klęskę. Przysięgam, że uczciwie odgrywałam rolę adwokatki diabła i przytaczałam jej wszystkie argumenty, jakich używaliście tworząc te trzy odrębne koalicje. Karmiłam Żonę opowieściami o tożsamości ugrupowań, która może się zatrzeć w koalicjach i wzbudzić niesmak elektoratu, który na Tuska oddałby głos, a koktajl Tuska z Zandbergiem wypluje. Tłumaczyłam, że programu liberałów nie da się tak opiłować, by nie kłuł w oczy wyborców nastawionych roszczeniowo. Uwierz mi, dałam z siebie wszystko, by jej to wytłumaczyć, a ona całą podróż powrotną do samych drzwi naszego domu wzruszała tymi swoimi amerykańskimi praktycznymi ramionami i powtarzała: - „Ni rhozumim” - tą swoją polszczyzną, wymawiając r tak trochę, jak Ty.
Prawda była taka, że ja tez nie rozumiałam, ale po cichu.
Głos, który oddalam na Ciebie w 2019 kosztował mnie: benzyna + hotel + jedzenie w knajpie + ze dwanaście godzin. Jak więc widać jestem świadomym i solidnym elektoratem, który dla demokracji da się pokroić i wytrzyma żonine kręcenie głową z dezaprobatą i powtarzane w kółko - Ni rhozumim.
To jednak można wytrzymać raz. Gdy powiedziałam Żonie, ze wróciłeś do polskiej polityki i że planujesz pójście do wyborów w 2023 w dwóch lub trzech koalicjach, to już nie czekałam na jej reakcje tylko wydarłam się sama:
- I ja tego, koorwa, ni rhozumim! - co nieco spacyfikowało moją Żonę.
Jak już wykazałam wcześniej, mój głos w wyborach ma pewną namacalną cenę w dolarach. Nie ma takiej siły, bym mojej praktycznej amerykańskiej Żonie wytłumaczyła w 2023, że musimy znowu zapakować psa, wynająć hotel i jechać w podróż, żeby wywalić ten mój głos do kosza. Żona nie ma żadnych romantycznych skrzydeł husarii, bohaterów wyklętych i przedmurzy Europy w rodowodzie. Żona na kolejne marnotrastwo mojego głosu się nie zgodzi.
I - żeby nie było, ze zasłaniam się Żoną - ja też się na to nie zgadzam. Dlatego, jeśli pójdziecie do wyborów w kilku koalicjach, my z Żoną będziemy oglądać seriale na Netflixie i nie będziemy pruć przez prerie by głosować.
Drogi Donaldzie, masz teraz trzy miesiące by spacerować i myśleć. Demokracje na całym świecie trzęsą sie w posadach. Ludzie zmęczeni pandemią chcą szybkich i zdecydowanych rozwiązań więc skłaniają się ku dyktatorom, którzy reklamują się, jako skuteczne rządy na skróty, bez demokratycznych barokowych debat, dyskusji i niekończących się tortur ucierania kompromisów.
Polska brunatnieje. Następne zwycięstwo PiS w wyborach to groźba ich rządów z faszystami. Musisz to wiedzieć. A jednak kusi was znowu żeby igrać z ogniem.
Wszystkie badania opinii pokazują, ze zjednoczony blok Antypis zwycięży, natomiast kilka bloków opozycji przegra z PiS.
Ni rhozumim więc, jak chcielibyście coś takiego znów Polsce zrobić!
Trzeba zwolnić Donaldzie, pomyśleć i dopiero potem przyspieszyć. A przyspieszyć trzeba budowanie okrągłego stołu całej opozycji demokratycznej. Musimy naprawić demokrację w Polsce i rozliczyć winnych łamania konstytucji i prawa. Do tego potrzebne jest zwycięstwo sił demokratycznych w następnych wyborach. Zapewnić je może tylko jeden blok Antypis. Jak już posprzątamy po PiSie, to będziecie mogli znów wybić się na partyjną niepodległość i zrobić nowe wybory i walczyć o nasze głosy na programy oddzielnych ugrupowań.
Teraz jedziemy wszyscy przez teren zabudowany. Musimy dmuchać na kierownicę i być cali zmobilizowani. Nigdy nie wiadomo skąd wyskoczy patrol, który może nam zabrać następne zwycięstwo.
Z szacunkiem Donaldzie, Twoja Jola
PS. Przypomnę, ze jesteśmy na ty od czasów studenckich, gdy moim chłopakiem (sic!) był Twój przyjaciel. Przypomnieliśmy to sobie w latach dziewięćdziesiątych, gdy Ty byłeś wchodzącą gwiazdą gdańskich liberałów, a ja dziennikarką, która robiła z Tobą wywiady. Buziaki więc.
[CC] Jolanta Sacewicz