O czym myślę? Myślę o Mahjabeen Hakimi.
Ale, jak myślę o niej, to zaraz przypominają mi się twarze, które mam nieprzyjemność oglądać w telewizji. Nie będę wymieniał wszystkich właścicieli tych twarzy, ponieważ wiem, że wyznają oni zasadę: "nieważne, jak o mnie mówią, ważne, że mówią", a ja nie widzę żadnego powodu, żeby ich w tym auto-promocyjnym procederze wspierać. Jednak, żeby nie było niejasności, kogo mam na myśli, wymienię, jako reprezentatywne, nazwisko posła Giżyńskiego, a konkretnie tego, który z niejasnych powodów często, zbyt często, jest pokazywany w TVN24. Wczoraj był u pani Olejnik. Oglądałem wyłącznie ze względu na jego kontrpartnerkę Barbarę Nowacką. Oboje trzymali swój zwykły poziom, a to znaczy, że pani Barbary słuchałem z chęcią, a Giżyńskiego całkowicie odwrotnie. Czyli było, jak zwykle, chociaż Giżyński, jak wiadomo, robił ostatnio, jakieś polityczne fikołki, co mogło niejednego zmylić. Mnie nie zmyliło i miałem rację. Oczywiście, to, co wczoraj gadała z tą swoją obłudnie świętoszkowatą sztuczną miną głowa, nazywana Giżyński, nie miało najmniejszego znaczenia. Wspominam o nim tylko dlatego, że zgodnie z tym, czego się po nim spodziewałem, raczył się był wypróżnić w odpowiedzi na pytanie dotyczące sytuacji ludzi umierających na granicy polsko-białoruskiej. To znaczy, że wygłosił kilka idiotycznych sloganów, charakterystycznych dla ludzi, którzy albo nie wiedzą, albo udają, że nie wiedzą o czym mówią, kiedy klepią formułki o prowokacji Łukaszenki i "bohaterskich obrońcach naszych polskich granic", chroniących nas przed naporem uchodźców, którzy, sami są sobie winni, bo nielegalnie wyruszyli w świat w poszukiwaniu raju. Charakterystyczne przy tym jest, że ci nieprzejednani sukcesorzy husarzy z odsieczy wiedeńskiej, wszelkie dopytywania o dzieci wypychane do lasu, w najlepszym razie zbywają milczeniem. Na temat dzieci narażanych na niebezpieczeństwo śmierci, świętoszek Giżyński wczoraj też wolał milczeć, być może ośmielony wizerunkiem którejś z matek boskich, tkwiących na regale za jego plecami. I to by było tyle o Giżyńskim i reprezentowanych przez niego pragmatycznych obrońcach Polski i Europy przed wschodnimi pierwotniakami.
A teraz o wspomnianej na wstępie Mahjabeen Hakimi. Młodej, pięknej i odważnej dziewczynie z Afganistanu. Mahjabeen chciała dawać radość sobie i innym, grając w siatkówkę. Pamiętacie nasze polskie złotka? No, to takim afgańskim złotkiem ośmieliła się chcieć być piękna Mahjabeen. Niestety, do władzy w Afganistanie powrócili talibowie, dla których były i są najważniejsze prawa boskie. A prawa boskie, szariat, nie pozwalają kobietom grzeszyć niewłaściwym zachowaniem. Grzesznym zachowaniem Mahjabeen Hakimi była gra w siatkówkę. Za taki występek prawo boskie nakazuje ścięcie grzeszniczki mieczem. Mahjabeen nie zdążyła uciec z Afganistanu na czas, więc jej głowa została odcięta mieczem od tułowia w imię prawa boskiego.
Nie będę pytał nikogo z reprezentowanych przez Giżyńskiego, niezłomnych obrońców naszych polskich granic, powtarzających slogany o ekonomicznych motywach, rzekomo poszukujących raju uchodźców, jaki konkretnie raj mają na myśli. W ogóle nie zamierzam ich o nic pytać. Powiem tylko, że skoro w ich idiotycznym gadaniu są pomówienia nas - ludzi upominających się o los uchodźców nieludzko traktowanych na granicy - o pomocnictwo zbrodniarzowi Łukaszence, to trudno będzie nie dopatrywać się w ich nieprzejednanej postawie wobec uciekinierów, związków z prawem boskim i krwawymi talibami.
[CC] Michał OsiecimskiO czym myślę? Myślę o Mahjabeen Hakimi.
Ale, jak myślę o niej, to zaraz przypominają mi się twarze, które mam nieprzyjemność oglądać w telewizji. Nie będę wymieniał wszystkich właścicieli tych twarzy, ponieważ wiem, że wyznają oni zasadę: "nieważne, jak o mnie mówią, ważne, że mówią", a ja nie widzę żadnego powodu, żeby ich w tym auto-promocyjnym procederze wspierać. Jednak, żeby nie było niejasności, kogo mam na myśli, wymienię, jako reprezentatywne, nazwisko posła Giżyńskiego, a konkretnie tego, który z niejasnych powodów często, zbyt często, jest pokazywany w TVN24. Wczoraj był u pani Olejnik. Oglądałem wyłącznie ze względu na jego kontrpartnerkę Barbarę Nowacką. Oboje trzymali swój zwykły poziom, a to znaczy, że pani Barbary słuchałem z chęcią, a Giżyńskiego całkowicie odwrotnie. Czyli było, jak zwykle, chociaż Giżyński, jak wiadomo, robił ostatnio, jakieś polityczne fikołki, co mogło niejednego zmylić. Mnie nie zmyliło i miałem rację. Oczywiście, to, co wczoraj gadała z tą swoją obłudnie świętoszkowatą sztuczną miną głowa, nazywana Giżyński, nie miało najmniejszego znaczenia. Wspominam o nim tylko dlatego, że zgodnie z tym, czego się po nim spodziewałem, raczył się był wypróżnić w odpowiedzi na pytanie dotyczące sytuacji ludzi umierających na granicy polsko-białoruskiej. To znaczy, że wygłosił kilka idiotycznych sloganów, charakterystycznych dla ludzi, którzy albo nie wiedzą, albo udają, że nie wiedzą o czym mówią, kiedy klepią formułki o prowokacji Łukaszenki i "bohaterskich obrońcach naszych polskich granic", chroniących nas przed naporem uchodźców, którzy, sami są sobie winni, bo nielegalnie wyruszyli w świat w poszukiwaniu raju. Charakterystyczne przy tym jest, że ci nieprzejednani sukcesorzy husarzy z odsieczy wiedeńskiej, wszelkie dopytywania o dzieci wypychane do lasu, w najlepszym razie zbywają milczeniem. Na temat dzieci narażanych na niebezpieczeństwo śmierci, świętoszek Giżyński wczoraj też wolał milczeć, być może ośmielony wizerunkiem którejś z matek boskich, tkwiących na regale za jego plecami. I to by było tyle o Giżyńskim i reprezentowanych przez niego pragmatycznych obrońcach Polski i Europy przed wschodnimi pierwotniakami.
A teraz o wspomnianej na wstępie Mahjabeen Hakimi. Młodej, pięknej i odważnej dziewczynie z Afganistanu. Mahjabeen chciała dawać radość sobie i innym, grając w siatkówkę. Pamiętacie nasze polskie złotka? No, to takim afgańskim złotkiem ośmieliła się chcieć być piękna Mahjabeen. Niestety, do władzy w Afganistanie powrócili talibowie, dla których były i są najważniejsze prawa boskie. A prawa boskie, szariat, nie pozwalają kobietom grzeszyć niewłaściwym zachowaniem. Grzesznym zachowaniem Mahjabeen Hakimi była gra w siatkówkę. Za taki występek prawo boskie nakazuje ścięcie grzeszniczki mieczem. Mahjabeen nie zdążyła uciec z Afganistanu na czas, więc jej głowa została odcięta mieczem od tułowia w imię prawa boskiego.
Nie będę pytał nikogo z reprezentowanych przez Giżyńskiego, niezłomnych obrońców naszych polskich granic, powtarzających slogany o ekonomicznych motywach, rzekomo poszukujących raju uchodźców, jaki konkretnie raj mają na myśli. W ogóle nie zamierzam ich o nic pytać. Powiem tylko, że skoro w ich idiotycznym gadaniu są pomówienia nas - ludzi upominających się o los uchodźców nieludzko traktowanych na granicy - o pomocnictwo zbrodniarzowi Łukaszence, to trudno będzie nie dopatrywać się w ich nieprzejednanej postawie wobec uciekinierów, związków z prawem boskim i krwawymi talibami.
[CC] Michał Osiecimski