Nieomylny prezes - nieomylna partia

Na przykładzie kar nałożonej przez TSUE w związku zaniechaniami i arogancją rządu w sprawie kopalni Turów mamy widoczny jak na dłoni jeden z grzechów głównych zarówno Kaczyńskiego, jak i jego politycznego otoczenia. Jest nim całkowity brak zdolności do przyznania się do własnych błędów, niekompetencji, zaniedbań, nonszalancji, pychy. Cechą chyba wszystkich dyktatorów było ich głębokie przeświadczenie o swojej nieomylności, wyjątkowości, a nawet boskości. I narzucenie tego przekonania milionom podwładnych. Można od biedy to zrozumieć. Ale w "państwie PIS" to tworzenie aury nieomylnego wodza przybrało już cechy karykaturalne. Dziś wmawia się nam nie tylko nieomylność i nieskazitelność samego Kaczyńskiego, ale także całych zastępów jego partyjnych kundli, nominowanych przez Prezesa na najwyższe stanowiska w państwie.

Mamy konflikt w trójkącie Warszawa-Praga-TSUE. Wina za doprowadzenie do tego konfliktu w całości spada na Nowogrodzką. Wielkie imperia padały w ciągu kilku miesięcy. W ciągu kilku tygodni zmieniały się ustroje polityczne, wydawałoby się niezniszczalne. Tymczasem debilom i niedorozwojom z PIS-u aż 24 miesięcy było mało, by pojechać do Pragi, siąść do stołu, wysłuchać pretensji Czechów i spokojnie dogadać się w sprawie dofinansowania przez Polskę modernizacji ich studni oraz wodociągów, wybudowania podziemnej ściany i dźwiękochłonnych ekranów. Czyli inwestycji, których domagała się Praga, a których realizacja miała kosztować ok. 200 milionów zł. Bo Praga wcale nie domagała się zamknięcia kopalni Turów! Tylko zminimalizowania niektórych negatywnych skutków jej funkcjonowania dla regionów przygranicznych. Ale rząd PIS-u najpierw przez 1,5 roku kompletnie olewał Czechów i ignorował ich zastrzeżenia oraz żądania, bo co będą wicepremierowi Sasinowi jakieś „pepiki” podskakiwać. A gdy w lutym rozległ się dzwon alarmowy w postaci wniosku Czech do TSUE o wprowadzenie środków zapobiegawczych w postaci zamknięcia kopalni, usłyszeliśmy zapewnienia, że rząd wszystko z Czechami załatwi lub nawet załatwił. W rzeczywistości Cep i Sasin nie załatwili kompletnie niczego, choć zegar już tykał.

Gdyby wtedy PIS przewidziało to, co się wydarzyło teraz, we wrześniu, to już kilka miesięcy temu źródło całego konfliktu zostałoby zlikwidowane. Ale PIS nadal było przekonane, że z Czechami, jeśli w ogóle należy rozmawiać, to wyłącznie z pozycji siły. Albo biorą to, co im Cep i Sasin łaskawie dają, albo niech spierd... To jest ulubiona metoda „negocjacji” Kaczyńskiego. Który niewątpliwie zauważył, że Czechom przybył potężny sojusznik czyli TSUE, ale jak zwykle zignorował Trybunał. I tak oto znaleźliśmy się, dzięki Kaczyńskiemu, Cepowi, Sasinowi i ministrowi klimatu Kurtyce, w czarnej dupie... Po pierwsze - zmienił się przeciwnik. Czechów, bezradnych wobec nonszalancji Nowogrodzkiej, zastąpiło potężne TSUE. Przy którym z kolei Nowogrodzka jest bezradna. Po drugie - obecnie nie chodzi już tylko o kary nałożone przez Trybunał. Ale także o to, że w ślad za konfliktem na linii Warszawa-TSUE pójdą inne dotkliwe kary, nałożone na nas tym razem przez Brukselę. A pierwszą z tych kar będzie zapewne wykluczenie subregionu jeleniogórskiego z udziału w 3,5 mld EURO z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Na razie PIS nie przyjmuje do wiadomości, że te pieniądze mogą przepaść. Tak samo, jak nie przyjmowali do wiadomości, że TSUE może nam walnąć tak potężne kary za Turów. I tak samo, jak do niedawna nie przyjmowali do wiadomości, że województwa, których PIS-owskie władze nienawidzą osób LGBT i zamierzają je dyskryminować, również utracą miliardy EURO. Tyle, że Bruksela i TSUE przestały się już przejmować tym, co dociera do świadomości Kaczyńskiego, a co nie dociera. Walą kary i od razu rozglądają się z kolejnym pretekstem, żeby walnąć następne. Bo Bruksela i TSUE zaczęły w końcu, z wielkim opóźnieniem, ale jednak, traktować działalność PIS kompleksowo. Jako działania wrogie, wymierzone w fundamenty istnienia, spójności i żywotnych interesów Wspólnoty. A nie jako pomyłki albo niewłaściwą interpretację Traktatów lub unijnego prawa.

Więc dziś, gdy Unia ma już jakiś prawno-traktatowy punkt zaczepienia (a PIS dostarcza ich co chwilę), to wali tak, że aż wióry lecą. Wali niestety w nasz kraj, a nie tylko w Nowogrodzką. Ale też Unia nie ma możliwości stosować chirurgicznych restrykcji, których skutki dotknęłyby wyłącznie polityków PIS. Więc będziemy dostawać po łbie my wszyscy. I nie mamy co użalać się, że niesprawiedliwe jest karanie całego społeczeństwa za winy Kaczyńskiego i kilku tysięcy PIS-owskich bandytów, bowiem zastosowanie tej zbiorowej odpowiedzialności jest jak najbardziej uzasadnione i sprawiedliwe. Wybieramy sobie bandytów do władzy, to musimy ponieść tego konsekwencje. Bo jeśli ich nie poniesiemy, to zawsze będziemy powierzać rządy w naszym kraju właśnie bandytom, bolszewikom i nieudacznikom. Tylko dlatego, bo w kampanii wyborczej obiecali nam najwięcej...

Gdyby kopalnia Turów działała nie w "państwie PIS", tylko w Czechach lub Austrii, a skarżącym się do TSUE była np. Słowacja lub Włochy, to konflikt zostałby rozwiązany w drodze negocjacji i ustępstw. W ciągu ostatnich 17 lat zaledwie 4 razy zdarzyło się, by TSUE musiał interweniować w sprawie podobnego sporu pomiędzy dwoma członkami Unii! W gdyby jednak doszło do rozstrzygania sporu przez Trybunał, to nałożona kara nie przekraczałaby kilkudziesięciu tysięcy EURO dziennie. Miałby bardziej znaczenie prestiżowe i ostrzegawcze, niż finansowe. Ale recydywista, a rząd PIS jest już multirecydywistą, zawsze jest karany bardzo surowo. W najbliższym czasie czeka nas jeszcze kilka wyroków TSUE i one wszystkie będą dla rządu PIS miażdżące. Część z nich będzie dotyczyć kar finansowych za niezastosowanie się do 2 orzeczeń TSUE z lipca 2021r., a dotyczących Izby Dyscyplinarnej SN. I tu możemy się spodziewać co najmniej jednego wyroku znacznie bardziej drakońskiego, niż ten i tak już cholernie dotkliwy związany z Turowem. Może to być nawet 10-15 milionów EURO dziennie(!), bo też skala wykroczenia jest nieporównanie większa, niż w przypadku lokalnego konfliktu wokół Turowa. O ile orzeczone "turowskie" 500 tysięcy EURO dziennie jest do udźwignięcia dla budżetu państwa (choć też nie na dłuższą metę), o tyle kary w wysokości 300-400 milionów EURO miesięcznie rząd PIS nie udźwignie na pewno. A pamiętajmy, że to są „tylko” kary nakładane przez TSUE, a nie sankcje Brukseli…

Nie wyroków TSUE w sprawie Turowa politycy PIS boją się najbardziej. Tylko orzeczenia Trybunału potwierdzającego, iż powiązanie kwestii przestrzegania praworządności z wypłatą unijnych funduszy jest zgodne z unijnymi traktatami. Które otworzyłoby drogę do zablokowania w ogóle wszelkich funduszy dla Polski i Węgier. Napisano już na ten temat setki artykułów, więc nie będę go teraz drążyć. Tym bardziej, że właściwie ten post miał dotyczyć czegoś zupełnie innego. Odpowiedzialności i rzekomej nieomylności rządzących...

W "państwie PIS" wspomniany przeze mnie wcześniej mit o nieomylności „Wodza” wkroczył na wyższy poziom. Hitler, gdy zaczął ponosić porażki militarne, bez wahania obarczał swoich generałów winą nie tylko za ich błędy, ale także swoje własne. Stali się kozłami ofiarnymi. Stalin postępował identycznie. Gdy przeprowadzał czystki we własnym aparacie bezpieczeństwa i armii, o funkcjonariuszach winnych zdrady, „odchyleń prawicowych” lub "poważnych błędów i wypaczeń" propaganda sowiecka trąbiła miesiącami. Nawet w Polsce w okresie powojennym, gdy dochodziło do kolejnych przewrotów, nowa władza wytykała błędy swoim poprzednikom, choć przecież oni wszyscy wywodzili się z jednego pnia, byli członkami tej samej partii i prezentowali podobny światopogląd.

Kaczyński zrezygnował nawet z pozorów dokonywania jakichś rozliczeń winnych. On nigdy nie potrafił przyznać się do własnych błędów. Ani błędów politycznych, ani personalnych. Nadal uważa, że w 2007r. nie popełnił żadnego błędu doprowadzając do przyspieszonych wyborów. Oficjalny przekaz partii do dziś brzmi – „winni byli Lepper i Giertych, nie dało się z nimi nadal sprawować władzy”. Potem zdarzyły się jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki, mniejszych i większych błędów Kaczyńskiego, ale nigdy nikt w PIS nie nazwał ich błędami. Kult jednostki i mit o nieomylności Prezesa stały się jednym z partyjnych dogmatów. Nawet gdy musiał on interweniować w czasie jakichś ostrych konfliktów, grożących społecznym buntem, zawsze wychodził na tego, który przywraca sprawiedliwość społeczną i naprawia wyrządzone krzywdy. Tak było choćby przy okazji odwołania podwyżek dla ministrów Szydłowej… I jakoś nikomu z PIS do dziś nie przechodzi przez gardło, że przecież Prezes naprawia błędy swoich własnych podwładnych, których on sam obdarował władzą. I oni te błędy, nadużycia lub przestępstwa popełnili za jego wiedzą! Albo wydał im takie polecenie, albo im na robienie tych błędów wcześniej zezwolił.

Wmawiając narodowi brednie o nieomylność i nieskazitelności Prezesa rozszerzono jednak ten mit także na jego politycznych podwładnych. Zbudowano mit całej partii, w której najważniejsi politycy nie popełniają błędów. Bo przecież jak można mówić o błędach lub tym bardziej przestępstwach ludzi, których wybrał sam Prezes?! Tym samym podważyłoby się mit o jego nieomylności. I wcale nie zaczęło się to wraz z nastaniem „dobrej zmiany”. Tylko dużo wcześniej. Skandaliczne błędy i zaniedbania Sasina oraz „główki prącia Prezesa” w organizacji lotu do Smoleńska nie podlegały dyskusji. A jednak żaden z nich nie tylko nie poniósł żadnych konsekwencji, ale przeciwnie – stali się jednymi z największych beneficjentów tej tragedii, bo otworzyła im ona drogę do wielkich karier politycznych. Popełnienie przestępstw przez Kamińskiego i Wąsika przy okazji afery gruntowej w 2007 r. potwierdził wyrok sądu. Ale dla członków partii oni nadal są niewinni. Bo przecież wszyscy wiedzą, że Kamiński i Ziobro nie uprawiali wtedy żadnej politycznej samowolki. Tylko wypełniali polecenia Kaczyńskiego. Więc uznając ich winę pośrednio obarczyłoby się winą także ich Prezesa.

Ostatnie lata to setki błędów, afer, przestępstw, niekompetencji i zwykłej głupoty polityków PIS, których jednak nikt w PIS aferami i błędami nie nazwie. Jeśli już przyznają, że doszło do jakichś zaniedbań i nieprawidłowości, to mówią to bardzo niechętnie, ściszonym głosem i nigdy nie wskazują na winę konkretnego polityka partii. Jest to temat tabu. Wychodzą z założenia, że obwiniając jednego spośród nich obwiniliby całą partię. A w partiach wodzowskich takich jak PIS wizerunek partii jest w istocie równoznaczny z wizerunkiem przywódcy partii. I tak trwa w najlepsze ta swoista omerta. Nieomylni i nieskazitelni pozostają więc Sasin i Szumowski, choć dopuścili się oczywistych przestępstw. Nieomylni i niewinni są Cep i Dworczyk, choć skrzynka mailowa Dworczyka dostarcza dziesiątków dowodów ich win. Nieomylni i kryształowi są Witek i Kuchciński. A także Błaszczak, Kamiński, Ziobro, Zalewska, Kempa, Czarnecki, Czarnek, Obajtek… Po wybuchu afery „Skurw*syna Ch*ja Pierd*lonego Brudnej Pały” Obajtka wielu czołowych polityków PIS zastanawiało się, czy nie poświęcić go, aby wyciszyć skandal i odebrać oręż propagandowy opozycji. Ale można go było ukarać tylko albo bardzo surowo, albo w ogóle. A nawet symboliczna kara byłaby potwierdzeniem winy „Skurw*syna Ch*ja…”. Byłaby więc także potwierdzeniem błędów Kaczyńskiego, który chwilę wcześniej wynosił jego talenty pod niebiosa i nazwał go nawet „darem od Boga”. Więc nie było alternatywy. Cała partia stanęła za Obajtkiem murem, choć jestem pewny, że ma w PIS wielu wrogów.

I teraz w konflikcie o kopalnię Turów mamy niemal identyczną sytuację, jak w przypadku desperackiej obrony „Skurw*syna Ch*ja…” Obajtka, a wcześniej zdefraudowania 75 milionów zł przez Cepa i Sasina (wybory kopertowe) lub zakupu za 210 milionów zł przez Szumowskiego i Cieszyńskiego nieistniejących respiratorów. Teraz też wina Cepa, Sasina i Kurtyki jest oczywista. Ale Nowogrodzka będzie ich bronić do upadłego. PIS-owcy zrzucą własną winę na Czechów, na TSUE, na Brukselę, Merkel i Tuska, na kogokolwiek. To jedna z nielicznych rzeczy, którą bandyci i debile z PIS-u potrafią robić dobrze – oskarżać innych o złe intencje lub uczynki. A najgorsze jest to, że ta PIS-owska niezdolność do przyznania się do własnych błędów uniemożliwia polubowne rozwiązanie konfliktu, które przecież nadal jest możliwe! TSUE nałożyło na nas kary nie dlatego, że kopalnia Turów niszczy środowisko i obniża poziom wód gruntowych w kilku czeskich powiatach! Tylko dlatego, że PIS nie chce zrobić nic, by temu przeciwdziałać! Gdyby Cep był premierem z prawdziwego zdarzenia, chcącym rzeczywiście uchronić polskich obywateli przed płaceniem olbrzymich kar, to siedziałby teraz z premierem Czech przy jednym stole i uzgadniał warunki umowy. Ale to kolidowałoby z już przyjętą i niewątpliwie zaakceptowaną przez Kaczyńskiego, oficjalną, oskarżycielską retoryką Nowogrodzkiej. Nie ma mowy o przyznaniu się do naszych błędów! Politycy PIS muszą pozostać poza wszelkimi podejrzeniami! Winni są ci inni… Więc Cep, zamiast lecieć do Budapesztu na spotkanie z Babišem, woli ostentacyjnie zrezygnować z wyjazdu, pozować na ofiarę czeskiej chciwości oraz nieustępliwości i zgrywać obrażonego.

[CC] Jacek Nikodem

Nieomylny prezes - nieomylna partia

Na przykładzie kar nałożonej przez TSUE w związku zaniechaniami i arogancją rządu w sprawie kopalni Turów mamy widoczny jak na dłoni jeden z grzechów głównych zarówno Kaczyńskiego, jak i jego politycznego otoczenia. Jest nim całkowity brak zdolności do przyznania się do własnych błędów, niekompetencji, zaniedbań, nonszalancji, pychy. Cechą chyba wszystkich dyktatorów było ich głębokie przeświadczenie o swojej nieomylności, wyjątkowości, a nawet boskości. I narzucenie tego przekonania milionom podwładnych. Można od biedy to zrozumieć. Ale w "państwie PIS" to tworzenie aury nieomylnego wodza przybrało już cechy karykaturalne. Dziś wmawia się nam nie tylko nieomylność i nieskazitelność samego Kaczyńskiego, ale także całych zastępów jego partyjnych kundli, nominowanych przez Prezesa na najwyższe stanowiska w państwie.

Mamy konflikt w trójkącie Warszawa-Praga-TSUE. Wina za doprowadzenie do tego konfliktu w całości spada na Nowogrodzką. Wielkie imperia padały w ciągu kilku miesięcy. W ciągu kilku tygodni zmieniały się ustroje polityczne, wydawałoby się niezniszczalne. Tymczasem debilom i niedorozwojom z PIS-u aż 24 miesięcy było mało, by pojechać do Pragi, siąść do stołu, wysłuchać pretensji Czechów i spokojnie dogadać się w sprawie dofinansowania przez Polskę modernizacji ich studni oraz wodociągów, wybudowania podziemnej ściany i dźwiękochłonnych ekranów. Czyli inwestycji, których domagała się Praga, a których realizacja miała kosztować ok. 200 milionów zł. Bo Praga wcale nie domagała się zamknięcia kopalni Turów! Tylko zminimalizowania niektórych negatywnych skutków jej funkcjonowania dla regionów przygranicznych. Ale rząd PIS-u najpierw przez 1,5 roku kompletnie olewał Czechów i ignorował ich zastrzeżenia oraz żądania, bo co będą wicepremierowi Sasinowi jakieś „pepiki” podskakiwać. A gdy w lutym rozległ się dzwon alarmowy w postaci wniosku Czech do TSUE o wprowadzenie środków zapobiegawczych w postaci zamknięcia kopalni, usłyszeliśmy zapewnienia, że rząd wszystko z Czechami załatwi lub nawet załatwił. W rzeczywistości Cep i Sasin nie załatwili kompletnie niczego, choć zegar już tykał.

Gdyby wtedy PIS przewidziało to, co się wydarzyło teraz, we wrześniu, to już kilka miesięcy temu źródło całego konfliktu zostałoby zlikwidowane. Ale PIS nadal było przekonane, że z Czechami, jeśli w ogóle należy rozmawiać, to wyłącznie z pozycji siły. Albo biorą to, co im Cep i Sasin łaskawie dają, albo niech spierd... To jest ulubiona metoda „negocjacji” Kaczyńskiego. Który niewątpliwie zauważył, że Czechom przybył potężny sojusznik czyli TSUE, ale jak zwykle zignorował Trybunał. I tak oto znaleźliśmy się, dzięki Kaczyńskiemu, Cepowi, Sasinowi i ministrowi klimatu Kurtyce, w czarnej dupie... Po pierwsze - zmienił się przeciwnik. Czechów, bezradnych wobec nonszalancji Nowogrodzkiej, zastąpiło potężne TSUE. Przy którym z kolei Nowogrodzka jest bezradna. Po drugie - obecnie nie chodzi już tylko o kary nałożone przez Trybunał. Ale także o to, że w ślad za konfliktem na linii Warszawa-TSUE pójdą inne dotkliwe kary, nałożone na nas tym razem przez Brukselę. A pierwszą z tych kar będzie zapewne wykluczenie subregionu jeleniogórskiego z udziału w 3,5 mld EURO z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Na razie PIS nie przyjmuje do wiadomości, że te pieniądze mogą przepaść. Tak samo, jak nie przyjmowali do wiadomości, że TSUE może nam walnąć tak potężne kary za Turów. I tak samo, jak do niedawna nie przyjmowali do wiadomości, że województwa, których PIS-owskie władze nienawidzą osób LGBT i zamierzają je dyskryminować, również utracą miliardy EURO. Tyle, że Bruksela i TSUE przestały się już przejmować tym, co dociera do świadomości Kaczyńskiego, a co nie dociera. Walą kary i od razu rozglądają się z kolejnym pretekstem, żeby walnąć następne. Bo Bruksela i TSUE zaczęły w końcu, z wielkim opóźnieniem, ale jednak, traktować działalność PIS kompleksowo. Jako działania wrogie, wymierzone w fundamenty istnienia, spójności i żywotnych interesów Wspólnoty. A nie jako pomyłki albo niewłaściwą interpretację Traktatów lub unijnego prawa.

Więc dziś, gdy Unia ma już jakiś prawno-traktatowy punkt zaczepienia (a PIS dostarcza ich co chwilę), to wali tak, że aż wióry lecą. Wali niestety w nasz kraj, a nie tylko w Nowogrodzką. Ale też Unia nie ma możliwości stosować chirurgicznych restrykcji, których skutki dotknęłyby wyłącznie polityków PIS. Więc będziemy dostawać po łbie my wszyscy. I nie mamy co użalać się, że niesprawiedliwe jest karanie całego społeczeństwa za winy Kaczyńskiego i kilku tysięcy PIS-owskich bandytów, bowiem zastosowanie tej zbiorowej odpowiedzialności jest jak najbardziej uzasadnione i sprawiedliwe. Wybieramy sobie bandytów do władzy, to musimy ponieść tego konsekwencje. Bo jeśli ich nie poniesiemy, to zawsze będziemy powierzać rządy w naszym kraju właśnie bandytom, bolszewikom i nieudacznikom. Tylko dlatego, bo w kampanii wyborczej obiecali nam najwięcej...

Gdyby kopalnia Turów działała nie w "państwie PIS", tylko w Czechach lub Austrii, a skarżącym się do TSUE była np. Słowacja lub Włochy, to konflikt zostałby rozwiązany w drodze negocjacji i ustępstw. W ciągu ostatnich 17 lat zaledwie 4 razy zdarzyło się, by TSUE musiał interweniować w sprawie podobnego sporu pomiędzy dwoma członkami Unii! W gdyby jednak doszło do rozstrzygania sporu przez Trybunał, to nałożona kara nie przekraczałaby kilkudziesięciu tysięcy EURO dziennie. Miałby bardziej znaczenie prestiżowe i ostrzegawcze, niż finansowe. Ale recydywista, a rząd PIS jest już multirecydywistą, zawsze jest karany bardzo surowo. W najbliższym czasie czeka nas jeszcze kilka wyroków TSUE i one wszystkie będą dla rządu PIS miażdżące. Część z nich będzie dotyczyć kar finansowych za niezastosowanie się do 2 orzeczeń TSUE z lipca 2021r., a dotyczących Izby Dyscyplinarnej SN. I tu możemy się spodziewać co najmniej jednego wyroku znacznie bardziej drakońskiego, niż ten i tak już cholernie dotkliwy związany z Turowem. Może to być nawet 10-15 milionów EURO dziennie(!), bo też skala wykroczenia jest nieporównanie większa, niż w przypadku lokalnego konfliktu wokół Turowa. O ile orzeczone "turowskie" 500 tysięcy EURO dziennie jest do udźwignięcia dla budżetu państwa (choć też nie na dłuższą metę), o tyle kary w wysokości 300-400 milionów EURO miesięcznie rząd PIS nie udźwignie na pewno. A pamiętajmy, że to są „tylko” kary nakładane przez TSUE, a nie sankcje Brukseli…

Nie wyroków TSUE w sprawie Turowa politycy PIS boją się najbardziej. Tylko orzeczenia Trybunału potwierdzającego, iż powiązanie kwestii przestrzegania praworządności z wypłatą unijnych funduszy jest zgodne z unijnymi traktatami. Które otworzyłoby drogę do zablokowania w ogóle wszelkich funduszy dla Polski i Węgier. Napisano już na ten temat setki artykułów, więc nie będę go teraz drążyć. Tym bardziej, że właściwie ten post miał dotyczyć czegoś zupełnie innego. Odpowiedzialności i rzekomej nieomylności rządzących...

W "państwie PIS" wspomniany przeze mnie wcześniej mit o nieomylności „Wodza” wkroczył na wyższy poziom. Hitler, gdy zaczął ponosić porażki militarne, bez wahania obarczał swoich generałów winą nie tylko za ich błędy, ale także swoje własne. Stali się kozłami ofiarnymi. Stalin postępował identycznie. Gdy przeprowadzał czystki we własnym aparacie bezpieczeństwa i armii, o funkcjonariuszach winnych zdrady, „odchyleń prawicowych” lub "poważnych błędów i wypaczeń" propaganda sowiecka trąbiła miesiącami. Nawet w Polsce w okresie powojennym, gdy dochodziło do kolejnych przewrotów, nowa władza wytykała błędy swoim poprzednikom, choć przecież oni wszyscy wywodzili się z jednego pnia, byli członkami tej samej partii i prezentowali podobny światopogląd.

Kaczyński zrezygnował nawet z pozorów dokonywania jakichś rozliczeń winnych. On nigdy nie potrafił przyznać się do własnych błędów. Ani błędów politycznych, ani personalnych. Nadal uważa, że w 2007r. nie popełnił żadnego błędu doprowadzając do przyspieszonych wyborów. Oficjalny przekaz partii do dziś brzmi – „winni byli Lepper i Giertych, nie dało się z nimi nadal sprawować władzy”. Potem zdarzyły się jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki, mniejszych i większych błędów Kaczyńskiego, ale nigdy nikt w PIS nie nazwał ich błędami. Kult jednostki i mit o nieomylności Prezesa stały się jednym z partyjnych dogmatów. Nawet gdy musiał on interweniować w czasie jakichś ostrych konfliktów, grożących społecznym buntem, zawsze wychodził na tego, który przywraca sprawiedliwość społeczną i naprawia wyrządzone krzywdy. Tak było choćby przy okazji odwołania podwyżek dla ministrów Szydłowej… I jakoś nikomu z PIS do dziś nie przechodzi przez gardło, że przecież Prezes naprawia błędy swoich własnych podwładnych, których on sam obdarował władzą. I oni te błędy, nadużycia lub przestępstwa popełnili za jego wiedzą! Albo wydał im takie polecenie, albo im na robienie tych błędów wcześniej zezwolił.

Wmawiając narodowi brednie o nieomylność i nieskazitelności Prezesa rozszerzono jednak ten mit także na jego politycznych podwładnych. Zbudowano mit całej partii, w której najważniejsi politycy nie popełniają błędów. Bo przecież jak można mówić o błędach lub tym bardziej przestępstwach ludzi, których wybrał sam Prezes?! Tym samym podważyłoby się mit o jego nieomylności. I wcale nie zaczęło się to wraz z nastaniem „dobrej zmiany”. Tylko dużo wcześniej. Skandaliczne błędy i zaniedbania Sasina oraz „główki prącia Prezesa” w organizacji lotu do Smoleńska nie podlegały dyskusji. A jednak żaden z nich nie tylko nie poniósł żadnych konsekwencji, ale przeciwnie – stali się jednymi z największych beneficjentów tej tragedii, bo otworzyła im ona drogę do wielkich karier politycznych. Popełnienie przestępstw przez Kamińskiego i Wąsika przy okazji afery gruntowej w 2007 r. potwierdził wyrok sądu. Ale dla członków partii oni nadal są niewinni. Bo przecież wszyscy wiedzą, że Kamiński i Ziobro nie uprawiali wtedy żadnej politycznej samowolki. Tylko wypełniali polecenia Kaczyńskiego. Więc uznając ich winę pośrednio obarczyłoby się winą także ich Prezesa.

Ostatnie lata to setki błędów, afer, przestępstw, niekompetencji i zwykłej głupoty polityków PIS, których jednak nikt w PIS aferami i błędami nie nazwie. Jeśli już przyznają, że doszło do jakichś zaniedbań i nieprawidłowości, to mówią to bardzo niechętnie, ściszonym głosem i nigdy nie wskazują na winę konkretnego polityka partii. Jest to temat tabu. Wychodzą z założenia, że obwiniając jednego spośród nich obwiniliby całą partię. A w partiach wodzowskich takich jak PIS wizerunek partii jest w istocie równoznaczny z wizerunkiem przywódcy partii. I tak trwa w najlepsze ta swoista omerta. Nieomylni i nieskazitelni pozostają więc Sasin i Szumowski, choć dopuścili się oczywistych przestępstw. Nieomylni i niewinni są Cep i Dworczyk, choć skrzynka mailowa Dworczyka dostarcza dziesiątków dowodów ich win. Nieomylni i kryształowi są Witek i Kuchciński. A także Błaszczak, Kamiński, Ziobro, Zalewska, Kempa, Czarnecki, Czarnek, Obajtek… Po wybuchu afery „Skurw*syna Ch*ja Pierd*lonego Brudnej Pały” Obajtka wielu czołowych polityków PIS zastanawiało się, czy nie poświęcić go, aby wyciszyć skandal i odebrać oręż propagandowy opozycji. Ale można go było ukarać tylko albo bardzo surowo, albo w ogóle. A nawet symboliczna kara byłaby potwierdzeniem winy „Skurw*syna Ch*ja…”. Byłaby więc także potwierdzeniem błędów Kaczyńskiego, który chwilę wcześniej wynosił jego talenty pod niebiosa i nazwał go nawet „darem od Boga”. Więc nie było alternatywy. Cała partia stanęła za Obajtkiem murem, choć jestem pewny, że ma w PIS wielu wrogów.

I teraz w konflikcie o kopalnię Turów mamy niemal identyczną sytuację, jak w przypadku desperackiej obrony „Skurw*syna Ch*ja…” Obajtka, a wcześniej zdefraudowania 75 milionów zł przez Cepa i Sasina (wybory kopertowe) lub zakupu za 210 milionów zł przez Szumowskiego i Cieszyńskiego nieistniejących respiratorów. Teraz też wina Cepa, Sasina i Kurtyki jest oczywista. Ale Nowogrodzka będzie ich bronić do upadłego. PIS-owcy zrzucą własną winę na Czechów, na TSUE, na Brukselę, Merkel i Tuska, na kogokolwiek. To jedna z nielicznych rzeczy, którą bandyci i debile z PIS-u potrafią robić dobrze – oskarżać innych o złe intencje lub uczynki. A najgorsze jest to, że ta PIS-owska niezdolność do przyznania się do własnych błędów uniemożliwia polubowne rozwiązanie konfliktu, które przecież nadal jest możliwe! TSUE nałożyło na nas kary nie dlatego, że kopalnia Turów niszczy środowisko i obniża poziom wód gruntowych w kilku czeskich powiatach! Tylko dlatego, że PIS nie chce zrobić nic, by temu przeciwdziałać! Gdyby Cep był premierem z prawdziwego zdarzenia, chcącym rzeczywiście uchronić polskich obywateli przed płaceniem olbrzymich kar, to siedziałby teraz z premierem Czech przy jednym stole i uzgadniał warunki umowy. Ale to kolidowałoby z już przyjętą i niewątpliwie zaakceptowaną przez Kaczyńskiego, oficjalną, oskarżycielską retoryką Nowogrodzkiej. Nie ma mowy o przyznaniu się do naszych błędów! Politycy PIS muszą pozostać poza wszelkimi podejrzeniami! Winni są ci inni… Więc Cep, zamiast lecieć do Budapesztu na spotkanie z Babišem, woli ostentacyjnie zrezygnować z wyjazdu, pozować na ofiarę czeskiej chciwości oraz nieustępliwości i zgrywać obrażonego.

[CC] Jacek Nikodem
(476)

Pobierz PDF Wydrukuj