Wymyślony wróg to idealny wróg

Wróg, którego się samemu wymyśli, to wręcz idealny, wymarzony przeciwnik. Nie sposób z nim przegrać. Z łatwością natomiast można głosić kolejne wspaniałe zwycięstwa nad nim...

Nie miałem ochoty zajmować się ogłoszeniem przez PIS stanu wyjątkowego. Okoliczności jego wprowadzenia były skandaliczne, ewentualne korzyści mocno problematyczne, a uzasadnienia podawane przez polityków PIS są tak głupie i żenujące, że szkoda mi było czasu na ich komentowanie. To są uzasadnienia na poziomie właśnie wyborców Kaczyńskiego. Choćby brednie o zagrożeniu wiążącym się z manewrami „Zapad 2021” w sytuacji, gdy podobne koncentracje wojsk są na Białorusi organizowane od wielu lat i jakoś dawniej żaden rząd (także PIS-owski) nie wpadał nigdy w podobną histerię. Trzeba również naprawdę cholernie nienawidzić i bać się uchodźców oraz trzeba rzeczywiście być kompletnym debilem, by wierzyć, że stanem wyjątkowym rozwiążemy problem napływu migrantów. Nie wyrywam sobie wcale włosów z głowy, gdy czytam, że 50% Polaków popiera działania PIS-u. Bo od dawna mam wyrobione zdanie na temat głupoty milionów naszych rodaków. Ciekawi mnie tylko, ilu z nich będzie popierać trwanie stanu wyjątkowego za 2-3 miesiące… Nie sądzę, by było ich więcej, niż 30%. Czyli żelazny elektorat PIS-u plus nieco wyborców Konfederacji. Bo wielu z obecnych entuzjastów ograniczeń i restrykcji zorientuje się, że są one także bardzo kosztowne, nie tylko finansowo. I zaczną krytykować to, czym są obecnie tak bardzo zachwyceni. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że największe niedogodności kontynuacji stanu wyjątkowego dotkną regiony będące od zawsze bastionami wyborczymi PIS.

Bardziej martwi mnie coś innego. Kaczyński z problemu uchodźców uczyni jeden z głównych tematów kampanii wyborczej, kiedy by ona nie miała się zacząć. To dla niego „polityczne złoto”, jak zwykli mówić członkowie jego partii. I on go z rąk nie wypuści. A PO, Hołownia oraz Lewica nie będą mieć argumentów, by przekonać miliony „Prawdziwych Polaków” do ze wszech miar słusznych racji, zgodnych z empatią, humanizmem i chrześcijańską „miłością bliźniego”. „Prawdziwy Polak” współczuje bowiem uchodźcom i lituje się nad nimi tylko wtedy, gdy tych uchodźców ogląda na zgliszczach ich domów w relacjach w TV. Gdy są daleko od Polski i gdy to innych proszą o pomoc. Im uchodźcy są bliżej naszych granic, tym litość i sympatia dla nich są słabsze. PIS od wielkiego kryzysu migracyjnego w latach 2015-16 wyznaje zresztą zasadę, zachowawczą i bardzo dla PIS wygodną, że uchodźcom należy pomagać wtedy, gdy jeszcze nie stali się uchodźcami. Czyli, gdy jeszcze nie opuścili granic swojej ojczyzny. Sprytne, no nie? Tylko, że jest to zasada zupełnie nierealna i nie przynosząca efektów, o czym politycy PIS już nie wspominają.

Co z tego, że rząd PIS wyśle kilka kontenerów ubrań, leków lub podręczników szkolnych do kraju, w którym prowadzone są masowe czystki etniczne lub religijne? Afgańczycy dziś nie cierpią głodu. Nie ma pilnej potrzeby wysyłać im pszenicę, mleko w proszku ani antybiotyki. Uciekają ze swojego kraju w obawie przed terrorem talibów. A przed tym terrorem transporty humanitarne ich nie obronią. Poza tym wiemy już, jak wygląda "pomoc humanitarna" w wykonaniu Nowogrodzkiej. Całkiem niedawno politycy PIS, z udawaną troską i zapałem, wciskali durnemu suwerenowi, że taką pomoc rząd zorganizował np. dla dzieci syryjskich. A jak wyglądała ta pomoc naprawdę? Z tego, co pamiętam, rząd przeznaczył wówczas na żywność, leki i odzież dla Syrii ok. 8-10 milionów zł. Zwykłemu obywatelowi wydaje się to kwotą całkiem sporą... Aż do momentu, gdy nie usłyszy, jaką pomoc zagwarantowały inne państwa! Że np. 40 razy !) większej pomocy udzieliła Syrii… Finlandia! A porównania z takimi Niemcami lub Francją wyglądają dla nas jeszcze bardziej kompromitująco. Poza tym owe deklarowane 8-10 milionów zł to oficjalnie podawana kwota, którą jednak nie sposób zweryfikować. Może mieć tyle wspólnego z rzeczywistością, co rzekomy niebywały wzrost liczby urodzeń po wprowadzeniu 500+, budżet państwa z zerowym deficytem lub wielkie sukcesy rządu w walce z pandemią. Bardzo więc prawdopodobne, że w rzeczywistości, z tej nagłośnionej przez "kurwizję" pomocy, do Syrii nic nie dotarło, gdyż akcją humanitarną kierowała wtedy ta obleśna ku*wa Kempa. Która nie uznała nawet za stosowne organizować konkursów przy rozdziale środków pomocowych.

Nie wiem, czy Kempa ukradła, zdefraudowała lub sprzeniewierzyła wtedy "tylko" 700 tysięcy zł, czy więcej. Musiało być tego dużo, skoro sprawą zainteresował się NIK. Raport Izby (2020r.) musiał być dla Kempy miażdżący, skoro aż dwoje PIS-owskich wiceprezesów NIK, Dziuba i Motylow, mocno zaangażowało się w zablokowanie publikacji tego raportu. Koniecznie chcieli wykreślenia z niego zarzutów w stosunku do Kempy. Uciekali się nawet do szantażowania i zastraszania zespołu kontrolerów, co w całej historii NIK jest wydarzeniem bez precedensu. Co ciekawe, ten śmieć Dziuba, który był wtedy wiceprezesem Izby od zaledwie kilku miesięcy (został nim tylko dlatego, bo przegrał w  wyborach do Sejmu w 2019r.), zarzucał kontrolerom z 20-letnim stażem w Izbie… niekompetencję i brak obiektywizmu! W piśmie do Banasia napisał: „Moja ocena jest taka, że stworzenie projektu raportu przerasta możliwości dyrektora i tego zespołu ludzi, który się tym zajmował. Przynajmniej do tej pory nie są oni w stanie spojrzeć chłodnym okiem na zgromadzony materiał dowodowy i przedstawić rzetelną panoramę polskiej zagranicznej aktywności humanitarnej w okresie badanym przez NIK”. Dziuba do dziś jest "koniem trojańskim" Nowogrodzkiej w NIK i próbuje torpedować wszelkie kontrole, które mogą zaszkodzić politykom jego partii lub partii Ziobry. Niewiele lepsza jest PIS-da Motylow. Indagowana przez dziennikarzy, zaklinała się, że nic nie wie o sprawie zastraszania kontrolerów, bo kontrola działalności Kempy jej nie podlegała. Skoro nie miała z tą kontrolą nic wspólnego, to na jakiej zasadzie uczestniczyła w spotkaniu, na którym Dziuba groził kontrolerom i domagał się od nich zmian w raporcie? I dlaczego początkowo zatajała swój udział w tym spotkaniu?

Odszedłem nieco od tematu, ale widzę wiele analogii pomiędzy tym, co robiła swego czasu Kempa i tym, co dziś fundują nam Kamiński, Wąsik i Błaszczak. Każde z nich chce z kryzysu migracyjnego wyciągnąć jakieś korzyści dla siebie. A samych uchodźców, czy to syryjskich, czy afgańskich lub irackich, mają generalnie w dupie. Kempa była tylko oszustką i złodziejką, jej zysk miał charakter jednorazowy i krótkotrwały. Jak skok na mały bank. Trzej pozostali spoglądają jednak dalej w przyszłość. Cały PIS to stado wciąż głodnych wilków, spoglądających podejrzliwie na partyjnych towarzyszy i czekających tylko na chwile ich słabości. Oni nie boją się, że opozycja odwoła ich z zajmowanych funkcji. Boją się przede wszystkim siebie nawzajem! Wystarczy chwila nieuwagi lub jakaś wyjątkowo niefortunna decyzja, by wypaść z łask Prezesa. Zresztą, władza Kaczyńskiego będzie słabnąć, a w ślad za tym walka poszczególnych frakcji w partii będzie się nasilać i zaostrzać. Żeby utrzymać się na powierzchni w tej rywalizacji o dostęp do koryta nie wystarczy tkwić przy tym korycie. Trzeba się jeszcze przy nim rozpychać, być aktywnym, obecnym w mediach i zbierać bonusy, które mogą być bardzo potrzebne w najbliższej przyszłości. Dziś nikt nie zagwarantuje Kamińskiemu, Wąsikowi i Błaszczakowi "1" na listach PIS w najbliższych wyborach. Nie wiadomo nawet, kto na Nowogrodzkiej te listy będzie układać. Tak więc oni już dziś kładą fundamenty pod swój przyszły start w wyborach. Dla nich nie ma znaczenia, czy przez granicę z Białorusią przedrze się do nas 100 uchodźców, czy 5 tysięcy. Nikt tego zresztą nigdy nie sprawdzi. Tak jak nikt nigdy nie dowie się, na ile tak naprawdę realne było zagrożenie inwazją dziesiątek tysięcy uchodźców z Azji. Ważne jest dla nich natomiast, by jak najwięcej Polaków w to zagrożenie wierzyło i by oni byli postrzegani jako „obrońcy Ojczyzny”, którzy osłonili nasze pańtwo własną piersią. A do tego potrzebny jest pozytywny przekaz w PIS-owskich mediach z obszaru objętego stanem wyjątkowym oraz brak jakiegokolwiek przekazu w mediach niezależnych. I to właśnie wprowadzeniem stanu wyjątkowego osiągnięto...

Tak więc w tym wszystkim, co dziś dzieje się na wschodzie kraju, uchodźcy i bezpieczeństwo tamtejszych mieszkańców są najmniej ważne. PIS sięgnęło po sprawdzoną metodę i może nie tyle wymyśliło wroga, co znacznie wyolbrzymia jego siły. Korzyści rządu Cepa i partii to jedno. Ale każdy z zaangażowanych w kryzys migracyjny czołowych polityków PIS piecze własną pieczeń przy tym ognisku. I, żeby było dziwaczniej oraz ciekawie, choć zwierzchnicy resortów siłowych powinni grać do jednej bramki, to niemal na pewno tak nie jest. Wszyscy w PIS wiedzą, że na linii Kamiński-Wąsik iskrzy od dawna. Coraz częściej słychać pogłoski, że przy okazji zapowiadanej kolejnej rekonstrukcji rządu Kamiński poleci ze stołka szefa MSW, a zastąpi go właśnie Wąsik. To niby tylko konflikt pomiędzy dwoma wysokimi urzędnikami, z których w dodatku jeden jest zwierzchnikiem drugiego. Ale 6-letnia praktyka rządów PIS pokazuje wyraźnie, że wraz ze zmianą ministra następuje czystka na wszystkich ważnych stanowiskach w danym resorcie. Więc po ewentualnej dymisji Kamińskiego większość z jego ludzi niemal na pewno też zostanie szybko odstrzelona np. w Policji.

Kamiński ma obecnie trudną sytuację. Dziś to już chyba nawet dla wyborców PIS-u nie jest tajemnicą, że potężnym i wszechmocnym resortem kieruje zwykły pijak, mający coraz częściej okresy niedyspozycji, no i wyraźnie podupadający na zdrowiu. Na dokładkę, gdy wydawało się, że podległa mu Policja nie może się już bardziej skompromitować, niż zrobiła to pałując na ulicach uczestniczki Strajku Kobiet, okazało się, że jednak może... Ostatnio jej funkcjonariusze bardziej zasługują na miano „szwadrony śmierci”, niż „stróże prawa”. Kto wie, czy mordowanie niewinnych ludzi nie weszło im już w krew. To, że w "kurwizji" o śmiertelnych ofiarach podczas interwencji Policji nic nie mówią, nie oznacza wcale, że Polacy o tym nie wiedzą. Bo o ile ponad połowa Polaków jest odporna na wiedzę o niszczeniu sądownictwa i niezliczonych aferach PIS-u, to akurat informacje o kolejnych zgonach (czytaj - morderstwach) wskutek działań Policji przenikają do opinii publicznej bez problemu. Im więcej starań Nowogrodzkiej, by je zatuszować, tym bardziej pociągająca aura tajemniczości i większe możliwości snucia teorii spiskowych. A w to Polakom graj… I ten smród wokół Policji skutecznie podważa autorytet oraz wiarę w zdolność Kamińskiego do dalszego kierowania MSW. Piszę o człowieku, który jeszcze niedawno uznawany był za 3. osobę w państwie, po Kaczyńskim i Ziobro. A który dziś znajduje się w ciągłej defensywie, pod ostrzałem mediów i opinii publicznej. Społeczna aprobata dla wprowadzenia stanu wyjątkowego i jego powodzenie to dla Kamińskiego szansa na przetrwanie. Moim zdaniem minimalna. Kamiński dostanie wkrótce kopa w dupę. A pozbawiony poparcia Prezesa, wywalony z MSW i bez możliwości wpływania na swój obecny resort, w najbliższych wyborach nie będzie mieć większych szans nawet na dostanie się do Sejmu. Gdy zaś PIS przegra wybory, to immunitet będzie mu bardzo potrzebny...

Od dawna źle układają się stosunki pomiędzy Kamińskim i Błaszczakiem oraz jego zastępcą, tym przygłupem Skurkiewiczem. Tu z kolei mamy do czynienia z rywalizacją dwóch resortów siłowych, typową zresztą dla ustrojów totalitarnych. Dziś oba te resorty odpowiadają za powodzenie stanu wyjątkowego. Błaszczak też walczy o przetrwanie przy korycie, o czym napomknąłem w ostatnim poście. Niepewność co do przyszłości władzy PIS-u i terminu wyborów już dziś zmusza wielu ich polityków do rozpoczęcia przymiarek do wyborczego wyścigu. Błaszczaka nie lubi "główka prącia Prezesa" i blokuje jego całkowitą samowolę w armii. Nie lubi go również Cep, który widział w nim do niedawna rywala do fotela szefa rządu. Co ciekawe, nie lubi tej gnidy także Szydłowa, która wcale nie zrezygnowała z politycznej kariery w kraju. Dla niej Błaszczak też jest rywalem w walce o pozycję w partii w przyszłości. Więc jeśli nic nie wyjdzie ze spektakularnego zakupu Abramsów od USA, a pewnie tak będzie, to Błaszczak ma dość ograniczone pole wykazania się przed prawicowym elektoratem. Stan wyjątkowy jest dla niego jak gwiazdka z nieba. Ale czy będzie nią nadal, jeśli zostanie przedłużony do 2-3 miesięcy?

W przypominającej szambo polskiej polityce nic nie jest niezmienne i dane raz na dłużej. To, o czym piszę, to stan na dzień dzisiejszy. Za 2 miesiące to wszystko może być nieaktualne. Pod względem personalnym obraz frakcji istniejących w PIS zmieni się nieznacznie. Ale zapewne zmieniają się ich priorytety i sojusze pomiędzy liderami poszczególnych grup interesu. Rok temu Szydłowa kopała dołki pod Błaszczakiem, bo nie chciała, by to on został nowym premierem po dymisji Cepa. Sama chciała nim powtórnie zostać. Sasin należał do frakcji Szydłowej, bo bał się z kolei, że Błaszczak zastąpi go na stanowisku wicepremiera. Mocno wspierał ich Ziobro, który nienawidzi Cepa, a frakcja Szydłowej była w wyraźnej opozycji właśnie do Cepa. Ale dziś z tamtego sojuszu pozostało już pewnie niewiele.

5-6 lat temu PIS jawiło się jako monolit, trzymany żelazną ręką przez Kaczyńskiego. Dziś z tego monolitu nie zostało już nic. Każdy ciągnie w swoją stronę i nie chodzi tylko o bogacenie się i posady dla znajomych, ale także o długofalowe korzyści polityczne. Wkraczamy właśnie w bardzo burzliwy okres, w którym ważne wydarzenia będą następować jedne po drugich. Wkrótce rozpocznie się koszmar IV fali pandemii, Bruksela czeka z niecierpliwością na przełomowy wyrok TSUE dotyczący Polski, wprowadzenie unijnych kar i sankcji jest tuż-tuż, podobnie jak wyrok TK w sprawie wyższości naszego prawa nad prawem Unii. Czeka nas wielka awantura wokół zatwierdzenia ustaw „PIS Nieładu”, no i zapowiadane wielkie protesty m.in. budżetówki, służby zdrowia, nauczycieli, rolników… Nie znam się na ekonomii, ale przewiduję, że za 2-3 miesiące 1 EURO będzie u nas kosztować ponad 5 zł, cena paliwa bez problemu przebije pułap 6,5zł/l, a  inflacja równie łatwo przebije granicę 6%. Tak więc w najbliższych miesiącach nie czeka PIS nic dobrego. Kaczyńskiego też. Już dawno powinien poddać się endoprotezie, ale wie, że jak zniknie na kilka tygodni, to po powrocie może nie poznać swojej własnej partii.

I to są prawdziwe powody wprowadzenia stanu wyjątkowego. To są powody wymyślenia nowego wroga: uchodźców, Łukaszenki i manewrów „Zapad 2021”. To i dla partii, i dla wielu jej czołowych polityków jedyna możliwość, by pozytywnie zaistnieć w świadomości własnych wyborców. Wysłać wojsko, zbudować zasieki, trzymać uchodźców z dala od Polski i powtarzać na okrągło w „kurwizji”, że Polska znów broni Europę przed inwazją ze wschodu, a wszyscy protestujący przeciwko wprowadzeniu stanu wyjątkowego, to „zdrajcy” i „agenci wpływów” Łukaszenki oraz Putina…

[CC] Jacek Nikodem

Wymyślony wróg to idealny wróg

Wróg, którego się samemu wymyśli, to wręcz idealny, wymarzony przeciwnik. Nie sposób z nim przegrać. Z łatwością natomiast można głosić kolejne wspaniałe zwycięstwa nad nim...

Nie miałem ochoty zajmować się ogłoszeniem przez PIS stanu wyjątkowego. Okoliczności jego wprowadzenia były skandaliczne, ewentualne korzyści mocno problematyczne, a uzasadnienia podawane przez polityków PIS są tak głupie i żenujące, że szkoda mi było czasu na ich komentowanie. To są uzasadnienia na poziomie właśnie wyborców Kaczyńskiego. Choćby brednie o zagrożeniu wiążącym się z manewrami „Zapad 2021” w sytuacji, gdy podobne koncentracje wojsk są na Białorusi organizowane od wielu lat i jakoś dawniej żaden rząd (także PIS-owski) nie wpadał nigdy w podobną histerię. Trzeba również naprawdę cholernie nienawidzić i bać się uchodźców oraz trzeba rzeczywiście być kompletnym debilem, by wierzyć, że stanem wyjątkowym rozwiążemy problem napływu migrantów. Nie wyrywam sobie wcale włosów z głowy, gdy czytam, że 50% Polaków popiera działania PIS-u. Bo od dawna mam wyrobione zdanie na temat głupoty milionów naszych rodaków. Ciekawi mnie tylko, ilu z nich będzie popierać trwanie stanu wyjątkowego za 2-3 miesiące… Nie sądzę, by było ich więcej, niż 30%. Czyli żelazny elektorat PIS-u plus nieco wyborców Konfederacji. Bo wielu z obecnych entuzjastów ograniczeń i restrykcji zorientuje się, że są one także bardzo kosztowne, nie tylko finansowo. I zaczną krytykować to, czym są obecnie tak bardzo zachwyceni. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że największe niedogodności kontynuacji stanu wyjątkowego dotkną regiony będące od zawsze bastionami wyborczymi PIS.

Bardziej martwi mnie coś innego. Kaczyński z problemu uchodźców uczyni jeden z głównych tematów kampanii wyborczej, kiedy by ona nie miała się zacząć. To dla niego „polityczne złoto”, jak zwykli mówić członkowie jego partii. I on go z rąk nie wypuści. A PO, Hołownia oraz Lewica nie będą mieć argumentów, by przekonać miliony „Prawdziwych Polaków” do ze wszech miar słusznych racji, zgodnych z empatią, humanizmem i chrześcijańską „miłością bliźniego”. „Prawdziwy Polak” współczuje bowiem uchodźcom i lituje się nad nimi tylko wtedy, gdy tych uchodźców ogląda na zgliszczach ich domów w relacjach w TV. Gdy są daleko od Polski i gdy to innych proszą o pomoc. Im uchodźcy są bliżej naszych granic, tym litość i sympatia dla nich są słabsze. PIS od wielkiego kryzysu migracyjnego w latach 2015-16 wyznaje zresztą zasadę, zachowawczą i bardzo dla PIS wygodną, że uchodźcom należy pomagać wtedy, gdy jeszcze nie stali się uchodźcami. Czyli, gdy jeszcze nie opuścili granic swojej ojczyzny. Sprytne, no nie? Tylko, że jest to zasada zupełnie nierealna i nie przynosząca efektów, o czym politycy PIS już nie wspominają.

Co z tego, że rząd PIS wyśle kilka kontenerów ubrań, leków lub podręczników szkolnych do kraju, w którym prowadzone są masowe czystki etniczne lub religijne? Afgańczycy dziś nie cierpią głodu. Nie ma pilnej potrzeby wysyłać im pszenicę, mleko w proszku ani antybiotyki. Uciekają ze swojego kraju w obawie przed terrorem talibów. A przed tym terrorem transporty humanitarne ich nie obronią. Poza tym wiemy już, jak wygląda "pomoc humanitarna" w wykonaniu Nowogrodzkiej. Całkiem niedawno politycy PIS, z udawaną troską i zapałem, wciskali durnemu suwerenowi, że taką pomoc rząd zorganizował np. dla dzieci syryjskich. A jak wyglądała ta pomoc naprawdę? Z tego, co pamiętam, rząd przeznaczył wówczas na żywność, leki i odzież dla Syrii ok. 8-10 milionów zł. Zwykłemu obywatelowi wydaje się to kwotą całkiem sporą... Aż do momentu, gdy nie usłyszy, jaką pomoc zagwarantowały inne państwa! Że np. 40 razy !) większej pomocy udzieliła Syrii… Finlandia! A porównania z takimi Niemcami lub Francją wyglądają dla nas jeszcze bardziej kompromitująco. Poza tym owe deklarowane 8-10 milionów zł to oficjalnie podawana kwota, którą jednak nie sposób zweryfikować. Może mieć tyle wspólnego z rzeczywistością, co rzekomy niebywały wzrost liczby urodzeń po wprowadzeniu 500+, budżet państwa z zerowym deficytem lub wielkie sukcesy rządu w walce z pandemią. Bardzo więc prawdopodobne, że w rzeczywistości, z tej nagłośnionej przez "kurwizję" pomocy, do Syrii nic nie dotarło, gdyż akcją humanitarną kierowała wtedy ta obleśna ku*wa Kempa. Która nie uznała nawet za stosowne organizować konkursów przy rozdziale środków pomocowych.

Nie wiem, czy Kempa ukradła, zdefraudowała lub sprzeniewierzyła wtedy "tylko" 700 tysięcy zł, czy więcej. Musiało być tego dużo, skoro sprawą zainteresował się NIK. Raport Izby (2020r.) musiał być dla Kempy miażdżący, skoro aż dwoje PIS-owskich wiceprezesów NIK, Dziuba i Motylow, mocno zaangażowało się w zablokowanie publikacji tego raportu. Koniecznie chcieli wykreślenia z niego zarzutów w stosunku do Kempy. Uciekali się nawet do szantażowania i zastraszania zespołu kontrolerów, co w całej historii NIK jest wydarzeniem bez precedensu. Co ciekawe, ten śmieć Dziuba, który był wtedy wiceprezesem Izby od zaledwie kilku miesięcy (został nim tylko dlatego, bo przegrał w  wyborach do Sejmu w 2019r.), zarzucał kontrolerom z 20-letnim stażem w Izbie… niekompetencję i brak obiektywizmu! W piśmie do Banasia napisał: „Moja ocena jest taka, że stworzenie projektu raportu przerasta możliwości dyrektora i tego zespołu ludzi, który się tym zajmował. Przynajmniej do tej pory nie są oni w stanie spojrzeć chłodnym okiem na zgromadzony materiał dowodowy i przedstawić rzetelną panoramę polskiej zagranicznej aktywności humanitarnej w okresie badanym przez NIK”. Dziuba do dziś jest "koniem trojańskim" Nowogrodzkiej w NIK i próbuje torpedować wszelkie kontrole, które mogą zaszkodzić politykom jego partii lub partii Ziobry. Niewiele lepsza jest PIS-da Motylow. Indagowana przez dziennikarzy, zaklinała się, że nic nie wie o sprawie zastraszania kontrolerów, bo kontrola działalności Kempy jej nie podlegała. Skoro nie miała z tą kontrolą nic wspólnego, to na jakiej zasadzie uczestniczyła w spotkaniu, na którym Dziuba groził kontrolerom i domagał się od nich zmian w raporcie? I dlaczego początkowo zatajała swój udział w tym spotkaniu?

Odszedłem nieco od tematu, ale widzę wiele analogii pomiędzy tym, co robiła swego czasu Kempa i tym, co dziś fundują nam Kamiński, Wąsik i Błaszczak. Każde z nich chce z kryzysu migracyjnego wyciągnąć jakieś korzyści dla siebie. A samych uchodźców, czy to syryjskich, czy afgańskich lub irackich, mają generalnie w dupie. Kempa była tylko oszustką i złodziejką, jej zysk miał charakter jednorazowy i krótkotrwały. Jak skok na mały bank. Trzej pozostali spoglądają jednak dalej w przyszłość. Cały PIS to stado wciąż głodnych wilków, spoglądających podejrzliwie na partyjnych towarzyszy i czekających tylko na chwile ich słabości. Oni nie boją się, że opozycja odwoła ich z zajmowanych funkcji. Boją się przede wszystkim siebie nawzajem! Wystarczy chwila nieuwagi lub jakaś wyjątkowo niefortunna decyzja, by wypaść z łask Prezesa. Zresztą, władza Kaczyńskiego będzie słabnąć, a w ślad za tym walka poszczególnych frakcji w partii będzie się nasilać i zaostrzać. Żeby utrzymać się na powierzchni w tej rywalizacji o dostęp do koryta nie wystarczy tkwić przy tym korycie. Trzeba się jeszcze przy nim rozpychać, być aktywnym, obecnym w mediach i zbierać bonusy, które mogą być bardzo potrzebne w najbliższej przyszłości. Dziś nikt nie zagwarantuje Kamińskiemu, Wąsikowi i Błaszczakowi "1" na listach PIS w najbliższych wyborach. Nie wiadomo nawet, kto na Nowogrodzkiej te listy będzie układać. Tak więc oni już dziś kładą fundamenty pod swój przyszły start w wyborach. Dla nich nie ma znaczenia, czy przez granicę z Białorusią przedrze się do nas 100 uchodźców, czy 5 tysięcy. Nikt tego zresztą nigdy nie sprawdzi. Tak jak nikt nigdy nie dowie się, na ile tak naprawdę realne było zagrożenie inwazją dziesiątek tysięcy uchodźców z Azji. Ważne jest dla nich natomiast, by jak najwięcej Polaków w to zagrożenie wierzyło i by oni byli postrzegani jako „obrońcy Ojczyzny”, którzy osłonili nasze pańtwo własną piersią. A do tego potrzebny jest pozytywny przekaz w PIS-owskich mediach z obszaru objętego stanem wyjątkowym oraz brak jakiegokolwiek przekazu w mediach niezależnych. I to właśnie wprowadzeniem stanu wyjątkowego osiągnięto...

Tak więc w tym wszystkim, co dziś dzieje się na wschodzie kraju, uchodźcy i bezpieczeństwo tamtejszych mieszkańców są najmniej ważne. PIS sięgnęło po sprawdzoną metodę i może nie tyle wymyśliło wroga, co znacznie wyolbrzymia jego siły. Korzyści rządu Cepa i partii to jedno. Ale każdy z zaangażowanych w kryzys migracyjny czołowych polityków PIS piecze własną pieczeń przy tym ognisku. I, żeby było dziwaczniej oraz ciekawie, choć zwierzchnicy resortów siłowych powinni grać do jednej bramki, to niemal na pewno tak nie jest. Wszyscy w PIS wiedzą, że na linii Kamiński-Wąsik iskrzy od dawna. Coraz częściej słychać pogłoski, że przy okazji zapowiadanej kolejnej rekonstrukcji rządu Kamiński poleci ze stołka szefa MSW, a zastąpi go właśnie Wąsik. To niby tylko konflikt pomiędzy dwoma wysokimi urzędnikami, z których w dodatku jeden jest zwierzchnikiem drugiego. Ale 6-letnia praktyka rządów PIS pokazuje wyraźnie, że wraz ze zmianą ministra następuje czystka na wszystkich ważnych stanowiskach w danym resorcie. Więc po ewentualnej dymisji Kamińskiego większość z jego ludzi niemal na pewno też zostanie szybko odstrzelona np. w Policji.

Kamiński ma obecnie trudną sytuację. Dziś to już chyba nawet dla wyborców PIS-u nie jest tajemnicą, że potężnym i wszechmocnym resortem kieruje zwykły pijak, mający coraz częściej okresy niedyspozycji, no i wyraźnie podupadający na zdrowiu. Na dokładkę, gdy wydawało się, że podległa mu Policja nie może się już bardziej skompromitować, niż zrobiła to pałując na ulicach uczestniczki Strajku Kobiet, okazało się, że jednak może... Ostatnio jej funkcjonariusze bardziej zasługują na miano „szwadrony śmierci”, niż „stróże prawa”. Kto wie, czy mordowanie niewinnych ludzi nie weszło im już w krew. To, że w "kurwizji" o śmiertelnych ofiarach podczas interwencji Policji nic nie mówią, nie oznacza wcale, że Polacy o tym nie wiedzą. Bo o ile ponad połowa Polaków jest odporna na wiedzę o niszczeniu sądownictwa i niezliczonych aferach PIS-u, to akurat informacje o kolejnych zgonach (czytaj - morderstwach) wskutek działań Policji przenikają do opinii publicznej bez problemu. Im więcej starań Nowogrodzkiej, by je zatuszować, tym bardziej pociągająca aura tajemniczości i większe możliwości snucia teorii spiskowych. A w to Polakom graj… I ten smród wokół Policji skutecznie podważa autorytet oraz wiarę w zdolność Kamińskiego do dalszego kierowania MSW. Piszę o człowieku, który jeszcze niedawno uznawany był za 3. osobę w państwie, po Kaczyńskim i Ziobro. A który dziś znajduje się w ciągłej defensywie, pod ostrzałem mediów i opinii publicznej. Społeczna aprobata dla wprowadzenia stanu wyjątkowego i jego powodzenie to dla Kamińskiego szansa na przetrwanie. Moim zdaniem minimalna. Kamiński dostanie wkrótce kopa w dupę. A pozbawiony poparcia Prezesa, wywalony z MSW i bez możliwości wpływania na swój obecny resort, w najbliższych wyborach nie będzie mieć większych szans nawet na dostanie się do Sejmu. Gdy zaś PIS przegra wybory, to immunitet będzie mu bardzo potrzebny...

Od dawna źle układają się stosunki pomiędzy Kamińskim i Błaszczakiem oraz jego zastępcą, tym przygłupem Skurkiewiczem. Tu z kolei mamy do czynienia z rywalizacją dwóch resortów siłowych, typową zresztą dla ustrojów totalitarnych. Dziś oba te resorty odpowiadają za powodzenie stanu wyjątkowego. Błaszczak też walczy o przetrwanie przy korycie, o czym napomknąłem w ostatnim poście. Niepewność co do przyszłości władzy PIS-u i terminu wyborów już dziś zmusza wielu ich polityków do rozpoczęcia przymiarek do wyborczego wyścigu. Błaszczaka nie lubi "główka prącia Prezesa" i blokuje jego całkowitą samowolę w armii. Nie lubi go również Cep, który widział w nim do niedawna rywala do fotela szefa rządu. Co ciekawe, nie lubi tej gnidy także Szydłowa, która wcale nie zrezygnowała z politycznej kariery w kraju. Dla niej Błaszczak też jest rywalem w walce o pozycję w partii w przyszłości. Więc jeśli nic nie wyjdzie ze spektakularnego zakupu Abramsów od USA, a pewnie tak będzie, to Błaszczak ma dość ograniczone pole wykazania się przed prawicowym elektoratem. Stan wyjątkowy jest dla niego jak gwiazdka z nieba. Ale czy będzie nią nadal, jeśli zostanie przedłużony do 2-3 miesięcy?

W przypominającej szambo polskiej polityce nic nie jest niezmienne i dane raz na dłużej. To, o czym piszę, to stan na dzień dzisiejszy. Za 2 miesiące to wszystko może być nieaktualne. Pod względem personalnym obraz frakcji istniejących w PIS zmieni się nieznacznie. Ale zapewne zmieniają się ich priorytety i sojusze pomiędzy liderami poszczególnych grup interesu. Rok temu Szydłowa kopała dołki pod Błaszczakiem, bo nie chciała, by to on został nowym premierem po dymisji Cepa. Sama chciała nim powtórnie zostać. Sasin należał do frakcji Szydłowej, bo bał się z kolei, że Błaszczak zastąpi go na stanowisku wicepremiera. Mocno wspierał ich Ziobro, który nienawidzi Cepa, a frakcja Szydłowej była w wyraźnej opozycji właśnie do Cepa. Ale dziś z tamtego sojuszu pozostało już pewnie niewiele.

5-6 lat temu PIS jawiło się jako monolit, trzymany żelazną ręką przez Kaczyńskiego. Dziś z tego monolitu nie zostało już nic. Każdy ciągnie w swoją stronę i nie chodzi tylko o bogacenie się i posady dla znajomych, ale także o długofalowe korzyści polityczne. Wkraczamy właśnie w bardzo burzliwy okres, w którym ważne wydarzenia będą następować jedne po drugich. Wkrótce rozpocznie się koszmar IV fali pandemii, Bruksela czeka z niecierpliwością na przełomowy wyrok TSUE dotyczący Polski, wprowadzenie unijnych kar i sankcji jest tuż-tuż, podobnie jak wyrok TK w sprawie wyższości naszego prawa nad prawem Unii. Czeka nas wielka awantura wokół zatwierdzenia ustaw „PIS Nieładu”, no i zapowiadane wielkie protesty m.in. budżetówki, służby zdrowia, nauczycieli, rolników… Nie znam się na ekonomii, ale przewiduję, że za 2-3 miesiące 1 EURO będzie u nas kosztować ponad 5 zł, cena paliwa bez problemu przebije pułap 6,5zł/l, a  inflacja równie łatwo przebije granicę 6%. Tak więc w najbliższych miesiącach nie czeka PIS nic dobrego. Kaczyńskiego też. Już dawno powinien poddać się endoprotezie, ale wie, że jak zniknie na kilka tygodni, to po powrocie może nie poznać swojej własnej partii.

I to są prawdziwe powody wprowadzenia stanu wyjątkowego. To są powody wymyślenia nowego wroga: uchodźców, Łukaszenki i manewrów „Zapad 2021”. To i dla partii, i dla wielu jej czołowych polityków jedyna możliwość, by pozytywnie zaistnieć w świadomości własnych wyborców. Wysłać wojsko, zbudować zasieki, trzymać uchodźców z dala od Polski i powtarzać na okrągło w „kurwizji”, że Polska znów broni Europę przed inwazją ze wschodu, a wszyscy protestujący przeciwko wprowadzeniu stanu wyjątkowego, to „zdrajcy” i „agenci wpływów” Łukaszenki oraz Putina…

[CC] Jacek Nikodem
(468)

Pobierz PDF Wydrukuj