Kaczyński nie ma już odwrotu

No i mamy już zupełnie otwartą wojną PIS z TSUE oraz Komisją Europejską. Dziwną wojną, którą sprowokował i w której agresorem jest (jeszcze nim jest) ten, o kim wiadomo, że ją sromotnie przegra. Rodzi się naturalne pytanie - czy Kaczyński jest tak głupi i zaślepiony, że nie zdaje sobie sprawy, że pcha nasz kraj do klęski? Odpowiedź brzmi - nie, aż tak głupi nie jest. Słychać sporo głosów, że chce on tylko przetestować cierpliwość i tolerancję Unii. Chce sprawdzić, jak daleko może się posunąć w swoim bolszewizowaniu Polski. Jeśli tak jest, to już zrobił o kilka kroków za dużo i przekroczył granicę, za którą nie będzie się już mógł wycofać. I pewnie nawet nie będzie chciał. Aby obecnie wykazać chęć poprawy relacji i uspokoić TSUE oraz Brukselę musiałby bowiem cofnąć ustrój naszego państwa niemal do stanu z 2016r. Czyli wycofać się z wielu zmian, nie tylko w sadownictwie, które stały się symbolem jego rządów. Dziś bowiem nie chodzi już tylko o bezprawne funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej SN ani o immunitet sędziego Tulei. Tylko o cały system wymiaru sprawiedliwości i praworządności, który po 5 latach działań Ziobry wygląda dokładnie odwrotnie, niż powinien wyglądać w państwie demokratycznym. Niemal wszystko jest w nim sprzeczne z Konstytucją. Nie po to jednak Kaczyński rozwalił i zawłaszczył nasze sądownictwo, by je teraz, pod naciskiem Unii, przywrócić do stanu pierwotnego. Więc on się z niczego nie wycofa.

Mam wrażenie, że dopiero dziś jesteśmy w stanie w pełni docenić znaczenie masowych protestów w obronie sądów z 2017r. Wydawało się wtedy, że w ostatecznym bilansie ponieśliśmy klęskę. Nie obroniliśmy naszych sądów powszechnych, a po pewnym czasie okazało się, że nie obroniliśmy także Sądu Najwyższego i KRS-u. Przy pomocy Kukiza PIS zawłaszczyło te ostatnie, tyle że rok później. I właśnie ten jeden rok zwłoki ma teraz znaczenie. Pomijając już fakt, że dzięki trwającej kilka miesięcy awanturze wokół sądów PIS nie miało możliwości zawłaszczyć mediów niezależnych, którą to akcję planowało na jesień 2017r. Protesty w obronie sądów uratowały wtedy, o ironio, wolne media, bo dziś nie byłoby już po nich nawet śladu. A poza tym zmusiły PIS do przełożenia decydującej rozprawy z sędziami na okres dla PIS-u dużo mniej korzystny, kiedy Unia wkroczyła w fazę ostatecznych negocjacji budżetu na lata 2021-27. Nawet pandemia i związany z nią chaos tylko początkowo sprzyjały planom Kaczyńskiego, bo odwracały uwagę instytucji unijnych od bezprawia, jakie panuje w naszym kraju. Ale potem pojawił się problem pomocy dla europejskich gospodarek i utworzenia Funduszu Odbudowy. Czyli znów perspektywa wielkich pieniędzy. Które mają być kroplówką dla gospodarek europejskich, ale mogą być także elementem nacisku i walki z bezprawiem. Do początków 2019r. Bruksela miała dość ograniczone możliwości ukarania Kaczyńskiego i Orbana. Wtedy tylko sporadycznie w przestrzeni publicznej pojawiało się określenie "przestrzeganie praworządności", choć w unijnych traktatach jest wyraźnie mowa o konieczności przestrzegania prawa i wspólnych wartości. A do powiązania kwestii przestrzegania praworządności z wypłatą funduszy droga była bardzo daleka. A ziś jest to już oczywista oczywistość...

W momencie, kiedy na horyzoncie pojawiła się możliwość wykorzystania bata finansowego, Unia jakby otrząsnęła się z letargu i bezsilności. Dziś widać to już bardzo wyraźnie. Inna sprawa, że dopiero w końcu 2019r. zaczęły w TSUE zapadać wyroki, które dały Brukseli argument do politycznej interwencji i karcenia PIS-u. Wcześniejsze miażdżące opinie (np. Komisji Weneckiej), apele i "wyrazy zaniepokojenia" były przez Nowogrodzką ostentacyjnie ignorowane, gdyż w ślad za nimi nie mogły iść żadne naprawdę dotkliwe sankcje. Unia nie jest bolszewickim agresorem, jakim jest PIS. W zachodnich instytucjach obowiązują pewne demokratyczne procedury i mechanizmy działania, wypracowane przez dziesięciolecia, na długo przed tym, nim my się w Unii znaleźliśmy. I do pojawienia się PIS-u oraz Orbana te procedury zdawały egzamin. Gdy zaistniał jakiś konflikt na linii państwo członkowskie - Bruksela, rozstrzygał go TSUE, po wcześniejszym dokładnym zbadaniu sprawy. I jego orzeczenia zawsze respektowano. Może nam się ta powolność w jego działaniach nie podobać, ale TSUE nie ma zwyczaju ani obowiązku dostosowywać swojego terminarza do Kaczyńskiego i aktów notorycznego łamania prawa w jednym z państw członkowskich.

Straszne, żenujące i kompromitujące dla nas wszystkich jest to, że Bruksela musi teraz używać swoistego szantażu finansowego. Przez 10 lat dostosowywaliśmy kiedyś nasze prawo i wymiar sprawiedliwości do unijnych standardów. Kolejne rządy, kosztem wielkich wyrzeczeń społeczeństwa, zmniejszały deficyt budżetowy, aby spełniał on unijne wymogi. Nasi politycy i dyplomaci pukali do setek drzwi, prosili i przekonywali. Przecież przyjęto nas w końcu do Wspólnoty nieco na kredyt, bo nie spełnialiśmy wszystkich warunków. Sami podpisywaliśmy traktaty i deklaracje, które teraz rząd PIS uznaje za niezgodne z naszą Konstytucją. Tymczasem one są jak najbardziej zgodne z naszą Konstytucją. To ustawy przyjęte przez PIS w ostatnich 5 latach są niezgodne z Konstytucją, traktatami i prawem unijnym. Jeszcze do niedawna nikt w Brukseli nie brał w ogóle pod uwagę jakiegoś uzależniania wypłaty funduszy od przestrzegania praworządności. Bo to przestrzeganie w państwach członkowskich było oczywiste. Mogły się zdarzać jakieś incydentalne naruszenia prawa Unii. Ale nigdy nie miały one charakteru systemowego. Aż pojawili się Kaczyński i Orban…

Wiele razy zżymałem się, gdy widziałem to pozornie nieśmiałe stanowisko i delikatne, takie nijakie reakcje Unii wobec wydarzeń w Polsce. Nawet po najbardziej jaskrawych przypadkach naruszania Konstytucji i unijnego prawa słyszeliśmy z Brukseli tylko: "z uwagą obserwujemy", "budzi nasz niepokój", "istnieje podejrzenie naruszenia...". I tyle. No nic, tylko siąść i płakać... Ale my w Polsce po prostu zdążyliśmy się już odzwyczaić od języka, jakim posługują się politycy, dyplomaci i wysocy urzędnicy w normalnych, cywilizowanych krajach. Przywykliśmy do bełkotu lub wrzasku barbarzyńców i meneli z PIS-u, bo ten wrzask jest bardziej wyrazisty. Skoro Cep krzyczy o "bezprzykładnej ingerencji Unii", Kempa porównuje Unię do zaborców i Sowietów, Ziobro rzuca oskarżenia o "niszczeniu suwerenności", "dyktacie Brukseli" i "kolonialiźmie", a ta ku*ew Pawłowicz wyzywa kilkuset eurodeputowanych od "lewaków" i "zboczeńców", to oczekiwalibyśmy podobnej, ostrej reakcji drugiej strony. Ale to, że bandyci z PIS-u tkwią w rynsztoku i stosują rynsztokowe standardy, nie oznacza, że urzędnicy z Brukseli też mają zniżyć się do tego poziomu. Tym bardziej, że PIS-owski motłoch, grożąc, oskarżając i wyzywając Unię, tak naprawdę swoje słowa formułuje pod kątem oczekiwań własnych wyborców. Chcą pokazać, z jaką to determinacją i zaciekłością bronią naszych "polskich spraw". I używają języka na poziomie swojego elektoratu, zrozumiałego dla debili spod sklepu z piwem, jasnego i mocnego. A że używając języka chamów i przygłupów palą mosty do dobrych relacji z Unią i TSUE w przyszłości, mało ich obchodzi.

Ważne są nie słowa, tylko czyny, które po tych słowach następują. Siła PIS-u w relacjach z Brukselą kończy się na słowach i potrząsaniu szabelką. W sumie można powiedzieć, że im ostrzejsza i chamska jest werbalna reakcja PIS-dzielców, tym lepszy dowód na to, że są całkowicie bezradni. Oni dobrze wiedzą, że naczynie lada moment się przeleje. Wiedzą, że już właściwie nic nie jest w stanie zapobiec nałożeniu na Polskę surowych sankcji. Nowogrodzka ma już w tej chwili zbyt wielu wrogów na Zachodzie, aby jej wszyscy naraz odpuścili dotychczasowe winy. To, że teraz Kaczyński wycofa się z jakiegoś absurdalnego pomysłu, niczego nie zmieni. Nikt na Zachodzie już nie uwierzy w jego dobrą wolę. Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości co do dyktatorskiego charakteru władzy Kaczyńskiego i jego pełnej odpowiedzialności za ciągły konflikt z Brukselą, to po zignorowaniu przez PIS ostatnich orzeczeń TSUE już tych wątpliwości nie ma. Bo na Zachodzie nikt przy zdrowych zmysłach nie podważa wyroków najważniejszego unijnego sądu i nikt nie poddaje w wątpliwość kompetencji i bezstronności jego sędziów.

Cały ten dziwoląg ustrojowo-prawny, który stworzyli Kaczyński i Ziobro, zupełnie nie pasuje do unijnych traktatów i unijnego prawa. Skoro niezgodny z traktatami Unii i jej prawem jest skład TK, neo-KRS, SN oraz ustrój sądownictwa, to znaczy, że niezgodne jest prawie wszystko. Bo prawo danego kraju i instytucje gwarantujące przestrzeganie tego prawa są podstawą właściwie wszystkiego. Nie chodzi więc już o jakąś jedną kontrowersyjną ustawę. Tylko o cały PIS-owski przestępczy system, który Nowogrodzka chce wyłączyć spod unijnego zarządzania, kontroli i sądownictwa. Trudno powiedzieć, czy Bruksela rzeczywiście obawia się, że jej fundusze zostaną przez PIS-owski rząd wydane nieprawidłowo. Czy może tylko używa takiego argumentu, bo właśnie wobec tego argumentu PIS jest bezradne. Bruksela nie może ingerować w nasz sposób wybierania sędziów SN lub członków neo-KRS. Ale ma wręcz obowiązek żądać, aby ci, którzy będą decydować o prawidłowym wydatkowaniu funduszy ze wspólnej kasy, byli niezawiśli, kompetentni i legalnie wybrani. A faktem jest, że skoro w naszym państwie panuje całkowite bezprawie i bezkarność rządzących, to ryzyko oszustw, korupcji i przywłaszczenia sobie miliardów EURO przez różnych "szumowskich", "sasinów", "ziobrów" i "obajtków" jest nieporównanie większe, niż np. w Niemczech lub Szwecji. I potem o prawidłowości wydatkowania tych funduszy mają decydować polscy sędziowie, którzy nie dość, że pod groźbą sankcji dyscyplinarnych będą zmuszani do ferowania wyroków po myśli tych "ziobrów", "szumowskich" i "obajtków", to jeszcze są często powoływani z naruszeniem prawa! Czyli ich wyroki będą uznawane za nieważne…

Już dziś wiadomo, że kilkakrotnie przesuwanego przez PIS orzeczenia TK o niezgodności zapisów unijnych traktatów z Konstytucją nikt poza Nowogrodzką nie będzie uznawać za prawomocne. Choć ma być ogłoszone dopiero 3 sierpnia. Dlatego ta wywłoka Przyłębska rozpoczęła rozprawę w tylko 5-osobowym składzie sędziowskim, bo chciała uniknąć obecności w nim sędziów-dublerów. Nie chodzi tylko o wyrok, który wiadomo, jaki będzie. Ale także o legalność składu orzekającego. Tyle, że w sprawach międzypaństwowych orzekać musi pełny skład TK. Bo inaczej wyrok będzie można zaskarżyć. Przyłębska musiała więc ustąpić, będzie jednak orzekać pełny skład TK, z 3 dublerami. Czyli i tak orzeczenie TK będzie, z punktu widzenia prawa, nieważne… Adam Bodnar, już na odchodnym z funkcji RPO, w swojej ostatniej rozprawie przed TK, pokazał Przyłębskiej, gdzie jest jej miejsce. W spalarni odpadów. A Kaczyńskiemu wsadził kij w szprychy. Bodnar dał mu do wyboru dwa fatalne wyjścia. I w pełnym składzie z udziałem "dublerów", i w "czystym" 5-osobowym składzie, w tej jednej z najważniejszych dla PIS rozpraw przed TK w ostatnich latach, musi zapaść wyrok nie mający żadnej mocy prawnej.

PIS nie potrafi udowodnić, że nie będzie ryzyka oszustw i korupcji przy wydatkowaniu funduszy. I każdy kolejny miesiąc potwierdza, że pod rządami Kaczyńskiego staliśmy się państwem-patologią. Brukseli nie chodzi już tylko o wymiar sprawiedliwości. Ale także o osoby LGBT, o klimat i ekologię, a teraz także o niepodporządkowywanie się orzeczeniom TSUE... Cała polityka PIS jest patologiczna i PIS jest dziś na Zachodzie postrzegany jako jedna, wielka patologia, niebezpieczna dla istnienia, struktury i przestrzegania praworządności w całej Unii. Jest to patologia nie rokująca żadnych nadziei na poprawę. Michał Wawrykiewicz wyliczył, że rząd PIS przegrał już 10 kolejnych rozpraw przed europejskimi trybunałami, dotyczących zmian w naszym wymiarze sprawiedliwości. Nie wygrał żadnej. A przecież to nie tylko nie jest koniec kompromitujących klęsk PIS-u, ale nawet nie jest to ich półmetek… Bo Polskę czeka kolejnych 13 spraw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i 12 spraw w TSUE! Czyli w sumie 25 spraw… Piszę tylko o sprawach związanych z kwestiami niezależności sądownictwa i zapewnienia zasady skutecznej ochrony sądowej. Czyli o tym, co wynika z treści artykułu 19 traktatu UE, zapisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a także naszej Konstytucji (artykuł 45). Nie zajmuję się np. konfliktem z Czechami o elektrownię Turów.

Rozpisałem się. Robię cięcie. Ciąg dalszy w następnym poście. Będzie m.in. o tym, czy utrata części unijnych funduszy nie jest właśnie jednym z celów Kaczyńskiego. Bo szkodzenie Unii na pewno jest. Będzie też o zupełnie wyraźnej zbieżności działań Kaczyńskiego z interesami i planami Putina.

[CC] Jacek Nikodem

Kaczyński nie ma już odwrotu

No i mamy już zupełnie otwartą wojną PIS z TSUE oraz Komisją Europejską. Dziwną wojną, którą sprowokował i w której agresorem jest (jeszcze nim jest) ten, o kim wiadomo, że ją sromotnie przegra. Rodzi się naturalne pytanie - czy Kaczyński jest tak głupi i zaślepiony, że nie zdaje sobie sprawy, że pcha nasz kraj do klęski? Odpowiedź brzmi - nie, aż tak głupi nie jest. Słychać sporo głosów, że chce on tylko przetestować cierpliwość i tolerancję Unii. Chce sprawdzić, jak daleko może się posunąć w swoim bolszewizowaniu Polski. Jeśli tak jest, to już zrobił o kilka kroków za dużo i przekroczył granicę, za którą nie będzie się już mógł wycofać. I pewnie nawet nie będzie chciał. Aby obecnie wykazać chęć poprawy relacji i uspokoić TSUE oraz Brukselę musiałby bowiem cofnąć ustrój naszego państwa niemal do stanu z 2016r. Czyli wycofać się z wielu zmian, nie tylko w sadownictwie, które stały się symbolem jego rządów. Dziś bowiem nie chodzi już tylko o bezprawne funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej SN ani o immunitet sędziego Tulei. Tylko o cały system wymiaru sprawiedliwości i praworządności, który po 5 latach działań Ziobry wygląda dokładnie odwrotnie, niż powinien wyglądać w państwie demokratycznym. Niemal wszystko jest w nim sprzeczne z Konstytucją. Nie po to jednak Kaczyński rozwalił i zawłaszczył nasze sądownictwo, by je teraz, pod naciskiem Unii, przywrócić do stanu pierwotnego. Więc on się z niczego nie wycofa.

Mam wrażenie, że dopiero dziś jesteśmy w stanie w pełni docenić znaczenie masowych protestów w obronie sądów z 2017r. Wydawało się wtedy, że w ostatecznym bilansie ponieśliśmy klęskę. Nie obroniliśmy naszych sądów powszechnych, a po pewnym czasie okazało się, że nie obroniliśmy także Sądu Najwyższego i KRS-u. Przy pomocy Kukiza PIS zawłaszczyło te ostatnie, tyle że rok później. I właśnie ten jeden rok zwłoki ma teraz znaczenie. Pomijając już fakt, że dzięki trwającej kilka miesięcy awanturze wokół sądów PIS nie miało możliwości zawłaszczyć mediów niezależnych, którą to akcję planowało na jesień 2017r. Protesty w obronie sądów uratowały wtedy, o ironio, wolne media, bo dziś nie byłoby już po nich nawet śladu. A poza tym zmusiły PIS do przełożenia decydującej rozprawy z sędziami na okres dla PIS-u dużo mniej korzystny, kiedy Unia wkroczyła w fazę ostatecznych negocjacji budżetu na lata 2021-27. Nawet pandemia i związany z nią chaos tylko początkowo sprzyjały planom Kaczyńskiego, bo odwracały uwagę instytucji unijnych od bezprawia, jakie panuje w naszym kraju. Ale potem pojawił się problem pomocy dla europejskich gospodarek i utworzenia Funduszu Odbudowy. Czyli znów perspektywa wielkich pieniędzy. Które mają być kroplówką dla gospodarek europejskich, ale mogą być także elementem nacisku i walki z bezprawiem. Do początków 2019r. Bruksela miała dość ograniczone możliwości ukarania Kaczyńskiego i Orbana. Wtedy tylko sporadycznie w przestrzeni publicznej pojawiało się określenie "przestrzeganie praworządności", choć w unijnych traktatach jest wyraźnie mowa o konieczności przestrzegania prawa i wspólnych wartości. A do powiązania kwestii przestrzegania praworządności z wypłatą funduszy droga była bardzo daleka. A ziś jest to już oczywista oczywistość...

W momencie, kiedy na horyzoncie pojawiła się możliwość wykorzystania bata finansowego, Unia jakby otrząsnęła się z letargu i bezsilności. Dziś widać to już bardzo wyraźnie. Inna sprawa, że dopiero w końcu 2019r. zaczęły w TSUE zapadać wyroki, które dały Brukseli argument do politycznej interwencji i karcenia PIS-u. Wcześniejsze miażdżące opinie (np. Komisji Weneckiej), apele i "wyrazy zaniepokojenia" były przez Nowogrodzką ostentacyjnie ignorowane, gdyż w ślad za nimi nie mogły iść żadne naprawdę dotkliwe sankcje. Unia nie jest bolszewickim agresorem, jakim jest PIS. W zachodnich instytucjach obowiązują pewne demokratyczne procedury i mechanizmy działania, wypracowane przez dziesięciolecia, na długo przed tym, nim my się w Unii znaleźliśmy. I do pojawienia się PIS-u oraz Orbana te procedury zdawały egzamin. Gdy zaistniał jakiś konflikt na linii państwo członkowskie - Bruksela, rozstrzygał go TSUE, po wcześniejszym dokładnym zbadaniu sprawy. I jego orzeczenia zawsze respektowano. Może nam się ta powolność w jego działaniach nie podobać, ale TSUE nie ma zwyczaju ani obowiązku dostosowywać swojego terminarza do Kaczyńskiego i aktów notorycznego łamania prawa w jednym z państw członkowskich.

Straszne, żenujące i kompromitujące dla nas wszystkich jest to, że Bruksela musi teraz używać swoistego szantażu finansowego. Przez 10 lat dostosowywaliśmy kiedyś nasze prawo i wymiar sprawiedliwości do unijnych standardów. Kolejne rządy, kosztem wielkich wyrzeczeń społeczeństwa, zmniejszały deficyt budżetowy, aby spełniał on unijne wymogi. Nasi politycy i dyplomaci pukali do setek drzwi, prosili i przekonywali. Przecież przyjęto nas w końcu do Wspólnoty nieco na kredyt, bo nie spełnialiśmy wszystkich warunków. Sami podpisywaliśmy traktaty i deklaracje, które teraz rząd PIS uznaje za niezgodne z naszą Konstytucją. Tymczasem one są jak najbardziej zgodne z naszą Konstytucją. To ustawy przyjęte przez PIS w ostatnich 5 latach są niezgodne z Konstytucją, traktatami i prawem unijnym. Jeszcze do niedawna nikt w Brukseli nie brał w ogóle pod uwagę jakiegoś uzależniania wypłaty funduszy od przestrzegania praworządności. Bo to przestrzeganie w państwach członkowskich było oczywiste. Mogły się zdarzać jakieś incydentalne naruszenia prawa Unii. Ale nigdy nie miały one charakteru systemowego. Aż pojawili się Kaczyński i Orban…

Wiele razy zżymałem się, gdy widziałem to pozornie nieśmiałe stanowisko i delikatne, takie nijakie reakcje Unii wobec wydarzeń w Polsce. Nawet po najbardziej jaskrawych przypadkach naruszania Konstytucji i unijnego prawa słyszeliśmy z Brukseli tylko: "z uwagą obserwujemy", "budzi nasz niepokój", "istnieje podejrzenie naruszenia...". I tyle. No nic, tylko siąść i płakać... Ale my w Polsce po prostu zdążyliśmy się już odzwyczaić od języka, jakim posługują się politycy, dyplomaci i wysocy urzędnicy w normalnych, cywilizowanych krajach. Przywykliśmy do bełkotu lub wrzasku barbarzyńców i meneli z PIS-u, bo ten wrzask jest bardziej wyrazisty. Skoro Cep krzyczy o "bezprzykładnej ingerencji Unii", Kempa porównuje Unię do zaborców i Sowietów, Ziobro rzuca oskarżenia o "niszczeniu suwerenności", "dyktacie Brukseli" i "kolonialiźmie", a ta ku*ew Pawłowicz wyzywa kilkuset eurodeputowanych od "lewaków" i "zboczeńców", to oczekiwalibyśmy podobnej, ostrej reakcji drugiej strony. Ale to, że bandyci z PIS-u tkwią w rynsztoku i stosują rynsztokowe standardy, nie oznacza, że urzędnicy z Brukseli też mają zniżyć się do tego poziomu. Tym bardziej, że PIS-owski motłoch, grożąc, oskarżając i wyzywając Unię, tak naprawdę swoje słowa formułuje pod kątem oczekiwań własnych wyborców. Chcą pokazać, z jaką to determinacją i zaciekłością bronią naszych "polskich spraw". I używają języka na poziomie swojego elektoratu, zrozumiałego dla debili spod sklepu z piwem, jasnego i mocnego. A że używając języka chamów i przygłupów palą mosty do dobrych relacji z Unią i TSUE w przyszłości, mało ich obchodzi.

Ważne są nie słowa, tylko czyny, które po tych słowach następują. Siła PIS-u w relacjach z Brukselą kończy się na słowach i potrząsaniu szabelką. W sumie można powiedzieć, że im ostrzejsza i chamska jest werbalna reakcja PIS-dzielców, tym lepszy dowód na to, że są całkowicie bezradni. Oni dobrze wiedzą, że naczynie lada moment się przeleje. Wiedzą, że już właściwie nic nie jest w stanie zapobiec nałożeniu na Polskę surowych sankcji. Nowogrodzka ma już w tej chwili zbyt wielu wrogów na Zachodzie, aby jej wszyscy naraz odpuścili dotychczasowe winy. To, że teraz Kaczyński wycofa się z jakiegoś absurdalnego pomysłu, niczego nie zmieni. Nikt na Zachodzie już nie uwierzy w jego dobrą wolę. Jeśli ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości co do dyktatorskiego charakteru władzy Kaczyńskiego i jego pełnej odpowiedzialności za ciągły konflikt z Brukselą, to po zignorowaniu przez PIS ostatnich orzeczeń TSUE już tych wątpliwości nie ma. Bo na Zachodzie nikt przy zdrowych zmysłach nie podważa wyroków najważniejszego unijnego sądu i nikt nie poddaje w wątpliwość kompetencji i bezstronności jego sędziów.

Cały ten dziwoląg ustrojowo-prawny, który stworzyli Kaczyński i Ziobro, zupełnie nie pasuje do unijnych traktatów i unijnego prawa. Skoro niezgodny z traktatami Unii i jej prawem jest skład TK, neo-KRS, SN oraz ustrój sądownictwa, to znaczy, że niezgodne jest prawie wszystko. Bo prawo danego kraju i instytucje gwarantujące przestrzeganie tego prawa są podstawą właściwie wszystkiego. Nie chodzi więc już o jakąś jedną kontrowersyjną ustawę. Tylko o cały PIS-owski przestępczy system, który Nowogrodzka chce wyłączyć spod unijnego zarządzania, kontroli i sądownictwa. Trudno powiedzieć, czy Bruksela rzeczywiście obawia się, że jej fundusze zostaną przez PIS-owski rząd wydane nieprawidłowo. Czy może tylko używa takiego argumentu, bo właśnie wobec tego argumentu PIS jest bezradne. Bruksela nie może ingerować w nasz sposób wybierania sędziów SN lub członków neo-KRS. Ale ma wręcz obowiązek żądać, aby ci, którzy będą decydować o prawidłowym wydatkowaniu funduszy ze wspólnej kasy, byli niezawiśli, kompetentni i legalnie wybrani. A faktem jest, że skoro w naszym państwie panuje całkowite bezprawie i bezkarność rządzących, to ryzyko oszustw, korupcji i przywłaszczenia sobie miliardów EURO przez różnych "szumowskich", "sasinów", "ziobrów" i "obajtków" jest nieporównanie większe, niż np. w Niemczech lub Szwecji. I potem o prawidłowości wydatkowania tych funduszy mają decydować polscy sędziowie, którzy nie dość, że pod groźbą sankcji dyscyplinarnych będą zmuszani do ferowania wyroków po myśli tych "ziobrów", "szumowskich" i "obajtków", to jeszcze są często powoływani z naruszeniem prawa! Czyli ich wyroki będą uznawane za nieważne…

Już dziś wiadomo, że kilkakrotnie przesuwanego przez PIS orzeczenia TK o niezgodności zapisów unijnych traktatów z Konstytucją nikt poza Nowogrodzką nie będzie uznawać za prawomocne. Choć ma być ogłoszone dopiero 3 sierpnia. Dlatego ta wywłoka Przyłębska rozpoczęła rozprawę w tylko 5-osobowym składzie sędziowskim, bo chciała uniknąć obecności w nim sędziów-dublerów. Nie chodzi tylko o wyrok, który wiadomo, jaki będzie. Ale także o legalność składu orzekającego. Tyle, że w sprawach międzypaństwowych orzekać musi pełny skład TK. Bo inaczej wyrok będzie można zaskarżyć. Przyłębska musiała więc ustąpić, będzie jednak orzekać pełny skład TK, z 3 dublerami. Czyli i tak orzeczenie TK będzie, z punktu widzenia prawa, nieważne… Adam Bodnar, już na odchodnym z funkcji RPO, w swojej ostatniej rozprawie przed TK, pokazał Przyłębskiej, gdzie jest jej miejsce. W spalarni odpadów. A Kaczyńskiemu wsadził kij w szprychy. Bodnar dał mu do wyboru dwa fatalne wyjścia. I w pełnym składzie z udziałem "dublerów", i w "czystym" 5-osobowym składzie, w tej jednej z najważniejszych dla PIS rozpraw przed TK w ostatnich latach, musi zapaść wyrok nie mający żadnej mocy prawnej.

PIS nie potrafi udowodnić, że nie będzie ryzyka oszustw i korupcji przy wydatkowaniu funduszy. I każdy kolejny miesiąc potwierdza, że pod rządami Kaczyńskiego staliśmy się państwem-patologią. Brukseli nie chodzi już tylko o wymiar sprawiedliwości. Ale także o osoby LGBT, o klimat i ekologię, a teraz także o niepodporządkowywanie się orzeczeniom TSUE... Cała polityka PIS jest patologiczna i PIS jest dziś na Zachodzie postrzegany jako jedna, wielka patologia, niebezpieczna dla istnienia, struktury i przestrzegania praworządności w całej Unii. Jest to patologia nie rokująca żadnych nadziei na poprawę. Michał Wawrykiewicz wyliczył, że rząd PIS przegrał już 10 kolejnych rozpraw przed europejskimi trybunałami, dotyczących zmian w naszym wymiarze sprawiedliwości. Nie wygrał żadnej. A przecież to nie tylko nie jest koniec kompromitujących klęsk PIS-u, ale nawet nie jest to ich półmetek… Bo Polskę czeka kolejnych 13 spraw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i 12 spraw w TSUE! Czyli w sumie 25 spraw… Piszę tylko o sprawach związanych z kwestiami niezależności sądownictwa i zapewnienia zasady skutecznej ochrony sądowej. Czyli o tym, co wynika z treści artykułu 19 traktatu UE, zapisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a także naszej Konstytucji (artykuł 45). Nie zajmuję się np. konfliktem z Czechami o elektrownię Turów.

Rozpisałem się. Robię cięcie. Ciąg dalszy w następnym poście. Będzie m.in. o tym, czy utrata części unijnych funduszy nie jest właśnie jednym z celów Kaczyńskiego. Bo szkodzenie Unii na pewno jest. Będzie też o zupełnie wyraźnej zbieżności działań Kaczyńskiego z interesami i planami Putina.

[CC] Jacek Nikodem
(444)

Pobierz PDF Wydrukuj