Radosław Sikorski - W odpowiedzi Putinowi

Szanowni Państwo Prezydent Władimir Putin proponuje odnowienie współpracy z Europą, co należy pochwalić, ponieważ Rosja to ważny kraj. Uważam jednak, że dokonując tego kroku, powinniśmy pamiętać o prawdzie historycznej. Rozumiemy ból byłych narodów Związku Radzieckiego, ale prezydent Putin powinien w równym stopniu zrozumieć ból tych narodów, które doświadczyły wielkich niesprawiedliwości ze strony Związku Radzieckiego. Tymczasem w jego artykule znajdują się błędne, niedopuszczalne fragmenty.

Po pierwsze, Rosja nie była tą częścią kraju, która została zaatakowana przez Niemcy jako pierwsza – były to terytoria Białoruskiej oraz Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. I to właśnie Białorusini i Ukraińcy ponieśli największe straty w II wojnie światowej, w przypadku Białorusi stanowiące nawet jedną czwartą ludności. Putin w ogóle o tym nie wspomina.

Po drugie, stwierdza, że Armia Czerwona uratowała Europę i świat przed zniewoleniem. To jest półprawda. Armia Czerwona walczyła z Wehrmachtem, ale jednocześnie narzuciła totalitaryzm połowie kontynentu. Zbrodnie przeciwko ludzkości, wypędzenia i masowe mordy były kontynuowane w Europie po klęsce III Rzeszy, pod ochroną Armii Czerwonej i w cieniu stałego zagrożenia z jej strony. Ludobójcza okupacja została zastąpiona okupacją totalitarną. Można to nazwać „poprawą”, ale w żadnym wypadku „wyzwoleniem”.

Jeśli chodzi o ekspansję NATO, na którą narzeka Władimir Putin, to Związek Radziecki nie otrzymał w tej sprawie żadnych pisemnych gwarancji. Powodem, dla którego różne państwa chciały wstąpić do NATO, były ciągłe groźby Rosji pod ich adresem. Kiedy byłem polskim ministrem obrony, stale zagrażały nam pociski z głowicami jądrowymi zlokalizowane w obwodzie kaliningradzkim. I oczywiście, ze względu na historię naszych relacji z Rosją, aspirowaliśmy do NATO jako sojuszu wolnych demokracji. NATO nie „rozszerzyło się”, tylko niechętnie nas przyjęło, ponieważ bardzo chcieliśmy dołączyć. W starych i nowych państwach NATO byli ludzie, w tym ja, którzy uważali, że byłoby dobrze, gdyby Rosja również spełniła natowskie warunki członkostwa, to znaczy: była demokracją, poddała armię kontroli cywilnej i rozwiązała konflikty terytorialne z sąsiadami. Rosja mogła zostać zaproszona do Sojuszu, ale podjęła decyzję o niespełnieniu wszystkich tych kryteriów.

Władimir Putin nazwał wydarzenia na Ukrainie z 2014 roku „zbrojnym zamachem stanu”. To nieprawda. Organizowałem wyprawę trójki ministrów spraw zagranicznych – wspólnie z Frankiem-Walterem Steinmeierem i Laurentem Fabiusem – do Kijowa, w czasie gdy 800 tysięcy Ukraińców pokojowo demonstrowało na rzecz umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. Ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz początkowo obiecał podpisać umowę, ale na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie w listopadzie 2013 roku wycofał się z obietnicy, ponieważ otrzymał ofertę zastrzyku ogromnych pieniędzy od Putina. Najpierw kijowscy studenci, a następnie dziesiątki tysięcy Ukraińców wyszły na ulice w siarczystym mrozie, aby doprowadzić do odwrócenia tej decyzji.

Kiedy my, trzej ministrowie spraw zagranicznych, dotarliśmy do Kijowa, były już ofiary śmiertelne, ponieważ siły bezpieczeństwa Janukowycza strzelały do protestujących. Mogę pokazać prezydentowi Putinowi cmentarz, na którym pochowano zabitych ukraińskich demonstrantów. W zamian za to niech on pokaże mi cmentarz tych, którzy rzekomo zostali zastrzeleni przez protestujących. Być może prezydent Putin wierzy we własną propagandę. W negocjacjach z udziałem ministrów spraw zagranicznych w Kijowie uczestniczył również bardzo konstruktywny przedstawiciel Moskwy, ambasador Władimir Łukin. Putin wysłał go osobiście. On również zgodził się na porozumienie między Janukowyczem a opozycją. Później jednak zabroniono mu złożenia oficjalnego podpisu, ponieważ Kreml wezwał do federalizacji Ukrainy, aby uzyskać kontrolę nad wschodnimi prowincjami.

Prezydent Putin twierdzi, że Krym „opuścił” Ukrainę, podobnie jak Wielka Brytania po Brexicie opuściła UE. Powiedział również, że jego „zielone ludziki” nie miały nic wspólnego z aneksją Krymu przez Rosję. Dlaczego w takim razie Putin odznaczył oficerów rozmaitymi medalami za operację wojskową z lutego 2014 roku, mającą na celu oderwanie Krymu od Ukrainy? Siłowe zdobycie Krymu zostało potępione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ największą przewagą głosów w historii ONZ.

Putin pyta, dlaczego USA „zorganizowały zamach stanu na Ukrainie” i dlaczego państwa UE „gorliwie go wsparły”. Jest to całkowita nieprawda. Prawdą jest, że Janukowycz opuścił Kijów, gdy stracił w parlamencie poparcie swojej własnej Partii Regionów. Czyżby prezydent Putin twierdził, że kiedy rosyjscy żołnierze najechali najpierw Krym, a potem Donbas, działali jako agenci USA? Nie przypominam sobie żadnych wojsk amerykańskich. Wysłanniczka Stanów Zjednoczonych, Victoria Nuland, miała do zaoferowania kilka grzecznościowych słów na Majdanie, powiedziała „pieprzyć UE” – i na tym się skończyło. Faktyczną rolę odegraliśmy my, ministrowie spraw zagranicznych. To my byliśmy świadkami porozumienia między Janukowyczem a opozycją. To Janukowycz pierwszy zapowiedział, że nie wywiąże się z tego porozumienia. Wyjechał z Kijowa, co było katastrofalnym błędem politycznym, bo sprawiało wrażenie, że zamierza uciec z kraju, i doprowadziło to do utraty poparcia w centralnej oraz wschodniej Ukrainie. W końcu faktycznie musiał opuścić kraj z pomocą Rosji.

Zasadniczy problem polegał na tym, że na wiele lat przed wydarzeniami na Ukrainie prezydent Putin zdecydował, że Rosja powinna stać się oddzielnym biegunem integracji, konkurencyjnym wobec UE. My w Unii mogliśmy zawrzeć umowy zarówno z Rosją, jak i z Ukrainą. To Putin powiedział Janukowyczowi:

„Nie przystępuj do umowy stowarzyszeniowej z UE, bo zamiast tego możesz przystąpić do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Ale nie możesz być członkiem dwóch unii celnych jednocześnie”.

Janukowycz zdecydował się na realizację rosyjskiego planu, dlatego 800 tys. Ukraińców wyszło na ulice.

Rosja przecenia swoją zdolność do zintegrowania wielu krajów w wielonarodową unię. Rosyjski projekt zmusza państwa do dokonania wyboru. Nie tylko Ukrainę, ale także Gruzję, czy Mołdawię, które ostatecznie wybrały UE, bo Unia oferuje demokrację, ruch bezwizowy, podniesienie standardów handlowych i cywilizacyjnych. Oferta Rosji obejmuje dyktaturę jak w Kazachstanie i represje jak na Białorusi.

Istnieje możliwość wyboru. I mam wielką nadzieję, że pewnego dnia Rosja skoryguje wybór, jakiego sama dokonała.

* Niemieckojęzyczna wersja tekstu ukazała się 23.06.2021 na łamach dziennika „Die Zeit” jako odpowiedź na artykuł Władimira Putina zamieszczony w tej gazecie.

[CC] Radosław Sikorski

Radosław Sikorski - W odpowiedzi Putinowi

Szanowni Państwo Prezydent Władimir Putin proponuje odnowienie współpracy z Europą, co należy pochwalić, ponieważ Rosja to ważny kraj. Uważam jednak, że dokonując tego kroku, powinniśmy pamiętać o prawdzie historycznej. Rozumiemy ból byłych narodów Związku Radzieckiego, ale prezydent Putin powinien w równym stopniu zrozumieć ból tych narodów, które doświadczyły wielkich niesprawiedliwości ze strony Związku Radzieckiego. Tymczasem w jego artykule znajdują się błędne, niedopuszczalne fragmenty.

Po pierwsze, Rosja nie była tą częścią kraju, która została zaatakowana przez Niemcy jako pierwsza – były to terytoria Białoruskiej oraz Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. I to właśnie Białorusini i Ukraińcy ponieśli największe straty w II wojnie światowej, w przypadku Białorusi stanowiące nawet jedną czwartą ludności. Putin w ogóle o tym nie wspomina.

Po drugie, stwierdza, że Armia Czerwona uratowała Europę i świat przed zniewoleniem. To jest półprawda. Armia Czerwona walczyła z Wehrmachtem, ale jednocześnie narzuciła totalitaryzm połowie kontynentu. Zbrodnie przeciwko ludzkości, wypędzenia i masowe mordy były kontynuowane w Europie po klęsce III Rzeszy, pod ochroną Armii Czerwonej i w cieniu stałego zagrożenia z jej strony. Ludobójcza okupacja została zastąpiona okupacją totalitarną. Można to nazwać „poprawą”, ale w żadnym wypadku „wyzwoleniem”.

Jeśli chodzi o ekspansję NATO, na którą narzeka Władimir Putin, to Związek Radziecki nie otrzymał w tej sprawie żadnych pisemnych gwarancji. Powodem, dla którego różne państwa chciały wstąpić do NATO, były ciągłe groźby Rosji pod ich adresem. Kiedy byłem polskim ministrem obrony, stale zagrażały nam pociski z głowicami jądrowymi zlokalizowane w obwodzie kaliningradzkim. I oczywiście, ze względu na historię naszych relacji z Rosją, aspirowaliśmy do NATO jako sojuszu wolnych demokracji. NATO nie „rozszerzyło się”, tylko niechętnie nas przyjęło, ponieważ bardzo chcieliśmy dołączyć. W starych i nowych państwach NATO byli ludzie, w tym ja, którzy uważali, że byłoby dobrze, gdyby Rosja również spełniła natowskie warunki członkostwa, to znaczy: była demokracją, poddała armię kontroli cywilnej i rozwiązała konflikty terytorialne z sąsiadami. Rosja mogła zostać zaproszona do Sojuszu, ale podjęła decyzję o niespełnieniu wszystkich tych kryteriów.

Władimir Putin nazwał wydarzenia na Ukrainie z 2014 roku „zbrojnym zamachem stanu”. To nieprawda. Organizowałem wyprawę trójki ministrów spraw zagranicznych – wspólnie z Frankiem-Walterem Steinmeierem i Laurentem Fabiusem – do Kijowa, w czasie gdy 800 tysięcy Ukraińców pokojowo demonstrowało na rzecz umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. Ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz początkowo obiecał podpisać umowę, ale na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie w listopadzie 2013 roku wycofał się z obietnicy, ponieważ otrzymał ofertę zastrzyku ogromnych pieniędzy od Putina. Najpierw kijowscy studenci, a następnie dziesiątki tysięcy Ukraińców wyszły na ulice w siarczystym mrozie, aby doprowadzić do odwrócenia tej decyzji.

Kiedy my, trzej ministrowie spraw zagranicznych, dotarliśmy do Kijowa, były już ofiary śmiertelne, ponieważ siły bezpieczeństwa Janukowycza strzelały do protestujących. Mogę pokazać prezydentowi Putinowi cmentarz, na którym pochowano zabitych ukraińskich demonstrantów. W zamian za to niech on pokaże mi cmentarz tych, którzy rzekomo zostali zastrzeleni przez protestujących. Być może prezydent Putin wierzy we własną propagandę. W negocjacjach z udziałem ministrów spraw zagranicznych w Kijowie uczestniczył również bardzo konstruktywny przedstawiciel Moskwy, ambasador Władimir Łukin. Putin wysłał go osobiście. On również zgodził się na porozumienie między Janukowyczem a opozycją. Później jednak zabroniono mu złożenia oficjalnego podpisu, ponieważ Kreml wezwał do federalizacji Ukrainy, aby uzyskać kontrolę nad wschodnimi prowincjami.

Prezydent Putin twierdzi, że Krym „opuścił” Ukrainę, podobnie jak Wielka Brytania po Brexicie opuściła UE. Powiedział również, że jego „zielone ludziki” nie miały nic wspólnego z aneksją Krymu przez Rosję. Dlaczego w takim razie Putin odznaczył oficerów rozmaitymi medalami za operację wojskową z lutego 2014 roku, mającą na celu oderwanie Krymu od Ukrainy? Siłowe zdobycie Krymu zostało potępione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ największą przewagą głosów w historii ONZ.

Putin pyta, dlaczego USA „zorganizowały zamach stanu na Ukrainie” i dlaczego państwa UE „gorliwie go wsparły”. Jest to całkowita nieprawda. Prawdą jest, że Janukowycz opuścił Kijów, gdy stracił w parlamencie poparcie swojej własnej Partii Regionów. Czyżby prezydent Putin twierdził, że kiedy rosyjscy żołnierze najechali najpierw Krym, a potem Donbas, działali jako agenci USA? Nie przypominam sobie żadnych wojsk amerykańskich. Wysłanniczka Stanów Zjednoczonych, Victoria Nuland, miała do zaoferowania kilka grzecznościowych słów na Majdanie, powiedziała „pieprzyć UE” – i na tym się skończyło. Faktyczną rolę odegraliśmy my, ministrowie spraw zagranicznych. To my byliśmy świadkami porozumienia między Janukowyczem a opozycją. To Janukowycz pierwszy zapowiedział, że nie wywiąże się z tego porozumienia. Wyjechał z Kijowa, co było katastrofalnym błędem politycznym, bo sprawiało wrażenie, że zamierza uciec z kraju, i doprowadziło to do utraty poparcia w centralnej oraz wschodniej Ukrainie. W końcu faktycznie musiał opuścić kraj z pomocą Rosji.

Zasadniczy problem polegał na tym, że na wiele lat przed wydarzeniami na Ukrainie prezydent Putin zdecydował, że Rosja powinna stać się oddzielnym biegunem integracji, konkurencyjnym wobec UE. My w Unii mogliśmy zawrzeć umowy zarówno z Rosją, jak i z Ukrainą. To Putin powiedział Janukowyczowi:

„Nie przystępuj do umowy stowarzyszeniowej z UE, bo zamiast tego możesz przystąpić do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Ale nie możesz być członkiem dwóch unii celnych jednocześnie”.

Janukowycz zdecydował się na realizację rosyjskiego planu, dlatego 800 tys. Ukraińców wyszło na ulice.

Rosja przecenia swoją zdolność do zintegrowania wielu krajów w wielonarodową unię. Rosyjski projekt zmusza państwa do dokonania wyboru. Nie tylko Ukrainę, ale także Gruzję, czy Mołdawię, które ostatecznie wybrały UE, bo Unia oferuje demokrację, ruch bezwizowy, podniesienie standardów handlowych i cywilizacyjnych. Oferta Rosji obejmuje dyktaturę jak w Kazachstanie i represje jak na Białorusi.

Istnieje możliwość wyboru. I mam wielką nadzieję, że pewnego dnia Rosja skoryguje wybór, jakiego sama dokonała.

* Niemieckojęzyczna wersja tekstu ukazała się 23.06.2021 na łamach dziennika „Die Zeit” jako odpowiedź na artykuł Władimira Putina zamieszczony w tej gazecie.

[CC] Radosław Sikorski
(431)

Pobierz PDF Wydrukuj