Tak se siedzę i dumam… 200 lat niewoli, zawieruchy dziejowe, w których wyginęły nasze elity, emigracja za chlebem, wysysająca najbardziej dynamicznych i skłonnych brać własne życie w swoje ręce doprowadziły do tego, że dziś nasze społeczeństwo w większości składa się z biernych i miernych. Co z tego, że ostało się trochę mądrych i rozsądnych, jak ich głos jest głosem wołającego na puszczy?
Historia krajów postkolonialnych uczy, że najczęściej niedługo po zrzuceniu jarzma obcego narody przez wieki niewolone fundują sobie rodzimy zamordyzm, najczęściej dużo bardziej brutalny niż biali wyzyskiwacze. Jako zlepek trzech kolonii ościennych mocarstw już po sześciu latach demokracji zafundowaliśmy sobie brutalną dyktaturę rodzimego faszyzmu – Piłsudski zamordował młodą polską demokrację zanim zdążyła okrzepnąć. Aż dziwne, że po 89-tym udało się nam tego unikać przez 30 lat…
Bo nie umiemy demokracji ni hu hu. Nie mamy o niej najmniejszego pojęcia, choć odmieniamy ją na wszelkie sposoby i przypadki. W dojrzałej demokracji różnice poglądów są normą. Dla nas demokracja jest wtedy, gdy po pierwsze to my rządzimy, a po drugie, gdy zadeptujemy każdego, kto ośmieli się mieć inne zdanie w dowolnej materii. Nie jesteśmy zdolni do współpracy, nie potrafimy ocenić wagi problemów, z którymi przychodzi nam się zmierzyć. Interesiki własne stawiamy wyżej, niż dobro ogółu…
I okazuje się, że ci wydawało by się głupi, siermiężni cwaniacy od Kaczyńskiego, Ziobry czy Gowina są mimo wszystko od nas mądrzejsi. Mądrzejsi życiowo – wiedzą, że w kupie ich nikt nie ruszy. Nas ta mądrość niestety omija szerokim łukiem… Obok tego nie stanę, z tamtym nie pójdę. Jak coś organizuje ten XYZ to za cholerę nie wezmę udziału. Albo zorganizuję w tym samym czasie konkurencyjną imprezę na drugim końcu miasta…
Ze zorganizowaną bandą przestępców wygrać może tylko lepiej zorganizowana grupa. A my robimy wszystko, by nawet te, które mamy porozwalać. Bo tak… A potem lament, że PiS robi co chce. Robi, bo mu na to pozwalamy. Pozwalamy przez naszą głupotę, zawiść, przerost ambicji. I lenistwo. Usprawiedliwiane na wszelkie możliwe sposoby. Nikt nam nie da wolności, nie zaprowadzi, czy nie przywróci demokracji. Jeżeli sami tego nie zrobimy, PiS albo podobna banda będzie rządzić wiecznie.
Na ulicy zostali już ostatni Mohikanie. A spaleni kandydaci na liderów czają się w blokach startowych, żeby spieprzyć każdy kolejny zryw społeczny. Bo ludzie się buntują, wychodzą na ulice, tylko co z tego, jak zaraz pojawia się obstawiona tymi samymi mordami scena i padają z niej teksty, które ludzi zniechęcają…
Wygląda na to, że przed nami jeszcze długi marsz do normalności. Oczywiście rozumianej na modłę cywilizacji europejskiej. Bo dzisiejszą normę u nas wyznacza Jacek Kurski i kościelne ambony.
A mnie najbardziej uderzają dwie sprawy. Po pierwsze, zupełnie nie potrafię zrozumieć, jak można było postawić drugi raz na kulawego konia - Kaczyńscy pokazali już przecież swoją nieudolność.... (Opatrzność nas uratowała). Po drugie, jak zauważyliśmy na początku 2016 roku, co ten psychol wyprawia, ludzie zaczęli się buntować i swój sprzeciw głośno na ulicach wyrażać, ale... Ale koniecznie domagali się jakiegoś przywódcy, kogoś, kto ich poprowadzi, wzywali Frasyniuka, Wałęsę, czekali na Tuska... Po co? Lider wyłoniłby się sam, nawet jeden próbował, to na wejściu mu łeb ukręcono... i nastała konsternacja i cisza... Była wspaniała liderka, zryw, nadzieja i podobnie, a przede wszystkim: miała brzydką fryzurę, nie fajnie ubrana, no i dlaczego jest liderką, przecież Strajk Kobiet zakładało kilka pań - taka abstrakcja. Potem poszło z górki, uruchomiła się fala hejtu i zmiotła Dziewczynę. Więc jak lidera nie ma, to nie ma kto poprowadzić nas do walki, jak jest to to hurtowo, a jeszcze nie potrafimy wyłonić Lidera wśród liderów i liderków, bo każdy chce zostać bohaterem - to powinna być zapłata za zaangażowanie (?).
A jest i trzecie moje zdumienie: tak bardzo potrzebujemy tlenu, że chwytamy się każdej "nowej twarzy" - Petru, Biedroń, teraz Hołownia. I nawet nie ważne, co mówią i czy to ma jakiś sens, ale nie są NIMI (PO). Skutki grubo przed wyborami były do przewidzenia, a teraz nawet widzimy, jakie to zameczki na piasku...
A skoro tak bardzo potrzebujemy tlenu, to im wcześniej na bezdechu przepłyniemy ten pisowski tunel, czyli wybierzemy jednak największą opozycyjną partię, czy blok i weźmiemy pod uwagę d`Hondta, tym bliżej nam do spełniania marzeń. Bez unicestwienia wroga nie drgniemy z miejsca. Ja wiem, że trudno to zrozumieć, że trzeba zagryźć zęby i na chwilę ograniczyć swoją roszczeniowość, ale jesteśmy na wojnie...
I Demokracja musi zaczekać.
Bodaj przedwczoraj Renata Bednarz, która odniosła się powyżej do tekstu Macieja Bajkowskiego, podesłała mi „Traktat o dupie” autorstwa Prof. Jana Miodka. Tak się w moim życiu złożyło, że jedną z moich ulubionych rozrywek była gra w brydża. Co ma dupa wspólnego z brydżem, a to połączenie z polską demokracją?
Otóż mój nieżyjący już partner od przekładania obrazków był kiedyś uprzejmy po udanym impasie, atutowego króla, co umożliwiło wygranie licytowanego popartyjnego szlemika z kontrą, zwracając się do nieszczęsnego posiadacza rzeczonego króla powiedzieć:
„No i dupa z króla.”
Powiedzenie to zagościło w kręgach moich znajomych na stałe, stając się synonimem niespełnionych, oczekiwań opartych na niezbyt pewnych podstawach.
Kiedy przyglądam się skutkom (czyt. Skuteczności oddziaływania na wyborców) poczynań naszych politycznych elit mam chęć wygłaszać tę sentencję po kilka razy dziennie. Zgadzam się przy tym w całej rozciągłości z tekstem Macieja Bajkowskiego, ze szczególnym uwzględnieniem wydrenowania umysłowego olbrzymiej większości obywateli tego kraju. I jedno co trzeba oddać PiS-owi to, to, że potrafi tą wydrenowaną częścią społeczeństwa perfekcyjnie manipulować.
Tymczasem NASI politycy czy to z lewicy czy to z koalicji obywatelskiej, czy PSL, czy od Hołowni Prowadzą uczone dysputy (i uwaga):
„o dupie Maryni.”
Tak, tak – te dyskusje do niczego nie prowadzą ponieważ ta lepiej wyedukowana (mniej wydrenowana) część społeczeństwa i tak na tychże dyskutantów głosuje, bo akurat dla niej nie ma jakiejś sensownej alternatywy, a ta druga część, dysput tych albo nie słucha, albo podsumowuje pomiędzy kolejnymi łykami stwierdzeniami w rodzaju….
„a pieprzyć ich w dupę, pewnie znowu nas obrażają!”
Jednak największym nieszczęściem tej „naszej” polityki jest elementarny brak znajomości matematyki (czytaj niezrozumienie zasady działania metody D’Hondta) i nie zrozumienie tego, co słusznie zauważył Maciej Bajkowski, że mając przeciw sobie przeciwnika, który idzie kupą trzeba mu się kupą przeciwstawić.
Popatrzcie Państwo, tam gdzie tylko opozycja wykona wspólny ruch natychmiast są efekty. Ostatni w Rzeszowie (jakby ktoś nie zauważył), ale jak tylko zaczyna uprawiać swoje wewnętrzne gierki to natychmiast budzimy się w…
„czarnej dupie”
Zamieceni tam przez…
„dupolizów prezesa”
I to by był mój wkład w traktat o politycznej DUPIE.
[CC] Maciej BajkowskiTak se siedzę i dumam… 200 lat niewoli, zawieruchy dziejowe, w których wyginęły nasze elity, emigracja za chlebem, wysysająca najbardziej dynamicznych i skłonnych brać własne życie w swoje ręce doprowadziły do tego, że dziś nasze społeczeństwo w większości składa się z biernych i miernych. Co z tego, że ostało się trochę mądrych i rozsądnych, jak ich głos jest głosem wołającego na puszczy?
Historia krajów postkolonialnych uczy, że najczęściej niedługo po zrzuceniu jarzma obcego narody przez wieki niewolone fundują sobie rodzimy zamordyzm, najczęściej dużo bardziej brutalny niż biali wyzyskiwacze. Jako zlepek trzech kolonii ościennych mocarstw już po sześciu latach demokracji zafundowaliśmy sobie brutalną dyktaturę rodzimego faszyzmu – Piłsudski zamordował młodą polską demokrację zanim zdążyła okrzepnąć. Aż dziwne, że po 89-tym udało się nam tego unikać przez 30 lat…
Bo nie umiemy demokracji ni hu hu. Nie mamy o niej najmniejszego pojęcia, choć odmieniamy ją na wszelkie sposoby i przypadki. W dojrzałej demokracji różnice poglądów są normą. Dla nas demokracja jest wtedy, gdy po pierwsze to my rządzimy, a po drugie, gdy zadeptujemy każdego, kto ośmieli się mieć inne zdanie w dowolnej materii. Nie jesteśmy zdolni do współpracy, nie potrafimy ocenić wagi problemów, z którymi przychodzi nam się zmierzyć. Interesiki własne stawiamy wyżej, niż dobro ogółu…
I okazuje się, że ci wydawało by się głupi, siermiężni cwaniacy od Kaczyńskiego, Ziobry czy Gowina są mimo wszystko od nas mądrzejsi. Mądrzejsi życiowo – wiedzą, że w kupie ich nikt nie ruszy. Nas ta mądrość niestety omija szerokim łukiem… Obok tego nie stanę, z tamtym nie pójdę. Jak coś organizuje ten XYZ to za cholerę nie wezmę udziału. Albo zorganizuję w tym samym czasie konkurencyjną imprezę na drugim końcu miasta…
Ze zorganizowaną bandą przestępców wygrać może tylko lepiej zorganizowana grupa. A my robimy wszystko, by nawet te, które mamy porozwalać. Bo tak… A potem lament, że PiS robi co chce. Robi, bo mu na to pozwalamy. Pozwalamy przez naszą głupotę, zawiść, przerost ambicji. I lenistwo. Usprawiedliwiane na wszelkie możliwe sposoby. Nikt nam nie da wolności, nie zaprowadzi, czy nie przywróci demokracji. Jeżeli sami tego nie zrobimy, PiS albo podobna banda będzie rządzić wiecznie.
Na ulicy zostali już ostatni Mohikanie. A spaleni kandydaci na liderów czają się w blokach startowych, żeby spieprzyć każdy kolejny zryw społeczny. Bo ludzie się buntują, wychodzą na ulice, tylko co z tego, jak zaraz pojawia się obstawiona tymi samymi mordami scena i padają z niej teksty, które ludzi zniechęcają…
Wygląda na to, że przed nami jeszcze długi marsz do normalności. Oczywiście rozumianej na modłę cywilizacji europejskiej. Bo dzisiejszą normę u nas wyznacza Jacek Kurski i kościelne ambony.
A mnie najbardziej uderzają dwie sprawy. Po pierwsze, zupełnie nie potrafię zrozumieć, jak można było postawić drugi raz na kulawego konia - Kaczyńscy pokazali już przecież swoją nieudolność.... (Opatrzność nas uratowała). Po drugie, jak zauważyliśmy na początku 2016 roku, co ten psychol wyprawia, ludzie zaczęli się buntować i swój sprzeciw głośno na ulicach wyrażać, ale... Ale koniecznie domagali się jakiegoś przywódcy, kogoś, kto ich poprowadzi, wzywali Frasyniuka, Wałęsę, czekali na Tuska... Po co? Lider wyłoniłby się sam, nawet jeden próbował, to na wejściu mu łeb ukręcono... i nastała konsternacja i cisza... Była wspaniała liderka, zryw, nadzieja i podobnie, a przede wszystkim: miała brzydką fryzurę, nie fajnie ubrana, no i dlaczego jest liderką, przecież Strajk Kobiet zakładało kilka pań - taka abstrakcja. Potem poszło z górki, uruchomiła się fala hejtu i zmiotła Dziewczynę. Więc jak lidera nie ma, to nie ma kto poprowadzić nas do walki, jak jest to to hurtowo, a jeszcze nie potrafimy wyłonić Lidera wśród liderów i liderków, bo każdy chce zostać bohaterem - to powinna być zapłata za zaangażowanie (?).
A jest i trzecie moje zdumienie: tak bardzo potrzebujemy tlenu, że chwytamy się każdej "nowej twarzy" - Petru, Biedroń, teraz Hołownia. I nawet nie ważne, co mówią i czy to ma jakiś sens, ale nie są NIMI (PO). Skutki grubo przed wyborami były do przewidzenia, a teraz nawet widzimy, jakie to zameczki na piasku...
A skoro tak bardzo potrzebujemy tlenu, to im wcześniej na bezdechu przepłyniemy ten pisowski tunel, czyli wybierzemy jednak największą opozycyjną partię, czy blok i weźmiemy pod uwagę d`Hondta, tym bliżej nam do spełniania marzeń. Bez unicestwienia wroga nie drgniemy z miejsca. Ja wiem, że trudno to zrozumieć, że trzeba zagryźć zęby i na chwilę ograniczyć swoją roszczeniowość, ale jesteśmy na wojnie...
I Demokracja musi zaczekać.
Bodaj przedwczoraj Renata Bednarz, która odniosła się powyżej do tekstu Macieja Bajkowskiego, podesłała mi „Traktat o dupie” autorstwa Prof. Jana Miodka. Tak się w moim życiu złożyło, że jedną z moich ulubionych rozrywek była gra w brydża. Co ma dupa wspólnego z brydżem, a to połączenie z polską demokracją?
Otóż mój nieżyjący już partner od przekładania obrazków był kiedyś uprzejmy po udanym impasie, atutowego króla, co umożliwiło wygranie licytowanego popartyjnego szlemika z kontrą, zwracając się do nieszczęsnego posiadacza rzeczonego króla powiedzieć:
„No i dupa z króla.”
Powiedzenie to zagościło w kręgach moich znajomych na stałe, stając się synonimem niespełnionych, oczekiwań opartych na niezbyt pewnych podstawach.
Kiedy przyglądam się skutkom (czyt. Skuteczności oddziaływania na wyborców) poczynań naszych politycznych elit mam chęć wygłaszać tę sentencję po kilka razy dziennie. Zgadzam się przy tym w całej rozciągłości z tekstem Macieja Bajkowskiego, ze szczególnym uwzględnieniem wydrenowania umysłowego olbrzymiej większości obywateli tego kraju. I jedno co trzeba oddać PiS-owi to, to, że potrafi tą wydrenowaną częścią społeczeństwa perfekcyjnie manipulować.
Tymczasem NASI politycy czy to z lewicy czy to z koalicji obywatelskiej, czy PSL, czy od Hołowni Prowadzą uczone dysputy (i uwaga):
„o dupie Maryni.”
Tak, tak – te dyskusje do niczego nie prowadzą ponieważ ta lepiej wyedukowana (mniej wydrenowana) część społeczeństwa i tak na tychże dyskutantów głosuje, bo akurat dla niej nie ma jakiejś sensownej alternatywy, a ta druga część, dysput tych albo nie słucha, albo podsumowuje pomiędzy kolejnymi łykami stwierdzeniami w rodzaju….
„a pieprzyć ich w dupę, pewnie znowu nas obrażają!”
Jednak największym nieszczęściem tej „naszej” polityki jest elementarny brak znajomości matematyki (czytaj niezrozumienie zasady działania metody D’Hondta) i nie zrozumienie tego, co słusznie zauważył Maciej Bajkowski, że mając przeciw sobie przeciwnika, który idzie kupą trzeba mu się kupą przeciwstawić.
Popatrzcie Państwo, tam gdzie tylko opozycja wykona wspólny ruch natychmiast są efekty. Ostatni w Rzeszowie (jakby ktoś nie zauważył), ale jak tylko zaczyna uprawiać swoje wewnętrzne gierki to natychmiast budzimy się w…
„czarnej dupie”
Zamieceni tam przez…
„dupolizów prezesa”
I to by był mój wkład w traktat o politycznej DUPIE.
[CC] Maciej Bajkowski