Era głównego padlinożercy dobiegła końca

To dziwne. Napisałem i opublikowałem na Facebooku ponad 600 postów. A tylko jeden z nich, dawno, dawno temu, dotyczył „Smoleńska”. Stało się tak zapewne dlatego, że gdy zaczynałem karierę na Fb (marzec 2019r.), temat tej tragedii Kaczyński odsunął już na dalszy plan, podobnie jak Macierewicza, jednego z największych psychopatów i padlinożerców w naszym kraju. Więc dziś po raz drugi i prawie na pewno także po raz ostatni zajmę się właśnie „Smoleńskiem”. Choć wiem, że po wczorajszej rocznicy macie awersję do tego tematu.

Nie chce mi się oPISywać przebiegu obchodów, tym bardziej, że ci z Was, którzy chcieli ten kabaret obejrzeć, to go obejrzeli, a ci, którym się zbiera na wymioty na sam dźwięk słowa „Smoleńsk”, oglądanie relacji sobie odpuścili. Większości z nas już dawno słowo „Smoleńsk” przestało się kojarzyć z wielką tragedią, a stało się symbolem niszczenia narodowej wspólnoty, wszechobecnego kłamstwa, tańczenia na grobach i cynicznego, ohydnego wykorzystywania śmierci rodaków do doraźnych celów politycznych. Wszyscy wiemy, że fundamentem władzy PIS i tego, co się dziś dzieje w naszym kraju, stały się właśnie trupy 96 naszych rodaków. A  już przysłowiowym gwoździem do trumny obrazu moralnej degrengolady, zdziczenia i zwykłego barbarzyństwa stała się ekshumacja ciał ofiar katastrofy, którą ich rodzinom zafundowały 3 kanalie: Kaczyński, Macierewicz i Ziobro. O ile sama katastrofa była następstwem wielu błędów, które popełnili ludzie odpowiedzialni za feralny lot, to jednak większość tych błędów nie została popełniona z premedytacją. Nikt nie przewidział również ich tragicznych skutków. Ale już decyzja o rozkopywaniu grobów, wywlekaniu z nich ludzkich szczątków i poddawaniu ich uwłaczającej, haniebnej i bolesnej dla rodzin ofiar procedurze powtórnych sekcji i badań laboratoryjnych, była podjęta świadomie, z zimną krwią. W dodatku 3 kanaliom wcale nie chodziło o znalezienie dowodów na zamach. Tylko o sztuczne podtrzymywanie życia teorii o zamachu, atmosfery spisku, psychozy oraz „religii smoleńskiej”. O dalsze dzielenie Polaków.

Po stronie polskiej było pięciu wielkich winowajców tej tragedii. Nie zaliczam do nich bynajmniej pilotów samolotu, bo oni byli przede wszystkim ofiarami, a nie sprawcami. Jestem pewny, że gdyby mogli podejmować decyzje samodzielnie, zawróciliby do Polski już w chwili, gdy usłyszeli, że lotnisko pod Smoleńskiem nie nadaje się do użytku ze względu na mgłę. Czyli już w połowie lotu. W końcowych minutach popełniali wprawdzie błędy, ale to nie oni sprowokowali sytuację krytyczną. Zostali do niej zmuszeni przez swoich przełożonych. Dwóch winnych zginęło w katastrofie, więc właściwie powinno się mówić o 94 ofiarach, a nie 96. Nie ulega wątpliwości, że decyzję o lądowaniu podjęli obaj Kaczyńscy. Przerwanie lotu (lub awaryjne lądowanie w Moskwie) byłoby dla nich rozwiązaniem fatalnym, PR-ową katastrofą. I zmusiłoby ich do całkowitej zmiany planów kampanii prezydenckiej już na samym jej początku, bo obchody rocznicy zbrodni katyńskiej odbyłyby się bez obu bliźniaków. A swoją drogą to obrzydliwy paradoks, że start tamtej kampanii, zaplanowany przez Kaczyńskich na jednych grobach, zapewnił nowe groby do prowadzenia następnych kampanii wyborczych PIS. Przypomnę, bo wielu z Was już zapomniało lub może nawet nigdy nie wiedziało, że Lech Kaczyński był w Katyniu tylko jeden raz w życiu. Akurat w czasie kampanii prezydenckiej w 2005r. Drugi raz leciał i nie doleciał w 2010r. Czyli miał taki „kampanijny cykl” czczenia rocznic zamordowania naszych oficerów.

Drugim z wielkich winowajców, którego również spotkała w Smoleńsku szybka kara, był oczywiście generał Błasik. Wdowa po nim może sobie zaklinać rzeczywistość i przedstawiać go jako niemal świętego, ale Błasik na długo przed „Smoleńskiem” miał już wyrobioną reputację bufona i pijaka. Nie wiem, czy był w czasie lotu trzeźwy, czy nie. Nie wiem również, czy to na pewno on w ostatnich minutach wydawał pilotom rozkazy lądowania. Pewnie tak było, bo Błasik znany był ze swojej arogancji, chęci popisywania się, a także służalczości względem Kaczyńskich. Kilkakrotnie wchodził do kokpitu i zachęcał pilotów do lotu oraz lądowania, co było oczywistym złamaniem przepisów. Na jego ciele stwierdzono wyjątkowo dużo obrażeń (ponad 60). Dlaczego tak dużo? Bo jako jeden z nielicznych w chwili katastrofy nie siedział przypięty pasami do fotela, tylko łaził po pokładzie. Ale Błasik popełnił niewybaczalny błąd jeszcze przed startem TU-154, gdy beztrosko meldował Kaczyńskiemu gotowość załogi i samolotu. Jako dowódca sił powietrznych nie mógł nie wiedzieć, że spośród 4 członków załogi, aż 3 nie ma uprawnień, by w ogóle przebywać na pokładzie! W dodatku tylko jeden z nich znał język rosyjski. To nie obsługa wieży kontrolnej w Smoleńsku „naprowadzała załogę samolotu na śmierć”, jak twierdzi do dziś Macierewicz. „Naprowadzającym” na śmierć był Błasik, ale robił to na polecenie Kaczyńskiego.

W 2015r. wdowa po Błasiku udzieliła wywiadu „Gościowi Niedzielnemu”. Nie tylko nadal trzymała się wersji o zamachu, ale twierdziła nawet, że jej mąż wiedział o planowanym zamachu, nie wiedział tylko, że to akurat w tym dniu i na ten samolot zamach jest planowany. Niewiele zresztą brakowało, a nie tylko Błasik, ale także pozostali nasi generałowie, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, uniknęliby śmierci w Smoleńsku. Pierwotnie bowiem planowano, że generałowie polecą Jakiem-40 który, choć z problemami, wylądował w Smoleńsku przed katastrofą. Dopiero w ostatniej chwili dostali od „przełożonych” polecenie, by lecieć Tupolewem. Wiadomo, kto był wtedy ich przełożonym.

Trzech pozostałych winnych tragedii nie tylko uniknęło odpowiedzialności, ale jeszcze bardzo skorzystało na śmierci 96 osób i na tym, co się działo już po katastrofie. O ile Jarosław Kaczyński, gdyby mógł cofnąć czas i zapobiec dramatowi, pewnie by to zrobił, ze względu oczywiście na swojego braciszka, o tyle dla „główki prącia Prezesa” oraz Sasina to był dar od losu i niespodziewane otwarcie bramy do wielkich karier politycznych. Ich wina była bezsporna, to ich zaniedbania i brak kompetencji zapoczątkowały całe zło. Już 5 miesięcy przed tragedią, na etapie planowania wizyty, Kancelaria Kaczyńskiego wiedziała, że lotnisko w Smoleńsku to jedna, wielka prowizorka. Takie pastwisko z barakiem, który okoliczni mieszkańcy nazywali „wieżą kontroli lotów”. I że nie nadaje się ono do lądowania nawet dużo mniejszych maszyn, nawet w dobrych warunkach pogodowych. „Główka” i Sasin, wówczas ministrowie Kaczyńskiego odpowiedzialni za organizację lotu, nic z tą wiedzą nic zrobili. A potem jeszcze zgodnie oskarżali Arabskiego, szefa Kancelarii Tuska, że to on nie dopełnił obowiązków i przyczynił się do tragedii. Toteż dziś, gdy widzę „główkę” żarliwie modlącego się przy sarkofagu na Wawelu, jestem pewny, że to nie żadna modlitwa, tylko w rzeczywistości ciągłe błaganie o przebaczenie. Sasin sobie takimi błaganiami zapewne głowy nie zawraca. Wziął prysznic i uznał, że ma czyste i ręce, i sumienie.

Najwięcej skorzystał na tragedii Kaczyński. W nagrodę dostał całą Polskę. Ale zapłacił też sporo. Skorzystali „główka” i Sasin. Pierwszy nie byłby dziś głową państwa, a drugi byłby co najwyżej jakimś wojewodą, ale na pewno nie wicepremierem. Wielkim wygranym był oczywiście Macierewicz i nie wierzę w szczerość łez, wylewanych przez niego nad trumnami i cierpieniem rodzin ofiar. Tym bardziej, że zrobił później tym rodzinom niejedno świństwo. W chwili katastrofy był już jedną nogą poza PIS-em, a jego frakcja odgrywała w partii rolę marginesową. „Smoleńsk” dał mu więc drugie życie. Z dna wyciągnął go na sam szczyt, bo 4 lata temu był de facto 2. osobą w państwie, po Kaczyńskim, ale przed Ziobrą. Dziś znów spada na dno, ale o tym za chwilę.

Była sztuczna mgła, był hel rozpylony nad lotniskiem, potem „obezwładnienie” samolotu na wysokości 15 metrów, potem 2 bomby (w salonce i na skrzydle), potem jedna bomba termobaryczna, teraz znów 2 bomby z materiałem wybuchowym używanym najczęściej przez ekstremistów… lewackich (?!). Była zdjęcia uszkodzonego skrzydła, które Macierewicz okrzyknął niezbitym dowodem na zamach. Szybko okazało się, że te zdjęcia anonimowy dowcipniś wyszukał wcześniej w rosyjskim Internecie i w rzeczywistości są fotomontażem, zrobionym dla zabawy przez jakiegoś małolata z Kazania. Był jeszcze trotyl „znaleziony” na pokładzie przez psychola Gmyza, po którego rewelacjach w „Rzepie” Kaczyński już bez ogródek używał słów „zbrodnia”, „zamordowano elitę kraju”, „mordercy”. Były 3 osoby, które przeżyły zamach, było nawet dobijanie rannych. No i cały czas był zbrodniczy spisek Putina, jego służb i kontrolerów lotów ze Smoleńska. Jak jedna „teoria” stawała się żenująco mało prawdopodobna, wymyślano nową lub wracano do którejś z poprzednich. To gonienie króliczka trwa już 11 lat.

Ale „Smoleńsk” przyniósł korzyści wielu hienom, wiele zresztą do dziś żywi się smoleńskimi trupami. Bez tej tragedii Terlecki i Gosiewska nie byliby dziś wicemarszałkami Sejmu, Błaszczak szefem MON, a Glapiński szefem NBP. Nie byłoby takich czystek w armii, bo Macierewicz nie zostałby szefem MON w 2015r. Na temacie „Smoleńska” przez lata jechało również całe stado prawicowych „dziennikarzy”, od Gmyza poczynając, a na innej psychopatce Stankiewicz kończąc. To Stankiewicz, której film o katastrofie („Stan zagrożenia”) zobaczymy za tydzień w „kurwizji”, była autorką medialnych rewelacji o dobijaniu rannych w katastrofie przez siepaczy Putina. To m.in. Stankiewicz, pospołu z Macierewiczem, zarzucała fałszerstwa i kłamstwa raportom komisji Millera i MAK. Tymczasem jedyne, co można tym raportom zarzucić, a konkretnie raportowi MAK, to całkowite przemilczenie winy rosyjskich kontrolerów lotów. I teraz ta sama Stankiewicz zakończy swoim filmem smoleńską przygodę i karierę Macierewicza.

Rocznica tragedii i szum medialny wokół jej obchodów miały jeden plus. Do opinii publicznej przedostały się w końcu głosy krytyki ze strony PIS-owskiego „odłamu” rodzin smoleńskich. Nie krytyki rządu Tuska i raportu komisji Millera. Tylko krytyki Macierewicza i działań obecnej prokuratury, którzy przyjęli zasadę: „prowadzić śledztwo tak, żeby go nigdy nie zakończyć”. Raptem dowiedzieliśmy się, że Merta, Wassermann, matka Gosiewskiego lub żona Kurtyki przestały ufać w wolę wyjaśnienia przez Macierewicza przyczyn katastrofy. Chcą, aby zbadaniem działalności jego podkomisji zajęła się… prokuratura! Jeszcze trochę, a usłyszymy, że Merta i Wassermann przestały wierzyć w zbrodniczy zamach, o którym gadały przez 11 lat. Można tylko parsknąć śmiechem w twarze tym debilkom. W podkomisji nie ma ani jednego człowieka, który miałby cokolwiek wspólnego z wypadkami lotniczymi, a one liczyły, że podkomisja cokolwiek wyjaśni. W każdym razie dzięki rocznicy głośno zrobiło się o tym, jakim syfem, farsą i pompą do wysysania naszych pieniędzy jest podkomisja Macierewicza. W której, choć liczy raptem kilkunastu sku*wieli, są już dziś 3 frakcje! A właściwie, to nie wiadomo nawet, ilu dziś członków liczy podkomisja, która kosztowała nas już ponad 30 milionów zł. Bo jednych Macierewicz wyrzucił, inni uciekają sami, a jeszcze inni twierdzą dziś, że oni w podkomisji tylko sprzątali i robili kawę.

I tak oto katastrofa w Smoleńsku, która przez wiele lat była paliwem dla Nowogrodzkiej, konsolidującym jej elektorat, pozwalającym wygrywać wybory i służącym do bezpodstawnego oskarżania przeciwników politycznych, stała się dla Kaczyńskiego wrzodem na dupie. Aby uniknąć kompromitacji ten psychol nadal bredzi coś o dochodzeniu do prawdy i o konieczności posiadania całkowitej pewności co do okoliczności katastrofy, zanim się je ujawni. I tym tłumaczy zwłokę. Tylko, że on gada to samo od 5 lat. I z każdym rokiem mniej wyborców PIS-u i zwolenników teorii zamachowych wierzy w te brednie. Dziś Kaczyński z pewnością najchętniej spuściłby zasłonę milczenia, ograniczyłby obchody do złożenia kwiatów pod pomnikiem, ale bez żadnego szumu w mediach, bez żadnych kłopotliwych pytań. Co zaś do Macierewicza, którego imię swego czasu kazał skandować tłumowi zebranemu na kolejnej „miesiączce smoleńskiej”, dziś powiedziałby pewnie: „Macierewicz? Pierwsze słyszę! Nie znam tego gościa”…

[CC] Jacek Nikodem

Dwie pieprznięte „DIVY” polskiej polityki

No to już w dwóch sprawach zgadzam się z Marianem Banasiem. Obaj nienawidzimy Zbigniewa Ziobry, to raz. I rzeczywiście „każdy, kto się nie zgadza z obecną władzą, na podstawie pomówień może być w każdej chwili aresztowany i skazany”. To, co się dzieje w Polsce pod rządami PIS, rzeczywiście przypomina czasy bolszewickie i „staliśmy się państwem policyjnym, w którym rządzą służby, a nie premier, prezydent czy parlament”. Reszta nas jednak różni… Banaś m.in. doszedł do swoich odkrywczych wniosków dopiero pod wpływem kolejnego nalotu CBA na mieszkanie jego synalka. Wcześniej wszystko było w porządku. Biedny synalek Banasia, biedny Banaś. A my o tym, że PIS to typowa partia bolszewicka, wodzowska i przestępcza, mająca wszelkie cechy sekty, której głównym celem jest stworzenie w Polsce systemu totalitarnego, wiemy co najmniej od 2015r. Są wśród nas tacy, którzy mówią i piszą o tym już od 15 lat! Ale bohaterem dzisiejszego postu nie będzie „Żelazny Marian”. Tylko szajbnięta Pawłowicz, po raz kolejny już zresztą. Ale zanim przejdę do niej parę słów o nowych politycznych sojusznikach tej szajbuski. Czyli o Lewicy.

LEWICOWE GŁUPKI.
Tak, tak panowie Zandberg, Czarzasty i Biedroń... Udowodniliście właśnie, że jesteście zwykłymi głupkami, politycznymi niemotami. Niby żyjecie w tym samym kraju, co my wszyscy. Jako posłowie macie dostęp do informacji, do których czasami my dostępu nie mamy. Macie niemal na co dzień możliwość oglądania z bliska kanalii, z którymi zawarliście właśnie sojusz. Rozmawiacie z nimi, widzicie na własne oczy, że są to ludzie nie tylko ograniczeni umysłowo, zindoktrynowani, zdegenerowani i zaślepieni, żądni wyłącznie władzy i pieniędzy. Mający głęboko w dupie dobro tego państwa, jego przyszłość, jakąś sprawiedliwość społeczną, praworządność, moralność i uczciwość.

Gdy słucham teraz usprawiedliwień polityków Lewicy, to naprawdę zaciera mi się różnica pomiędzy nimi i PIS-owcami. To, że PIS-owcy traktują swój elektorat jak wielkie stado baranów, które uwierzą we wszystko, co im żoliborski psychol, Cep, „główka prącia Prezesa”, Ziobro lub Terlecki powiedzą, jest wiadome od dawna. Bo wyborca PIS to albo debil, albo gnida, która dla własnego interesu poparłaby nawet rozbiór lub okupację naszego kraju. Więc albo wierzy w brednie, które mu PIS-owcy i biskupi wbijają do zakutego łba, albo udaje, że w nie wierzy. Ale elektorat Lewicy to nieco inna półka... To ludzie nieźle wykształceni, mieszkający głównie w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców, na ogół w zachodnich i centralnych województwach, mający niczym nieograniczony dostęp do Internetu, jeżdżący po świecie, no i nienawidzący kleru katolickiego. Czyli są to na ogół światli, nowocześni i proeuropejscy Polacy. Dlaczego więc politycy Lewicy traktują ich teraz tak, jak politycy PIS traktują swoich wyborców. Czyli jak wielkie stado przygłupów? Bo tłumacząc się z rzucenia Kaczyńskiemu koła ratunkowego, używają podobnych argumentów, jakich Cep używał rok temu na uzasadnienie decyzji o bezprawnej organizacji wyborów kopertowych.

Nie dziwię się jakiejś Żukowskiej... Bo nie dość, że to zwykła idiotka, to w dodatku mentalnie bardziej pasuje do PIS-u, niż Lewicy. Nie obchodzi mnie, przez czyje łóżko dostała się na sam szczyt listy w wyborach 2019r. Zresztą i tak wszyscy to wiedzą. Nie interesuje mnie również, czym tak bardzo zawiniła jej Monika Jaruzelska, że jej z kolei rzucała kłody pod nogi, aby tylko nie startowała wtedy do Sejmu. Ale już nie wisi mi to, że udział w Strajku Kobiet traktowała nie jak obywatelski i kobiecy obowiązek, tylko wyłącznie jak okazję do promowania swojej osoby. Posłanki Nowacka i Scheuring-Wielgus dwoiły się wtedy i troiły, a nasza milusińska robiła sobie pokazy mody przed kamerami. No i zadałbym chętnie Żukowskiej pytanie, czym tak bardzo zawinił jej Donald Tusk, że jeszcze 2 lata temu chciała go wsadzić do więzienia. Jego i połowę jego ministrów. Czyli miała w sprawie rządów PO/PSL poglądy identyczne, jak Kaczyński, Pawłowicz lub Ziobro. I zupełnie odmienne, niż Czarzasty lub Biedroń.

Dziś usłyszałem z jej ust, że decyzja o sojuszu Lewicy z PIS-em nie ma żadnego wpływu na długość kadencji Sejmu i rządów Kaczyńskiego. Bo PIS i tak rządziłoby nadal, tyle tylko, że mając rząd mniejszościowy. I jako przykład ta idiotka podała gabinet… Marka Belki! Szkoda, że nie cofnęła w wyszukiwaniu analogii do okresu międzywojennego. I szkoda, że „zapomniała” wspomnieć, jak długo ten mniejszościowy rząd Belki rządził. I jeszcze użala się, że liderki Strajku Kobiet traktują PIS lepiej, niż Lewicę. Bo Lewicy dały tylko 24-godzinne ultimatum, a Nowogrodzkiej dłuższe… Powiedziała dziś również, że Lewica zawarła sojusz z Kaczyńskim aby zapewnić środki finansowe… przyszłemu rządowi, który będzie tworzyć także Lewica. Jeśli siebie też miała na myśli jako „rządząca”, to ja z góry dziękuję za taki rząd… Bo nie widzę różnicy pomiędzy Żukowską a taką np. Kempą lub Mazurek.

Dlaczego nazwałem polityków Lewicy „głupkami”? Bo zostali lub wkrótce zostaną wydymani przez Kaczyńskiego od tyłu, bez lubrykantów i gry wstępnej. Kaczyński w knuciu, okłamywaniu, manipulacjach, łamaniu umów i wystawianiu do wiatru politycznych sojuszników jest mistrzem. Robi to nieprzerwanie od 30 lat. On nawet gdyby chciał być słowny i uczciwy, to już by nie potrafił. Nie takich „graczy” jak Zandberg, Czarzasty i Biedroń już w swoim życiu wyrolował. Jeśli tych trzech lewicowych „tenorów” łudzi się, że ich akurat Kaczyński nie oszuka, to znaczy, że są nie tylko głupi, ale i naiwni jak dzieci. Wierzyć żoliborskiemu psycholowi w dotrzymanie umowy to jak powierzyć dziecko opiece księdza pedofila i łudzić się, że dziecku nic złego się nie stanie. Szybciej niż myślą okaże się, że właśnie wyrazili zgodę na przeznaczenie miliardów EURO na… „fundusz wyborczy PIS̵.

Ale ich głupota, naiwność i krótkowzroczność to jedno, natomiast zupełnie inną bajką jest robienie przez nich wody z mózgu opinii publicznej. Niech przestaną pieprzyć androny o chęci opracowania wspólnie z PIS takiego Krajowego Planu Odbudowy, który byłby zabezpieczony przed dowolnym dysponowaniem przez PIS środkami unijnymi! Bo to niemożliwe! Niech przestaną wciskać kity, że to Unia będzie nadzorować wydawanie tych środków! Bo to zwykłe kłamstwo. KE będzie akceptować tylko ogóle cele i procedury, ale o wszystkich szczegółach będą już decydować państwa członkowskie. A Diabeł tkwi właśnie w szczegółach! Eksperci od prawa europejskiego zgodnie twierdzą, że dosłownie nic nie będzie w stanie przeszkodzić PIS-owi w przeznaczaniu olbrzymich środków unijnych na swój własny „fundusz wyborczy”. Albo, jak w przypadku Funduszu Inwestycji Lokalnych, przekazywać pieniądze wyłącznie tym samorządom, w których rządzą PIS-owcy. Bruksela będzie tylko pilnować, czy kwota przewidziana w KPO na wsparcie samorządów została prawidłowo wydana. Nie będzie ich interesować to, że PIS-owska gmina dostała 50 milionów zł, a ta rządzona przez opozycję – 20 tysięcy. Przy rozdziale środków unijnych najwięcej do powiedzenia będą mieć ministerstwa i instytucje całkowicie opanowane przez PIS. Wiadomo, że PIS nie wpuści do nich żadnych „kontrolerów społecznych”, bo niby na jakiej zasadzie mieliby oni tam działać? Zresztą, to właśnie PIS by wybrało tych „kontrolerów”! Więc na tym poziomie wszystko będzie zależeć od Nowogrodzkiej. Zaś kontrolowaniem prawidłowości wydawania przez ministerstwa lub samorządy środków unijnych zajmować się będą głównie: NIK, Regionalna Izba Obrachunkowa, Krajowa Administracja Skarbowa oraz Prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Czyli także wyłącznie PIS-owcy! Jak Czarzasty i Zandberg wyobrażają sobie kontrolowanie tych kontrolujących?! Może pani Żukowska będzie się tym zajmować?

PSYCHOLKA.
No i znów naczelna polska psychopatka była na ustach wszystkich. Przez krótki czas, po bezprawnym wybraniu jej w skład TK, wydawało się, że przestanie w końcu zaszczycać nas swoim obleśnym wyglądem i szokować obrzydliwymi, debilnymi wypowiedziami. Sędziowie TK rzadko udzielają się w mediach, no i obowiązywały ich dawniej pewne wyśrubowane normy kultury osobistej i zachowania. Ale tak było kiedyś, przed erą przewodniczenia wywłoki Przyłębskiej. Więc i w przypadku Pawłowicz te nasze nadzieje okazały się płonne. Nadal jest aktywna w mediach społecznościowych i tradycyjnie już każdy jej wpis świadczy o tym, iż choroba psychiczna pogłębia się u niej z miesiąca na miesiąc. Ale teraz, dla odmiany, miała zabłysnąć już na niwie zawodowej. Czyli jako pseudosędzia pseudo Trybunału, która wykonuje wielki krok w kierunku wyprowadzenia Polski z Unii. Choć wszyscy wiedzą, że tak naprawdę gówno ma do gadania w sprawie uznania niezgodności z Konstytucją zabezpieczeń TSUE nakładanych na Izbę Dyscyplinarną SN, bo wykonuje tylko polecenia Kaczyńskiego, to jednak właśnie ryj tej psychopatki stanie się symbolem początku Polexitu…

O jej nienawiści do Unii przekonywać nikogo nie trzeba. Dobitnie świadczą o tym setki jej wypowiedzi w mediach i piana na pysku zawsze wtedy, gdy mowa jest o Unia Europejskiej. Unia jest chyba jeszcze większą jej obsesją, niż Tusk, Trzaskowski i cała obecna opozycja. Oni wzbudzają „tylko” jej złość i agresję. Unia wyzwala w niej furię, ślepą i niepohamowaną. Choć najbardziej znana jest jej wypowiedź, w której porównała flagę UE do szmaty, zresztą całą Unię też nazwała „szmatą”, to ja, przygotowując się do pisania tego tekstu, natknąłem się na jeszcze inne jej słowne „perełki”, dotyczące Unii i nie tylko. Nie będę ich tu wszystkich cytować, bo i po co? Są do siebie dość podobne. Ale kilka, tych mniej znanych, przytoczę. Choćby dlatego, że Pawłowicz, w swoim stylu ziejąc w nich nienawiścią i w chamski sposób obrzucając innych błotem, w zasadzie mówi także o… sobie.

„Nastały w Europie czasy: bezczelnych zdrajców, »niemieckich szmat«, V kolumn, totalistów, skorumpowanych alkoholików, lewaków i faszystowskich bojówek, zbłąkanych kosmopolitów bez ojczyzn, matek i ojców, wyznawców »kulturowej płci«, erotomanów, seksualnych patologii i politycznej poprawności, zabójców dzieci i rodziców, zniewieściałych facetów w rurkach i różowych baletkach, adoptujących pszczoły, drzewa i  małpy, politycznych szantażystów i islamu, wielbicieli kóz, satanistów (…)”.

I znów o Unii.

„Czy wiecie, kto dziś rządzi w Unii? To pokolenie ‘68! To ci, co gzili się gdzieś po krzakach i parkach, zboczeńcy i degeneraci żyjący w komunach, chlali co popadnie, palili jakieś świństwa i chodzili na golasa…”.

Pierwszej wypowiedzi komentować nie będę, bo co tu komentować? Ot, bełkot i bluzgi wariatki. W drugiej wypowiedzi Pawłowicz nawiązuje oczywiście nie do „naszego” marca ‘68 i protestów studenckich. Tylko do czasów rewolucji hippisowskiej w USA i na Zachodzie, ruchów pacyfistycznych, buntu przeciwko konformizmowi i konsumpcjonizmowi, długich włosów, kolorowych strojów, psychodelicznej muzyki i wolnej miłości… I właśnie tą wypowiedzią Pawłowicz potwierdza nie tylko swoją chorobę psychiczną, ale także to, że jest chodzącym, żrącym i gadającym zbiorem kompleksów, które do dziś stanowią fundament jej nienawiści, obłudy i hipokryzji. Podobnie jak u jej guru Kaczyńskiego. To ten sam typ kompleksów i wynikającej z nich psychozy! Czyżby Pawłowicz zapomniała, że oni oboje też są „pokoleniem ‘68”?! Gdy rodził się ruch „dzieci kwiatów” Pawłowicz miała 16 lat, a Kaczyński 19! Co wtedy robili i jak się prowadzili, że teraz Pawłowicz swoim rówieśnikom wytyka czasy ich buntowniczej młodości, rzekomo nagannej i kompromitującej? W dodatku jebn*ęta Pawłowicz wrzuca do jednego wora całe pokolenie! Ale z pewnymi wyjątkami… Każdy 70-letni unijny polityk to dla niej były zaćpany hippis, degenerat i ekshibicjonista. Ale już 71-letni Kaczyński to przykład męża stanu, wzorca moralnego i patriotycznego, a także przykładnego katolika, choć katolikiem stał się 20 lat po 1968r.

Kaczyński zdawał wtedy akurat maturę, do której został dopuszczony wyłącznie dzięki protekcji komunistycznego szefa MEN Kuberskiego. A Pawłowicz? Skoro nie paliła „trawki” i nie nosiła kwiecistych strojów to widać była w Zakonie „Sióstr Urszulanek”. A może w „Córkach Maryi Niepokalanej”? Lub w „Karmelitankach Dzieciątka Jezus”? Jeśli tak było, to bardzo szybko wykonała światopoglądową woltę, bo już wkrótce stała się działaczką studenckiej komunistycznej przybudówki PZPR. Chyba lepiej było być w tamtych czasach hippisem i palić marihuanę, niż aktywistką SZSP czyli czerwoną suką.

Pawłowicz nienawidzi oczywiście osób LGBT. Nie raz apelowała o usuniecie ich poza nawias społeczeństwa. Dlaczego? Ponieważ jej zdaniem są to „ludzie jałowi”, nie mogą bowiem mieć potomstwa, a „zjawisko związków jednopłciowych jest sprzeczne z naturą(…)”. Mówi to 67-letnia panna, bezdzietna, żyjąca samotnie, zgorzkniała, ziejąca nienawiścią i wręcz kipiąca agresją. Widać siebie nie uznaje za osobę jałową, a może nawet uważa się z kobietę perspektywiczną. Staropanieństwo nie jest jej zdaniem sprzeczne z naturą. I z innej beczki… W 2014r., gdy wybuchła kolejna awantura o in vitro, Pawłowicz publicznie zastanawiała się, jakim prawem polscy katolicy zmuszani są do dofinansowywania ze swoich podatków tej metody zapładniania. Mogę dziś tej PIS-owskiej ku*wie odpowiedzieć pytaniem na pytanie. A jakim prawem Polacy, którzy w żaden sposób nie utożsamiają się z kościołem katolickim, a nawet go nienawidzą, zmuszani są do utrzymywania wielotysięcznej bandy złodziei, oszustów i degeneratów w sutannach na czele z Rydzykiem, Jędraszewskim i Sławojem-Głódziem?!

Pawłowicz – była SZSP-ówka, a teraz wielka przeciwniczka prawa do aborcji, obrończyni „życia poczętego”, wyzywająca od najgorszych kobiety uczestniczące w dawnych Czarnych Protestach i całkiem niedawnym Strajku Kobiet… Nienawidząca „lewaczek”, feministek i haseł wzywających do społecznego oraz zawodowego równouprawnienia płci. Zagorzała katoliczka, wielka propagatorka wartości chrześcijańskich i rodzinnych. Zaglądamy za kulisy i co widzimy? Starą pannę, cierpiącą przez dziesięciolecia na wściekliznę macicy, po odrzuceniu jej miłości przez żonatego mężczyznę. Wdającą się w romans z innym żonatym facetem, niejakim Waltzem. Tak, tak, tym od HGW, dawnej koleżanki Pawłowicz! Widzimy Krystynę „Niepokalaną” Pawłowicz zachodzącą z tymże facetem w ciążę i robiącą sobie skrobankę… Tak jakoś przypomina mi się obecny europoseł PIS Bolesław Piecha oraz niejaki Profesor Chazan. Dokonali obaj około 2 tysięcy zabiegów aborcji i też nagle stali się wielkimi obrońcami „życia poczętego”, uznającymi 6-dniową zygotę za płód, a nawet za dziecko…

[CC] Jacek Nikodem
(406)

Pobierz PDF Wydrukuj