Wiadro fekaliów

Tak jak często mam problemy z wymyślaniem tytułów swoich postów, tak tym razem miałem kłopot wyjątkowego urodzaju. Pierwotnie tytuł miał brzmieć: DOPÓKI TA ***** BĘDZIE NA WOLNOŚCI, DOPÓTY POLSKA NIE BĘDZIE NORMALNYM KRAJEM… Ale był za długi. Zmieniłem więc na: SYNDROM WŚCIEKŁEJ MACICY… Ale ta „macica” byłaby mocno na wyrost. Macice, jak wiadomo, mają wyłącznie kobiety. Krystyna Pawłowicz nie jest zaś ani kobietą, ani mężczyzną, ani psem, ani kotem, ani nawet pierwotniakiem. Jest chodzącym, żrącym i gadającym szambem. Wiadrem pełnym gówna. Agresywnym, plującym jadem, mściwym, odrażającym i cuchnącym... O dziwo jej wygląd, tak często wyśmiewany, jest jedną z jej najmniejszych wad. Bo te największe wady skupiły się w jej łbie i uwidaczniają się dopiero wtedy, gdy zaczyna mówić lub coś robić. Od dawna zastanawiam się, jakim cudem, w 38-milionowym kraju, przez tyle lat, nikt jeszcze nie dał tej ****** Pawłowicz w pysk. Przecież Polaków, którzy mają ochotę strzelić ją w ten chamski ryj, są setki tysięcy, a może nawet miliony. Za kobietę uznać jej z pewnością nie można, więc nie byłby to atak na płeć słabszą.

Gdyby w Niemczech, Francji lub Danii jakiś sędzia TK zamieścił taką wypowiedź o małym dziecku, jaką zamieściła Pawłowicz na Twitterze, to przestałby być członkiem tego TK w ciągu 24 godzin. Prezes TK wezwałby go do siebie, kazał napisać prośbę o dymisję i na zakończenie powiedziałby do niego - spier***j z mojego gabinetu, śmieciu! Bo w normalnych krajach wysocy funkcjonariusze publiczni dbają o autorytet swojego państwa i jego najważniejszych instytucji. Bowiem bez tego autorytetu i społecznego szacunku oraz posłuchu ci właśnie wysocy funkcjonariusze straciliby najwięcej. Przestano by się z nimi liczyć. Ale w państwie PIS-u nikt nie wezwie wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz” na dywanik. Bo musiałoby ją wezwać inne wiadro fekaliów o nazwie „Przyłębska”. Albo wiadro gówna o nazwie „Kaczyński”. A ich przecież chamski atak na 10-letnią dziewczynkę nie drażni, oni taki atak uważają za uzasadniony i godny pochwały. Nie przeszkadza im fakt, że ta psychopatka Pawłowicz, pseudo sędzia pseudo Trybunału Konstytucyjnego, właśnie złamała prawo i to kilkakrotnie.

Mieliśmy całkiem niedawno (maj 2019r. rzekomy atak na adoptowane dzieci premiera Cepa. Prawicowe media aż się zachłystywały z oburzenia, że jacyś przeciwnicy polityczni Cepa (w domyśle – media niezależne) urządzają nagonkę na niewinne dziatki, ujawniają fakty z ich dzieciństwa i narażają te dziatki na traumę. Choć dość szybko okazało się, że to nie żadne media niezależne, tylko media jak najbardziej prawicowe zrobiły sobie z adoptowanych dzieci Cepa pretekst do ataku na przeciwników politycznych. Choć ci przeciwnicy polityczni też zgodnym głosem krytykowali wywlekanie na światło dzienne faktu adoptowania dzieci i mieszania sfery prywatnej oraz polityki. Od początku słychać było zresztą opinie, że tarczę strzelniczą ze swoich dzieci zrobił… sam Cep. Po to, by „przepalić” lub „przegrzać” temat, jak mawiają dziennikarze. Czyli samemu ujawnić jakieś niewygodne fakty, zanim zrobią to osoby mu niechętne. Samemu rozwiać aurę sensacji. Rewelacje o dzieciach Cepa ujawnił przecież „Super Ekspress”, który jest tabloidem prawicowym, a nie opozycyjnym. A chwilę później miała ukazać się książka „Delfin”, autorstwa byłego współpracownika Cepa w jednym z banków, w której nieznany fakt adopcji dzieci był poruszony. Więc podejrzenia o „przepaleniu” tematu adopcji przez otoczenie Cepa były w pełni uzasadnione. Ale dla PIS-owskiej propagandy było to jak woda na młyn….

Prawdziwy powód ukazania się artykułu o dzieciach Cepa okazał się jednak bardziej prozaiczny. Choć to nie Cep był źródłem przecieku informacji o adoptowaniu dzieci, to jednak to właśnie na jego polecenie ten fakt został nagłośniony przez „SE”. Nie chodziło jednak o „przepalenie” tematu, tylko o wzbudzenie społecznego współczucia i sympatii dla szefa rządu w trakcie będącej w punkcie kulminacyjnym kampanii wyborczej do PE. Dzień po wspomnianym artykule ukazał się w „SE” następny tekst poświęcony rodzinie Cepa. Pokazujący już niemal sielankowy obraz małżeństwa Cepów, z miłością i czułością wychowującego swoje pociechy. Artykułowi towarzyszył wywiad z szefem Kancelarii premiera, niejakim Michałem Dworczykiem, również pokazujący Cepa w jak najlepszym świetle. Niby Cep przestępstwa żadnego nie popełnił. Ale pozostał wielki niesmak, a nawet oburzenie. Nie dość, że Cep sam wmieszał własne dzieci w brudną walkę polityczną i wykorzystał je w czasie kampanii wyborczej, to jeszcze zarzucił innym, że poprzez nagłośnienie sprawy adopcji te jego dzieci skrzywdzili. A zrobił to sam, kierując się wyłącznie swoim doraźnym zyskiem politycznym. Nie był ofiarą. Tylko sprawcą…

Przypomniałem to wydarzenie sprzed 2 lat, bo należało ono do wyjątków. Ataki medialne na dzieci zdarzają się u nas na szczęście dość rzadko, choć nasza krajowa polityka jest bagnem wprost niewyobrażalnym. I już dawno przestały w niej obowiązywać jakieś standardy etyczne. Prawnicy w ocenie tego medialnego wydarzenia byli zgodni. Nawet biorąc pod uwagę, że Cep jest osobą publiczną, a jego dzieci wiedziały wcześniej o tym, że zostały adoptowane, to ujawnienie tak intymnych informacji z życia ich rodziny było rażącym naruszeniem prawa i czynem moralnie obrzydliwym. Mir domowy, życie rodzinne i prawo do prywatności są wartościami gwarantowanymi nam przez Konstytucję, a ich naruszanie to przestępstwo. W tym przypadku było to naruszenie tzw. tajemnicy przysposobienia, chronionej w ramach dóbr osobistych.

Nie minął wtedy miesiąc i ponownie doszło do medialnego ataku na dziecko wysokiego funkcjonariusza publicznego – syna Adama Bodnara. Tym razem nie mogło być mowy o przypadku, „przepalaniu” tematu lub udziale ojca w całej aferze. Tylko 20 czerwca 2019r., w ciągu zaledwie 9 godzin, „kurwizja” Info puściła aż 8 materiałów oczerniających Bodnara. Było to związane z negatywną reakcją działającego przy RPO Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur na zatrzymanie domniemanego mordercy 10-letniej Kristiny. KMPT wytknął m.in. Policji zupełnie nieuzasadnione, brutalne i mające cechy tortur oraz poniżania metody zatrzymania podejrzanego. Rozpętała się ogólnopolska awantura, w której prym wiedli oczywiście czołowi politycy PIS i ludzie Ziobry, przede wszystkim ten śmieć dochtór Jaki. Bodnara i jego Biuro oskarżano o sympatyzowanie z mordercą, chronienie go przed wymiarem sprawiedliwości i tym podobne brednie a’la PIS.

W tym potoku PIS-owskich kłamstw i manipulacji znalazły się również oskarżenia pod adresem syna Bodnara, który rzekomo „źle się prowadził”. Choć nie miał on z zatrzymaniem podejrzanego o morderstwo nic wspólnego. Mieliśmy więc do czynienia z typową dla czasów stalinowskich metodą ataku na dziecko, by w rzeczywistości pogrążyć jego rodzica. Dziś w Europie takie metody rodem z NKWD stosuje tylko Łukaszenka w zwalczaniu białoruskich opozycjonistów. No i Kaczyński z „Kurwskim” u nas. Co ciekawe, pałeczkę w tej „sztafecie” oczerniania syna Bodnara przejęła dość szybko naczelna szmata w „Wiadomościach”, Holecka. O której to Holeckiej wiele da się powiedzieć, ale nie to, że w latach swojej młodości prowadziła się dobrze. Również jej szefowi „Kurwskiemu”, w organizowaniu nagonki na młodego Bodnara, nie przeszkadzało wcale to, że z kolei na jego synu ciążą podejrzenia dużo poważniejsze, niż „złe prowadzenie się”. Chodzi o pedofilię, molestowanie, przemoc fizyczną i psychiczną stosowaną wobec 9-letniej dziewczynki i to przez okres 3 lat!

Medialna wrzawa wokół dzieci znanych postaci naszego życia publicznego zdarza się od czasu do czasu, ale trudno wrzucać do jednego worka atak na 10-letnie dziecko ludzi nie mających z polityką nic wspólnego, z doniesieniami o bandyckim wyczynie Przymysława Czarneckiego. Który po pijaku, w trakcie awantury, dźgnął nożem swojego znajomego, a potem składał na Policji fałszywe zaznania. Bowiem Przemuś dzieckiem jest tylko dla swoich rodziców. A tak naprawdę już od dawna jest pełnoletni. Zresztą cały jego życiorys to przykład złego albo bardzo złego prowadzenia się, nierzadko w kolizji z prawem. Ostatnio głośno było o innym takim „dziecku”, co to dzieckiem dawno już być przestało. Chodzi o Tymusia Szydło. Wpierw PIS-owska propaganda, nakręcona przez beczkę zjełczałego łoju Szydłową, zrobiła z Tymusia niemal świętego. I przedstawiała go jako wzór uduchowienia, powołania i poświęcenia się dla wiary oraz służby „bogu”. A potem ta sama PIS-owska propaganda całkowitym milczeniem zbywała wyczyny Tymoteusza, niewiele mające wspólnego z jego rzekomo duszpasterskim powołaniem. A już całkiem niedawno, gdy media upubliczniły informacje o tym, że Tymuś, już pod zmienionym nazwiskiem, dzięki dobrym relacjom swojej mamusi i „Skurw*syna Ch*ja Pierd*lonego Wszystko Mogę” Obajtka, dostał fuchę w spółce zależnej od „Skurw*syna…” Obajtka, całe PIS wrzeszczało o jego prawie do… prywatności! W jego obronie stanął nawet, znany z troski o dobro i bezpieczeństwo dzieci, premier Cep. Który uznał ujawnienie miejsca zatrudnienia Tymusia „jakiegoś tam” (dawniej Szydło) za… polityczny atak na niego.

Choć post miał dotyczyć wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz”, to na to wiadro fekaliów zostało mi już mało miejsca. Trudno zresztą człowiekowi zdrowemu psychicznie i w miarę kulturalnemu komentować zachowanie tej psychopatki. Rodzice dziecka nic jej złego nie zrobili, samego dziecka nigdy na oczy nie widziała, nie zna również dyrektorki szkoły, do której dziecko uczęszcza. Do furii i chęci wyżycia się lub zemsty doprowadziło Pawłowicz to, że rodzice transpłciowego dziecka, które urodziło się chłopcem, chcą, by było ono traktowane jak dziewczynka. No przecież to zbrodnia! Za takie „przestępstwo” przeciwko wierze, nauce kościoła, tradycjom chrześcijańskim oraz rodzinnym Pawłowicz najchętniej spaliłaby na stosie wszystkich mieszkańców Podkowy Leśnej. I ich zwierzęta domowe oraz gospodarcze też…

Pawłowicz nie dość, że naraziła małe dziecko na cierpienie, strach, stres i w sposób niespotykany, publicznie ingerowała w sferę prywatną dziecka oraz jego rodziców, to jeszcze naraziła dziecko na całkiem realne niebezpieczeństwo hejtu, dyskryminowania i poniżania ze strony choćby innych dzieci i ich rodziców. Pawłowicz uderzyła w cześć i dobre imię dziecka! Ta ***** nie wie nawet, co to w ogóle jest cześć, honor, godność i dobre imię, bo nigdy ich nie miała. A teraz zbrukała je małej dziewczynce… Działanie to nie miało żadnego logicznego, politycznego lub moralnego uzasadnienia, było podyktowane wyłącznie wyjątkowo złą wolą upublicznienia taniej sensacji i bycia w centrum uwagi mediów. To jest choroba psychiczna! I nazywa się „paranoja” lub „psychoza”! Zdaniem Pawłowicz, katolickiej fanatyczki, jej „bóg” z pewnością również bardzo nie lubi transpłciowych dzieci, podobnie jak nie lubi dzieci z zespołem Downa lub Aspergera. Więc Pawłowicz czuje się w pełni usprawiedliwiona. „Bóg” jej wybaczy, a może nawet przyklaśnie. Ale ja tej ***** nie wybaczę… Gdyby to było moje dziecko, byłbym właśnie w drodze do jej domu…

Atak wiadra fekaliów odniósł, jak na razie, skutek odwrotny do zamierzonego. Miał zapoczątkować falę hejtu na dziecku, obudzić demony nietolerancji i przypomnieć światu o istnieniu kogoś takiego jak Krystyna Pawłowicz. A spowodował masowe poparcie i dla dziecka oraz jego rodziców, i dla dyrektorki szkoły oraz władz miasteczka. Po prostu wiadra gówna nienawidzą już w tym kraju niemal wszyscy, łącznie z dużą częścią wyborców PIS. Nawet dla nich Pawłowicz stała się już niestrawna. Bo to wątpliwa przyjemność być utożsamianym z takimi gnidami jak „Skurw*syn Ch*j Pierd*lony…” Obajtek i zwykła psycholka Pawłowicz, czołowymi postaciami elit Nowogrodzkiej! Na drugim biegunie są odważni rodzice dziewczynki. Odwaga cywilna i wierności własnym poglądom to rodzaj Wielkiej Odwagi. Odważna okazała się pani Agnieszka Hein, dyrektorka szkoły oraz grono pedagogiczne. Odwagą wykazał się burmistrz Podkowy Leśnej, który zdjął rękawiczki i powiedział Pawłowicz, co o niej myśli. Ale już zwykłym tchórzem i kanalią okazał się PIS-owski kurator, który zamiast stanąć w obronie dziecka, jego rodziców i dobrego imienia szkoły, natychmiast zarządził w tej szkole kontrolę…

Jestem pewny, że wściekły na wiadro gówna o nazwie „Pawłowicz” jest także Kaczyński. Nie dlatego, że nie pochwala tego typu metod. Bo to są przecież jego, stalinowskie metody! Ale dlatego, że za 2 tygodnie to właśnie Pawłowicz ma przewodniczyć posiedzeniu TK, które ma dla PIS fundamentalne znaczenie. Chodzi o orzeczenie, czy wyroki TSUE są dla rządu PIS i Izby Dyscyplinarnej SN obowiązujące. Będzie jeszcze głośno o tym posiedzeniu TK, bo decyzja o niezgodności z Konstytucją wyższości prawa UE nad „prawem PIS-u” będzie de facto początkiem wyjścia Polski z Unii. Kaczyński z pewnością chciałby, żeby przez te 2 tygodnie mówiło się o TK wyłącznie dobrze albo w ogóle. Ale nie docenił wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz”…

[CC] Jacek Nikodem

Wiadro fekaliów

Tak jak często mam problemy z wymyślaniem tytułów swoich postów, tak tym razem miałem kłopot wyjątkowego urodzaju. Pierwotnie tytuł miał brzmieć: DOPÓKI TA ***** BĘDZIE NA WOLNOŚCI, DOPÓTY POLSKA NIE BĘDZIE NORMALNYM KRAJEM… Ale był za długi. Zmieniłem więc na: SYNDROM WŚCIEKŁEJ MACICY… Ale ta „macica” byłaby mocno na wyrost. Macice, jak wiadomo, mają wyłącznie kobiety. Krystyna Pawłowicz nie jest zaś ani kobietą, ani mężczyzną, ani psem, ani kotem, ani nawet pierwotniakiem. Jest chodzącym, żrącym i gadającym szambem. Wiadrem pełnym gówna. Agresywnym, plującym jadem, mściwym, odrażającym i cuchnącym... O dziwo jej wygląd, tak często wyśmiewany, jest jedną z jej najmniejszych wad. Bo te największe wady skupiły się w jej łbie i uwidaczniają się dopiero wtedy, gdy zaczyna mówić lub coś robić. Od dawna zastanawiam się, jakim cudem, w 38-milionowym kraju, przez tyle lat, nikt jeszcze nie dał tej ****** Pawłowicz w pysk. Przecież Polaków, którzy mają ochotę strzelić ją w ten chamski ryj, są setki tysięcy, a może nawet miliony. Za kobietę uznać jej z pewnością nie można, więc nie byłby to atak na płeć słabszą.

Gdyby w Niemczech, Francji lub Danii jakiś sędzia TK zamieścił taką wypowiedź o małym dziecku, jaką zamieściła Pawłowicz na Twitterze, to przestałby być członkiem tego TK w ciągu 24 godzin. Prezes TK wezwałby go do siebie, kazał napisać prośbę o dymisję i na zakończenie powiedziałby do niego - spier***j z mojego gabinetu, śmieciu! Bo w normalnych krajach wysocy funkcjonariusze publiczni dbają o autorytet swojego państwa i jego najważniejszych instytucji. Bowiem bez tego autorytetu i społecznego szacunku oraz posłuchu ci właśnie wysocy funkcjonariusze straciliby najwięcej. Przestano by się z nimi liczyć. Ale w państwie PIS-u nikt nie wezwie wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz” na dywanik. Bo musiałoby ją wezwać inne wiadro fekaliów o nazwie „Przyłębska”. Albo wiadro gówna o nazwie „Kaczyński”. A ich przecież chamski atak na 10-letnią dziewczynkę nie drażni, oni taki atak uważają za uzasadniony i godny pochwały. Nie przeszkadza im fakt, że ta psychopatka Pawłowicz, pseudo sędzia pseudo Trybunału Konstytucyjnego, właśnie złamała prawo i to kilkakrotnie.

Mieliśmy całkiem niedawno (maj 2019r. rzekomy atak na adoptowane dzieci premiera Cepa. Prawicowe media aż się zachłystywały z oburzenia, że jacyś przeciwnicy polityczni Cepa (w domyśle – media niezależne) urządzają nagonkę na niewinne dziatki, ujawniają fakty z ich dzieciństwa i narażają te dziatki na traumę. Choć dość szybko okazało się, że to nie żadne media niezależne, tylko media jak najbardziej prawicowe zrobiły sobie z adoptowanych dzieci Cepa pretekst do ataku na przeciwników politycznych. Choć ci przeciwnicy polityczni też zgodnym głosem krytykowali wywlekanie na światło dzienne faktu adoptowania dzieci i mieszania sfery prywatnej oraz polityki. Od początku słychać było zresztą opinie, że tarczę strzelniczą ze swoich dzieci zrobił… sam Cep. Po to, by „przepalić” lub „przegrzać” temat, jak mawiają dziennikarze. Czyli samemu ujawnić jakieś niewygodne fakty, zanim zrobią to osoby mu niechętne. Samemu rozwiać aurę sensacji. Rewelacje o dzieciach Cepa ujawnił przecież „Super Ekspress”, który jest tabloidem prawicowym, a nie opozycyjnym. A chwilę później miała ukazać się książka „Delfin”, autorstwa byłego współpracownika Cepa w jednym z banków, w której nieznany fakt adopcji dzieci był poruszony. Więc podejrzenia o „przepaleniu” tematu adopcji przez otoczenie Cepa były w pełni uzasadnione. Ale dla PIS-owskiej propagandy było to jak woda na młyn….

Prawdziwy powód ukazania się artykułu o dzieciach Cepa okazał się jednak bardziej prozaiczny. Choć to nie Cep był źródłem przecieku informacji o adoptowaniu dzieci, to jednak to właśnie na jego polecenie ten fakt został nagłośniony przez „SE”. Nie chodziło jednak o „przepalenie” tematu, tylko o wzbudzenie społecznego współczucia i sympatii dla szefa rządu w trakcie będącej w punkcie kulminacyjnym kampanii wyborczej do PE. Dzień po wspomnianym artykule ukazał się w „SE” następny tekst poświęcony rodzinie Cepa. Pokazujący już niemal sielankowy obraz małżeństwa Cepów, z miłością i czułością wychowującego swoje pociechy. Artykułowi towarzyszył wywiad z szefem Kancelarii premiera, niejakim Michałem Dworczykiem, również pokazujący Cepa w jak najlepszym świetle. Niby Cep przestępstwa żadnego nie popełnił. Ale pozostał wielki niesmak, a nawet oburzenie. Nie dość, że Cep sam wmieszał własne dzieci w brudną walkę polityczną i wykorzystał je w czasie kampanii wyborczej, to jeszcze zarzucił innym, że poprzez nagłośnienie sprawy adopcji te jego dzieci skrzywdzili. A zrobił to sam, kierując się wyłącznie swoim doraźnym zyskiem politycznym. Nie był ofiarą. Tylko sprawcą…

Przypomniałem to wydarzenie sprzed 2 lat, bo należało ono do wyjątków. Ataki medialne na dzieci zdarzają się u nas na szczęście dość rzadko, choć nasza krajowa polityka jest bagnem wprost niewyobrażalnym. I już dawno przestały w niej obowiązywać jakieś standardy etyczne. Prawnicy w ocenie tego medialnego wydarzenia byli zgodni. Nawet biorąc pod uwagę, że Cep jest osobą publiczną, a jego dzieci wiedziały wcześniej o tym, że zostały adoptowane, to ujawnienie tak intymnych informacji z życia ich rodziny było rażącym naruszeniem prawa i czynem moralnie obrzydliwym. Mir domowy, życie rodzinne i prawo do prywatności są wartościami gwarantowanymi nam przez Konstytucję, a ich naruszanie to przestępstwo. W tym przypadku było to naruszenie tzw. tajemnicy przysposobienia, chronionej w ramach dóbr osobistych.

Nie minął wtedy miesiąc i ponownie doszło do medialnego ataku na dziecko wysokiego funkcjonariusza publicznego – syna Adama Bodnara. Tym razem nie mogło być mowy o przypadku, „przepalaniu” tematu lub udziale ojca w całej aferze. Tylko 20 czerwca 2019r., w ciągu zaledwie 9 godzin, „kurwizja” Info puściła aż 8 materiałów oczerniających Bodnara. Było to związane z negatywną reakcją działającego przy RPO Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur na zatrzymanie domniemanego mordercy 10-letniej Kristiny. KMPT wytknął m.in. Policji zupełnie nieuzasadnione, brutalne i mające cechy tortur oraz poniżania metody zatrzymania podejrzanego. Rozpętała się ogólnopolska awantura, w której prym wiedli oczywiście czołowi politycy PIS i ludzie Ziobry, przede wszystkim ten śmieć dochtór Jaki. Bodnara i jego Biuro oskarżano o sympatyzowanie z mordercą, chronienie go przed wymiarem sprawiedliwości i tym podobne brednie a’la PIS.

W tym potoku PIS-owskich kłamstw i manipulacji znalazły się również oskarżenia pod adresem syna Bodnara, który rzekomo „źle się prowadził”. Choć nie miał on z zatrzymaniem podejrzanego o morderstwo nic wspólnego. Mieliśmy więc do czynienia z typową dla czasów stalinowskich metodą ataku na dziecko, by w rzeczywistości pogrążyć jego rodzica. Dziś w Europie takie metody rodem z NKWD stosuje tylko Łukaszenka w zwalczaniu białoruskich opozycjonistów. No i Kaczyński z „Kurwskim” u nas. Co ciekawe, pałeczkę w tej „sztafecie” oczerniania syna Bodnara przejęła dość szybko naczelna szmata w „Wiadomościach”, Holecka. O której to Holeckiej wiele da się powiedzieć, ale nie to, że w latach swojej młodości prowadziła się dobrze. Również jej szefowi „Kurwskiemu”, w organizowaniu nagonki na młodego Bodnara, nie przeszkadzało wcale to, że z kolei na jego synu ciążą podejrzenia dużo poważniejsze, niż „złe prowadzenie się”. Chodzi o pedofilię, molestowanie, przemoc fizyczną i psychiczną stosowaną wobec 9-letniej dziewczynki i to przez okres 3 lat!

Medialna wrzawa wokół dzieci znanych postaci naszego życia publicznego zdarza się od czasu do czasu, ale trudno wrzucać do jednego worka atak na 10-letnie dziecko ludzi nie mających z polityką nic wspólnego, z doniesieniami o bandyckim wyczynie Przymysława Czarneckiego. Który po pijaku, w trakcie awantury, dźgnął nożem swojego znajomego, a potem składał na Policji fałszywe zaznania. Bowiem Przemuś dzieckiem jest tylko dla swoich rodziców. A tak naprawdę już od dawna jest pełnoletni. Zresztą cały jego życiorys to przykład złego albo bardzo złego prowadzenia się, nierzadko w kolizji z prawem. Ostatnio głośno było o innym takim „dziecku”, co to dzieckiem dawno już być przestało. Chodzi o Tymusia Szydło. Wpierw PIS-owska propaganda, nakręcona przez beczkę zjełczałego łoju Szydłową, zrobiła z Tymusia niemal świętego. I przedstawiała go jako wzór uduchowienia, powołania i poświęcenia się dla wiary oraz służby „bogu”. A potem ta sama PIS-owska propaganda całkowitym milczeniem zbywała wyczyny Tymoteusza, niewiele mające wspólnego z jego rzekomo duszpasterskim powołaniem. A już całkiem niedawno, gdy media upubliczniły informacje o tym, że Tymuś, już pod zmienionym nazwiskiem, dzięki dobrym relacjom swojej mamusi i „Skurw*syna Ch*ja Pierd*lonego Wszystko Mogę” Obajtka, dostał fuchę w spółce zależnej od „Skurw*syna…” Obajtka, całe PIS wrzeszczało o jego prawie do… prywatności! W jego obronie stanął nawet, znany z troski o dobro i bezpieczeństwo dzieci, premier Cep. Który uznał ujawnienie miejsca zatrudnienia Tymusia „jakiegoś tam” (dawniej Szydło) za… polityczny atak na niego.

Choć post miał dotyczyć wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz”, to na to wiadro fekaliów zostało mi już mało miejsca. Trudno zresztą człowiekowi zdrowemu psychicznie i w miarę kulturalnemu komentować zachowanie tej psychopatki. Rodzice dziecka nic jej złego nie zrobili, samego dziecka nigdy na oczy nie widziała, nie zna również dyrektorki szkoły, do której dziecko uczęszcza. Do furii i chęci wyżycia się lub zemsty doprowadziło Pawłowicz to, że rodzice transpłciowego dziecka, które urodziło się chłopcem, chcą, by było ono traktowane jak dziewczynka. No przecież to zbrodnia! Za takie „przestępstwo” przeciwko wierze, nauce kościoła, tradycjom chrześcijańskim oraz rodzinnym Pawłowicz najchętniej spaliłaby na stosie wszystkich mieszkańców Podkowy Leśnej. I ich zwierzęta domowe oraz gospodarcze też…

Pawłowicz nie dość, że naraziła małe dziecko na cierpienie, strach, stres i w sposób niespotykany, publicznie ingerowała w sferę prywatną dziecka oraz jego rodziców, to jeszcze naraziła dziecko na całkiem realne niebezpieczeństwo hejtu, dyskryminowania i poniżania ze strony choćby innych dzieci i ich rodziców. Pawłowicz uderzyła w cześć i dobre imię dziecka! Ta ***** nie wie nawet, co to w ogóle jest cześć, honor, godność i dobre imię, bo nigdy ich nie miała. A teraz zbrukała je małej dziewczynce… Działanie to nie miało żadnego logicznego, politycznego lub moralnego uzasadnienia, było podyktowane wyłącznie wyjątkowo złą wolą upublicznienia taniej sensacji i bycia w centrum uwagi mediów. To jest choroba psychiczna! I nazywa się „paranoja” lub „psychoza”! Zdaniem Pawłowicz, katolickiej fanatyczki, jej „bóg” z pewnością również bardzo nie lubi transpłciowych dzieci, podobnie jak nie lubi dzieci z zespołem Downa lub Aspergera. Więc Pawłowicz czuje się w pełni usprawiedliwiona. „Bóg” jej wybaczy, a może nawet przyklaśnie. Ale ja tej ***** nie wybaczę… Gdyby to było moje dziecko, byłbym właśnie w drodze do jej domu…

Atak wiadra fekaliów odniósł, jak na razie, skutek odwrotny do zamierzonego. Miał zapoczątkować falę hejtu na dziecku, obudzić demony nietolerancji i przypomnieć światu o istnieniu kogoś takiego jak Krystyna Pawłowicz. A spowodował masowe poparcie i dla dziecka oraz jego rodziców, i dla dyrektorki szkoły oraz władz miasteczka. Po prostu wiadra gówna nienawidzą już w tym kraju niemal wszyscy, łącznie z dużą częścią wyborców PIS. Nawet dla nich Pawłowicz stała się już niestrawna. Bo to wątpliwa przyjemność być utożsamianym z takimi gnidami jak „Skurw*syn Ch*j Pierd*lony…” Obajtek i zwykła psycholka Pawłowicz, czołowymi postaciami elit Nowogrodzkiej! Na drugim biegunie są odważni rodzice dziewczynki. Odwaga cywilna i wierności własnym poglądom to rodzaj Wielkiej Odwagi. Odważna okazała się pani Agnieszka Hein, dyrektorka szkoły oraz grono pedagogiczne. Odwagą wykazał się burmistrz Podkowy Leśnej, który zdjął rękawiczki i powiedział Pawłowicz, co o niej myśli. Ale już zwykłym tchórzem i kanalią okazał się PIS-owski kurator, który zamiast stanąć w obronie dziecka, jego rodziców i dobrego imienia szkoły, natychmiast zarządził w tej szkole kontrolę…

Jestem pewny, że wściekły na wiadro gówna o nazwie „Pawłowicz” jest także Kaczyński. Nie dlatego, że nie pochwala tego typu metod. Bo to są przecież jego, stalinowskie metody! Ale dlatego, że za 2 tygodnie to właśnie Pawłowicz ma przewodniczyć posiedzeniu TK, które ma dla PIS fundamentalne znaczenie. Chodzi o orzeczenie, czy wyroki TSUE są dla rządu PIS i Izby Dyscyplinarnej SN obowiązujące. Będzie jeszcze głośno o tym posiedzeniu TK, bo decyzja o niezgodności z Konstytucją wyższości prawa UE nad „prawem PIS-u” będzie de facto początkiem wyjścia Polski z Unii. Kaczyński z pewnością chciałby, żeby przez te 2 tygodnie mówiło się o TK wyłącznie dobrze albo w ogóle. Ale nie docenił wiadra fekaliów o nazwie „Pawłowicz”…

[CC] Jacek Nikodem
(397)

Pobierz PDF Wydrukuj