Umarł król...

Umarł król Zulusów. Goodwill Zwelithini miał 6 żon i 28 dzieci. Monarcha od dłuższego czasu przebywał w szpitalu z powodu problemów związanych z cukrzycą. Miał 72 lata. To żaden wiek dla króla, żeby umierać. To w ogóle nie jest wiek na śmierć. Na dodatek do jego śmierci doprowadziła choroba, która ma słodką nazwę, a potrafi być niebezpieczna. Nie ma żadnych doniesień o zamachach, truciznach i spiskach. Królowie również mogą umierać zwyczajnie, choć wydaje się, że śmierć królewska powinna być bardziej spektakularna.

Z samych żon i dzieci króla Zulusów może powstać całkiem spory orszak żałobny. Obrzędy wokół śmierci muszą być królewskie, choć jednocześnie wszystko sprowadza się do odłożenia człowieka na półkę, do której już nie będzie się sięgać. Królewska spuścizna rozciąga się teraz na dwadzieścia osiem istnień potomności. Trochę trudno sobie to wyobrazić, gdy niektórzy nie dają rady być ojcem jednego dziecka, a jeszcze inni nigdy nie będą ojcami.

Żony też wymykają się wyobraźni, gdyż pojęcia jednej kultury nie do końca zazębiają się z inną. Z drugiej strony świat jest pełen królów, którzy mają takie marzenia, tylko brakuje im tronów i odpowiedniej tradycji, żeby wcielić je w życie. Może więc nie jest to tak odległa rzeczywistość, jak można by myśleć.

Między rodzicami i dziećmi dochodzi do bardzo różnych sytuacji. Kathleen Folbigg za zabójstwo czwórki dzieci została dawno temu skazana na 30 lat więzienia. Po 18 latach naukowcy dokonali jednak odkrycia, które może wskazywać na to, że kobieta jest niewinna i raptem nie wiadomo, co zrobić z najbardziej przerażająca morderczynią z Australii.

Badacze odkryli, że dzieci Kathleen Folbigg mogły umrzeć z powodu wykrytej u nich po śmierci mutacji genetycznej. Nie było świadków tych śmierci, wszystkie poszlaki wskazywały na matkę. Osiemnaście lat to bardzo dużo, jak na wyjaśnianie przyczyn śmierci. Jednocześnie ktoś w jakiś sposób będzie musiał podjąć decyzje w tej sprawie. Może też być tak, że nigdy nie będzie do końca wiadomo, czy Kathleen Folbigg jest morderczynią, czy ofiarą zbyt pochopnych oskarżeń. Pewnie niezależnie od dowodów naukowych i tak dla części na zawsze pozostanie tą, która zabiła, gdyż ludzka pamięć nie znosi błędów systemu, najbardziej tego, że mogła przez dłuższy czas żyć w błędnym przekonaniu.

Jeden z bardziej znanych nauczycieli w Polsce, wybitny praktyk, innowator edukacji, napisał, że to wielki błąd, że najpierw szczepi się seniorów, a dzieci zostawia same. Porównał aktualną sytuację do tonącego statku, a w takiej sytuacji najpierw ratuje się kobiety i dzieci. Trudno odmówić mu racji, gdy mówi o samotności dzieciaków i ich narastających problemach psychicznych. To dość odważne stwierdzenie, że gdyby tak się surowo zastanowić, to seniorzy już się nażyli, w młodzi ciągle czekają na swoją przyszłość. Jakiś czas temu jeden ze szwedzkich lekarzy musiał gęsto tłumaczyć się, gdy coś w tym stylu mu się wymknęło.

Na dodatek w Polsce zaszczepieni lokatorzy Domów Pomocy Społecznej nie zawsze mogą korzystać z danej im w ten sposób swobody. Część nawet nie może korzystać dosłownie, gdyż ma ograniczone ruchy. Młodzi mogliby chodzić do szkół, gdyby najpierw zabezpieczono opiekę i pracowników w tych szkołach, dowodzi nauczyciel. Tak, jak seniorzy chodzą na targowiska lub do kościołów.

To wszystko brzmi całkiem rozsądnie, kłopot w tym, że ostatnio mamy tendencję do zbyt szybkiego przerzucania zjawisk na całą populację. Można odnieść wrażenie, że wszyscy seniorzy siedzą w kościołach, a wszystkie dzieci mają depresję. Tak jednak nie jest, a błędy naszej rzeczywistości nie wynikają bezpośrednio z kolejki szczepienia.

Są seniorzy, którzy nadal boją się wyjść z domu, a ciągle mają po co wychodzić. Wiek senioralny jest pojęciem względnym. Nie da się stwierdzić, kiedy tak naprawdę zaczyna się znikanie z aktywności tego świata, jest to bardzo indywidualne. Jednocześnie nadal istnieją młodzi, którzy czują się względnie dobrze mimo złych okoliczności. Powoli wygląda to trochę tak, jakby powinni zacząć się wstydzić, że nie odczuwają bezsensowności swojego istnienia.

To całkowicie logiczne, że pomoc skupia się na tych najbardziej bezbronnych. Tych, którzy czują się źle i chcą zniknąć. Wszelkie instytucje i ludzie powinni zrobić wszystko, żeby im pomóc. Jednocześnie nie może zniknąć większość, największy środek, który tak typowo znikał już wcześniej w polskiej szkole.

Ludzie środka nie czują się ani specjalnie źle, ani wybitnie dobrze. Czują się na miarę okoliczności. W szkole nie było dla nich programów, gdyż najwięcej robiło się dla wybitnie zdolnych i właśnie tych z różnego rodzaju problemami. W tej chwili trochę też tak jest, że ludzie środka mogą poczuć się ponownie niezauważalni.

Błędy naszego państwa mszczą się na wszystkich okrutnie. Brak porządnych danych dotyczących pandemii, lekceważenie ważnych instytucji, bylejakość we wszystkim, bierność i mglistość części obywateli, której aktywność ogranicza się do diagnozy, że świat nadal istnieje, więc wszystko jest w porządku. Być może nawet apokalipsa nie wytrąciłaby ich z tego dziwnego transu.

A jeśli chodzi o nauczycieli, to największymi bohaterami tej całej sytuacji są pedagodzy z przedszkoli, które nie były zamknięte w zasadzie przez całą pandemię, również wtedy, gdy jeszcze nikt nie mówił o szczepionkach.

Polska Misja Medyczną, która dostarcza pomoc humanitarną Syryjczykom, podsumowała dekadę krwawego konfliktu domowego w Syrii, którego rocznica przypada w tym samym miesiącu, co rocznica dwóch tygodni z pandemią. 80 procent dzieci urodzonych podczas wojny nie umie ani czytać, ani pisać. Nie ma uczniów ani studentów. Brakuje młodej inteligencji. To źle rokuje dla odbudowy tego kraju po wojnie. Dwa pokolenia są już stracone, donoszą przedstawiciele Polskiej Misji Medycznej.

A to wszystko dzieje się w XXI wieku, czasach samobieżnych odkurzaczy i Netflixa. W Polsce też mówi się o straconym pokoleniu z powodu edukacji zdalnej. Może te doniesienia podkreślą absurdalną i szkodliwą przesadę w tym sformułowaniu. Pokolenie młodych z edukacji zdalnej nie jest stracone, w odróżnieniu od tych z Syrii, tylko wymaga racjonalnych działań ze strony dorosłych, rodziców i nauczycieli. Wymaga władzy, która nie zajmuje się walką o życie poczęte, a skupia się na już narodzonych. Władzy, która rozumie, że pieniądze wydane na edukację zwracają się wielokrotnie. Władzy, która nie żyje Bogiem, Honorem i Ojczyzną, a realnymi potrzebami społeczeństwa, a jeśli całe społeczeństwo nie rozumie, że edukacja jest najważniejsza i młodzi w niej ludzie, to władza cierpliwie i rzetelnie tłumaczy, dlaczego tak właśnie jest.

Ciało noworodka znaleziono w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów Ekodolina w Łężycach koło Gdyni. Brutalna śmierć dziecka w koszmarnie ironiczny sposób łączy się z lokalizacją. To kolejne narodzone już dziecko, które w ostatnim czasie umarło lub zostało zabite. Nadal te doniesienia nie wywołują jakiegoś większego wstrząsu, oprócz nic nie znaczących bredni na temat upadku obyczajów z powodu odejścia od kościoła, cywilizacji śmierci i na wszelki wypadek obwinienia gier komputerowych.

Śmierć podobno nie musi być końcem, a do życia przywróci nas Słońce. Według rosyjskich transhumanistów zmartwychwstanie da się osiągnąć przy pomocy nauki. Złożone algorytmy sztucznej inteligencji pozwolą na doskonałą imitację konkretnego człowieka. Gdy pomnoży się to przez miliardy żyjących i zmarłych, to można by osiągnąć cyfrowe życie i zmartwychwstania bez Wielkanocy. Słońce będzie po prostu wielką baterią, która zasili ten metafizyczny komputer.

Można mieć jednak kilka wątpliwości, które studzą potencjalny entuzjazm. W tej jaźni cyfrowego życia siłą rzeczy musiałby odrodzić się również Hitler lub inni ludzie tego pokroju. Wątpliwe korzyści z przywracania do życia wszystkich, każą się zastanowić nad przywracaniem kogokolwiek.

A już najbardziej zastanawia, jak to jest, że ludzie tak bardzo marzą o własnej nieśmiertelności w świecie zaawansowanej technologii, w którym jednocześnie dzieci w Syrii nie potrafią ani czytać, ani pisać, zabijają się młodzi ludzie, dzieci umierają z powodu przemocy, a martwe ciała noworodków znajdywane są w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów.

Skoro przez tyle wieków ludzie nie osiągnęli choć tyle, żeby takie rzeczy się nie działy, to nie wystarczy nawet nieśmiertelność, żeby się czegokolwiek naprawdę ważnego nauczyć.

[CC] Paweł Lęcki

Umarł król.....

Umarł król Zulusów. Goodwill Zwelithini miał 6 żon i 28 dzieci. Monarcha od dłuższego czasu przebywał w szpitalu z powodu problemów związanych z cukrzycą. Miał 72 lata. To żaden wiek dla króla, żeby umierać. To w ogóle nie jest wiek na śmierć. Na dodatek do jego śmierci doprowadziła choroba, która ma słodką nazwę, a potrafi być niebezpieczna. Nie ma żadnych doniesień o zamachach, truciznach i spiskach. Królowie również mogą umierać zwyczajnie, choć wydaje się, że śmierć królewska powinna być bardziej spektakularna.

Z samych żon i dzieci króla Zulusów może powstać całkiem spory orszak żałobny. Obrzędy wokół śmierci muszą być królewskie, choć jednocześnie wszystko sprowadza się do odłożenia człowieka na półkę, do której już nie będzie się sięgać. Królewska spuścizna rozciąga się teraz na dwadzieścia osiem istnień potomności. Trochę trudno sobie to wyobrazić, gdy niektórzy nie dają rady być ojcem jednego dziecka, a jeszcze inni nigdy nie będą ojcami.

Żony też wymykają się wyobraźni, gdyż pojęcia jednej kultury nie do końca zazębiają się z inną. Z drugiej strony świat jest pełen królów, którzy mają takie marzenia, tylko brakuje im tronów i odpowiedniej tradycji, żeby wcielić je w życie. Może więc nie jest to tak odległa rzeczywistość, jak można by myśleć.

Między rodzicami i dziećmi dochodzi do bardzo różnych sytuacji. Kathleen Folbigg za zabójstwo czwórki dzieci została dawno temu skazana na 30 lat więzienia. Po 18 latach naukowcy dokonali jednak odkrycia, które może wskazywać na to, że kobieta jest niewinna i raptem nie wiadomo, co zrobić z najbardziej przerażająca morderczynią z Australii.

Badacze odkryli, że dzieci Kathleen Folbigg mogły umrzeć z powodu wykrytej u nich po śmierci mutacji genetycznej. Nie było świadków tych śmierci, wszystkie poszlaki wskazywały na matkę. Osiemnaście lat to bardzo dużo, jak na wyjaśnianie przyczyn śmierci. Jednocześnie ktoś w jakiś sposób będzie musiał podjąć decyzje w tej sprawie. Może też być tak, że nigdy nie będzie do końca wiadomo, czy Kathleen Folbigg jest morderczynią, czy ofiarą zbyt pochopnych oskarżeń. Pewnie niezależnie od dowodów naukowych i tak dla części na zawsze pozostanie tą, która zabiła, gdyż ludzka pamięć nie znosi błędów systemu, najbardziej tego, że mogła przez dłuższy czas żyć w błędnym przekonaniu.

Jeden z bardziej znanych nauczycieli w Polsce, wybitny praktyk, innowator edukacji, napisał, że to wielki błąd, że najpierw szczepi się seniorów, a dzieci zostawia same. Porównał aktualną sytuację do tonącego statku, a w takiej sytuacji najpierw ratuje się kobiety i dzieci. Trudno odmówić mu racji, gdy mówi o samotności dzieciaków i ich narastających problemach psychicznych. To dość odważne stwierdzenie, że gdyby tak się surowo zastanowić, to seniorzy już się nażyli, w młodzi ciągle czekają na swoją przyszłość. Jakiś czas temu jeden ze szwedzkich lekarzy musiał gęsto tłumaczyć się, gdy coś w tym stylu mu się wymknęło.

Na dodatek w Polsce zaszczepieni lokatorzy Domów Pomocy Społecznej nie zawsze mogą korzystać z danej im w ten sposób swobody. Część nawet nie może korzystać dosłownie, gdyż ma ograniczone ruchy. Młodzi mogliby chodzić do szkół, gdyby najpierw zabezpieczono opiekę i pracowników w tych szkołach, dowodzi nauczyciel. Tak, jak seniorzy chodzą na targowiska lub do kościołów.

To wszystko brzmi całkiem rozsądnie, kłopot w tym, że ostatnio mamy tendencję do zbyt szybkiego przerzucania zjawisk na całą populację. Można odnieść wrażenie, że wszyscy seniorzy siedzą w kościołach, a wszystkie dzieci mają depresję. Tak jednak nie jest, a błędy naszej rzeczywistości nie wynikają bezpośrednio z kolejki szczepienia.

Są seniorzy, którzy nadal boją się wyjść z domu, a ciągle mają po co wychodzić. Wiek senioralny jest pojęciem względnym. Nie da się stwierdzić, kiedy tak naprawdę zaczyna się znikanie z aktywności tego świata, jest to bardzo indywidualne. Jednocześnie nadal istnieją młodzi, którzy czują się względnie dobrze mimo złych okoliczności. Powoli wygląda to trochę tak, jakby powinni zacząć się wstydzić, że nie odczuwają bezsensowności swojego istnienia.

To całkowicie logiczne, że pomoc skupia się na tych najbardziej bezbronnych. Tych, którzy czują się źle i chcą zniknąć. Wszelkie instytucje i ludzie powinni zrobić wszystko, żeby im pomóc. Jednocześnie nie może zniknąć większość, największy środek, który tak typowo znikał już wcześniej w polskiej szkole.

Ludzie środka nie czują się ani specjalnie źle, ani wybitnie dobrze. Czują się na miarę okoliczności. W szkole nie było dla nich programów, gdyż najwięcej robiło się dla wybitnie zdolnych i właśnie tych z różnego rodzaju problemami. W tej chwili trochę też tak jest, że ludzie środka mogą poczuć się ponownie niezauważalni.

Błędy naszego państwa mszczą się na wszystkich okrutnie. Brak porządnych danych dotyczących pandemii, lekceważenie ważnych instytucji, bylejakość we wszystkim, bierność i mglistość części obywateli, której aktywność ogranicza się do diagnozy, że świat nadal istnieje, więc wszystko jest w porządku. Być może nawet apokalipsa nie wytrąciłaby ich z tego dziwnego transu.

A jeśli chodzi o nauczycieli, to największymi bohaterami tej całej sytuacji są pedagodzy z przedszkoli, które nie były zamknięte w zasadzie przez całą pandemię, również wtedy, gdy jeszcze nikt nie mówił o szczepionkach.

Polska Misja Medyczną, która dostarcza pomoc humanitarną Syryjczykom, podsumowała dekadę krwawego konfliktu domowego w Syrii, którego rocznica przypada w tym samym miesiącu, co rocznica dwóch tygodni z pandemią. 80 procent dzieci urodzonych podczas wojny nie umie ani czytać, ani pisać. Nie ma uczniów ani studentów. Brakuje młodej inteligencji. To źle rokuje dla odbudowy tego kraju po wojnie. Dwa pokolenia są już stracone, donoszą przedstawiciele Polskiej Misji Medycznej.

A to wszystko dzieje się w XXI wieku, czasach samobieżnych odkurzaczy i Netflixa. W Polsce też mówi się o straconym pokoleniu z powodu edukacji zdalnej. Może te doniesienia podkreślą absurdalną i szkodliwą przesadę w tym sformułowaniu. Pokolenie młodych z edukacji zdalnej nie jest stracone, w odróżnieniu od tych z Syrii, tylko wymaga racjonalnych działań ze strony dorosłych, rodziców i nauczycieli. Wymaga władzy, która nie zajmuje się walką o życie poczęte, a skupia się na już narodzonych. Władzy, która rozumie, że pieniądze wydane na edukację zwracają się wielokrotnie. Władzy, która nie żyje Bogiem, Honorem i Ojczyzną, a realnymi potrzebami społeczeństwa, a jeśli całe społeczeństwo nie rozumie, że edukacja jest najważniejsza i młodzi w niej ludzie, to władza cierpliwie i rzetelnie tłumaczy, dlaczego tak właśnie jest.

Ciało noworodka znaleziono w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów Ekodolina w Łężycach koło Gdyni. Brutalna śmierć dziecka w koszmarnie ironiczny sposób łączy się z lokalizacją. To kolejne narodzone już dziecko, które w ostatnim czasie umarło lub zostało zabite. Nadal te doniesienia nie wywołują jakiegoś większego wstrząsu, oprócz nic nie znaczących bredni na temat upadku obyczajów z powodu odejścia od kościoła, cywilizacji śmierci i na wszelki wypadek obwinienia gier komputerowych.

Śmierć podobno nie musi być końcem, a do życia przywróci nas Słońce. Według rosyjskich transhumanistów zmartwychwstanie da się osiągnąć przy pomocy nauki. Złożone algorytmy sztucznej inteligencji pozwolą na doskonałą imitację konkretnego człowieka. Gdy pomnoży się to przez miliardy żyjących i zmarłych, to można by osiągnąć cyfrowe życie i zmartwychwstania bez Wielkanocy. Słońce będzie po prostu wielką baterią, która zasili ten metafizyczny komputer.

Można mieć jednak kilka wątpliwości, które studzą potencjalny entuzjazm. W tej jaźni cyfrowego życia siłą rzeczy musiałby odrodzić się również Hitler lub inni ludzie tego pokroju. Wątpliwe korzyści z przywracania do życia wszystkich, każą się zastanowić nad przywracaniem kogokolwiek.

A już najbardziej zastanawia, jak to jest, że ludzie tak bardzo marzą o własnej nieśmiertelności w świecie zaawansowanej technologii, w którym jednocześnie dzieci w Syrii nie potrafią ani czytać, ani pisać, zabijają się młodzi ludzie, dzieci umierają z powodu przemocy, a martwe ciała noworodków znajdywane są w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów.

Skoro przez tyle wieków ludzie nie osiągnęli choć tyle, żeby takie rzeczy się nie działy, to nie wystarczy nawet nieśmiertelność, żeby się czegokolwiek naprawdę ważnego nauczyć.

[CC] Paweł Lęcki
(388)

Pobierz PDF Wydrukuj