Adam Niedzielski, android, który przybył na ziemię z obcej planety, ogłosił jakiś czas temu, że decyzję o przywracaniu stacjonarnej edukacji rząd będzie podejmował po świętach. Być może ma to być taki prezent od zajączka wielkanocnego, a jak wiadomo, Polacy lubią święta i prezenty.
Oznacza to, co chyba większości umyka, że uczniowie spędzili w zasadzie ponad rok na zdalnej edukacji. Z drobnymi przerwami, plus wakacje, kiedy wirusa nie trzeba było się bać.
Dwa roczniki, ośmioklasistów i maturzystów, podejdą do pierwszych, cokolwiek o nich sądzić, najważniejszych egzaminów ich życia, mając za sobą rok lekcji przez kabel, przy jednoczesnej niepewności względem czegokolwiek, co ma w przyszłości nastąpić.
Pozostali uczniowie są w tej samej sytuacji, nie licząc egzaminów. Oni mają mniejsze znaczenie, ale to nie dziwi w ogóle, gdyż egzaminy zawodowe uczniów szkół technicznych również przeszły bez większego echa. Kto by się tam przejmował takimi detalami. Trzeba przecież znaleźć czas na kult Żołnierzy Wyklętych, Jana Pawła II i walkę o życie nienarodzonych.
Już nawet do najbardziej pozbawionych drobin empatii i skrawków inteligencji przedstawicieli społeczeństwa dotarło, że młodzi ludzie mają wiele problemów, od dostępu do internetu zaczynając, przez samotność, brak motywacji, po depresję i myśli samobójcze. Przemysław Czarnek zapowiada magiczne badanie psychologiczne wszystkich uczniów po powrocie do szkół, a przecież już wiadomo, że ten powrót szybko nie nastąpi.
Maturzyści i ośmioklasici nie wrócą wośmioklasistówogóle, dopiero na egzaminy. Jeśli ktoś zakłada, że warto puścić ich w połowie kwietnia, to naraża się na śmieszność. Na dodatek wielu uczniów zniknęło w ogóle ze zdalnej edukacji, a być może pojawiają się na egzaminach. Rozwarstwienie edukacyjne staje się coraz większe, jest bardziej rozległe niż przekop Mierzei Wiślanej, a podziały biegną przez linię dostępu do korepetycji, kursów przygotowawczych, wsparcia danej szkoły, organów prowadzących, położenie geograficzne, czasem nawet dzielnicowe w jednym mieście.
Przemysław Czarnek nie widzi przesłanek, żeby przesunąć termin egzaminów, ale za to będzie badał wzrok uczniów, gdy już wrócą do szkoły. Maturzyści w zeszłym roku dostali dodatkowo ponad miesiąc na przygotowania. Pomijając już to, że nie wszystkie szkoły w obliczu pandemii potrafiły to wykorzystać, to jednak spora część dała radę. Gdy jednym wyniki spadły, innym rekordowo wzrosły, a wystarczyła odrobina empatii i zaangażowania.
Również po stronie uczniów, gdyż ciągle zbyt mało mówi się o tym, że tak naprawdę wiele zależy od młodych ludzi i nawet najlepszy nauczyciel nic nie poradzi, gdy młody człowiek uprze się, że edukacja zdalna jest bez sensu i nic nie warto robić. Zaangażowani uczniowie, wspierani przez rodziców, z w miarę zaangażowanych szkół, w miarę zdolni, sobie poradzą i nawet dużo wyciągną ze zdalnej edukacji. Uczniowie samotni, mniej zmotywowani, opuszczeni przez państwo, z dużymi problemami, wymagający większej uwagi, są w jakiś sposób skazani na porażkę w rzeczywistości egzaminów, punktów i rankingów.
Ósmoklasiści, którzy za chwilę wybiorą szkoły średnie, mają nawet problemy z konkursami, które dają punkty w rekrutacji, kuratorzy promują zmagania ideologiczne, często jednoetapowe, choć miały być szersze, a na listach pojawił się nawet konkurs dotyczący życia poczętego. Młodzi ludzie wybiorą szkoły ponownie na podstawie wirtualnych rankingów i wirtualnych dni otwartych, żyjąc w wirtualnych relacjach i wirtualnej rzeczywistości.
Nie wszystkie szkoły zdecydowały się na przeprowadzenie matur próbnych od Centralnej Komisji Edukacyjnej. Biorąc pod uwagę zeszły rok, to tym razem komisja wzbiła się na wyżyny osiągnięć i przygotowała nowe arkusze, za co być może zostanie postawiony jej pomnik. Wyjątkowo ważne było to, żeby uczniowie przyszli choć na chwilę do szkół, gdyż egzamin jest pisemny, a obecnie piszą głównie na komputerze, więc nie mają okazji, żeby pisać ręcznie. Ta mała umiejętność techniczna może mieć wbrew pozorom wielkie znaczenie.
Obecne roczniki egzaminacyjne są o wiele dłużej na zdalnej edukacji niż poprzednie, nie da się tego porównać, a jednocześnie oczekiwania względem nich są bardzo podobne. Uproszczenie wymagań egzaminacyjnych jest bardzo pozorne i służy głównie lepszemu samopoczuciu rządzących. Dobrze to widać na przykładzie matury z języka polskiego, która od tego roku będzie trudniejsza, gdyż złożą się na nią dwa arkusze na poziomie podstawowym, gdyż trzeba było rozdzielić całość, żeby egzaminatorzy z litości nie stawiali dodatkowego punktu, gdy uczeń uzyskał 20 punktów na 70 możliwych do uzyskania, a 21 oznaczało, że zdał.
Wielu uczniów, którzy uzyskali równo 30 procent do tej pory, obecnie ma większą szansę na oblanie matury, gdyż tego jednego punktu już nie dostaną. Można oczywiście dyskutować, czy tak niski próg zaliczenia jest w ogóle sensowny, ale z drugiej strony taka zmiana akurat w czasie pandemii nie jest idealnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że na języku polskim można zawsze udawać, że uczeń coś umie, gdyż taka jest natura tego egzaminu i trochę przedmiotu.
Podobnie jak rok temu, egzaminatorzy będą stawali na głowie, żeby nie oblać za dużo matur, ale nie da się tak zrobić w przypadku matematyki, gdyż w jej przypadku nie da się udawać czegokolwiek, więc być może czeka nas amnestia maturalna, gdyż nawet niezatapialny rząd Prawa i Sprawiedliwości musiałby upaść, gdyby połowa pandemicznych maturzystów nie zdała matury.
Oczywiście, zawsze można za to obwinić strajk nauczycieli, który trwał parę dni, a nie kilka tygodni, jak wmawia wszystkim propaganda państwowa. Małopolska Kurator Oświaty, Barbara Nowak, uznała za stosowne ogłosić w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, że w polskiej edukacji panuje kult wulgarności i kryzys etyki i moralności. Chichot historii polega na tym, że tą edukacją od dłuższego czasu kieruje Prawo i Sprawiedliwość, a człowiekiem wolności i moralności.
Mija rok od czadsu, gdy mieliśmy na dwa tygodnie zamknąć się w domach, a niektórzy wiązali z tym nawet pewnego rodzaju nadzieje na wzmocnienie więzi rodzinnych i spokojną zadumę nad własnym życiem i miejscem we wszechświecie.
Jak bardzo było to absurdalne widać dopiero teraz i wyjątkowo dobrze na przykładzie edukacji. Choć oczywiście nie tylko. Zamknięte restauracje, kluby fitness, brak koncertów, teatry i kina otwarte tylko co jakiś czas i z garstką publiczności, zamknięte podróże, wyjazdy, w jakiś sposób zamknięty świat. Nie nauczyliśmy się w zasadzie nic, a nawet się cofnęliśmy. Mieliśmy odetchnąć od pędu życia i tak oddychamy bez sensu, wręcz krztusimy się tym oddychaniem.
W Polsce dodatkowo można odnieść wrażenie, że edukacja jest najmniej istotna, a wszystkie problemy da się rozwiązać w ramach zajęć dodatkowych, które uzupełnią braki w edukacji, ale nie wiadomo, kto będzie na nie chodził i kiedy, gdyż i tak, jak już wrócą do lekcji stacjonarnych, uczniowie spędzają w szkole zazwyczaj więcej czasu niż dorośli w pracy.
W przepełnionych klasach, bez większej indywidualizacji, w pędzie realizacji podstawy programowej, bez psychologów w każdej szkole, za to z dużym bagażem prac domowych i kartkówek, z presją egzaminów, bez szczególnej fascynacji procesem zdobywania wiedzy, a często w strachu, który jest wspólnym mianownikiem wszystkich organów i ciał polskiej edukacji.
Nasze pandemiczne oddychanie nie przyniosło głębszej refleksji nad istotą edukacji. Młodzi ludzie tradycyjnie nie okazali się tematem pierwszej potrzeby, zawsze można stworzyć dla nich grę komputerową o Janie Pawle II, gdyż przecież młodzi to i tak tylko siedzą przed komputerem. Fakt. W czasie pandemii zmuszeni są głównie tym się zajmować.
Nasze pandemiczne oddychanie nie przyniosło głębszej refleksji w zasadzie nad czymkolwiek.
[CC] Paweł LęckiAdam Niedzielski, android, który przybył na ziemię z obcej planety, ogłosił jakiś czas temu, że decyzję o przywracaniu stacjonarnej edukacji rząd będzie podejmował po świętach. Być może ma to być taki prezent od zajączka wielkanocnego, a jak wiadomo, Polacy lubią święta i prezenty.
Oznacza to, co chyba większości umyka, że uczniowie spędzili w zasadzie ponad rok na zdalnej edukacji. Z drobnymi przerwami, plus wakacje, kiedy wirusa nie trzeba było się bać.
Dwa roczniki, ośmioklasistów i maturzystów, podejdą do pierwszych, cokolwiek o nich sądzić, najważniejszych egzaminów ich życia, mając za sobą rok lekcji przez kabel, przy jednoczesnej niepewności względem czegokolwiek, co ma w przyszłości nastąpić.
Pozostali uczniowie są w tej samej sytuacji, nie licząc egzaminów. Oni mają mniejsze znaczenie, ale to nie dziwi w ogóle, gdyż egzaminy zawodowe uczniów szkół technicznych również przeszły bez większego echa. Kto by się tam przejmował takimi detalami. Trzeba przecież znaleźć czas na kult Żołnierzy Wyklętych, Jana Pawła II i walkę o życie nienarodzonych.
Już nawet do najbardziej pozbawionych drobin empatii i skrawków inteligencji przedstawicieli społeczeństwa dotarło, że młodzi ludzie mają wiele problemów, od dostępu do internetu zaczynając, przez samotność, brak motywacji, po depresję i myśli samobójcze. Przemysław Czarnek zapowiada magiczne badanie psychologiczne wszystkich uczniów po powrocie do szkół, a przecież już wiadomo, że ten powrót szybko nie nastąpi.
Maturzyści i ośmioklasici nie wrócą wośmioklasistówogóle, dopiero na egzaminy. Jeśli ktoś zakłada, że warto puścić ich w połowie kwietnia, to naraża się na śmieszność. Na dodatek wielu uczniów zniknęło w ogóle ze zdalnej edukacji, a być może pojawiają się na egzaminach. Rozwarstwienie edukacyjne staje się coraz większe, jest bardziej rozległe niż przekop Mierzei Wiślanej, a podziały biegną przez linię dostępu do korepetycji, kursów przygotowawczych, wsparcia danej szkoły, organów prowadzących, położenie geograficzne, czasem nawet dzielnicowe w jednym mieście.
Przemysław Czarnek nie widzi przesłanek, żeby przesunąć termin egzaminów, ale za to będzie badał wzrok uczniów, gdy już wrócą do szkoły. Maturzyści w zeszłym roku dostali dodatkowo ponad miesiąc na przygotowania. Pomijając już to, że nie wszystkie szkoły w obliczu pandemii potrafiły to wykorzystać, to jednak spora część dała radę. Gdy jednym wyniki spadły, innym rekordowo wzrosły, a wystarczyła odrobina empatii i zaangażowania.
Również po stronie uczniów, gdyż ciągle zbyt mało mówi się o tym, że tak naprawdę wiele zależy od młodych ludzi i nawet najlepszy nauczyciel nic nie poradzi, gdy młody człowiek uprze się, że edukacja zdalna jest bez sensu i nic nie warto robić. Zaangażowani uczniowie, wspierani przez rodziców, z w miarę zaangażowanych szkół, w miarę zdolni, sobie poradzą i nawet dużo wyciągną ze zdalnej edukacji. Uczniowie samotni, mniej zmotywowani, opuszczeni przez państwo, z dużymi problemami, wymagający większej uwagi, są w jakiś sposób skazani na porażkę w rzeczywistości egzaminów, punktów i rankingów.
Ósmoklasiści, którzy za chwilę wybiorą szkoły średnie, mają nawet problemy z konkursami, które dają punkty w rekrutacji, kuratorzy promują zmagania ideologiczne, często jednoetapowe, choć miały być szersze, a na listach pojawił się nawet konkurs dotyczący życia poczętego. Młodzi ludzie wybiorą szkoły ponownie na podstawie wirtualnych rankingów i wirtualnych dni otwartych, żyjąc w wirtualnych relacjach i wirtualnej rzeczywistości.
Nie wszystkie szkoły zdecydowały się na przeprowadzenie matur próbnych od Centralnej Komisji Edukacyjnej. Biorąc pod uwagę zeszły rok, to tym razem komisja wzbiła się na wyżyny osiągnięć i przygotowała nowe arkusze, za co być może zostanie postawiony jej pomnik. Wyjątkowo ważne było to, żeby uczniowie przyszli choć na chwilę do szkół, gdyż egzamin jest pisemny, a obecnie piszą głównie na komputerze, więc nie mają okazji, żeby pisać ręcznie. Ta mała umiejętność techniczna może mieć wbrew pozorom wielkie znaczenie.
Obecne roczniki egzaminacyjne są o wiele dłużej na zdalnej edukacji niż poprzednie, nie da się tego porównać, a jednocześnie oczekiwania względem nich są bardzo podobne. Uproszczenie wymagań egzaminacyjnych jest bardzo pozorne i służy głównie lepszemu samopoczuciu rządzących. Dobrze to widać na przykładzie matury z języka polskiego, która od tego roku będzie trudniejsza, gdyż złożą się na nią dwa arkusze na poziomie podstawowym, gdyż trzeba było rozdzielić całość, żeby egzaminatorzy z litości nie stawiali dodatkowego punktu, gdy uczeń uzyskał 20 punktów na 70 możliwych do uzyskania, a 21 oznaczało, że zdał.
Wielu uczniów, którzy uzyskali równo 30 procent do tej pory, obecnie ma większą szansę na oblanie matury, gdyż tego jednego punktu już nie dostaną. Można oczywiście dyskutować, czy tak niski próg zaliczenia jest w ogóle sensowny, ale z drugiej strony taka zmiana akurat w czasie pandemii nie jest idealnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że na języku polskim można zawsze udawać, że uczeń coś umie, gdyż taka jest natura tego egzaminu i trochę przedmiotu.
Podobnie jak rok temu, egzaminatorzy będą stawali na głowie, żeby nie oblać za dużo matur, ale nie da się tak zrobić w przypadku matematyki, gdyż w jej przypadku nie da się udawać czegokolwiek, więc być może czeka nas amnestia maturalna, gdyż nawet niezatapialny rząd Prawa i Sprawiedliwości musiałby upaść, gdyby połowa pandemicznych maturzystów nie zdała matury.
Oczywiście, zawsze można za to obwinić strajk nauczycieli, który trwał parę dni, a nie kilka tygodni, jak wmawia wszystkim propaganda państwowa. Małopolska Kurator Oświaty, Barbara Nowak, uznała za stosowne ogłosić w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, że w polskiej edukacji panuje kult wulgarności i kryzys etyki i moralności. Chichot historii polega na tym, że tą edukacją od dłuższego czasu kieruje Prawo i Sprawiedliwość, a człowiekiem wolności i moralności.
Mija rok od czasu, gdy mieliśmy na dwa tygodnie zamknąć się w domach, a niektórzy wiązali z tym nawet pewnego rodzaju nadzieje na wzmocnienie więzi rodzinnych i spokojną zadumę nad własnym życiem i miejscem we wszechświecie.
Jak bardzo było to absurdalne widać dopiero teraz i wyjątkowo dobrze na przykładzie edukacji. Choć oczywiście nie tylko. Zamknięte restauracje, kluby fitness, brak koncertów, teatry i kina otwarte tylko co jakiś czas i z garstką publiczności, zamknięte podróże, wyjazdy, w jakiś sposób zamknięty świat. Nie nauczyliśmy się w zasadzie nic, a nawet się cofnęliśmy. Mieliśmy odetchnąć od pędu życia i tak oddychamy bez sensu, wręcz krztusimy się tym oddychaniem.
W Polsce dodatkowo można odnieść wrażenie, że edukacja jest najmniej istotna, a wszystkie problemy da się rozwiązać w ramach zajęć dodatkowych, które uzupełnią braki w edukacji, ale nie wiadomo, kto będzie na nie chodził i kiedy, gdyż i tak, jak już wrócą do lekcji stacjonarnych, uczniowie spędzają w szkole zazwyczaj więcej czasu niż dorośli w pracy.
W przepełnionych klasach, bez większej indywidualizacji, w pędzie realizacji podstawy programowej, bez psychologów w każdej szkole, za to z dużym bagażem prac domowych i kartkówek, z presją egzaminów, bez szczególnej fascynacji procesem zdobywania wiedzy, a często w strachu, który jest wspólnym mianownikiem wszystkich organów i ciał polskiej edukacji.
Nasze pandemiczne oddychanie nie przyniosło głębszej refleksji nad istotą edukacji. Młodzi ludzie tradycyjnie nie okazali się tematem pierwszej potrzeby, zawsze można stworzyć dla nich grę komputerową o Janie Pawle II, gdyż przecież młodzi to i tak tylko siedzą przed komputerem. Fakt. W czasie pandemii zmuszeni są głównie tym się zajmować.
Nasze pandemiczne oddychanie nie przyniosło głębszej refleksji w zasadzie nad czymkolwiek.
[CC] Paweł Lęcki