Moja refleksja nad listami

  Ostatnio w krótkim odstępie czasu przeczytałem na FB dwa, nazwijmy to listy otwarte, Pana Romana Giertycha do dwojga osób. Ważnych członków, „Zjednoczonej Prawicy” – Pani Krystyny Pawłowicz i Pana Jarosława Gowina. Listy te, aczkolwiek o zupełnie różnym przekazie i różnej wadze poruszanych w nich spraw, wydały mi się nie wiedzieć czemu podobne. Pierwsze skojarzenie było takie, że życie bywa przewrotne i czasami kolega w poglądach potrafi kopnąć w tyłek najmocniej, bo z całym szacunkiem dla Pana Giertycha, to powiedzmy szczerze, że to raczej napastliwość Kaczyńskiego niż własne przemyślenia spowodowały pewne znaczące zmiany w życiu i poglądach Pana Romana. Jednak z czasem utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie te trywialne gierki słowne są tu ważne. Nie rzeczone kopanie w zadki, ale coś co łączy troje ludzi. Krystynę Pawłowicz, Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego.

Cóż to takiego? Długo, bardzo długo zastanawiałem się jakie są te wspólne cechy i jak je zdefiniować. Wreszcie doszedłem do wniosku, że jest to ortodoksyjna wiara, w przypadku obu panów i neokatolicyzm (co moim zdaniem jest jeszcze gorsze) w przypadku Krystyny Pawłowicz, połączona z pędem do władzy i/lub pieniędzy oraz z lekceważąco-wrogim stosunkiem do wszystkich, którzy ośmielają się nie zgadzać z ich poglądami lub, (co nie daj Boże) odnosić się jawnie krytycznie do tychże poglądów lub działań.

Stop.

A teraz wygumkujcie nazwiska. Weźcie sobie szanowni Państwo w te puste miejsca wstawcie równie puste w swojej wartości, za to dość dowolnie wybrane, nazwiska członków PIS-u, choćby tych wam znanych z waszych rad gmin, i….. Dalej będzie się zgadzać.

Straszne. Straszne bo taka, -piiiiiiiiiiiiiiiii-, (nie chcę być ciągany po sądach) nami rzdzi i jeszcze na dodatek ma rzeszę wyznawców.

No cóż, wypadałoby jeszcze odnieść się to tych cytowanych listów. Tylko, że próba ustosunkowania się do pierwszego z nich – tego do Krystyny Pawłowicz, za każdym razem, a prób było kilka, kończyła się wybuchem śmiechu gdy oczami wyobraźni widziałem naszą drugą (po odkryciu towarzyskim Jarosława) sędzinę TK zanurzoną w borowinie, z błogą miną na swojej uroczej buzi.

A jeśli chodzi o list do Jarosława Gowina, to chciałbym się mylić, ale moim zdaniem Panie Giertych i Szanowni Państwo, ten człowiek prędzej da się skonsumować w postaci przystawki, niż zrobi coś, co zapewne byłoby przyzwoite, ale oznaczałoby koniec jego politycznej kariery, no chyba, że ze strachu co chce mu Pan najwyraźniej uświadomić.

P.S. W podziękowaniu Panu Romanowi Giertychowi za uświadomienie mi rzeczy oczywistych cytuję w załączeniu obydwa wspomniane listy.

Roman Giertych List do Krystyny Pawłowicz.
Szanowna Pani Krysiu!
Po pierwsze proszę wybaczyć familiarność tonu, ale przecież długo się znamy. Pragnęła Pani zostać sędzią Trybunału przed wielu laty z rekomendacji mego ugrupowania, ale tylko mnie Pani zawdzięcza, że Naród zachował możliwość Pani służby na lepsze czasy. Jeszcze dzisiaj palą mnie policzki ze wstydu, gdy po spotkaniu z Panią w klubie LPR powiedziałem do kolegów wulgarnie " Chyba Was p-----oliło, aby mi taką wariatkę jako kandydata na sędziego Trybunału przyprowadzać." Odczuwam ogromny żal, że nie poznałem się wówczas na Pani i nie doceniłem potencjału w Pani tkwiącego. Historia mogła potoczyć się inaczej. Ale ad rem. Widzę, że sfora psów Panią teraz opadła i w takich się Pani znalazła terminach, że nawet drobne nieporozumienia sprzed lat nie przeszkodzą Pani skorzystać z mojej rady, jak wyjść z tego wściekłego ataku. A rada jest przednia.

Musi Pani powiedzieć wprost: dla Pani okłady z borowin stanowią tak wielką potrzebę, że pojechała Pani do hotelu, aby się nimi okładać działając w stanie wyżej konieczności. Jak wiadomo stan ten wyłącza nawet karną winę, więc i wszelkie zakazy rządowe dotyczące epidemii. I opisze Pani, że tylko zanurzona w borowinach całym swym ciałem, każdą porą skóry czerpie Pani minerały niezbędne do życia i pracy intelektualnej (jakże cennej dla Polski!). Jak się ludzie dowiedzą, że to jest dla Pani sprawa życia lub śmierci, to dadzą słuszny odpór tym strasznym atakom zawistników. I wówczas wróci Pani do pracy z podniesionym (i wygładzonym nieco!) czołem na rzecz prawa i sprawiedliwości.

Zawsze życzliwy,
Roman Giertych

PS Skoro już się Pani przyzwyczaiła do leczenia w obecności chroniących Panią strażników, to może warto kontynuować w bardziej adekwatnym miejscu? Roman Giertych

*********

Ostatnia szansa wicepremiera Gowina.

Szanowny Panie Premierze! Nie należę do Pana sympatyków. Pewnie z wzajemnością. Lecz potrafię sobie dokładnie uzmysłowić Pańskie obecne położenie polityczne i osobiste. Razem ze śp. Andrzejem Lepperem byłem bowiem w podobnym położeniu. A raczej on był, gdyż ja raczej miałem pozycję i wizerunek zbliżony do obecnej pozycji Ziobry. Chciałem Panu opowiedzieć jedną historię i dać jedną radę.

Gdy w lipcu 2007 roku siedziałem na kolacji z premierem Kaczyńskim i wicepremierem Lepperem wyglądało wszystko tak, jakby Kaczyński już całkowicie zapomniał Lepperowi konflikt z jesieni 2006, który doprowadził najpierw do usunięcie Leppera z rządu, a potem do jego triumfalnego powrotu po ujawnieniu taśm Renaty Beger i związanego z tym spadku poparcia dla PiS. Kaczyński śmiał się, żartował, częstował Leppera najlepszymi kanapkami i bardzo się cieszył, że następnego dnia wspólnie wybierzemy szefa NIK. Lepper wówczas już nie stanowił żadnego zagrożenia dla większości rządowej. Po seksaferze był tak osłabiony, że robił wszystko co Kaczyński mu kazał. Nie przeszkodziło to Kaczyńskiemu dzień później odpalić akcję CBA, która miała się skończyć wieloletnim więzieniem dla szefa Samoobrony. Mojemu znajomemu powiedział, że za nagranie Lipińskiego przez Begerową „Lepper zgnije w celi obgryzając sobie ręce”. (Piętnaście lat później chciał mi zgotować taki los). Historia potoczyła się inaczej.

Opowiedziałem tę starą historię, aby się Pan nie łudził. Za stworzenie niezależnego bytu politycznego z posłów, którzy weszli z listy PiS oraz za użycie tych posłów w maju zeszłego roku przeciwko Kaczyńskiemu on Pana będzie ścigał do końca życia. Ma Pan taką alternatywę jaką ja miałem w 2007. Albo Pan zgnije w więzieniu albo odsunie Pan szefa PiS od władzy. I proszę nie myśleć, że chroni Pana immunitet. Już za czasów Leppera Ziobro uważał, że czyn ciągły przestępstwa (np. ciągłe oszustwo w podawaniu się za szefa partii, podpisywanie dokumentów przez osoby nieupoważnione etc.) powoduje, że „przestępca” może być złapany na gorącym uczynku. Immunitet nie chroni przed takimi zatrzymaniami, chyba że Marszałek Sejmu nakaże zwolnić posła. Dobrze Pan wie, co zrobiłaby Marszałek Sejmu w takiej sytuacji. Nie chcę Pana straszyć, ale musi mieć Pan świadomość z kim Pan gra.

Życzę Panu, aby został Pan robotnikiem ostatniej godziny w zbożnym dziele odsunięcia Kaczyńskiego od władzy. W roku 2007 rozwalenie przeze mnie koalicji doprowadziło do skutecznego odsunięcia od władzy braci Kaczyńskich. Może teraz Pana kolej? Może to być dla Pana ostatnia szansa na zapobieżenie pełnej dyktaturze.

Roman Giertych

[CC] Jacek Wojciechowski

Moja refleksja nad listami

Ostatnio w krótkim odstępie czasu przeczytałem na FB dwa, nazwijmy to listy otwarte, Pana Romana Giertycha do dwojga osób. Ważnych członków, „Zjednoczonej Prawicy” – Pani Krystyny Pawłowicz i Pana Jarosława Gowina. Listy te, aczkolwiek o zupełnie różnym przekazie i różnej wadze poruszanych w nich spraw, wydały mi się nie wiedzieć czemu podobne. Pierwsze skojarzenie było takie, że życie bywa przewrotne i czasami kolega w poglądach potrafi kopnąć w tyłek najmocniej, bo z całym szacunkiem dla Pana Giertycha, to powiedzmy szczerze, że to raczej napastliwość Kaczyńskiego niż własne przemyślenia spowodowały pewne znaczące zmiany w życiu i poglądach Pana Romana. Jednak z czasem utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie te trywialne gierki słowne są tu ważne. Nie rzeczone kopanie w zadki, ale coś co łączy troje ludzi. Krystynę Pawłowicz, Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego.

Cóż to takiego? Długo, bardzo długo zastanawiałem się jakie są te wspólne cechy i jak je zdefiniować. Wreszcie doszedłem do wniosku, że jest to ortodoksyjna wiara, w przypadku obu panów i neokatolicyzm (co moim zdaniem jest jeszcze gorsze) w przypadku Krystyny Pawłowicz, połączona z pędem do władzy i/lub pieniędzy oraz z lekceważąco-wrogim stosunkiem do wszystkich, którzy ośmielają się nie zgadzać z ich poglądami lub, (co nie daj Boże) odnosić się jawnie krytycznie do tychże poglądów lub działań.

Stop.

A teraz wygumkujcie nazwiska. Weźcie sobie szanowni Państwo w te puste miejsca wstawcie równie puste w swojej wartości, za to dość dowolnie wybrane, nazwiska członków PIS-u, choćby tych wam znanych z waszych rad gmin, i….. Dalej będzie się zgadzać.

Straszne. Straszne bo taka, -piiiiiiiiiiiiiiiii-, (nie chcę być ciągany po sądach) nami rzdzi i jeszcze na dodatek ma rzeszę wyznawców.

No cóż, wypadałoby jeszcze odnieść się to tych cytowanych listów. Tylko, że próba ustosunkowania się do pierwszego z nich – tego do Krystyny Pawłowicz, za każdym razem, a prób było kilka, kończyła się wybuchem śmiechu gdy oczami wyobraźni widziałem naszą drugą (po odkryciu towarzyskim Jarosława) sędzinę TK zanurzoną w borowinie, z błogą miną na swojej uroczej buzi.

A jeśli chodzi o list do Jarosława Gowina, to chciałbym się mylić, ale moim zdaniem Panie Giertych i Szanowni Państwo, ten człowiek prędzej da się skonsumować w postaci przystawki, niż zrobi coś, co zapewne byłoby przyzwoite, ale oznaczałoby koniec jego politycznej kariery, no chyba, że ze strachu co chce mu Pan najwyraźniej uświadomić.

P.S. W podziękowaniu Panu Romanowi Giertychowi za uświadomienie mi rzeczy oczywistych cytuję w załączeniu obydwa wspomniane listy.

Roman Giertych List do Krystyny Pawłowicz.
Szanowna Pani Krysiu!
Po pierwsze proszę wybaczyć familiarność tonu, ale przecież długo się znamy. Pragnęła Pani zostać sędzią Trybunału przed wielu laty z rekomendacji mego ugrupowania, ale tylko mnie Pani zawdzięcza, że Naród zachował możliwość Pani służby na lepsze czasy. Jeszcze dzisiaj palą mnie policzki ze wstydu, gdy po spotkaniu z Panią w klubie LPR powiedziałem do kolegów wulgarnie " Chyba Was p-----oliło, aby mi taką wariatkę jako kandydata na sędziego Trybunału przyprowadzać." Odczuwam ogromny żal, że nie poznałem się wówczas na Pani i nie doceniłem potencjału w Pani tkwiącego. Historia mogła potoczyć się inaczej. Ale ad rem. Widzę, że sfora psów Panią teraz opadła i w takich się Pani znalazła terminach, że nawet drobne nieporozumienia sprzed lat nie przeszkodzą Pani skorzystać z mojej rady, jak wyjść z tego wściekłego ataku. A rada jest przednia.

Musi Pani powiedzieć wprost: dla Pani okłady z borowin stanowią tak wielką potrzebę, że pojechała Pani do hotelu, aby się nimi okładać działając w stanie wyżej konieczności. Jak wiadomo stan ten wyłącza nawet karną winę, więc i wszelkie zakazy rządowe dotyczące epidemii. I opisze Pani, że tylko zanurzona w borowinach całym swym ciałem, każdą porą skóry czerpie Pani minerały niezbędne do życia i pracy intelektualnej (jakże cennej dla Polski!). Jak się ludzie dowiedzą, że to jest dla Pani sprawa życia lub śmierci, to dadzą słuszny odpór tym strasznym atakom zawistników. I wówczas wróci Pani do pracy z podniesionym (i wygładzonym nieco!) czołem na rzecz prawa i sprawiedliwości.

Zawsze życzliwy,
Roman Giertych

PS Skoro już się Pani przyzwyczaiła do leczenia w obecności chroniących Panią strażników, to może warto kontynuować w bardziej adekwatnym miejscu? Roman Giertych

*********

Ostatnia szansa wicepremiera Gowina.

Szanowny Panie Premierze! Nie należę do Pana sympatyków. Pewnie z wzajemnością. Lecz potrafię sobie dokładnie uzmysłowić Pańskie obecne położenie polityczne i osobiste. Razem ze śp. Andrzejem Lepperem byłem bowiem w podobnym położeniu. A raczej on był, gdyż ja raczej miałem pozycję i wizerunek zbliżony do obecnej pozycji Ziobry. Chciałem Panu opowiedzieć jedną historię i dać jedną radę.

Gdy w lipcu 2007 roku siedziałem na kolacji z premierem Kaczyńskim i wicepremierem Lepperem wyglądało wszystko tak, jakby Kaczyński już całkowicie zapomniał Lepperowi konflikt z jesieni 2006, który doprowadził najpierw do usunięcie Leppera z rządu, a potem do jego triumfalnego powrotu po ujawnieniu taśm Renaty Beger i związanego z tym spadku poparcia dla PiS. Kaczyński śmiał się, żartował, częstował Leppera najlepszymi kanapkami i bardzo się cieszył, że następnego dnia wspólnie wybierzemy szefa NIK. Lepper wówczas już nie stanowił żadnego zagrożenia dla większości rządowej. Po seksaferze był tak osłabiony, że robił wszystko co Kaczyński mu kazał. Nie przeszkodziło to Kaczyńskiemu dzień później odpalić akcję CBA, która miała się skończyć wieloletnim więzieniem dla szefa Samoobrony. Mojemu znajomemu powiedział, że za nagranie Lipińskiego przez Begerową „Lepper zgnije w celi obgryzając sobie ręce”. (Piętnaście lat później chciał mi zgotować taki los). Historia potoczyła się inaczej.

Opowiedziałem tę starą historię, aby się Pan nie łudził. Za stworzenie niezależnego bytu politycznego z posłów, którzy weszli z listy PiS oraz za użycie tych posłów w maju zeszłego roku przeciwko Kaczyńskiemu on Pana będzie ścigał do końca życia. Ma Pan taką alternatywę jaką ja miałem w 2007. Albo Pan zgnije w więzieniu albo odsunie Pan szefa PiS od władzy. I proszę nie myśleć, że chroni Pana immunitet. Już za czasów Leppera Ziobro uważał, że czyn ciągły przestępstwa (np. ciągłe oszustwo w podawaniu się za szefa partii, podpisywanie dokumentów przez osoby nieupoważnione etc.) powoduje, że „przestępca” może być złapany na gorącym uczynku. Immunitet nie chroni przed takimi zatrzymaniami, chyba że Marszałek Sejmu nakaże zwolnić posła. Dobrze Pan wie, co zrobiłaby Marszałek Sejmu w takiej sytuacji. Nie chcę Pana straszyć, ale musi mieć Pan świadomość z kim Pan gra.

Życzę Panu, aby został Pan robotnikiem ostatniej godziny w zbożnym dziele odsunięcia Kaczyńskiego od władzy. W roku 2007 rozwalenie przeze mnie koalicji doprowadziło do skutecznego odsunięcia od władzy braci Kaczyńskich. Może teraz Pana kolej? Może to być dla Pana ostatnia szansa na zapobieżenie pełnej dyktaturze.

Roman Giertych

[CC] Jacek Wojciechowski
(365)

Pobierz PDF Wydrukuj