Wszy pożerają się nawzajem… Tak można skwitować odwołanie z funkcji przewodniczącego neo-KRS Leszka Mazura, czyli pierwszej z tytułowych wszy. Odwołano również Macieja Miterę z prestiżowej funkcji rzecznika neo-KRS. Czyli drugą wesz. A za odwołaniem obu wszy stoją inne, większe wszy. Trzecią wszą jest wiceprzewodniczący neo-KRS i poseł PIS Mularczyk. A czwartą wszą, jak się okazuje najbardziej żarłoczną, jest niejaki Maciej Nawacki, wierny kundel Ziobry i prześladowca sędziego Pawła Juszczyszyna.
MAZUR. Nikt płakać po nim nie będzie. Właściwie nie jest wszą, tylko odmianą płaza bezogonowego. Jakim był przewodniczącym neo-KRS – wszyscy wiedzą. Gówno miał do gadania i posłusznie wykonywał wszystkie polecenia Nowogrodzkiej, także te niszczące niezależność naszych sędziów i ich represjonujące. Rada pod jego kierownictwem nie tylko nie stała na straży niezależności sądownictwa, ale przeciwnie, przyczyniła się do niespotykanego w historii jego upolitycznienia. To dzięki m.in. Mazurowi kanalie, które w sądzie powinny się znaleźć wyłącznie w roli oskarżonych, dziś zasiadają w najważniejszych sędziowskich gremiach w kraju. To Mazur, który miał psi obowiązek bronić prześladowanych sędziów, w których wymierzona była afera hejterska zorganizowana przez Ziobrę i Piebiaka, w rzeczywistości bronił kanalie prześladujące sędziów… Czyli przestępców. Także Nawackiego i Dudzicza, którzy odwdzięczyli mu się teraz odwołaniem go ze stanowiska…
A tak z innej beczki. Mazur w 2019r. „zapomniał” wpisać do swojego oświadczenia majątkowego kwotę 100 tysięcy zł dochodu. Ot, taki roztrzepany chłopak… A może ma tak duże dochody, że ta „stówka” to dla niego tyle, co nic? W każdym razie jest to przestępstwo i to poważne. Zagrożone karą nawet do 8 lat więzienia. To poświadczenie nieprawdy w oficjalnym dokumencie w celu osiągnięcia korzyści osobistych. No, ale kruk krukowi oka nie wykole… Mazurowi z tego powodu krzywda się nie stała. Ministrowi Dworczykowi też nie, a on popełnił to samo przestępstwo kilkanaście razy. Mazur mógłby więc w nieskończoność „zapominać” wpisać coś do oświadczenia i byłby dalej szefem Rady, gdyby nie zachciało mu się raptem być uczciwym i wypełniać rzetelnie swoje obowiązki służbowe. Ale o tym za chwilę…
MITERA. Powinien już od roku siedzieć w pierdlu. A on sobie siedział na stołku rzecznika prasowego neo-KRS. Udział w niszczeniu niezależności naszego sądownictwa ma podobny, jak Mazur. Nie tylko na to niszczenie przyzwalał, ale w nim także aktywnie uczestniczył. Jako rzecznik był twarzą wszystkich sprzecznych z Konstytucją działań, które pozwoliły PIS-owi opanować najważniejsze instytucje sądownicze. Część z Was być może pamięta, z jakim przekonaniem tłumaczył swego czasu konieczność skrócenia kadencji I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf… Uczestniczył również w aferze hejterskiej, choć temu zaprzecza. Zaklina się, że nawet nie znał głównej postaci tej afery czyli słynnej „Małej Emi” Szmydt. Biedaczek… Pisał do niej codziennie maile i to przez 1,5 roku! A teraz mówi, że nawet nie wiedział, że jakaś „Mała Emi” istnieje… Wszy mają krótka pamięć. O ile oczywiście im się ta krótka pamięć opłaca. Miterze się opłacała.
Ale Miterze należy się naplucie w pysk z jeszcze innego powodu… Niedawno dał kolejny popis, już nie jako rzecznik neo-KRS, ale jako sędzia. Podczas procesu, który wytoczył Arek Szczurek, działacz Lotnej Brygady Opozycji, dwóm naczelnym wywłokom „kurwizji”: Danucie Holeckiej i Dorocie Łosiewicz. Które publicznie zarzuciły Szczurkowi propagowanie haseł nazistowskich i pobieranie wynagrodzenia za udział w ulicznych protestach antypisowskich. Za hasła nazistowskie uznały transparent z napisem „Ein Volk, ein Reich, ein Kaczyński?” Szczurek został wcześniej, w innym procesie, uniewinniony od zarzutu zakłócania porządku publicznego. I sam wystąpił z aktem oskarżenia z art. 212 kk (zniesławienie za pomocą środków masowego przekazu) przeciwko dwóm wspomnianym kurwiszonom. No ale trafiło, oczywiście przez „przypadek”, na sędziego Miterę… I proces jeszcze się nie zaczął, a już się zakończył. W skandalicznych okolicznościach Mitera umorzył bowiem sprawę. Nie wysłuchał nawet Szczurka i jego pełnomocnika! Nie wysłuchał jednej ze stron procesu! Dwóch wywłok z „kurwizji” też nie wysłuchał, bo ich nawet na rozprawie nie było. Wiedziały już, że sprawa zostanie umorzona, więc po co miały się fatygować? Mitera po prostu wszedł na salę sądową z już napisanym wyrokiem.
Zresztą już wcześniej dał się poznać jako wyjątkowa gnida. Skazał dziennikarza za relacjonowanie(!) przebiegu protestu w trakcie jednej z miesiączek smoleńskich, podczas której doszło do słynnego incydentu z wynoszeniem przez Policję Władka Frasyniuka. Dziennikarz Malinowski znalazł się w „policyjnym kotle”, gdzie zatrzymywano i spisywano uczestników protestu. No i sam został zatrzymany oraz spisany. A potem Policja postawiła mu absurdalne zarzuty blokowania miesiączki, choć pokazał im legitymację dziennikarską. Mitera go skazał, ale sąd II instancji oczyścił go z zarzutu. Mitera przyczynił się także do odsunięcia od rozpatrywania spraw opozycyjnych protestów (w SR Warszawa-Śródmieście) jednego ze niepokornych sędziów, Łukasza Bilińskiego. Który we wspaniałych, emocjonalnych uzasadnieniach wyroków uniewinniających odwoływał się do naszych praw obywatelskich i zapisów Konstytucji. Wesz Mitera, jako Prezes tego sądu, przesunął Bilińskiego z wydziału karnego do wydziału pracy. Byle dalej od procesów opozycjonistów… Tak więc, podsumowując, strzał w pysk tego śmiecia Mitery i naplucie w ten pysk to zdecydowanie za mało. Napalm by się przydał.
MULARCZYK. Jaka jest ta wesz, wszyscy wiemy aż za dobrze. Słynie głównie z tego, że przed każdymi wyborami, w których startuje, zaczyna wrzeszczeć o konieczności wypłaty nam przez Niemcy reparacji wojennych. I wymienia jakieś wzięte z kosmosu sumy… Raz 4 biliony PLN, raz 3 biliony $. No i zapewnia, że on je dla Polski wywalczy, jak tylko wygra wybory. A po wyborach od razu o tym zapomina. Z barwnego życiorysu tej wszy przypomnę tylko jeden epizod, który poszedł już w zapomnienie. A szkoda, bo świetnie pokazuje portret psychologiczny wszy Mularczyka i powinien był zakończyć jego publiczną karierę już wiele lat temu. W 2006r., podczas rozprawy przed TK o ustalenie zgodności z Konstytucją tzw. ustawy lustracyjnej, właśnie Mularczyk reprezentował Sejm. Był on zresztą jednym z autorów tej ustawy. I podczas rozprawy przed TK zażądał jej odroczenia, bowiem posiadał rzekomo dowody na współpracę 2 orzekających w sprawie sędziów TK z SB… Machał przy tym 2 kartkami papieru twierdząc, że są to właśnie, uzyskane z IPN, dowody ich współpracy z SB. Przewodniczącym TK był wtedy Jerzy Stępień. I wykazał się refleksem. Poprosił o pokazanie mu tych rzekomych „lojalek”… Okazało się, że były to kopie dokumentów informujące, że obaj sędziowie… odmówili współpracy z SB! Chyba tylko raz w życiu widziałem Jerzego Stępnia wkurw… do czerwoności. Właśnie wtedy. Wesz nie powiedziała wówczas nawet słowa „przepraszam, kłamałem”. I ta wesz wkrótce zapewne zostanie Przewodniczącym neo-KRS…
NAWACKI. Tu też nie ma co się rozwodzić. Nawacki to megawesz. Choć nie ma prawa w ogóle zasiadać w neo-KRS (wiadomo dlaczego), to właśnie on był powodem awantury, w efekcie której nastąpiły opisywane dymisje. A właściwie powodem była jego potworna zachłanność i przestępcza mentalność. Podłożem całego konfliktu były oczywiście pieniądze. Choć to Mularczyk spowodował dymisje, to ich inicjatorem był Nawacki, któremu przewodniczący Mazur chciał ograniczyć dostęp do dodatkowego koryta w postaci diet. A także innym kanaliom z nadania Ziobry, głównie Drajewiczowi i Dudziczowi. Chodziło o zwoływanie posiedzeń komisji, które działają przy Radzie. Od czerwca 2020r. liczba tych posiedzeń komisji zaczęła rosnąć lawinowo… Dlaczego akurat od czerwca? Bo w czerwcu zmieniono przepisy (pandemia) i istniała już możliwość organizowania posiedzeń zdalnych. A za każdy dzień posiedzenia komisji ich członkowie kasują po 1 tysiąc PLN na głowę. Proste?
Do niedawna komisje zbierały się przy okazji posiedzeń plenarnych całej Rady. Ale w takich przypadkach można było otrzymać tylko jedną „dniówkę-dietę”. Nawacki wpadł więc na prosty sposób okradania nas. Posiedzenia komisji zaczęto zwoływać właśnie w tych dniach, kiedy nie było posiedzeń plenarnych Rady. Diety zaczęły więc płynąć do złodziei dwoma strumieniami. Jak te „zdalne posiedzenia” wyglądały i czy w ogóle się odbywały, to już inna sprawa. Sam Nawacki, jako szef jednej z komisji, w ciągu 4 miesięcy zwołał aż 10 jej posiedzeń, choć wcześniej wystarczało 1 na kwartał… A ponieważ był członkiem także innych „zwoływanych” komisji, więc zarobił dodatkowo 22 tys. PLN. Drajewicz – 23 tys., Mularczyk – 15,5 tys., Dudzicz – 14,5 tys. W sumie od lipca odbyło się aż 26 takich posiedzeń komisji! Oczywiście wszyscy członkowie neo-KRS wiedzieli doskonale, że jest to zwykłe oszustwo i drenowanie budżetu Rady. Czyli naszych kieszeni. Ale Nawackiemu wciąż było mało i nie chciał nawet słyszeć o zmniejszeniu liczby posiedzeń komisji lub organizowaniu ich w dniach posiedzeń plenarnych. Mało tego, zabiegał o zwiększenie środków na wypłaty diet! Zaczęło to budzić sprzeciw co uczciwszych członków Rady, którzy zaczęli apelować do wszy, aby się opamiętała („Zwracam się do sędziego Nawackiego, żeby się ocknął!”). Bezskutecznie. Nawacki na te apele reagował pianą na pysku…
Gdy przewodniczący Rady Mazur zorientował się w skali złodziejstwa, głównie Nawackiego i Drajewicza (obaj byli w niemal wszystkich tych często obradujących komisjach), postanowił wstrzymać wypłaty diet. Ostrzegł, że przy takim tempie ich wypłacania budżet Rady na 2021r. zostanie zrealizowany już w sierpniu. Wiecie, co mu odpowiedziała wesz Nawacki? Że skoro pieniądze skończą się dopiero w sierpniu, więc do sierpnia mogą działać tak, jak dotychczas! A potem się zobaczy…
I w ten oto sposób, paradoksalnie, Mazur i Mitera beknęli nie za to, że przez 3 lata uczestniczyli w bolszewizowaniu lub wprost rozwalaniu naszego wymiaru sprawiedliwości i działali ramię w ramię ze swoim promotorem Ziobrą. Beknęli wtedy, gdy po raz pierwszy jako członkowie neo-KRS chcieli zrobić coś dobrze i zgodnie z prawem…
[CC] Jacek Nikodem vel Jacek AwarskiWszy pożerają się nawzajem… Tak można skwitować odwołanie z funkcji przewodniczącego neo-KRS Leszka Mazura, czyli pierwszej z tytułowych wszy. Odwołano również Macieja Miterę z prestiżowej funkcji rzecznika neo-KRS. Czyli drugą wesz. A za odwołaniem obu wszy stoją inne, większe wszy. Trzecią wszą jest wiceprzewodniczący neo-KRS i poseł PIS Mularczyk. A czwartą wszą, jak się okazuje najbardziej żarłoczną, jest niejaki Maciej Nawacki, wierny kundel Ziobry i prześladowca sędziego Pawła Juszczyszyna.
MAZUR. Nikt płakać po nim nie będzie. Właściwie nie jest wszą, tylko odmianą płaza bezogonowego. Jakim był przewodniczącym neo-KRS – wszyscy wiedzą. Gówno miał do gadania i posłusznie wykonywał wszystkie polecenia Nowogrodzkiej, także te niszczące niezależność naszych sędziów i ich represjonujące. Rada pod jego kierownictwem nie tylko nie stała na straży niezależności sądownictwa, ale przeciwnie, przyczyniła się do niespotykanego w historii jego upolitycznienia. To dzięki m.in. Mazurowi kanalie, które w sądzie powinny się znaleźć wyłącznie w roli oskarżonych, dziś zasiadają w najważniejszych sędziowskich gremiach w kraju. To Mazur, który miał psi obowiązek bronić prześladowanych sędziów, w których wymierzona była afera hejterska zorganizowana przez Ziobrę i Piebiaka, w rzeczywistości bronił kanalie prześladujące sędziów… Czyli przestępców. Także Nawackiego i Dudzicza, którzy odwdzięczyli mu się teraz odwołaniem go ze stanowiska…
A tak z innej beczki. Mazur w 2019r. „zapomniał” wpisać do swojego oświadczenia majątkowego kwotę 100 tysięcy zł dochodu. Ot, taki roztrzepany chłopak… A może ma tak duże dochody, że ta „stówka” to dla niego tyle, co nic? W każdym razie jest to przestępstwo i to poważne. Zagrożone karą nawet do 8 lat więzienia. To poświadczenie nieprawdy w oficjalnym dokumencie w celu osiągnięcia korzyści osobistych. No, ale kruk krukowi oka nie wykole… Mazurowi z tego powodu krzywda się nie stała. Ministrowi Dworczykowi też nie, a on popełnił to samo przestępstwo kilkanaście razy. Mazur mógłby więc w nieskończoność „zapominać” wpisać coś do oświadczenia i byłby dalej szefem Rady, gdyby nie zachciało mu się raptem być uczciwym i wypełniać rzetelnie swoje obowiązki służbowe. Ale o tym za chwilę…
MITERA. Powinien już od roku siedzieć w pierdlu. A on sobie siedział na stołku rzecznika prasowego neo-KRS. Udział w niszczeniu niezależności naszego sądownictwa ma podobny, jak Mazur. Nie tylko na to niszczenie przyzwalał, ale w nim także aktywnie uczestniczył. Jako rzecznik był twarzą wszystkich sprzecznych z Konstytucją działań, które pozwoliły PIS-owi opanować najważniejsze instytucje sądownicze. Część z Was być może pamięta, z jakim przekonaniem tłumaczył swego czasu konieczność skrócenia kadencji I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf… Uczestniczył również w aferze hejterskiej, choć temu zaprzecza. Zaklina się, że nawet nie znał głównej postaci tej afery czyli słynnej „Małej Emi” Szmydt. Biedaczek… Pisał do niej codziennie maile i to przez 1,5 roku! A teraz mówi, że nawet nie wiedział, że jakaś „Mała Emi” istnieje… Wszy mają krótka pamięć. O ile oczywiście im się ta krótka pamięć opłaca. Miterze się opłacała.
Ale Miterze należy się naplucie w pysk z jeszcze innego powodu… Niedawno dał kolejny popis, już nie jako rzecznik neo-KRS, ale jako sędzia. Podczas procesu, który wytoczył Arek Szczurek, działacz Lotnej Brygady Opozycji, dwóm naczelnym wywłokom „kurwizji”: Danucie Holeckiej i Dorocie Łosiewicz. Które publicznie zarzuciły Szczurkowi propagowanie haseł nazistowskich i pobieranie wynagrodzenia za udział w ulicznych protestach antypisowskich. Za hasła nazistowskie uznały transparent z napisem „Ein Volk, ein Reich, ein Kaczyński?” Szczurek został wcześniej, w innym procesie, uniewinniony od zarzutu zakłócania porządku publicznego. I sam wystąpił z aktem oskarżenia z art. 212 kk (zniesławienie za pomocą środków masowego przekazu) przeciwko dwóm wspomnianym kurwiszonom. No ale trafiło, oczywiście przez „przypadek”, na sędziego Miterę… I proces jeszcze się nie zaczął, a już się zakończył. W skandalicznych okolicznościach Mitera umorzył bowiem sprawę. Nie wysłuchał nawet Szczurka i jego pełnomocnika! Nie wysłuchał jednej ze stron procesu! Dwóch wywłok z „kurwizji” też nie wysłuchał, bo ich nawet na rozprawie nie było. Wiedziały już, że sprawa zostanie umorzona, więc po co miały się fatygować? Mitera po prostu wszedł na salę sądową z już napisanym wyrokiem.
Zresztą już wcześniej dał się poznać jako wyjątkowa gnida. Skazał dziennikarza za relacjonowanie(!) przebiegu protestu w trakcie jednej z miesiączek smoleńskich, podczas której doszło do słynnego incydentu z wynoszeniem przez Policję Władka Frasyniuka. Dziennikarz Malinowski znalazł się w „policyjnym kotle”, gdzie zatrzymywano i spisywano uczestników protestu. No i sam został zatrzymany oraz spisany. A potem Policja postawiła mu absurdalne zarzuty blokowania miesiączki, choć pokazał im legitymację dziennikarską. Mitera go skazał, ale sąd II instancji oczyścił go z zarzutu. Mitera przyczynił się także do odsunięcia od rozpatrywania spraw opozycyjnych protestów (w SR Warszawa-Śródmieście) jednego ze niepokornych sędziów, Łukasza Bilińskiego. Który we wspaniałych, emocjonalnych uzasadnieniach wyroków uniewinniających odwoływał się do naszych praw obywatelskich i zapisów Konstytucji. Wesz Mitera, jako Prezes tego sądu, przesunął Bilińskiego z wydziału karnego do wydziału pracy. Byle dalej od procesów opozycjonistów… Tak więc, podsumowując, strzał w pysk tego śmiecia Mitery i naplucie w ten pysk to zdecydowanie za mało. Napalm by się przydał.
MULARCZYK. Jaka jest ta wesz, wszyscy wiemy aż za dobrze. Słynie głównie z tego, że przed każdymi wyborami, w których startuje, zaczyna wrzeszczeć o konieczności wypłaty nam przez Niemcy reparacji wojennych. I wymienia jakieś wzięte z kosmosu sumy… Raz 4 biliony PLN, raz 3 biliony $. No i zapewnia, że on je dla Polski wywalczy, jak tylko wygra wybory. A po wyborach od razu o tym zapomina. Z barwnego życiorysu tej wszy przypomnę tylko jeden epizod, który poszedł już w zapomnienie. A szkoda, bo świetnie pokazuje portret psychologiczny wszy Mularczyka i powinien był zakończyć jego publiczną karierę już wiele lat temu. W 2006r., podczas rozprawy przed TK o ustalenie zgodności z Konstytucją tzw. ustawy lustracyjnej, właśnie Mularczyk reprezentował Sejm. Był on zresztą jednym z autorów tej ustawy. I podczas rozprawy przed TK zażądał jej odroczenia, bowiem posiadał rzekomo dowody na współpracę 2 orzekających w sprawie sędziów TK z SB… Machał przy tym 2 kartkami papieru twierdząc, że są to właśnie, uzyskane z IPN, dowody ich współpracy z SB. Przewodniczącym TK był wtedy Jerzy Stępień. I wykazał się refleksem. Poprosił o pokazanie mu tych rzekomych „lojalek”… Okazało się, że były to kopie dokumentów informujące, że obaj sędziowie… odmówili współpracy z SB! Chyba tylko raz w życiu widziałem Jerzego Stępnia wkurw… do czerwoności. Właśnie wtedy. Wesz nie powiedziała wówczas nawet słowa „przepraszam, kłamałem”. I ta wesz wkrótce zapewne zostanie Przewodniczącym neo-KRS…
NAWACKI. Tu też nie ma co się rozwodzić. Nawacki to megawesz. Choć nie ma prawa w ogóle zasiadać w neo-KRS (wiadomo dlaczego), to właśnie on był powodem awantury, w efekcie której nastąpiły opisywane dymisje. A właściwie powodem była jego potworna zachłanność i przestępcza mentalność. Podłożem całego konfliktu były oczywiście pieniądze. Choć to Mularczyk spowodował dymisje, to ich inicjatorem był Nawacki, któremu przewodniczący Mazur chciał ograniczyć dostęp do dodatkowego koryta w postaci diet. A także innym kanaliom z nadania Ziobry, głównie Drajewiczowi i Dudziczowi. Chodziło o zwoływanie posiedzeń komisji, które działają przy Radzie. Od czerwca 2020r. liczba tych posiedzeń komisji zaczęła rosnąć lawinowo… Dlaczego akurat od czerwca? Bo w czerwcu zmieniono przepisy (pandemia) i istniała już możliwość organizowania posiedzeń zdalnych. A za każdy dzień posiedzenia komisji ich członkowie kasują po 1 tysiąc PLN na głowę. Proste?
Do niedawna komisje zbierały się przy okazji posiedzeń plenarnych całej Rady. Ale w takich przypadkach można było otrzymać tylko jedną „dniówkę-dietę”. Nawacki wpadł więc na prosty sposób okradania nas. Posiedzenia komisji zaczęto zwoływać właśnie w tych dniach, kiedy nie było posiedzeń plenarnych Rady. Diety zaczęły więc płynąć do złodziei dwoma strumieniami. Jak te „zdalne posiedzenia” wyglądały i czy w ogóle się odbywały, to już inna sprawa. Sam Nawacki, jako szef jednej z komisji, w ciągu 4 miesięcy zwołał aż 10 jej posiedzeń, choć wcześniej wystarczało 1 na kwartał… A ponieważ był członkiem także innych „zwoływanych” komisji, więc zarobił dodatkowo 22 tys. PLN. Drajewicz – 23 tys., Mularczyk – 15,5 tys., Dudzicz – 14,5 tys. W sumie od lipca odbyło się aż 26 takich posiedzeń komisji! Oczywiście wszyscy członkowie neo-KRS wiedzieli doskonale, że jest to zwykłe oszustwo i drenowanie budżetu Rady. Czyli naszych kieszeni. Ale Nawackiemu wciąż było mało i nie chciał nawet słyszeć o zmniejszeniu liczby posiedzeń komisji lub organizowaniu ich w dniach posiedzeń plenarnych. Mało tego, zabiegał o zwiększenie środków na wypłaty diet! Zaczęło to budzić sprzeciw co uczciwszych członków Rady, którzy zaczęli apelować do wszy, aby się opamiętała („Zwracam się do sędziego Nawackiego, żeby się ocknął!”). Bezskutecznie. Nawacki na te apele reagował pianą na pysku…
Gdy przewodniczący Rady Mazur zorientował się w skali złodziejstwa, głównie Nawackiego i Drajewicza (obaj byli w niemal wszystkich tych często obradujących komisjach), postanowił wstrzymać wypłaty diet. Ostrzegł, że przy takim tempie ich wypłacania budżet Rady na 2021r. zostanie zrealizowany już w sierpniu. Wiecie, co mu odpowiedziała wesz Nawacki? Że skoro pieniądze skończą się dopiero w sierpniu, więc do sierpnia mogą działać tak, jak dotychczas! A potem się zobaczy…
I w ten oto sposób, paradoksalnie, Mazur i Mitera beknęli nie za to, że przez 3 lata uczestniczyli w bolszewizowaniu lub wprost rozwalaniu naszego wymiaru sprawiedliwości i działali ramię w ramię ze swoim promotorem Ziobrą. Beknęli wtedy, gdy po raz pierwszy jako członkowie neo-KRS chcieli zrobić coś dobrze i zgodnie z prawem…
[CC] Jacek Nikodem vel Jacek Awarski