To jest wojna!

  Wielotysięczne protesty po decyzji tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W Warszawie dołączali taksówkarze, donoszą media. Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński, genialny strateg podwórkowy, mistrz wojen urojonych, wywołał w końcu wojnę prawdziwą.

W swoim cynizmie i przez podłą kalkulację polityczną, doprowadził do sytuacji, w której tysiące ludzi w całej Polsce protestuje w czasie pandemii. To już nie są małe grupki, to jest potężny ruch obywatelski, który powstał - nomen omen - na ciele kobiet.

Być może skumulowały się w tym zbiorowym oporze wszystkie wcześniejsze sprawy, rozstawianie ludzi po kątach, dyktowanie jedynej słusznej wizji świata, opluwanie różnych grup społecznych, mniejszości seksualnych, wszystkie zapomniane afery, łamanie Konstytucji, wszystkie błędy, marnotrawienie pieniędzy publicznych, pycha i arogancja. Wszystko to z osobna nie dawało takiej energii, aż doszło do sytuacji, gdy władza postanowiła pokazać, że kobiety nie mają znaczenia.

Okazało się, że jednak mają i nie da się w nieskończoność przesuwać granic nieprzyzwoitości. Ciągle niedoceniani młodzi pojawili się na ulicach. Rośnie opór wobec kościoła, domniemanego dzierżyciela polskości i jedynego gwaranta cnót, padają pytania o apostazję, rośnie niepokój części wyborców Konfederacji, którzy ze zdumieniem odkryli, że obok wolności gospodarczej, Konfederacja wnosi jako bonus państwo wyznaniowe.

Bogusław Piecha z Prawa i Sprawiedliwości powiedział: Nie triumfuję. Będę dążył do wypracowania konsensusu, by nie zmuszać matek do heroizmu. Żyjemy w rzeczywistości, w której nie wiadomo, czy są to słowa człowieka, który zobaczył, że coś rzeczywiście dzieje się źle, czy są po prostu kolejną strategią udawania pozornych konsensusów i dziwnych kompromisów.

Tomasz Rzymkowski w jakiś sposób rozwiewa wątpliwości: Cała światowa prawica będzie patrzyła na Polskę z podziwem i traktowała nas jako punkt odniesienia, że można chronić życie. Jak na razie cały świat patrzy, jak z powodu arogancji władzy, ludzie narażają siebie, gdyż niewielkiej grupie Kajów Godków tego świata uroiło się, że wielką atrakcją będzie upodlenie kobiet, przerzucenie swoich obsesji dotyczących seksu na resztę obywateli, a społeczeństwo powinno grzecznie przyklasnąć, bo to przecież wszystko dla dobra dzieci nienarodzonych, choćby były jakimś upiornym zlepkiem skrawków ciała i rozpadających się kości.

Dla dzieci narodzonych Kaje Godki nie mają już tak kuszącej ofert cudowności życia. Dla niepełnosprawnych, dla chorych, dla tych w depresji, dla tych w domach przemocy, dla samotnych, dla opuszczonych, dla tych w domach dziecka. Tym musi wystarczyć po prostu cud narodzin.

Na widok protestujących Jadwiga Emilewicz schowała się w głębi restauracji, donoszą media. Rzeczywiście jest w tym coś symbolicznego, tym bardziej, że najwyraźniej świętowała ostatni dzień normalnego funkcjonowania gastronomii. Takie ukrywanie się władzy jest dość symptomatyczne. Prezydent istnieje w zasadzie tylko w teorii i służy do pojedynczych zadań, które w zasadzie mógłby równie dobrze wykonywać jeden z urzędników kancelarii.

Pierwsza Dama prowadzi tradycyjny i brawurowy milczący protest przeciwko kłamstwom w mediach, gdyż ma wielką łatwością zapominania. Kiedyś zapomniała, że jest nauczycielką, a teraz umknęło jej, że jest kobietą.

Część narodu polskiego debatuje nad wulgarnością kobiet. Może to tak nie wypada, żeby kobiety mówiły wypierdalać. Raczej powinny powiedzieć idź sobie, a sio, a kysz, no ewentualnie dodać kurde dla podkreślenia wagi swoich słów. Niektórym nie mieści się w głowie, że kobieta może mówić to, co chce i jak chce, a protesty rzadko kiedy są estetyczne, właśnie dlatego, że są protestami. To nie jest hollywoodzki film, w którym w zwolnionym tempie kobiety w rytmie wzniosłej muzyki doprowadzą w ostatnich minutach do pięknego zwycięstwa, po czym będzie można wyjść z sali kinowej, pomijając napisy końcowe.

W tym samym czasie oderwany od rzeczywistości Mateusz Morawiecki wygłasza w telewizorach Polaków orędzie, dziękuje tym, którzy pracują na pierwszej linii frontu, lekarzom i służbom mundurowym, co niewątpliwie jest piękne, ale jakoś umykają mu nauczyciele przedszkoli, szkół specjalnych, szkół podstawowych, którzy codziennie uczestniczą w spontanicznych zgromadzeniach, które mocno przekraczają dozwolone pięć osób.

Opowiada jakieś bajki o zgodzie narodowej, o walce z pandemią ponad podziałami politycznymi, o solidarności i o aplikacji na telefon, która uratuje nas wszystkich. Jakoś mu umknęło, że jego władza właśnie podzieliła Polaków jeszcze bardziej niż do tej pory, choć jednocześnie, chyba zupełnie nieświadomie, jeszcze bardziej ich skonsolidowała, choć chyba nie w ten sposób, jak tego oczekiwała.

Bierność polskiego społeczeństwa okazała się chyba jednak mniejsza, niż można to było przypuszczać. Być może rzeczywiście kobiety mają szansę zmienić nie tyle władzę, bo władza jest taka, albo inna, ale w ogóle sposób myślenia o nas, jako o narodzie.

Może w końcu choć jakaś większa część niż do tej pory zrozumie, że mamy więcej wspólnych spraw, niż to się wydaje. Że niezależnie od poglądów na różne sprawy, łączy nas jednak empatia oraz odmowa, niezgoda i upór, gdy garstka dziwnych, złych ludzi próbuje umeblować życie większości.

[CC] Paweł Lęcki

To jest wojna!

Wielotysięczne protesty po decyzji tak zwanego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W Warszawie dołączali taksówkarze, donoszą media. Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński, genialny strateg podwórkowy, mistrz wojen urojonych, wywołał w końcu wojnę prawdziwą.

W swoim cynizmie i przez podłą kalkulację polityczną, doprowadził do sytuacji, w której tysiące ludzi w całej Polsce protestuje w czasie pandemii. To już nie są małe grupki, to jest potężny ruch obywatelski, który powstał - nomen omen - na ciele kobiet.

Być może skumulowały się w tym zbiorowym oporze wszystkie wcześniejsze sprawy, rozstawianie ludzi po kątach, dyktowanie jedynej słusznej wizji świata, opluwanie różnych grup społecznych, mniejszości seksualnych, wszystkie zapomniane afery, łamanie Konstytucji, wszystkie błędy, marnotrawienie pieniędzy publicznych, pycha i arogancja. Wszystko to z osobna nie dawało takiej energii, aż doszło do sytuacji, gdy władza postanowiła pokazać, że kobiety nie mają znaczenia.

Okazało się, że jednak mają i nie da się w nieskończoność przesuwać granic nieprzyzwoitości. Ciągle niedoceniani młodzi pojawili się na ulicach. Rośnie opór wobec kościoła, domniemanego dzierżyciela polskości i jedynego gwaranta cnót, padają pytania o apostazję, rośnie niepokój części wyborców Konfederacji, którzy ze zdumieniem odkryli, że obok wolności gospodarczej, Konfederacja wnosi jako bonus państwo wyznaniowe.

Bogusław Piecha z Prawa i Sprawiedliwości powiedział: Nie triumfuję. Będę dążył do wypracowania konsensusu, by nie zmuszać matek do heroizmu. Żyjemy w rzeczywistości, w której nie wiadomo, czy są to słowa człowieka, który zobaczył, że coś rzeczywiście dzieje się źle, czy są po prostu kolejną strategią udawania pozornych konsensusów i dziwnych kompromisów.

Tomasz Rzymkowski w jakiś sposób rozwiewa wątpliwości: Cała światowa prawica będzie patrzyła na Polskę z podziwem i traktowała nas jako punkt odniesienia, że można chronić życie. Jak na razie cały świat patrzy, jak z powodu arogancji władzy, ludzie narażają siebie, gdyż niewielkiej grupie Kajów Godków tego świata uroiło się, że wielką atrakcją będzie upodlenie kobiet, przerzucenie swoich obsesji dotyczących seksu na resztę obywateli, a społeczeństwo powinno grzecznie przyklasnąć, bo to przecież wszystko dla dobra dzieci nienarodzonych, choćby były jakimś upiornym zlepkiem skrawków ciała i rozpadających się kości.

Dla dzieci narodzonych Kaje Godki nie mają już tak kuszącej ofert cudowności życia. Dla niepełnosprawnych, dla chorych, dla tych w depresji, dla tych w domach przemocy, dla samotnych, dla opuszczonych, dla tych w domach dziecka. Tym musi wystarczyć po prostu cud narodzin.

Na widok protestujących Jadwiga Emilewicz schowała się w głębi restauracji, donoszą media. Rzeczywiście jest w tym coś symbolicznego, tym bardziej, że najwyraźniej świętowała ostatni dzień normalnego funkcjonowania gastronomii. Takie ukrywanie się władzy jest dość symptomatyczne. Prezydent istnieje w zasadzie tylko w teorii i służy do pojedynczych zadań, które w zasadzie mógłby równie dobrze wykonywać jeden z urzędników kancelarii.

Pierwsza Dama prowadzi tradycyjny i brawurowy milczący protest przeciwko kłamstwom w mediach, gdyż ma wielką łatwością zapominania. Kiedyś zapomniała, że jest nauczycielką, a teraz umknęło jej, że jest kobietą.

Część narodu polskiego debatuje nad wulgarnością kobiet. Może to tak nie wypada, żeby kobiety mówiły wypierdalać. Raczej powinny powiedzieć idź sobie, a sio, a kysz, no ewentualnie dodać kurde dla podkreślenia wagi swoich słów. Niektórym nie mieści się w głowie, że kobieta może mówić to, co chce i jak chce, a protesty rzadko kiedy są estetyczne, właśnie dlatego, że są protestami. To nie jest hollywoodzki film, w którym w zwolnionym tempie kobiety w rytmie wzniosłej muzyki doprowadzą w ostatnich minutach do pięknego zwycięstwa, po czym będzie można wyjść z sali kinowej, pomijając napisy końcowe.

W tym samym czasie oderwany od rzeczywistości Mateusz Morawiecki wygłasza w telewizorach Polaków orędzie, dziękuje tym, którzy pracują na pierwszej linii frontu, lekarzom i służbom mundurowym, co niewątpliwie jest piękne, ale jakoś umykają mu nauczyciele przedszkoli, szkół specjalnych, szkół podstawowych, którzy codziennie uczestniczą w spontanicznych zgromadzeniach, które mocno przekraczają dozwolone pięć osób.

Opowiada jakieś bajki o zgodzie narodowej, o walce z pandemią ponad podziałami politycznymi, o solidarności i o aplikacji na telefon, która uratuje nas wszystkich. Jakoś mu umknęło, że jego władza właśnie podzieliła Polaków jeszcze bardziej niż do tej pory, choć jednocześnie, chyba zupełnie nieświadomie, jeszcze bardziej ich skonsolidowała, choć chyba nie w ten sposób, jak tego oczekiwała.

Bierność polskiego społeczeństwa okazała się chyba jednak mniejsza, niż można to było przypuszczać. Być może rzeczywiście kobiety mają szansę zmienić nie tyle władzę, bo władza jest taka, albo inna, ale w ogóle sposób myślenia o nas, jako o narodzie.

Może w końcu choć jakaś większa część niż do tej pory zrozumie, że mamy więcej wspólnych spraw, niż to się wydaje. Że niezależnie od poglądów na różne sprawy, łączy nas jednak empatia oraz odmowa, niezgoda i upór, gdy garstka dziwnych, złych ludzi próbuje umeblować życie większości.

[CC] Paweł Lęcki
(326)

Pobierz PDF Wydrukuj