No i się pomyliłem. Nie dalej, niż 2 tygodnie temu prognozowałem, że Ziobro, mimo wyraźnego stawiania przez Kaczyńskiego na Cepa, jednak nie złożył jeszcze broni. I zaatakuje. Sądziłem jednak, że pretekstem do ataku będzie ogłoszenie w końcu września przez Komisję Europejską jej stanowiska w sprawie powiązania wysokości funduszy unijnych z przestrzeganiem praworządności w państwa członkowskich UE. Które to stanowisko będzie całkowicie odmienne od wersji, którą Cep przedstawił nam w lipcu, po powrocie z Brukseli. I tym samym wielkie kłamstwo szefa rządu oraz jego kapitulacja na szczycie RE wyjdą na jaw, na co Ziobro czeka z utęsknieniem już od 2 miesięcy.
A jednak stało się inaczej i nieco wcześniej. Ziobro rzeczywiście uderzył, ale przy okazji próby przeforsowania w Sejmie dwóch ustaw. Choć w rzeczywistości chodziło mu tylko o jedną z nich – „bezkarność+”. Która gwarantowałaby nietykalność i spokojny sen zarówno Cepowi, jak i jego najbliższym współpracownikom. Ale to wszystko już wiecie. Bo wszyscy na bieżąco śledziliśmy te, trwające tydzień, żenujące mordobicie w łonie Zjednoczonej Prawicy, w której rzekomo nikt, nigdy i z nikim nie kłóci się o stołki. Awanturę pokazującą prawdziwe oblicze polityków prawicy, ich zachłanność na władzę, wpływy i profity. Nikt nic nie mówił o różnicach programowych skonfliktowanych stron. Bo kwestia, czy głosować „za” bezkarnością polityków i urzędników, czy też „przeciw”, to nie jest kwestia programowa. Tylko moralna lub etyczna, to kwestia elementarnej uczciwości i przyzwoitości. Swoją drogą, to ciekawe, kto przez 8 dni rządził naszym państwem… Bo chyba nie Cep i jego ministrowie, którzy co chwilę jeździli na Nowogrodzką, a w przerwach między jeżdżeniem wymieniali miedzy sobą ciosy, kopniaki, splunięcia i warknięcia.
Ale to też już przeszłość. Mieli rację ci, którzy przewidywali, że bolszewicy z bolszewikami i tak się w końcu jakoś dogadają. Tym bardziej, że 95% z nich jest także przestępcami. Większość zresztą wielokrotnymi, jak choćby Ziobro, Cep, Sasin, Szumowski, Kamiński lub Witek. Krach rządów prawicy, całkiem realny w przypadku rozpadu koalicji i rozpisania nowych wyborów, dla wielu z nich oznaczałby bardzo poważne kłopoty. Doszło jednak w końcu do nocnej rozmowy w cztery oczy pomiędzy Kaczyńskim i Ziobro, po której zakończeniu ten ostatni powiedział, że „toczyła się w dobrej i serdecznej atmosferze”. Czym rozbawił mnie do łez. Bo wątpię, aby Kaczyński zaproponował mu choćby krzesło, żeby mógł sobie na nim usiąść. Stał więc zapewne biedak na dywaniku przez bite cztery godziny i wysłuchiwał jobów, jakich nie słyszał chyba jeszcze nigdy w swoim parszywym życiu.
PRZECIEKI. Śmieszą mnie sensacyjne doniesienia dotyczące tego koalicyjnego trzęsienia ziemi, a szczególnie „przecieki” opisujące przebieg spotkań polityków, poufnych negocjacji w wąskich gronach, warunków i ustaleń. Właśnie słowo „przeciek” kojarzy mi się z trwającą 2 lata operą mydlaną pt. „Transfer Lewego do Realu Madryt”. Siedzi sobie kilku pismaków w redakcji i zastanawiają się, co by tu napisać, skoro nic nie wiedzą, więc nie mają o czym pisać. No i wymyślają sensacyjny tytuł: „W poniedziałek Ziobro będzie zdymisjonowany!”. Burza w mediach, burza w umysłach czytelników, padają nazwiska ewentualnych następców Ziobry! No i wszędzie komentarze w rodzaju „nareszcie się temu sk… dostało!”. Gdy zainteresowanie tematem zaczyna wygasać, a dymisja Ziobry przestaje mieć jakiekolwiek cechy prawdopodobieństwa, znów kilku dziennikarzy wpada na kolejny pomysł: „Rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego!!”. A potem: „Kaczyński zażądał dymisji PK Święczkowskiego!”. Emocje i wyobraźnia tłumów zostają rozpalone, bo to by oznaczało prawdziwą rewolucję w całym wymiarze sprawiedliwości. I jakoś mało kto zastanawia się, skąd się wziął „przeciek” z rozmowy w cztery oczy dwóch liderów partii, prowadzonej przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa. Kot Kaczyńskiego w spotkaniu nie brał udziału, więc on nie „przeciekł”. Chyba, że Ziobro przyszedł z chomikiem w kieszeni. I to chomik był autorem „przecieku” do mediów.
I jak się tak wymyśla co rusz jakieś sensacyjne newsy, to w końcu kiedyś się trafi. Ale prawda jest taka, że 90% tych rzekomych „przecieków” to są w pełni kontrolowane i wcześniej starannie zredagowane „wylewy” dezinformacji lub manipulacji. Które wcale nie są skierowane do opinii publicznej! Tylko do pokazania przeciwnikowi swojej siły, do postraszenia go lub ewentualnie szantażowania. Podobnie jest zresztą, gdy wychodzą do tłumu dziennikarzy Suski lub Terlecki i obwieszczają, że ministrowie z partii Ziobry mogą już pakować swoje biurka. O czymś takim, jak dymisje Ziobry i jego ludzi, na pewno nie dowiemy się od jakiegoś błazna-imbecyla lub byłego ćpuna i degenerata.
PIS postawiło rzekomo 3 warunki dalszego trwania koalicji. Nie wierzę w to. Dwa z nich są zresztą tak oczywiste (poparcie przez Ziobrę ustawy o zwierzakach i „bezkarności+”), że trudno je nawet nazwać „warunkami”. Nie bardzo wiem, dlaczego żądanie zaprzestania kampanii przeciwko LGBT media uznały za tak wielką sensację. Moim zdaniem dziwne by było, gdyby Kaczyński tego od Ziobry nie zażądał! Całej prawicy chodzi zresztą teraz o jak najszybsze wyciszenie całego tego konfliktu, bo wszyscy koalicjanci totalnie się w nim skompromitowali i wszyscy mogą się uznać za przegranych. Ziobro i jego kundle – to oczywiste. Ziobro może teraz tylko stroić głupie miny na konferencjach prasowych. Zresztą, on mądrych min nie ma w swoim arsenale. Ma co najwyżej takie, które on sam uważa za mądre. Czego by nie powiedział i jakiego by nie miał wyrazu twarzy, to i tak wszyscy wiedzą, że Kaczyński rozgniótł go jak wesz. Partia Ziobry była koalicjantem PIS-u, ale i jednocześnie wrzodem na dupie. Ostatnio Kaczyński miał z nią same problemy. Dziś SP stała się na powrót jedynie przystawką. Kilka śledzi w sosie koperkowym, choć akurat ja wolę w majonezie. Jeśli Kaczyński będzie chciał, to ich załatwi tak, jak załatwił w maju, przy okazji awantury o termin wyborów, „gowinowca” Bortniczuka. Jedna rozmowa z Kamińskim wystarczyła, żeby Bortniczuk porzucił swojego pryncypała i o 180 stopni zmienił poglądy.
Przegrał także Gowin. Nic nie zyskał, a zapewne wkrótce co nieco straci. Ale nie stracił przynajmniej twarzy. Nim zajmę się jednak kiedyś indziej. Przy następnej okazji zajmę się również inną wielką przegraną, Becią Szydłową, sojuszniczką Ziobry. Która wyleciała na swój tłusty pysk z wąskiego grona PIS-owskich decydentów. Wbrew pozorom trudno także mówić o triumfie Kaczyńskiego. Wprawdzie pokonał i upokorzył znienawidzonego Ziobrę, pokazał swoją siłę i skuteczność, a także dawną bezkompromisowość i refleks. Nikt już dziś nie ma wątpliwości co do hegemonistycznej pozycji PIS w Zjednoczonej Prawicy. Ale coś za coś… Dziś już wszyscy wiedzą, że to właśnie Kaczyński popełnił kardynalny błąd obdarzając Ziobrę władzą wręcz niespotykaną. Kaczyński i tak miał szczęście, że bunt nie wybuchł w szeregach jego partii, tylko w partii koalicjanta. Ale w trakcie całej awantury także w PIS nastąpił rozłam. 15 ich posłów zagłosowało wbrew zaleceniom Nowogrodzkiej, a pewnie ze 30 kolejnych zagłosowało wprawdzie „za”, ale zaciskając zęby z bezsilnej wściekłości. A poza tym iście bolszewicka ustawa „bezkarność+”, którą PIS chciało przepchnąć szybko i bez zbytniego rozgłosu, stała się dziś jednym z głównych tematów w debacie publicznej. A to przecież dopiero początek jej drogi legislacyjnej. Jeszcze o niej usłyszymy…
Wielu konsekwencji buntu Ziobry nie dostrzeżemy. Bo nie śledzimy dokładnie przetasowań w ministerstwach i władzach spółek SP. Moim zdaniem Kaczyński na pewno wykorzysta olbrzymią okazję. Bo teraz, za jednym zamachem, ma aż trzy korzyści z każdej decyzji personalnej uderzającej w ludzi Ziobry. Upokarza swojego przeciwnika. Osłabia jego siłę polityczną, a wzmacnia siłę PIS-u w danym ministerstwie lub spółce. No i zwalnia miejsca dla swoich ludzi. Wyrzucenie jakiegoś wiceministra to nie jest jedna fucha dla jakiegoś „swojaka”, ale kilkanaście intratnych posad. Dyrektorów departamentów, ich zastępców, doradców, ekspertów itd. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy wkrótce usłyszeli, że wiceminister w resorcie Sasina, ten oszołom Janusz Kowalski, dostał po łbie. Bo to jeden z najbliższych ludzi Ziobry i jeden z największych „jastrzębi” w jego partii. Kaczyński nie będzie prawdopodobnie domagać się wyrzucenia na zbity pysk żadnego z kundli Ziobry w jego ministerstwie (Wójcika, Kalety, Warchoła), bo wciśnięcie na ich miejsca PIS-owców byłoby bezcelowe. Ziobro by ich bardzo szybko pozbawił wpływu na cokolwiek, tak jak jego nauczyciel „Kurwski” zrobił w 2019r. z nowymi członkami zarządu „kurwizji”, Pałką i Paczuską. Spacyfikował ich w ciągu 2 miesięcy, a potem spowodował ich wywalenie. I to samo Ziobro zrobiłby z narzuconym mu siłą przez Kaczyńskiego wiceministrem lub szefem departamentu. Ale Kowalski jest wiceministrem w resorcie PIS-owskim, w dodatku jednym z najważniejszych. I to Kowalski jest tam ciałem obcym…
Nieprędko uświadomimy sobie rzeczywiste rozmiary klęski Ziobry i jej konsekwencje. Z ust polityków PIS-u dowiadujemy się tylko tego, czego oni chcą, byśmy się dowiedzieli. Może Kaczyński naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jakiego potwora wychował na własnej piersi? Jak potężną ten potwór dysponuje władzą. W każdym razie Kaczyński nie ma już czasu szukać innego swojego następcy. Będzie nim Cep, nawet wbrew woli większości prominentnych polityków PIS-u. A Prezes ma świadomość, że z każdym miesiącem on sam będzie coraz starszy i słabszy. Więc póki jest w jakiej takiej formie, musi wybić Ziobrze z głowy jakiekolwiek formy buntu w przyszłości. Teraz ma ku temu niepowtarzalną okazję, bo za kilka miesięcy Ziobro dojdzie do siebie. Musi mu wybić kły. I zrobi to bez znieczulenia, pewnie używając kleszczy kowalskich. Żeby bardziej bolało…
Michał Kamiński miał wczoraj 2 mądre wypowiedzi w mediach. Pierwsza: „Ziobro jest jak strzelba, zawieszona w pierwszym akcie na ścianie. Przed końcem kadencji ona wypali… Parę miesięcy będzie cichutki, ale Kaczyński i Morawiecki wiedzą, że jak przyjdzie moment, to się zemści i uderzy”. I druga wypowiedź: „Ziobro pozostanie w rządzie. Ale będzie to już tylko pół Ziobry”.
Wczoraj na profilu mojej nowej znajomej przeczytałem takie oto motto…
„PODSTAWĄ SZCZĘŚCIA JEST WOLNOŚĆ, A PODSTAWĄ WOLNOŚCI ODWAGA"
(Tukidydes).
Weźmy sobie wszyscy do serca te słowa… Będę Wam je zresztą przypominać do znudzenia.
[CC] Jacek NikodemNo i się pomyliłem. Nie dalej, niż 2 tygodnie temu prognozowałem, że Ziobro, mimo wyraźnego stawiania przez Kaczyńskiego na Cepa, jednak nie złożył jeszcze broni. I zaatakuje. Sądziłem jednak, że pretekstem do ataku będzie ogłoszenie w końcu września przez Komisję Europejską jej stanowiska w sprawie powiązania wysokości funduszy unijnych z przestrzeganiem praworządności w państwa członkowskich UE. Które to stanowisko będzie całkowicie odmienne od wersji, którą Cep przedstawił nam w lipcu, po powrocie z Brukseli. I tym samym wielkie kłamstwo szefa rządu oraz jego kapitulacja na szczycie RE wyjdą na jaw, na co Ziobro czeka z utęsknieniem już od 2 miesięcy.
A jednak stało się inaczej i nieco wcześniej. Ziobro rzeczywiście uderzył, ale przy okazji próby przeforsowania w Sejmie dwóch ustaw. Choć w rzeczywistości chodziło mu tylko o jedną z nich – „bezkarność+”. Która gwarantowałaby nietykalność i spokojny sen zarówno Cepowi, jak i jego najbliższym współpracownikom. Ale to wszystko już wiecie. Bo wszyscy na bieżąco śledziliśmy te, trwające tydzień, żenujące mordobicie w łonie Zjednoczonej Prawicy, w której rzekomo nikt, nigdy i z nikim nie kłóci się o stołki. Awanturę pokazującą prawdziwe oblicze polityków prawicy, ich zachłanność na władzę, wpływy i profity. Nikt nic nie mówił o różnicach programowych skonfliktowanych stron. Bo kwestia, czy głosować „za” bezkarnością polityków i urzędników, czy też „przeciw”, to nie jest kwestia programowa. Tylko moralna lub etyczna, to kwestia elementarnej uczciwości i przyzwoitości. Swoją drogą, to ciekawe, kto przez 8 dni rządził naszym państwem… Bo chyba nie Cep i jego ministrowie, którzy co chwilę jeździli na Nowogrodzką, a w przerwach między jeżdżeniem wymieniali miedzy sobą ciosy, kopniaki, splunięcia i warknięcia.
Ale to też już przeszłość. Mieli rację ci, którzy przewidywali, że bolszewicy z bolszewikami i tak się w końcu jakoś dogadają. Tym bardziej, że 95% z nich jest także przestępcami. Większość zresztą wielokrotnymi, jak choćby Ziobro, Cep, Sasin, Szumowski, Kamiński lub Witek. Krach rządów prawicy, całkiem realny w przypadku rozpadu koalicji i rozpisania nowych wyborów, dla wielu z nich oznaczałby bardzo poważne kłopoty. Doszło jednak w końcu do nocnej rozmowy w cztery oczy pomiędzy Kaczyńskim i Ziobro, po której zakończeniu ten ostatni powiedział, że „toczyła się w dobrej i serdecznej atmosferze”. Czym rozbawił mnie do łez. Bo wątpię, aby Kaczyński zaproponował mu choćby krzesło, żeby mógł sobie na nim usiąść. Stał więc zapewne biedak na dywaniku przez bite cztery godziny i wysłuchiwał jobów, jakich nie słyszał chyba jeszcze nigdy w swoim parszywym życiu.
PRZECIEKI. Śmieszą mnie sensacyjne doniesienia dotyczące tego koalicyjnego trzęsienia ziemi, a szczególnie „przecieki” opisujące przebieg spotkań polityków, poufnych negocjacji w wąskich gronach, warunków i ustaleń. Właśnie słowo „przeciek” kojarzy mi się z trwającą 2 lata operą mydlaną pt. „Transfer Lewego do Realu Madryt”. Siedzi sobie kilku pismaków w redakcji i zastanawiają się, co by tu napisać, skoro nic nie wiedzą, więc nie mają o czym pisać. No i wymyślają sensacyjny tytuł: „W poniedziałek Ziobro będzie zdymisjonowany!”. Burza w mediach, burza w umysłach czytelników, padają nazwiska ewentualnych następców Ziobry! No i wszędzie komentarze w rodzaju „nareszcie się temu sk… dostało!”. Gdy zainteresowanie tematem zaczyna wygasać, a dymisja Ziobry przestaje mieć jakiekolwiek cechy prawdopodobieństwa, znów kilku dziennikarzy wpada na kolejny pomysł: „Rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego!!”. A potem: „Kaczyński zażądał dymisji PK Święczkowskiego!”. Emocje i wyobraźnia tłumów zostają rozpalone, bo to by oznaczało prawdziwą rewolucję w całym wymiarze sprawiedliwości. I jakoś mało kto zastanawia się, skąd się wziął „przeciek” z rozmowy w cztery oczy dwóch liderów partii, prowadzonej przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa. Kot Kaczyńskiego w spotkaniu nie brał udziału, więc on nie „przeciekł”. Chyba, że Ziobro przyszedł z chomikiem w kieszeni. I to chomik był autorem „przecieku” do mediów.
I jak się tak wymyśla co rusz jakieś sensacyjne newsy, to w końcu kiedyś się trafi. Ale prawda jest taka, że 90% tych rzekomych „przecieków” to są w pełni kontrolowane i wcześniej starannie zredagowane „wylewy” dezinformacji lub manipulacji. Które wcale nie są skierowane do opinii publicznej! Tylko do pokazania przeciwnikowi swojej siły, do postraszenia go lub ewentualnie szantażowania. Podobnie jest zresztą, gdy wychodzą do tłumu dziennikarzy Suski lub Terlecki i obwieszczają, że ministrowie z partii Ziobry mogą już pakować swoje biurka. O czymś takim, jak dymisje Ziobry i jego ludzi, na pewno nie dowiemy się od jakiegoś błazna-imbecyla lub byłego ćpuna i degenerata.
PIS postawiło rzekomo 3 warunki dalszego trwania koalicji. Nie wierzę w to. Dwa z nich są zresztą tak oczywiste (poparcie przez Ziobrę ustawy o zwierzakach i „bezkarności+”), że trudno je nawet nazwać „warunkami”. Nie bardzo wiem, dlaczego żądanie zaprzestania kampanii przeciwko LGBT media uznały za tak wielką sensację. Moim zdaniem dziwne by było, gdyby Kaczyński tego od Ziobry nie zażądał! Całej prawicy chodzi zresztą teraz o jak najszybsze wyciszenie całego tego konfliktu, bo wszyscy koalicjanci totalnie się w nim skompromitowali i wszyscy mogą się uznać za przegranych. Ziobro i jego kundle – to oczywiste. Ziobro może teraz tylko stroić głupie miny na konferencjach prasowych. Zresztą, on mądrych min nie ma w swoim arsenale. Ma co najwyżej takie, które on sam uważa za mądre. Czego by nie powiedział i jakiego by nie miał wyrazu twarzy, to i tak wszyscy wiedzą, że Kaczyński rozgniótł go jak wesz. Partia Ziobry była koalicjantem PIS-u, ale i jednocześnie wrzodem na dupie. Ostatnio Kaczyński miał z nią same problemy. Dziś SP stała się na powrót jedynie przystawką. Kilka śledzi w sosie koperkowym, choć akurat ja wolę w majonezie. Jeśli Kaczyński będzie chciał, to ich załatwi tak, jak załatwił w maju, przy okazji awantury o termin wyborów, „gowinowca” Bortniczuka. Jedna rozmowa z Kamińskim wystarczyła, żeby Bortniczuk porzucił swojego pryncypała i o 180 stopni zmienił poglądy.
Przegrał także Gowin. Nic nie zyskał, a zapewne wkrótce co nieco straci. Ale nie stracił przynajmniej twarzy. Nim zajmę się jednak kiedyś indziej. Przy następnej okazji zajmę się również inną wielką przegraną, Becią Szydłową, sojuszniczką Ziobry. Która wyleciała na swój tłusty pysk z wąskiego grona PIS-owskich decydentów. Wbrew pozorom trudno także mówić o triumfie Kaczyńskiego. Wprawdzie pokonał i upokorzył znienawidzonego Ziobrę, pokazał swoją siłę i skuteczność, a także dawną bezkompromisowość i refleks. Nikt już dziś nie ma wątpliwości co do hegemonistycznej pozycji PIS w Zjednoczonej Prawicy. Ale coś za coś… Dziś już wszyscy wiedzą, że to właśnie Kaczyński popełnił kardynalny błąd obdarzając Ziobrę władzą wręcz niespotykaną. Kaczyński i tak miał szczęście, że bunt nie wybuchł w szeregach jego partii, tylko w partii koalicjanta. Ale w trakcie całej awantury także w PIS nastąpił rozłam. 15 ich posłów zagłosowało wbrew zaleceniom Nowogrodzkiej, a pewnie ze 30 kolejnych zagłosowało wprawdzie „za”, ale zaciskając zęby z bezsilnej wściekłości. A poza tym iście bolszewicka ustawa „bezkarność+”, którą PIS chciało przepchnąć szybko i bez zbytniego rozgłosu, stała się dziś jednym z głównych tematów w debacie publicznej. A to przecież dopiero początek jej drogi legislacyjnej. Jeszcze o niej usłyszymy…
Wielu konsekwencji buntu Ziobry nie dostrzeżemy. Bo nie śledzimy dokładnie przetasowań w ministerstwach i władzach spółek SP. Moim zdaniem Kaczyński na pewno wykorzysta olbrzymią okazję. Bo teraz, za jednym zamachem, ma aż trzy korzyści z każdej decyzji personalnej uderzającej w ludzi Ziobry. Upokarza swojego przeciwnika. Osłabia jego siłę polityczną, a wzmacnia siłę PIS-u w danym ministerstwie lub spółce. No i zwalnia miejsca dla swoich ludzi. Wyrzucenie jakiegoś wiceministra to nie jest jedna fucha dla jakiegoś „swojaka”, ale kilkanaście intratnych posad. Dyrektorów departamentów, ich zastępców, doradców, ekspertów itd. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy wkrótce usłyszeli, że wiceminister w resorcie Sasina, ten oszołom Janusz Kowalski, dostał po łbie. Bo to jeden z najbliższych ludzi Ziobry i jeden z największych „jastrzębi” w jego partii. Kaczyński nie będzie prawdopodobnie domagać się wyrzucenia na zbity pysk żadnego z kundli Ziobry w jego ministerstwie (Wójcika, Kalety, Warchoła), bo wciśnięcie na ich miejsca PIS-owców byłoby bezcelowe. Ziobro by ich bardzo szybko pozbawił wpływu na cokolwiek, tak jak jego nauczyciel „Kurwski” zrobił w 2019r. z nowymi członkami zarządu „kurwizji”, Pałką i Paczuską. Spacyfikował ich w ciągu 2 miesięcy, a potem spowodował ich wywalenie. I to samo Ziobro zrobiłby z narzuconym mu siłą przez Kaczyńskiego wiceministrem lub szefem departamentu. Ale Kowalski jest wiceministrem w resorcie PIS-owskim, w dodatku jednym z najważniejszych. I to Kowalski jest tam ciałem obcym…
Nieprędko uświadomimy sobie rzeczywiste rozmiary klęski Ziobry i jej konsekwencje. Z ust polityków PIS-u dowiadujemy się tylko tego, czego oni chcą, byśmy się dowiedzieli. Może Kaczyński naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jakiego potwora wychował na własnej piersi? Jak potężną ten potwór dysponuje władzą. W każdym razie Kaczyński nie ma już czasu szukać innego swojego następcy. Będzie nim Cep, nawet wbrew woli większości prominentnych polityków PIS-u. A Prezes ma świadomość, że z każdym miesiącem on sam będzie coraz starszy i słabszy. Więc póki jest w jakiej takiej formie, musi wybić Ziobrze z głowy jakiekolwiek formy buntu w przyszłości. Teraz ma ku temu niepowtarzalną okazję, bo za kilka miesięcy Ziobro dojdzie do siebie. Musi mu wybić kły. I zrobi to bez znieczulenia, pewnie używając kleszczy kowalskich. Żeby bardziej bolało…
Michał Kamiński miał wczoraj 2 mądre wypowiedzi w mediach. Pierwsza: „Ziobro jest jak strzelba, zawieszona w pierwszym akcie na ścianie. Przed końcem kadencji ona wypali… Parę miesięcy będzie cichutki, ale Kaczyński i Morawiecki wiedzą, że jak przyjdzie moment, to się zemści i uderzy”. I druga wypowiedź: „Ziobro pozostanie w rządzie. Ale będzie to już tylko pół Ziobry”.
Wczoraj na profilu mojej nowej znajomej przeczytałem takie oto motto…
„PODSTAWĄ SZCZĘŚCIA JEST WOLNOŚĆ, A PODSTAWĄ WOLNOŚCI ODWAGA"
(Tukidydes).
Weźmy sobie wszyscy do serca te słowa… Będę Wam je zresztą przypominać do znudzenia.
[CC] Jacek Nikodem