Grabarze kościoła katolickiego

Kontynuacja tekstu "PEDOFILIA WŚRÓD KLERU. GŁOWA WĘŻA…"

Jest to pewien paradoks, że grabarzami kościoła w Polsce okażą się ludzie, którzy dziś tym kościołem formalnie kierują i mają w nim najwięcej do powiedzenia. W dodatku ci ludzie o tym wiedzą. Oczywiście upadek kościoła nie jest ich celem. Będzie tylko konsekwencją ich właściwie samobójczej polityki, błędów i zaniechań, na które zresztą zwraca biskupom uwagę wiele osób blisko związanych z kościołem. Zapewne gdyby władzę nad tą nadal potężną instytucją mogli przekazać swoim potomkom, gdyby była to władza dziedziczona, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak to nawet jeśli są zainteresowani dobrem kościoła, to tylko "tu i teraz". A na za jakieś 50 lat... Ale to temat na osobne "opracowanie"...

Co jest gorsze od pedofila w sutannie? We wczorajszym poście napisałem, że od takiego pedofila znacznie gorsi są jego przełożeni. Pedofil może skrzywdzić jedno dziecko, czasem kilkoro. W dodatku często wynika to z jakiejś jego ułomności psychicznej, bo przecież nikt zdrowy na umyśle nie krzywdzi małych dzieci. Może więc dopuszczać się strasznych czynów z pobudek, nad którymi najzwyczajniej nie potrafi zapanować. Tak jak seksoholik, któremu świat zaczyna wirować, gdy widzi piękną, skąpo ubraną kobietę. Lub alkoholik, który nie potrafi myśleć racjonalnie, gdy w zasięgu jego wzroku stoi butelka wódki. Tymczasem większość członków Episkopatu ma na sumieniu nie jedno dziecko, ale ich dziesiątki. I w dodatku przyczynili się do skrzywdzenia tych dzieci w pełni świadomie. Część biskupów osobiście zna pedofilów, gdyż są to ich podwładni. Biskupi ci w pełni świadomie zlecali i często osobiście nadzorowali ukrywanie lub zatajanie ohydnych zbrodni Choć są w posiadaniu dowodów na popełnienie tych zbrodni, to jednak umożliwiali krzywdzenie następnych dzieci. Ale kolejna duża grupa członków Episkopatu, mimo, że nie miała bezpośredniego kontaktu z pedofilami, to jednak dysponuje szeroką wiedzą o ich działalności. I ci hierarchowie również nie zrobili kompletnie nic, by postawić tamę krzywdzeniu następnych dzieci lub ukarać winnych. Czy to poprzez zawiadomienie organów ścigania, czy perswazję i przekonanie swoich kolegów-biskupów, aby przestali uczestniczyć w przestępczym procederze. Zmowa milczenia, niechęć do ukarania winnych, brak empatii i elementarnej uczciwości oraz przyzwoitości, obojętność na krzywdę dzieci stały się udziałem nie kilkunastu biskupów, ale praktycznie całej „góry” polskiego kościoła. I takie kanalie mają czelność przedstawiać siebie jako „drogowskazy moralne i etyczne”, a instytucję swojego kościoła jako przewodnika na drodze do zbawienia…

To dzięki takim „aniołom stróżom” pedofilów jak biskupi Jędraszewski lub Gądecki pedofila wśród polskiego kleru przybrała rozmiary plagi. Od wielu lat biskupi dopuszczają się nie mniejszej zbrodni, niż sama pedofilia, bowiem wytwarzają wśród zboczeńców poczucie bezkarności. Skoro najostrzejszą formą kary za pedofilię było przeniesienie klechy do innej parafii, to w jego umyśle niejako automatycznie rodziło się przekonanie, że krzywdzenie dziecka nie jest czymś szczególnie złym. Hulaj dusza, piekła nie ma… Aż trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby jutro ogłoszono, że napady na banki i jazda po pijanemu przestają być traktowane jak przestępstwa, a jedyną karą za nie będzie pouczenie przez Policję. Brzmi absurdalnie, ale właśnie do takich absurdów, szydzenia z prawa i gwarantowania pedofilom bezkarności posuwali się polscy hierarchowie kościelni przez wiele lat…

Średnia wieku czynnych zawodowo polskich biskupów to 70 lat. Części z nich za 10 lat nie będzie ich już pewnie wśród żywych. Duża część będzie na emeryturze. Wszyscy oni dają od lat dowody swojego egoizmu, wygodnictwa, zachłanności i krótkowzroczności. Przywiązania do życia w luksusie, ale także we względnym spokoju. Oni mają głęboko w dupie nie tylko miliony wiernych. Ale także kościół katolicki i jego przyszłość… To oni są obecnie największymi wrogami swojej własnej instytucji oraz wiary chrześcijańskiej, a nie żadna „tęczowa zaraza”! Bowiem działając pod obowiązującymi kler od wieków hasłami „kościół ponad wszystko!” lub „najważniejsze jest dobro kościoła!” wprowadzają jednocześnie ten swój kościół na wielkie pole minowe, z którego nie będzie już odwrotu. Ich następcy na tym polu polegną. Bo kościół bez milionów wiernych będzie znaczyć tylko tyle, ile warte są budynki i grunty kościelne oraz biskupie limuzyny i obrazy wiszące w siedzibach kurii, które zresztą często wyłudzono z naszych muzeów. Kościół i jego rozpasani do granic możliwości funkcjonariusze są zbyt drodzy w utrzymaniu, by mogli nadal funkcjonować w obecnej formule i na obecnych zasadach, gdy drastycznie zmniejszy się liczba wiernych. Żadna, nawet najbardziej prokościelna władza, nie zgodzi się na finansowanie takiego wiecznie nienażartego molocha. A poza tym, po co utrzymywać coś, co bez milionów wiernych stało się zupełnie nieprzydatne? Bez wiernych kościół traci całe swoje znaczenie społeczno-polityczne. Wystarczy prześledzić to, co się wydarzyło w Irlandii, w następstwie podobnego skandalu pedofilskiego, jak u nas. Pisałem o tym chyba 2 miesiące temu i to w aż 2 tekstach.

Odchodzenie wiernych od kościoła jest już na całym świecie zjawiskiem dość powszechnym. Bo takie mamy po prostu czasy, że coraz więcej ludzi nie wierzy w idiotyzmy o jakimś stetryczałym starcu, wszystkowiedzącym i wszystkomogącym, siedzącym gdzieś na górze i decydującym o losach świata. Ale w krajach, w których kościół nadal firmuje, toleruje lub ukrywa zło wyrządzane przez swoich funkcjonariuszy, to odchodzenie wiernych staje się wyjątkowo szybkie i masowe. Bo ludzie, którzy uzurpują sobie prawo do nazywania siebie „dusz pasterzami” i wmawiają milionom, że są sługami bożymi, nie potrafią nawet pokazać, że są uczciwi i przyzwoici! Przeciwnie, udowadniają, że są moralnymi odpadami, gotowymi dla doraźnych korzyści współuczestniczyć w czynieniu zła. A człowiek, który odszedł od kościoła, niemal na pewno nigdy już do niego nie powróci. Czyli nie dość, że garnie się do kościoła coraz mniej młodych ludzi, to jeszcze wielu zadeklarowanych katolików w średnim lub podeszłym wieku mówi teraz „dość!”. Nawet, jeśli wierzą nadal w Boga, to mają serdecznie dość takiego „pośrednika” w kontaktach ze swoim Bogiem.

Polscy hierarchowie kościelni zupełnie się tym jednak nie przejmują. Działają w myśl dewizy „byle do emerytury”, które jednak często brzmi jak „po nas choćby potop!”. Co dobrego dla kościoła i wiernych zrobił przez ostatnie 20 lat biskup Sławoj-Głódź?! A wyrządził tyle zła, że kościół już nigdy tego zła nie zdoła naprawić… Episkopat nawet nie stara zreformować lub unowocześnić skostniałej struktury kościoła i rozprawić z wywodzącymi się jeszcze ze średniowiecza schematami, dogmatami i ceremoniałem, które w XXI wieku wzbudzają już na ogół drwiny lub ironiczny uśmiech, ale także niechęć. Najlepszym przykładem są pełne przepychu stroje polskich biskupów, jakże różne od skromnych, białych szat papieża Franciszka. Taki Jędraszewski, Gądecki lub Sławoj-Głódź wdziewają kipiące złotem i wysadzane kamieniami sukienki, na łby zakładają jakieś kolorowe torebki po chipsach lub cukrze i myślą, że to im dodaje powagi lub autorytetu. Im się wydaje, że to świadczy o ich majestacie! We łbach im się kompletnie pomieszało… Im się wydaje, że mamy nadal XVIIIw.! Może jakiś rozmodlony, wiejski głąb z Podkarpacia lub Podlasia nadal patrzy na nich jak urzeczony i bije przed nimi czołem w posadzkę, ale w większości wiernych taka „kreacja” wzbudza już dziś albo politowanie, albo wkurw**nie.

I na ten iście bizantyjski styl życia, chciwość, żądzę władzy nad milionami ludzi i traktowanie ich jak dojnych krów lub przygłupich poddanych, nakładają się dodatkowo setki udowodnionych przypadków zatajania faktów krzywdzenia naszych dzieci przez polskich hierarchów kościelnych. Stawiania się ponad prawem i drwienia z ofiar księży katolickich. Biskupi nie zrobili w tej sprawie w ostatnich dziesięcioleciach kompletnie nic. Wydawało się, że dwa filmy braci Sekielskich wymuszą jakąś reakcję i zdecydowane działania. Nic z tego. Po chwilowym szoku, ale nie rozmiarami pedofilii wśród kleru, tylko faktem, że wiedza o tej pedofilskiej pladze ujrzała w końcu światło dzienne, wszystko wraca do normy... Czyli znów mamy zmowę milczenia i udawanie, że w Polsce problem pedofilii kleru wprawdzie istnieje, ale ma charakter marginalny. W przekonaniu, że takie chowanie głowy w piasek jest skuteczne i korzystne, utwierdza biskupów postawa państwa i organów ścigania. Bo właśnie „rządy” PIS-u roztoczyły nad hierarchami parasol ochronny, więc oni analogiczny parasol ochronny roztoczyli nad swoimi podwładnymi pedofilami. Czyli został przez PIS i Episkopat stworzony cały system wzajemnych przestępczych zależności, krycia się i unikania odpowiedzialności karnej lub choćby moralnej. Gdy się czyta wytyczne Ziobry dla prokuratorów zajmujących się sprawami księży pedofilów, to włos się na głowie jeży. Bo nie dość, że tych prokuratorów niemal na pewno starannie dobrano i pouczono, co im wolno, a czego nie wolno, to jeszcze ich działania całkowicie sparaliżowano dodatkowymi przepisami, których nigdy w kodeksie postępowania karnego nie było! Czy ktoś słyszał, aby podejrzanemu dawać do wglądu akta sprawy, materiał dowodowy lub listy świadków i ich zeznania?!

Ale wróćmy do hierarchów kościelnych... Nie mając nad sobą bata w postaci państwa i jego wymiaru sprawiedliwości czują się całkowicie bezkarni i zapewniają bezkarność pedofilom. Biskupi, nawet gdy zostaną złapani na gorącym uczynku, mają zasadę iść w zaparte. I wrzeszczeć o „spisku wrogów kościoła” lub „bezprecedensowym ataku na kościół”. Wystarczy przypomnieć sobie, jak swego czasu bronili swojego kolegę Paetza. O którego pedofilskich czynach świadczyła cała góra dowodów. Lub jak ręczyli, pospołu z Jarosławem Kaczyńskim, za niewinność innej kanalii ze swojego środowiska, biskupa Wesołowskiego. Prokuratura Dominikany zgromadziła potężny materiał dowodowy (m.in. 60.000 filmów i zdjęć z dziecięcą pornografią), a akta sprawy zajmowały cały pokój. Ale polscy biskupi i Kaczyński miesiącami powtarzali jak mantrę, że to prowokacja wrogów kościoła…

Episkopat miał już wielokrotnie okazję może nie tyle oczyścić się, ile przynajmniej wykazać się dobrą wolą, poczuciem winy i pokorą. Pokorą! Płonne nadzieje. Nawet gdy zdarzyło się, po wybuchu skandalu pedofilskiego, któremuś z biskupów okazać skruchę i uderzyć w piersi (np. biskup łódzki Ryś), to szybko jego koledzy ustawiali go do pionu. Przeminęła burza po pierwszym filmie Sekielskich, przeminęła po drugim. Jedynym ich efektem było powołanie komisji d/s zbadania zbrodni pedofilskich, która jest zwykłą parodią, a nie żadną komisją. Równie dobrze można było jej członków wybrać spośród księży, których przestępstwami ma się ta komisja zajmować. Już sam fakt, że jej prace mają obejmować wszystkie przypadki pedofilii, a nie tylko te ze znakiem krzyża na plecach, świadczy o intencjach polityków PIS-u i Episkopatu. Typowe rozmycie tematu lub jego zagmatwanie. Zamiast zajmować się tysiącem przestępców w sutannach, będą zajmować się 20 tysiącami, także murarzami, hydraulikami lub rolnikami. Prace mają trwać jak najdłużej i wykazać jak najmniej.

Identyczną taktykę rozmywania lub zaciemniania problemu stosuje Episkopat (patrz - opisywany przeze mnie wczoraj przebieg ostatniej KEP na Jasnej Górze). W której programie jednym z głównych punktów miał być właśnie problem ochrony dzieci przed nimi samymi... Miał być, ale ustąpił miejsca problemowi LGBT. I nikogo jakoś nie zdziwiło, że znów najzacieklej sprzeciwiali się rzeczywistemu zajęciu się problemem pedofilii ci hierarchowie, którzy w tej akurat sprawie w ogóle nie powinni nawet gęby otwierać. Jędraszewski, Gądecki, Górzyński, Tyrawa, Nycz, Wątroba, Dzięga, Czaja, Greger. Tym razem wśród mecenasów pedofilów zabrakło Sławoja-Głódzia, bo niedawno przeszedł na emeryturę. Tych dwóch pierwszych powinno już chyba zostać honorowymi prezesami SPWS. Czyli Stowarzyszenia Pedofilów w Sutannach.

Polscy biskupi wydają się nie przyjmować do wiadomości, że choć deklarują, iż chodzi im o dobro i przyszłość kościoła katolickiego w Polsce, to w rzeczywistości stają się grabarzami tego kościoła. Trwające wciąż ukrywanie pedofilów i minimalizowanie krzywd, jakie wyrządzili, jest działaniem wyłącznie doraźnym. Starcy w purpurze wiedzą doskonale, że kiedyś nadejdzie moment, kiedy trzeba będzie się z tym zmierzyć. Ale robią wszystko, aby to nie stało się w czasie ich kadencji... A większości z nich do tego końca zostało już tylko kilka lat. Niech się martwią ich następcy, gdy oni już będą na plażach na Kanarach wygrzewać stare kości jako emeryci. Jest to i zwykłe skurw**stwo, i tchórzostwo. A także kolejna kompromitacja kościoła. Ale czego spodziewać się po błaznach zakładających na głowy torebki po chipsach? I wciskających ludziom brednie o gadającym wężu i Adamie, który żył 930 lat i przeżył rzekomo epokę lodowcową, choć dużo cieplej ubrane mamuty nie dały rady jej przeżyć.

[CC] Jacek Nikodem

Grabarze kościoła katolickiego

Kontynuacja tekstu "PEDOFILIA WŚRÓD KLERU. GŁOWA WĘŻA…"

Jest to pewien paradoks, że grabarzami kościoła w Polsce okażą się ludzie, którzy dziś tym kościołem formalnie kierują i mają w nim najwięcej do powiedzenia. W dodatku ci ludzie o tym wiedzą. Oczywiście upadek kościoła nie jest ich celem. Będzie tylko konsekwencją ich właściwie samobójczej polityki, błędów i zaniechań, na które zresztą zwraca biskupom uwagę wiele osób blisko związanych z kościołem. Zapewne gdyby władzę nad tą nadal potężną instytucją mogli przekazać swoim potomkom, gdyby była to władza dziedziczona, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak to nawet jeśli są zainteresowani dobrem kościoła, to tylko "tu i teraz". A na za jakieś 50 lat... Ale to temat na osobne "opracowanie"...

Co jest gorsze od pedofila w sutannie? We wczorajszym poście napisałem, że od takiego pedofila znacznie gorsi są jego przełożeni. Pedofil może skrzywdzić jedno dziecko, czasem kilkoro. W dodatku często wynika to z jakiejś jego ułomności psychicznej, bo przecież nikt zdrowy na umyśle nie krzywdzi małych dzieci. Może więc dopuszczać się strasznych czynów z pobudek, nad którymi najzwyczajniej nie potrafi zapanować. Tak jak seksoholik, któremu świat zaczyna wirować, gdy widzi piękną, skąpo ubraną kobietę. Lub alkoholik, który nie potrafi myśleć racjonalnie, gdy w zasięgu jego wzroku stoi butelka wódki. Tymczasem większość członków Episkopatu ma na sumieniu nie jedno dziecko, ale ich dziesiątki. I w dodatku przyczynili się do skrzywdzenia tych dzieci w pełni świadomie. Część biskupów osobiście zna pedofilów, gdyż są to ich podwładni. Biskupi ci w pełni świadomie zlecali i często osobiście nadzorowali ukrywanie lub zatajanie ohydnych zbrodni Choć są w posiadaniu dowodów na popełnienie tych zbrodni, to jednak umożliwiali krzywdzenie następnych dzieci. Ale kolejna duża grupa członków Episkopatu, mimo, że nie miała bezpośredniego kontaktu z pedofilami, to jednak dysponuje szeroką wiedzą o ich działalności. I ci hierarchowie również nie zrobili kompletnie nic, by postawić tamę krzywdzeniu następnych dzieci lub ukarać winnych. Czy to poprzez zawiadomienie organów ścigania, czy perswazję i przekonanie swoich kolegów-biskupów, aby przestali uczestniczyć w przestępczym procederze. Zmowa milczenia, niechęć do ukarania winnych, brak empatii i elementarnej uczciwości oraz przyzwoitości, obojętność na krzywdę dzieci stały się udziałem nie kilkunastu biskupów, ale praktycznie całej „góry” polskiego kościoła. I takie kanalie mają czelność przedstawiać siebie jako „drogowskazy moralne i etyczne”, a instytucję swojego kościoła jako przewodnika na drodze do zbawienia…

To dzięki takim „aniołom stróżom” pedofilów jak biskupi Jędraszewski lub Gądecki pedofila wśród polskiego kleru przybrała rozmiary plagi. Od wielu lat biskupi dopuszczają się nie mniejszej zbrodni, niż sama pedofilia, bowiem wytwarzają wśród zboczeńców poczucie bezkarności. Skoro najostrzejszą formą kary za pedofilię było przeniesienie klechy do innej parafii, to w jego umyśle niejako automatycznie rodziło się przekonanie, że krzywdzenie dziecka nie jest czymś szczególnie złym. Hulaj dusza, piekła nie ma… Aż trudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby jutro ogłoszono, że napady na banki i jazda po pijanemu przestają być traktowane jak przestępstwa, a jedyną karą za nie będzie pouczenie przez Policję. Brzmi absurdalnie, ale właśnie do takich absurdów, szydzenia z prawa i gwarantowania pedofilom bezkarności posuwali się polscy hierarchowie kościelni przez wiele lat…

Średnia wieku czynnych zawodowo polskich biskupów to 70 lat. Części z nich za 10 lat nie będzie ich już pewnie wśród żywych. Duża część będzie na emeryturze. Wszyscy oni dają od lat dowody swojego egoizmu, wygodnictwa, zachłanności i krótkowzroczności. Przywiązania do życia w luksusie, ale także we względnym spokoju. Oni mają głęboko w dupie nie tylko miliony wiernych. Ale także kościół katolicki i jego przyszłość… To oni są obecnie największymi wrogami swojej własnej instytucji oraz wiary chrześcijańskiej, a nie żadna „tęczowa zaraza”! Bowiem działając pod obowiązującymi kler od wieków hasłami „kościół ponad wszystko!” lub „najważniejsze jest dobro kościoła!” wprowadzają jednocześnie ten swój kościół na wielkie pole minowe, z którego nie będzie już odwrotu. Ich następcy na tym polu polegną. Bo kościół bez milionów wiernych będzie znaczyć tylko tyle, ile warte są budynki i grunty kościelne oraz biskupie limuzyny i obrazy wiszące w siedzibach kurii, które zresztą często wyłudzono z naszych muzeów. Kościół i jego rozpasani do granic możliwości funkcjonariusze są zbyt drodzy w utrzymaniu, by mogli nadal funkcjonować w obecnej formule i na obecnych zasadach, gdy drastycznie zmniejszy się liczba wiernych. Żadna, nawet najbardziej prokościelna władza, nie zgodzi się na finansowanie takiego wiecznie nienażartego molocha. A poza tym, po co utrzymywać coś, co bez milionów wiernych stało się zupełnie nieprzydatne? Bez wiernych kościół traci całe swoje znaczenie społeczno-polityczne. Wystarczy prześledzić to, co się wydarzyło w Irlandii, w następstwie podobnego skandalu pedofilskiego, jak u nas. Pisałem o tym chyba 2 miesiące temu i to w aż 2 tekstach.

Odchodzenie wiernych od kościoła jest już na całym świecie zjawiskiem dość powszechnym. Bo takie mamy po prostu czasy, że coraz więcej ludzi nie wierzy w idiotyzmy o jakimś stetryczałym starcu, wszystkowiedzącym i wszystkomogącym, siedzącym gdzieś na górze i decydującym o losach świata. Ale w krajach, w których kościół nadal firmuje, toleruje lub ukrywa zło wyrządzane przez swoich funkcjonariuszy, to odchodzenie wiernych staje się wyjątkowo szybkie i masowe. Bo ludzie, którzy uzurpują sobie prawo do nazywania siebie „dusz pasterzami” i wmawiają milionom, że są sługami bożymi, nie potrafią nawet pokazać, że są uczciwi i przyzwoici! Przeciwnie, udowadniają, że są moralnymi odpadami, gotowymi dla doraźnych korzyści współuczestniczyć w czynieniu zła. A człowiek, który odszedł od kościoła, niemal na pewno nigdy już do niego nie powróci. Czyli nie dość, że garnie się do kościoła coraz mniej młodych ludzi, to jeszcze wielu zadeklarowanych katolików w średnim lub podeszłym wieku mówi teraz „dość!”. Nawet, jeśli wierzą nadal w Boga, to mają serdecznie dość takiego „pośrednika” w kontaktach ze swoim Bogiem.

Polscy hierarchowie kościelni zupełnie się tym jednak nie przejmują. Działają w myśl dewizy „byle do emerytury”, które jednak często brzmi jak „po nas choćby potop!”. Co dobrego dla kościoła i wiernych zrobił przez ostatnie 20 lat biskup Sławoj-Głódź?! A wyrządził tyle zła, że kościół już nigdy tego zła nie zdoła naprawić… Episkopat nawet nie stara zreformować lub unowocześnić skostniałej struktury kościoła i rozprawić z wywodzącymi się jeszcze ze średniowiecza schematami, dogmatami i ceremoniałem, które w XXI wieku wzbudzają już na ogół drwiny lub ironiczny uśmiech, ale także niechęć. Najlepszym przykładem są pełne przepychu stroje polskich biskupów, jakże różne od skromnych, białych szat papieża Franciszka. Taki Jędraszewski, Gądecki lub Sławoj-Głódź wdziewają kipiące złotem i wysadzane kamieniami sukienki, na łby zakładają jakieś kolorowe torebki po chipsach lub cukrze i myślą, że to im dodaje powagi lub autorytetu. Im się wydaje, że to świadczy o ich majestacie! We łbach im się kompletnie pomieszało… Im się wydaje, że mamy nadal XVIIIw.! Może jakiś rozmodlony, wiejski głąb z Podkarpacia lub Podlasia nadal patrzy na nich jak urzeczony i bije przed nimi czołem w posadzkę, ale w większości wiernych taka „kreacja” wzbudza już dziś albo politowanie, albo wkurw**nie.

I na ten iście bizantyjski styl życia, chciwość, żądzę władzy nad milionami ludzi i traktowanie ich jak dojnych krów lub przygłupich poddanych, nakładają się dodatkowo setki udowodnionych przypadków zatajania faktów krzywdzenia naszych dzieci przez polskich hierarchów kościelnych. Stawiania się ponad prawem i drwienia z ofiar księży katolickich. Biskupi nie zrobili w tej sprawie w ostatnich dziesięcioleciach kompletnie nic. Wydawało się, że dwa filmy braci Sekielskich wymuszą jakąś reakcję i zdecydowane działania. Nic z tego. Po chwilowym szoku, ale nie rozmiarami pedofilii wśród kleru, tylko faktem, że wiedza o tej pedofilskiej pladze ujrzała w końcu światło dzienne, wszystko wraca do normy... Czyli znów mamy zmowę milczenia i udawanie, że w Polsce problem pedofilii kleru wprawdzie istnieje, ale ma charakter marginalny. W przekonaniu, że takie chowanie głowy w piasek jest skuteczne i korzystne, utwierdza biskupów postawa państwa i organów ścigania. Bo właśnie „rządy” PIS-u roztoczyły nad hierarchami parasol ochronny, więc oni analogiczny parasol ochronny roztoczyli nad swoimi podwładnymi pedofilami. Czyli został przez PIS i Episkopat stworzony cały system wzajemnych przestępczych zależności, krycia się i unikania odpowiedzialności karnej lub choćby moralnej. Gdy się czyta wytyczne Ziobry dla prokuratorów zajmujących się sprawami księży pedofilów, to włos się na głowie jeży. Bo nie dość, że tych prokuratorów niemal na pewno starannie dobrano i pouczono, co im wolno, a czego nie wolno, to jeszcze ich działania całkowicie sparaliżowano dodatkowymi przepisami, których nigdy w kodeksie postępowania karnego nie było! Czy ktoś słyszał, aby podejrzanemu dawać do wglądu akta sprawy, materiał dowodowy lub listy świadków i ich zeznania?!

Ale wróćmy do hierarchów kościelnych... Nie mając nad sobą bata w postaci państwa i jego wymiaru sprawiedliwości czują się całkowicie bezkarni i zapewniają bezkarność pedofilom. Biskupi, nawet gdy zostaną złapani na gorącym uczynku, mają zasadę iść w zaparte. I wrzeszczeć o „spisku wrogów kościoła” lub „bezprecedensowym ataku na kościół”. Wystarczy przypomnieć sobie, jak swego czasu bronili swojego kolegę Paetza. O którego pedofilskich czynach świadczyła cała góra dowodów. Lub jak ręczyli, pospołu z Jarosławem Kaczyńskim, za niewinność innej kanalii ze swojego środowiska, biskupa Wesołowskiego. Prokuratura Dominikany zgromadziła potężny materiał dowodowy (m.in. 60.000 filmów i zdjęć z dziecięcą pornografią), a akta sprawy zajmowały cały pokój. Ale polscy biskupi i Kaczyński miesiącami powtarzali jak mantrę, że to prowokacja wrogów kościoła…

Episkopat miał już wielokrotnie okazję może nie tyle oczyścić się, ile przynajmniej wykazać się dobrą wolą, poczuciem winy i pokorą. Pokorą! Płonne nadzieje. Nawet gdy zdarzyło się, po wybuchu skandalu pedofilskiego, któremuś z biskupów okazać skruchę i uderzyć w piersi (np. biskup łódzki Ryś), to szybko jego koledzy ustawiali go do pionu. Przeminęła burza po pierwszym filmie Sekielskich, przeminęła po drugim. Jedynym ich efektem było powołanie komisji d/s zbadania zbrodni pedofilskich, która jest zwykłą parodią, a nie żadną komisją. Równie dobrze można było jej członków wybrać spośród księży, których przestępstwami ma się ta komisja zajmować. Już sam fakt, że jej prace mają obejmować wszystkie przypadki pedofilii, a nie tylko te ze znakiem krzyża na plecach, świadczy o intencjach polityków PIS-u i Episkopatu. Typowe rozmycie tematu lub jego zagmatwanie. Zamiast zajmować się tysiącem przestępców w sutannach, będą zajmować się 20 tysiącami, także murarzami, hydraulikami lub rolnikami. Prace mają trwać jak najdłużej i wykazać jak najmniej.

Identyczną taktykę rozmywania lub zaciemniania problemu stosuje Episkopat (patrz - opisywany przeze mnie wczoraj przebieg ostatniej KEP na Jasnej Górze). W której programie jednym z głównych punktów miał być właśnie problem ochrony dzieci przed nimi samymi... Miał być, ale ustąpił miejsca problemowi LGBT. I nikogo jakoś nie zdziwiło, że znów najzacieklej sprzeciwiali się rzeczywistemu zajęciu się problemem pedofilii ci hierarchowie, którzy w tej akurat sprawie w ogóle nie powinni nawet gęby otwierać. Jędraszewski, Gądecki, Górzyński, Tyrawa, Nycz, Wątroba, Dzięga, Czaja, Greger. Tym razem wśród mecenasów pedofilów zabrakło Sławoja-Głódzia, bo niedawno przeszedł na emeryturę. Tych dwóch pierwszych powinno już chyba zostać honorowymi prezesami SPWS. Czyli Stowarzyszenia Pedofilów w Sutannach.

Polscy biskupi wydają się nie przyjmować do wiadomości, że choć deklarują, iż chodzi im o dobro i przyszłość kościoła katolickiego w Polsce, to w rzeczywistości stają się grabarzami tego kościoła. Trwające wciąż ukrywanie pedofilów i minimalizowanie krzywd, jakie wyrządzili, jest działaniem wyłącznie doraźnym. Starcy w purpurze wiedzą doskonale, że kiedyś nadejdzie moment, kiedy trzeba będzie się z tym zmierzyć. Ale robią wszystko, aby to nie stało się w czasie ich kadencji... A większości z nich do tego końca zostało już tylko kilka lat. Niech się martwią ich następcy, gdy oni już będą na plażach na Kanarach wygrzewać stare kości jako emeryci. Jest to i zwykłe skurw**stwo, i tchórzostwo. A także kolejna kompromitacja kościoła. Ale czego spodziewać się po błaznach zakładających na głowy torebki po chipsach? I wciskających ludziom brednie o gadającym wężu i Adamie, który żył 930 lat i przeżył rzekomo epokę lodowcową, choć dużo cieplej ubrane mamuty nie dały rady jej przeżyć.

[CC] Jacek Nikodem
(313)

Pobierz PDF Wydrukuj