Planowałem post o pedofilii "sukienkowych", ale mi się tak jakoś zupełnie inny temat wplótł w tekst (stosunek kościoła do LGBT). A poza tym zrobił się z tego posta tasiemiec trudny do przebrnięcia nawet dla mnie, więc dzielę to "to" na 2 odcinki. Ponieważ tematem głównym nie jest właściwie ani pedofilia kleru, ani LGBT, ale grupa purpurowych degeneratów, obłudników i hipokrytów o nazwie „Episkopat Polski”, więc te dwa wątki w obu odcinkach będą się wzajemnie przeplatać.
Dopiero co na Jasnej Górze zakończyła się pierwsza w tym roku Konferencja Episkopatu Polski. Choć jednym z głównych jej tematów miała być ochrona naszych dzieci przed pedofilami w sutannach, czyli także przed niektórymi uczestnikami owej Konferencji, to jednak, już tradycyjnie, obrady zdominowane zostały przez zupełnie inne problemy. Wyimaginowaną „seksualizację” dzieci w szkołach oraz oczywiście LGBT. Biskupi podjęli m.in. decyzje o tworzeniu dla osób LGBT „poradni pomagających odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową". Podczas obrad, a także w dokumentach końcowych, wielokrotnie przewijało się słowo „leczyć”. Oczywiście leczenie osób o orientacji homo- lub biseksualnej ma służyć zmianie ich upodobań nazad na heteroseksualne. Czyli powrocie do normalności. Zdaniem polskich biskupów można to osiągnąć za pomocą terapii konwersyjnej, zgodnie z rekomendacją ONZ w wielu krajach zakazanej. Choćby w USA, UK, Holandii, Belgii, Danii, Szwecji, Norwegii itd.
Choć nie istnieją żadne wiarygodne dowody na to, że orientacja seksualna może zostać zmieniona, a instytucje medyczne ostrzegają, że terapia konwersyjna jest nieskuteczna i szkodliwa, to jednak polscy biskupi wiedzą swoje, bo oni się na medycynie i psychologii znają równie dobrze, jak politycy PIS. Postanowili za wszelką cenę osoby LGBT wyleczyć. Nie przyjmują do wiadomości, że nie można leczyć czegoś, co nie jest żadnym schorzeniem. Homoseksualizm już w 1973r. został wykreślony przez WHO z listy chorób psychiatrycznych. Nie jest traktowany ani jak choroba, ani zaburzenie psychiczne lub problem emocjonalny. Tylko jak świadomy wybór… A jednak biskupi chcą ten świadomy wybór osób homoseksualnych zmienić za pomocą stosowania terapii zabronionej w niemal całej Europie. Myli się jednak ten, kto myśli, że biskupi chcą zakładać poradnie i leczyć funkcjonariuszy własnego kościoła! Właśnie to jest najdziwniejsze, że hierarchowie najbardziej homoseksualnej instytucji w Polsce chcą koniecznie leczyć z homoseksualizmu, ale tylko osoby spoza duchowieństwa, najchętniej dzieci i młodzież! Siebie i swoich podwładnych leczyć nie zamierzają…
Kościół katolicki „na miarę swoich możliwości i posiadanych w swoim depozycie nadprzyrodzonych środków chce wychodzić naprzeciw tym osobom i pomagać im w zrozumieniu istoty grzechu oraz wystrzeganiu się okazji do grzechu. Stąd widzi potrzebę, aby w diecezjach byli zatrudnieni specjaliści, świeccy i duchowni, gotowi przyjść z pomocą duchową i terapeutyczną osobom doświadczającym wskazanych trudności ze sferą płciową i pragnącym takiej pomocy”. Tymi „nadprzyrodzonymi środkami” Episkopat chce zmieniać wspomniany świadomy wybór osób LGBT bowiem, zdaniem biskupów, ruchy LGBT propagują ideologię gender, promują rzekomą atrakcyjność rozwodów, zdrad, rozwiązłości seksualnej, ośmieszają wierność, dziewictwo, czystość i religijność. Ani słowa o kompromitowaniu kościoła katolickiego lub stanu duchownego. Widać biskupi uważają, że świecki gej to zło wcielone, człowiek chory i potrzebujący pomocy, której trzeba mu udzielić, bo stanowi on śmiertelne zagrożenie dla fundamentów tradycyjnej rodziny i społeczeństwa. A gej w sutannie to po prostu człowiek o innej orientacji seksualnej, w żadnym wypadku nie jakiś chory, zdegenerowany lub niebezpieczny.
Hierarchowie kościelni nie pierwszy raz bardzo płynnie przechodzą od zarzutów o pedofilskie zbrodnie swoich podwładnych do tematu osób LGBT, oczywiście tych spoza stanu duchownego. Wielu biskupów, ale także zwykłych księży w swoich kazaniach z ambon, wrzucało po prostu pedofilów i osoby LGBT do jednego worka. Choć wiedzieli doskonale, że homoseksualizm nie jest ani żadną chorobą, ani czynem karalnym, w przeciwieństwie do pedofilii, która jest ciężkim przestępstwem. Biskupi, stawiając niemal znak równości pomiędzy pedofilią i LGBT, mieszając te pojęcia lub zastępując jeden temat drugim, pieką dwie pieczenie przy jednym ogniu. Temat pedofilii kleru, z oczywistych względów, samemu klerowi bardzo nie pasuje. Tym bardziej, że nie chodzi tu tylko o przestępstwa 1-2 tysięcy księży pedofilów, ale także pewnie z 10-15 tysięcy ich kolegów i podwładnych, którzy o tych przestępstwach wiedzieli i nic z tą swoją wiedza nie zrobili. Druga korzyść to taka, że część społecznego odium lub nawet nienawiści do pedofilów zostaje w ten sposób „przerzucona” na zaciekle zwalczane przez kościół środowiska LGBT. Biskupi niewiele w ten sposób ryzykują bo, jak powiedziałem, oni swoich kolegów po fachu będących gejami do LGBT nie zaliczają. Dla nich „czarne LGBT” to jest to „dobre LGBT”…
W ostatnich miesiącach Episkopat miał kilkakrotnie okazję choć częściowo zrehabilitować się i zyskać szacunek wiernych. Nie skorzystał z żadnej okazji. W kwietniu, po wybuchu pandemii, nawet ja w jednym z postów apelowałem do polskich biskupów, aby ruszyli tłuste dupy ze swoich pełnych przepychu rezydencji i wyszli do potrzebujących ich duchowego wsparcia Polaków. By i odwiedzali DPS-y, pełne starszych, schorowanych i przerażonych wiernych. By odprawiali msze polowe pod szpitalami, błyskawicznie zapełniającymi się osobami zarażonymi. By swoimi, kościelnymi kanałami, starali się pozyskać zaopatrzenie tak potrzebne naszym lekarzom i pielęgniarkom. Ale biskupi ponownie okazali się tymi, czym są na co dzień. Spasionymi, odzianymi w purpury katabasami i mendami, trzęsącymi się rękoma liczącymi pieniądze, które wierni rzucili na tacę. Lub próbującymi wyłudzić od państwa kolejne nieruchomości i dotacje. Jedyne, czym się biskupi wyróżnili w tym pierwszym okresie pandemii, były ich pełne oburzenia protesty przeciwko zamykaniu kościołów lub ograniczaniu liczby wiernych uczestniczących w mszach. Kasa, misiu, kasa... Zdrowie i życie starszych, często schorowanych wiernych to sprawa trzeciorzędna. Honoru kościoła katolickiego w Polsce broniły biedne zakonnice i zwykli księża, nie mający nie tylko niezbędnego przeszkolenia w walce z wirusem, ale prawie zawsze pozbawieni także koniecznego wyposażenia w postaci maseczek, przyłbic lub kombinezonów.
Drugą okazją była premiera filmu Sekielskich "Zabawa w chowanego". Ale i tu nie nastąpił żaden przełom. Kilku biskupów wyraziło ubolewanie, paru się oburzyło, ale już "szara eminencja" Episkopatu Jędraszewski przeszedł obok tego obrazu, jakby to była kreskówka dla dzieci lub film przyrodniczy. A przecież ta kanalia ma na okrągło gębę pełną frazesów o konieczności troski o dobro, bezpieczeństwo oraz spokój naszych dzieci i ochronę ich przed czającym się wszędzie złem. Pedofilia jego podwładnych widać nie jest dla niego żadnym zagrożeniem dla dzieci. Tylko formą bezpośredniego „kontaktu z Bogiem”. Przez rozporki jego podwładnych...
Kolejną okazją była wspomniana, właśnie zakończona Konferencja Episkopatu. Pierwsza od czasu premiery drugiego filmu Sekielskich. Ale także pierwsza po wybuchu afery z biskupem Janiakiem, który zaatakował prymasa Wojciecha Polaka za jego, jakże łagodne i ogólnikowo brzmiące słowa: "nie dochowano obowiązujących w Kościele standardów ochrony dzieci i młodzieży". I od takiej niewinnie brzmiącej "reprymendy" Janiak dostał piany na pysku... Nawet jego odsunięcie od kierowania diecezją kaliską nie jest żadną zasługą polskiego Episkopatu! I nie oznacza wcale zaostrzenia kursu wobec pedofilów w sutannach i ich popleczników. Bo Janiaka odwołał Watykan! A żeby Wam nie było z powodu jego odwołania za wesoło lub beztrosko, to informuję, że upoważnienie do prowadzenia "dochodzenia" w sprawie zaniedbań Janiaka i oskarżeń o nadużycia seksualne księży diecezji kaliskiej otrzymał... metropolita poznański i przewodniczący KEP Gądecki. Czyli drugi, obok Jędraszewskiego, największy w polskim Episkopacie przyjaciel pedofilów.
O Janiaku nawet nie rozmawiano na Jasnej Górze. Podobnie jak nie poruszano tematu kolejnej purpurowej kanalii, której chwalebne zasługi w ukrywaniu i tuszowaniu przypadków pedofilii kleru ujrzały ostatnio światło dziennie. Chodzi oczywiście o metropolitę katowickiego, arcybiskupa Skworca. Który nie dość, że miał już w dorobku kolaborację z komuną jako TW SB, to teraz postanowił jeszcze zaopiekować się biednymi księżmi pedofilami, co by im się krzywda żadna nie stała, a i żeby do naszych dzieci mieli zapewniony stały dostęp.
Tak więc także spotkania na Jasnej Górze biskupi nie wykorzystali, aby przyspieszyć proces ujawniania przypadków pedofilii i przykładnego, surowego ukarania winnych. Nie tylko wśród prostego kleru. Ale także we własnym gronie! To nie pojedynczy zboczeńcy są winni tego, że w polskim kościele skala tego zjawiska stała się masowa. Przecież ci uczestniczący w Konferencji biskupi doskonale wiedzą, na których z nich ciążą zarzuty współpracy z pedofilami i ukrywania ich zbrodni, choć nie są to, niestety, zarzuty prokuratorskie… Chodzi o ukarania winnych stworzenia całego KOŚCIELNEGO SYSTEMU zaprzeczania, zatajania, kłamania, oczerniania lub zastraszania ofiar i ich rodzin. Jakiś wiejski lub małomiasteczkowy proboszcz, przyłapany na plebanii z 9-letnim chłopcem i z fiutem na wierzchu, jest tylko małym kółkiem w całej wielkiej machinie zła. Która funkcjonuje od dziesięcioleci i skrzywdziła tysiące polskich dzieci. Ściganie i karanie takiego proboszcza to jedno. Ale ważniejsze jest ściganie, karanie i wyeliminowanie z życia publicznego tych, którzy temu proboszczowi, poprzez swoje ciche przyzwolenie i milczenie, umożliwili gwałcenie lub molestowanie naszych dzieci. Temu wężowi trzeba uciąć łeb! A nie końcówkę ogona. A łeb tego węża nazywa się „Jędraszewski, Gądecki, Sławoj-Głódź, Janiak, Skworc, Nycz, Tyrawa, Dzięga, Wątroba…” I jeszcze z 15-20 innych.
[CC] Jacek NikodemPlanowałem post o pedofilii "sukienkowych", ale mi się tak jakoś zupełnie inny temat wplótł w tekst (stosunek kościoła do LGBT). A poza tym zrobił się z tego posta tasiemiec trudny do przebrnięcia nawet dla mnie, więc dzielę to "to" na 2 odcinki. Ponieważ tematem głównym nie jest właściwie ani pedofilia kleru, ani LGBT, ale grupa purpurowych degeneratów, obłudników i hipokrytów o nazwie „Episkopat Polski”, więc te dwa wątki w obu odcinkach będą się wzajemnie przeplatać.
Dopiero co na Jasnej Górze zakończyła się pierwsza w tym roku Konferencja Episkopatu Polski. Choć jednym z głównych jej tematów miała być ochrona naszych dzieci przed pedofilami w sutannach, czyli także przed niektórymi uczestnikami owej Konferencji, to jednak, już tradycyjnie, obrady zdominowane zostały przez zupełnie inne problemy. Wyimaginowaną „seksualizację” dzieci w szkołach oraz oczywiście LGBT. Biskupi podjęli m.in. decyzje o tworzeniu dla osób LGBT „poradni pomagających odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową". Podczas obrad, a także w dokumentach końcowych, wielokrotnie przewijało się słowo „leczyć”. Oczywiście leczenie osób o orientacji homo- lub biseksualnej ma służyć zmianie ich upodobań nazad na heteroseksualne. Czyli powrocie do normalności. Zdaniem polskich biskupów można to osiągnąć za pomocą terapii konwersyjnej, zgodnie z rekomendacją ONZ w wielu krajach zakazanej. Choćby w USA, UK, Holandii, Belgii, Danii, Szwecji, Norwegii itd.
Choć nie istnieją żadne wiarygodne dowody na to, że orientacja seksualna może zostać zmieniona, a instytucje medyczne ostrzegają, że terapia konwersyjna jest nieskuteczna i szkodliwa, to jednak polscy biskupi wiedzą swoje, bo oni się na medycynie i psychologii znają równie dobrze, jak politycy PIS. Postanowili za wszelką cenę osoby LGBT wyleczyć. Nie przyjmują do wiadomości, że nie można leczyć czegoś, co nie jest żadnym schorzeniem. Homoseksualizm już w 1973r. został wykreślony przez WHO z listy chorób psychiatrycznych. Nie jest traktowany ani jak choroba, ani zaburzenie psychiczne lub problem emocjonalny. Tylko jak świadomy wybór… A jednak biskupi chcą ten świadomy wybór osób homoseksualnych zmienić za pomocą stosowania terapii zabronionej w niemal całej Europie. Myli się jednak ten, kto myśli, że biskupi chcą zakładać poradnie i leczyć funkcjonariuszy własnego kościoła! Właśnie to jest najdziwniejsze, że hierarchowie najbardziej homoseksualnej instytucji w Polsce chcą koniecznie leczyć z homoseksualizmu, ale tylko osoby spoza duchowieństwa, najchętniej dzieci i młodzież! Siebie i swoich podwładnych leczyć nie zamierzają…
Kościół katolicki „na miarę swoich możliwości i posiadanych w swoim depozycie nadprzyrodzonych środków chce wychodzić naprzeciw tym osobom i pomagać im w zrozumieniu istoty grzechu oraz wystrzeganiu się okazji do grzechu. Stąd widzi potrzebę, aby w diecezjach byli zatrudnieni specjaliści, świeccy i duchowni, gotowi przyjść z pomocą duchową i terapeutyczną osobom doświadczającym wskazanych trudności ze sferą płciową i pragnącym takiej pomocy”. Tymi „nadprzyrodzonymi środkami” Episkopat chce zmieniać wspomniany świadomy wybór osób LGBT bowiem, zdaniem biskupów, ruchy LGBT propagują ideologię gender, promują rzekomą atrakcyjność rozwodów, zdrad, rozwiązłości seksualnej, ośmieszają wierność, dziewictwo, czystość i religijność. Ani słowa o kompromitowaniu kościoła katolickiego lub stanu duchownego. Widać biskupi uważają, że świecki gej to zło wcielone, człowiek chory i potrzebujący pomocy, której trzeba mu udzielić, bo stanowi on śmiertelne zagrożenie dla fundamentów tradycyjnej rodziny i społeczeństwa. A gej w sutannie to po prostu człowiek o innej orientacji seksualnej, w żadnym wypadku nie jakiś chory, zdegenerowany lub niebezpieczny.
Hierarchowie kościelni nie pierwszy raz bardzo płynnie przechodzą od zarzutów o pedofilskie zbrodnie swoich podwładnych do tematu osób LGBT, oczywiście tych spoza stanu duchownego. Wielu biskupów, ale także zwykłych księży w swoich kazaniach z ambon, wrzucało po prostu pedofilów i osoby LGBT do jednego worka. Choć wiedzieli doskonale, że homoseksualizm nie jest ani żadną chorobą, ani czynem karalnym, w przeciwieństwie do pedofilii, która jest ciężkim przestępstwem. Biskupi, stawiając niemal znak równości pomiędzy pedofilią i LGBT, mieszając te pojęcia lub zastępując jeden temat drugim, pieką dwie pieczenie przy jednym ogniu. Temat pedofilii kleru, z oczywistych względów, samemu klerowi bardzo nie pasuje. Tym bardziej, że nie chodzi tu tylko o przestępstwa 1-2 tysięcy księży pedofilów, ale także pewnie z 10-15 tysięcy ich kolegów i podwładnych, którzy o tych przestępstwach wiedzieli i nic z tą swoją wiedza nie zrobili. Druga korzyść to taka, że część społecznego odium lub nawet nienawiści do pedofilów zostaje w ten sposób „przerzucona” na zaciekle zwalczane przez kościół środowiska LGBT. Biskupi niewiele w ten sposób ryzykują bo, jak powiedziałem, oni swoich kolegów po fachu będących gejami do LGBT nie zaliczają. Dla nich „czarne LGBT” to jest to „dobre LGBT”…
W ostatnich miesiącach Episkopat miał kilkakrotnie okazję choć częściowo zrehabilitować się i zyskać szacunek wiernych. Nie skorzystał z żadnej okazji. W kwietniu, po wybuchu pandemii, nawet ja w jednym z postów apelowałem do polskich biskupów, aby ruszyli tłuste dupy ze swoich pełnych przepychu rezydencji i wyszli do potrzebujących ich duchowego wsparcia Polaków. By i odwiedzali DPS-y, pełne starszych, schorowanych i przerażonych wiernych. By odprawiali msze polowe pod szpitalami, błyskawicznie zapełniającymi się osobami zarażonymi. By swoimi, kościelnymi kanałami, starali się pozyskać zaopatrzenie tak potrzebne naszym lekarzom i pielęgniarkom. Ale biskupi ponownie okazali się tymi, czym są na co dzień. Spasionymi, odzianymi w purpury katabasami i mendami, trzęsącymi się rękoma liczącymi pieniądze, które wierni rzucili na tacę. Lub próbującymi wyłudzić od państwa kolejne nieruchomości i dotacje. Jedyne, czym się biskupi wyróżnili w tym pierwszym okresie pandemii, były ich pełne oburzenia protesty przeciwko zamykaniu kościołów lub ograniczaniu liczby wiernych uczestniczących w mszach. Kasa, misiu, kasa... Zdrowie i życie starszych, często schorowanych wiernych to sprawa trzeciorzędna. Honoru kościoła katolickiego w Polsce broniły biedne zakonnice i zwykli księża, nie mający nie tylko niezbędnego przeszkolenia w walce z wirusem, ale prawie zawsze pozbawieni także koniecznego wyposażenia w postaci maseczek, przyłbic lub kombinezonów.
Drugą okazją była premiera filmu Sekielskich "Zabawa w chowanego". Ale i tu nie nastąpił żaden przełom. Kilku biskupów wyraziło ubolewanie, paru się oburzyło, ale już "szara eminencja" Episkopatu Jędraszewski przeszedł obok tego obrazu, jakby to była kreskówka dla dzieci lub film przyrodniczy. A przecież ta kanalia ma na okrągło gębę pełną frazesów o konieczności troski o dobro, bezpieczeństwo oraz spokój naszych dzieci i ochronę ich przed czającym się wszędzie złem. Pedofilia jego podwładnych widać nie jest dla niego żadnym zagrożeniem dla dzieci. Tylko formą bezpośredniego „kontaktu z Bogiem”. Przez rozporki jego podwładnych...
Kolejną okazją była wspomniana, właśnie zakończona Konferencja Episkopatu. Pierwsza od czasu premiery drugiego filmu Sekielskich. Ale także pierwsza po wybuchu afery z biskupem Janiakiem, który zaatakował prymasa Wojciecha Polaka za jego, jakże łagodne i ogólnikowo brzmiące słowa: "nie dochowano obowiązujących w Kościele standardów ochrony dzieci i młodzieży". I od takiej niewinnie brzmiącej "reprymendy" Janiak dostał piany na pysku... Nawet jego odsunięcie od kierowania diecezją kaliską nie jest żadną zasługą polskiego Episkopatu! I nie oznacza wcale zaostrzenia kursu wobec pedofilów w sutannach i ich popleczników. Bo Janiaka odwołał Watykan! A żeby Wam nie było z powodu jego odwołania za wesoło lub beztrosko, to informuję, że upoważnienie do prowadzenia "dochodzenia" w sprawie zaniedbań Janiaka i oskarżeń o nadużycia seksualne księży diecezji kaliskiej otrzymał... metropolita poznański i przewodniczący KEP Gądecki. Czyli drugi, obok Jędraszewskiego, największy w polskim Episkopacie przyjaciel pedofilów.
O Janiaku nawet nie rozmawiano na Jasnej Górze. Podobnie jak nie poruszano tematu kolejnej purpurowej kanalii, której chwalebne zasługi w ukrywaniu i tuszowaniu przypadków pedofilii kleru ujrzały ostatnio światło dziennie. Chodzi oczywiście o metropolitę katowickiego, arcybiskupa Skworca. Który nie dość, że miał już w dorobku kolaborację z komuną jako TW SB, to teraz postanowił jeszcze zaopiekować się biednymi księżmi pedofilami, co by im się krzywda żadna nie stała, a i żeby do naszych dzieci mieli zapewniony stały dostęp.
Tak więc także spotkania na Jasnej Górze biskupi nie wykorzystali, aby przyspieszyć proces ujawniania przypadków pedofilii i przykładnego, surowego ukarania winnych. Nie tylko wśród prostego kleru. Ale także we własnym gronie! To nie pojedynczy zboczeńcy są winni tego, że w polskim kościele skala tego zjawiska stała się masowa. Przecież ci uczestniczący w Konferencji biskupi doskonale wiedzą, na których z nich ciążą zarzuty współpracy z pedofilami i ukrywania ich zbrodni, choć nie są to, niestety, zarzuty prokuratorskie… Chodzi o ukarania winnych stworzenia całego KOŚCIELNEGO SYSTEMU zaprzeczania, zatajania, kłamania, oczerniania lub zastraszania ofiar i ich rodzin. Jakiś wiejski lub małomiasteczkowy proboszcz, przyłapany na plebanii z 9-letnim chłopcem i z fiutem na wierzchu, jest tylko małym kółkiem w całej wielkiej machinie zła. Która funkcjonuje od dziesięcioleci i skrzywdziła tysiące polskich dzieci. Ściganie i karanie takiego proboszcza to jedno. Ale ważniejsze jest ściganie, karanie i wyeliminowanie z życia publicznego tych, którzy temu proboszczowi, poprzez swoje ciche przyzwolenie i milczenie, umożliwili gwałcenie lub molestowanie naszych dzieci. Temu wężowi trzeba uciąć łeb! A nie końcówkę ogona. A łeb tego węża nazywa się „Jędraszewski, Gądecki, Sławoj-Głódź, Janiak, Skworc, Nycz, Tyrawa, Dzięga, Wątroba…” I jeszcze z 15-20 innych.
Robię w tym miejscu cięcie. Ciąg dalszy pod tytułem "GRABARZE KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO...
[CC] Jacek Nikodem