Tak się cieszę, że nie żyję w Brukseli, gdzie hordy imigrantów grasują na ulicach, szukając kogo by tu jeszcze zgwałcić, lub pobić, gdzie dzieci deprawowane są od kołyski, przez lewaków, mężów taty, lub żony mamy. Gdzie o zgrozo, obywatele mogą wyrażać swoje zdanie i tfu, dezaprobatę dla rządzących, gdzie rządzący nie idą pod rękę z klerem, a ich dzieci nie dziedziczą funkcji politycznych.
Cieszę się, że mieszkam w Polsce, gdzie dźwięk dzwonów budzi mnie o 6, bym mógł udać się do pracy na chwałę partii, która dobrze wyda pieniądze na siebie i tych co nie zamierzają robić nic, a mnie wystarcza na miskę ryżu. Nikt mnie tu nie bije, co najwyżej dostanę z liścia, jak komuś nie spodoba się moja uśmiechnięta fizjonomia. W moim mieście jest bezpiecznie, bo tak powiedział Morawiecki, co najwyżej wieszają, ale tak dla jaj jakieś portrety na szubienicach. Nawet górnicy nie psują powietrza tutaj, tylko palą opony w Warszawie. Czuję się bezpiecznie, bo wiele problemów wyimaginowanych przez lewaków mnie nie dotyczy, nie chodzę już do szkoły, a i ksiądz dawno już przestał uważać mnie za przedmiot pożądania. Rząd wyraźnie określił granice i jeśli tylko umiem przeczytać kartki na drzwiach domów i sklepów, to omijam te strefy, gdzie nie życzą sobie mojej obecności, choć z roku na rok, ta strefa kurczy się coraz bardziej, sprowadzając się do tego, że wkrótce będę mógł przebywać tylko w ogródku i to niestety w określonych porach. Jednak jak już zaznaczyłem na wstępie, tam na zgniłym zachodzie to musi "naszym" być ciężko przecież nikt ich nie rozumie, choć posługują się tak piękną powszechną na całym świecie mową Mickiewicza, choć przyznam się szczerze, że i ja jej też nie rozumiem. Choć kilka słów udało mi się rozszyfrować: "nam się należało", "wypierdalaj, kurwa" "te nagrody nie są takie duże", "biblia leczy wszystko" "wypierdalać z Polski" polityk, żeby był dobry, musi chodzić w różnych butach, albo zjeść beczkę soli, albo z niejednego Trybunału obiady jeść.
[CC] Romuald KuleszTak się cieszę, że nie żyję w Brukseli, gdzie hordy imigrantów grasują na ulicach, szukając kogo by tu jeszcze zgwałcić, lub pobić, gdzie dzieci deprawowane są od kołyski, przez lewaków, mężów taty, lub żony mamy. Gdzie o zgrozo, obywatele mogą wyrażać swoje zdanie i tfu, dezaprobatę dla rządzących, gdzie rządzący nie idą pod rękę z klerem, a ich dzieci nie dziedziczą funkcji politycznych.
Cieszę się, że mieszkam w Polsce, gdzie dźwięk dzwonów budzi mnie o 6, bym mógł udać się do pracy na chwałę partii, która dobrze wyda pieniądze na siebie i tych co nie zamierzają robić nic, a mnie wystarcza na miskę ryżu. Nikt mnie tu nie bije, co najwyżej dostanę z liścia, jak komuś nie spodoba się moja uśmiechnięta fizjonomia. W moim mieście jest bezpiecznie, bo tak powiedział Morawiecki, co najwyżej wieszają, ale tak dla jaj jakieś portrety na szubienicach. Nawet górnicy nie psują powietrza tutaj, tylko palą opony w Warszawie. Czuję się bezpiecznie, bo wiele problemów wyimaginowanych przez lewaków mnie nie dotyczy, nie chodzę już do szkoły, a i ksiądz dawno już przestał uważać mnie za przedmiot pożądania. Rząd wyraźnie określił granice i jeśli tylko umiem przeczytać kartki na drzwiach domów i sklepów, to omijam te strefy, gdzie nie życzą sobie mojej obecności, choć z roku na rok, ta strefa kurczy się coraz bardziej, sprowadzając się do tego, że wkrótce będę mógł przebywać tylko w ogródku i to niestety w określonych porach. Jednak jak już zaznaczyłem na wstępie, tam na zgniłym zachodzie to musi "naszym" być ciężko przecież nikt ich nie rozumie, choć posługują się tak piękną powszechną na całym świecie mową Mickiewicza, choć przyznam się szczerze, że i ja jej też nie rozumiem. Choć kilka słów udało mi się rozszyfrować: "nam się należało", "wypierdalaj, kurwa" "te nagrody nie są takie duże", "biblia leczy wszystko" "wypierdalać z Polski" polityk, żeby był dobry, musi chodzić w różnych butach, albo zjeść beczkę soli, albo z niejednego Trybunału obiady jeść.
[CC] Romuald Kulesz