Rower na drzewie

Tak sobie pomyślałem, że może ten Morawiecki ma rację i niepotrzebnie się czepiamy, duży kraj w środku Europy, miliony pracowitych obywateli, empatycznych dla zwierząt i dla innych ludzi, zwłaszcza dla tych  czarnych sukienkach.

Postanowiłem, zmotywowany słowami Prezesa Rady Ministrów spojrzeć jego okiem na mój dzień.

Ponieważ biorę przykład z głównego Prezesa, a zarazem wzorca wzorców, to również pracą się nie kalam. Mogłem pospać sobie dłużej i nawet do tego się przygotowałem, bo przyniosłem ze strychu pierzynę. Wyczytałem, że Jarosław śpi długo i nawet nie nastawiłem budzika na 9:00 jak zwykle, żeby zobaczyć jak inni piją kawę w telewizji śniadaniowej. Przyznam się, że zasnąłem pod pierzyną dość szybko, pomagała mi w tym nalewka orzechowa, co jak co, ale przemysł spirytusowy w naszym kraju pracuje pełną parą i jestem gotów uwierzyć Panu Premierowi, że za Tuska tyle obywatele nie golili. Natomiast, nie wiem jak Jarek daje sobie radę ze spaniem pod tą pierzyną, bo ja co chwila się budziłem, było mi raz gorąco, raz duszno, po drugiej zrzuciłem na podłogę cholerę i nareszcie zasnąłem, gdy tylko zmieniłem mokrą piżamę.

Pospać i tak nie pospałem, bo złapałem w ogródku kota i zabrałem go do domu, żeby było jak w tej willi na Żoliborzu. Kocina na początku podrapał mnie i czmychnął gdzieś pod stół, postawiłem mu talerz z kaszą i nalałem piwa, bo tylko to jest u mnie w lodówce, ale gadzina chyba lepiej je i pije ode mnie, bo nie spojrzał na kolację.

Gdzieś tak o trzeciej, kiedy śniło mi się, że siedzę w ławach poselskich, kocisko, a może mruczka, zaczął imprezę na dole. Może napił się tego piwa, a może zobaczył, że pozamykałem wszystkie wyjścia do ogrodu. Gdy pozwalał wszystkie garnki w poszukiwaniu drogi ucieczki była piąta. Wtedy dostrzegł, że może w mojej sypialni na górze będzie miał więcej szans.

Próbowałem z nim rozmawiać po dobroci, ale był tak zawzięty jak Pawłowicz na sałatkę. Niestety miałem tylko dwa kapcie, amunicja skończyła się o siódmej. Skapitulowałem, wstałem i poczłapałem na bosaka otworzyć taras dla kota, oczywiście, zawsze gdy idę na bosaka, wszystkie klocki Lego leżą akurat na trasie mojej marszruty, sierota czmychnął czym prędzej, a mógł sobie pomruczeć na pierzynie.

Nie wiedziałem, że koty są takie męczące i teraz z szacunkiem patrzę na Jarka i jego poświęcenie, rozumiem też dlaczego tak długo śpi, bo trzy godziny nocnych harców z futrzakiem i kimasz do jedenastej.

Słońce już mocno grzało, gdy dźwignąłem się z łoża głodny.

Dobrze, że kot nie zeżarł tej kaszy, bo była w sam raz, piwo też, aczkolwiek bez gazu i ciepłe.

Zostawiłem drzwi otwarte, Morawiecki przekonywał, że żyjemy w bezpiecznym kraju, a przestępstwa to przeszłość, bo tylko za PO kradli, a jeśli teraz ktoś popełnia przestępstwo to komunista, albo sędzia. Poszukałem pospiesznie w myślach, żadnego komunisty nie znam, a już nie daj Boże sędziego, zresztą łatwo ich poznać, bo mają pewnie takie śmieszne peruczki jak na filmach i są bardzo starzy, bo byli sędziami jeszcze w stanie wojennym, tak mówili w telewizji.

A z tymi niezamkniętymi drzwiami to dlatego, bo skoro jest tak dobrze, to pewnie ktoś przyniesie trochę jedzenia i piwa potrzebującemu i dlaczego ma zastać zamknięte drzwi?

Wsiadłem na rower, w przednim kole było mało powietrza, ale Premier przekonywał, że powietrze mamy najlepsze w Unii, to sobie pomyślałem, że może mało, ale za to dobrze niesie, zresztą pompki nie miałem już jakiś czas, bo w zeszłym tygodniu była używana niezgodnie z przeznaczeniem. Facet, który się o tym przekonał pewnie do tej pory szuka prawej jedynki, na pocieszenie ma pompkę do roweru.

Ze słabo napompowanym przednim kołem przejechałem tylko 200 metrów. Kot, który rano olał moją gościnę wyskoczył z krzaków prosto pod koła, krawężnik był nieprzejednany i wylądowałem na drzewie.

Co jak co ale Premier znowu miał rację, jak się potykamy to elegancko, rozdarta koszulka z godłem w koronie, zielone od trawy kolana i łokcie, oraz rozkwaszony nos. Cholera do tego jeszcze rozcięta głowa i krzywe przednie koło rowerowe.

Komórka na szczęście działała, ale na pogotowiu powiedzieli, że jak wypadek rowerowy, to szybciej będzie jak tym rowerem sam przyjadę, bo oni oszczędzają paliwo na poważne wypadki. I rzeczywiście, w pół dodziny dojechałem do Izby Przyjęć. Kolejki do lekarza dużej nie było, nie z powodu nowej reformy zdrowia, tylko z powodu mundialowego hitu meczowego. Lekarz z pomocą siostry pozszywał i opatrzył moje rany, na odchodne dostałem jeszcze solidny przeciwbólowy. Przydał się, wracałem na piechotę, bo rower oczywiście ukradli.

W domu zamiast pełnej lodówki czekał na mnie kot, będę musiał przejść się do sklepu po mleko.😎

[CC] Romuald Kulesz

Rower na drzewie

Tak sobie pomyślałem, że może ten Morawiecki ma rację i niepotrzebnie się czepiamy, duży kraj w środku Europy, miliony pracowitych obywateli, empatycznych dla zwierząt i dla innych ludzi, zwłaszcza dla tych  czarnych sukienkach.

Postanowiłem, zmotywowany słowami Prezesa Rady Ministrów spojrzeć jego okiem na mój dzień.

Ponieważ biorę przykład z głównego Prezesa, a zarazem wzorca wzorców, to również pracą się nie kalam. Mogłem pospać sobie dłużej i nawet do tego się przygotowałem, bo przyniosłem ze strychu pierzynę. Wyczytałem, że Jarosław śpi długo i nawet nie nastawiłem budzika na 9:00 jak zwykle, żeby zobaczyć jak inni piją kawę w telewizji śniadaniowej. Przyznam się, że zasnąłem pod pierzyną dość szybko, pomagała mi w tym nalewka orzechowa, co jak co, ale przemysł spirytusowy w naszym kraju pracuje pełną parą i jestem gotów uwierzyć Panu Premierowi, że za Tuska tyle obywatele nie golili. Natomiast, nie wiem jak Jarek daje sobie radę ze spaniem pod tą pierzyną, bo ja co chwila się budziłem, było mi raz gorąco, raz duszno, po drugiej zrzuciłem na podłogę cholerę i nareszcie zasnąłem, gdy tylko zmieniłem mokrą piżamę.

Pospać i tak nie pospałem, bo złapałem w ogródku kota i zabrałem go do domu, żeby było jak w tej willi na Żoliborzu. Kocina na początku podrapał mnie i czmychnął gdzieś pod stół, postawiłem mu talerz z kaszą i nalałem piwa, bo tylko to jest u mnie w lodówce, ale gadzina chyba lepiej je i pije ode mnie, bo nie spojrzał na kolację.

Gdzieś tak o trzeciej, kiedy śniło mi się, że siedzę w ławach poselskich, kocisko, a może mruczka, zaczął imprezę na dole. Może napił się tego piwa, a może zobaczył, że pozamykałem wszystkie wyjścia do ogrodu. Gdy pozwalał wszystkie garnki w poszukiwaniu drogi ucieczki była piąta. Wtedy dostrzegł, że może w mojej sypialni na górze będzie miał więcej szans.

Próbowałem z nim rozmawiać po dobroci, ale był tak zawzięty jak Pawłowicz na sałatkę. Niestety miałem tylko dwa kapcie, amunicja skończyła się o siódmej. Skapitulowałem, wstałem i poczłapałem na bosaka otworzyć taras dla kota, oczywiście, zawsze gdy idę na bosaka, wszystkie klocki Lego leżą akurat na trasie mojej marszruty, sierota czmychnął czym prędzej, a mógł sobie pomruczeć na pierzynie.

Nie wiedziałem, że koty są takie męczące i teraz z szacunkiem patrzę na Jarka i jego poświęcenie, rozumiem też dlaczego tak długo śpi, bo trzy godziny nocnych harców z futrzakiem i kimasz do jedenastej.

Słońce już mocno grzało, gdy dźwignąłem się z łoża głodny.

Dobrze, że kot nie zeżarł tej kaszy, bo była w sam raz, piwo też, aczkolwiek bez gazu i ciepłe.

Zostawiłem drzwi otwarte, Morawiecki przekonywał, że żyjemy w bezpiecznym kraju, a przestępstwa to przeszłość, bo tylko za PO kradli, a jeśli teraz ktoś popełnia przestępstwo to komunista, albo sędzia. Poszukałem pospiesznie w myślach, żadnego komunisty nie znam, a już nie daj Boże sędziego, zresztą łatwo ich poznać, bo mają pewnie takie śmieszne peruczki jak na filmach i są bardzo starzy, bo byli sędziami jeszcze w stanie wojennym, tak mówili w telewizji.

A z tymi niezamkniętymi drzwiami to dlatego, bo skoro jest tak dobrze, to pewnie ktoś przyniesie trochę jedzenia i piwa potrzebującemu i dlaczego ma zastać zamknięte drzwi?

Wsiadłem na rower, w przednim kole było mało powietrza, ale Premier przekonywał, że powietrze mamy najlepsze w Unii, to sobie pomyślałem, że może mało, ale za to dobrze niesie, zresztą pompki nie miałem już jakiś czas, bo w zeszłym tygodniu była używana niezgodnie z przeznaczeniem. Facet, który się o tym przekonał pewnie do tej pory szuka prawej jedynki, na pocieszenie ma pompkę do roweru.

Ze słabo napompowanym przednim kołem przejechałem tylko 200 metrów. Kot, który rano olał moją gościnę wyskoczył z krzaków prosto pod koła, krawężnik był nieprzejednany i wylądowałem na drzewie.

Co jak co ale Premier znowu miał rację, jak się potykamy to elegancko, rozdarta koszulka z godłem w koronie, zielone od trawy kolana i łokcie, oraz rozkwaszony nos. Cholera do tego jeszcze rozcięta głowa i krzywe przednie koło rowerowe.

Komórka na szczęście działała, ale na pogotowiu powiedzieli, że jak wypadek rowerowy, to szybciej będzie jak tym rowerem sam przyjadę, bo oni oszczędzają paliwo na poważne wypadki. I rzeczywiście, w pół dodziny dojechałem do Izby Przyjęć. Kolejki do lekarza dużej nie było, nie z powodu nowej reformy zdrowia, tylko z powodu mundialowego hitu meczowego. Lekarz z pomocą siostry pozszywał i opatrzył moje rany, na odchodne dostałem jeszcze solidny przeciwbólowy. Przydał się, wracałem na piechotę, bo rower oczywiście ukradli.

W domu zamiast pełnej lodówki czekał na mnie kot, będę musiał przejść się do sklepu po mleko.😎

[CC] Romuald Kulesz
(037)

Pobierz PDF Wydrukuj