Miejsce akcji:
Willa z lat 50 na Żoliborzu.
Czas akcji:
Godzina 9:03
Spokojną nieuczęszczaną uliczką z wolna poruszała się biała przykurzona furgonetka z napisem Poczta Polska. Kierowca kończył pić jogurt owocowy, gdy GPS poinformował go o dotarciu do zaprogramowanego celu. Butelkę z jogurtem położył spokojnie w uchwyt, pracy było tyle z przesyłkami, że zwykle jadał drugie śniadanie w samochodzie, dobrze będzie jak obiad w domu zje o 19. Nacisnął hamulec przy bramie starego domu bez oznaczeń, na balkonie pierwszego piętra wisiały męskie staromodne ubrania, które suszyły się w promieniach ciepłego kwietniowego słońca. Zapowiadał się ciepły dzień.
Z numeracji wynikało, że parzysty numer widniejący na liście przewozowym przesyłki jest właśnie tutaj. Kierowca nasunął maseczkę wysoko na nos i docisnął przeciwsłonecznymi okularami. Czarne gumowe rękawiczki założył dopiero przed wyjściem, bo pociły mu się dłonie w dusznej kabinie bez klimatyzacji. Otworzył drzwi samochodu i przeszedł do tyłu po przesyłkę, trzymając skaner i kluczyki do kabiny, bo dla bezpieczeństwa cargo, musiało być stale zamknięte.
Godzina 9:07
Drzwi się trochę zacinały, ale i tak stary gruchot jeszcze nieźle się poruszał po Warszawie, kierowca uchylił prawe drzwi i poszukał wzrokiem prostokątnej paczki wagi 5.5 kg, jak było zaznaczone w wykazie. Zdjął paczkę ze sterty położył kodem paskowym do góry i zeskanował, by upewnić się, że to ta właściwa, po czym odczytał dane na ekranie skanera.
Godzina 9:10
Spokojna na co dzień uliczka zaroiła się nagle od uzbrojonych ludzi i błyszczących niebieskimi światłami radiowozów, które przyjechały nie wiadomo skąd. Dwóch rosłych mężczyzn z pistoletami w dłoniach wybiegło przez furtkę posesji w stronę nieprzeczuwającego niczego pocztowca w masce nachylającego się nad paczką. Jeden z biegu podciął mężczyznę, drogi kolanami przydusił go do asfaltu i zapiął mu z tyłu kajdanki na rękach asekurowany przez pierwszego który trzymał mu lufę przy twarzy. Obok leżał roztrzaskany skaner wydając dziwny dźwięk.
Z trzech radiowozów wyskoczyła grupa policjantów z bronią i zawlekli przerażonego listonosza na tylne siedzenie środkowego radiowozu.
- Czysto - zameldował ten który zapiął kajdanki, kończąc oględziny szoferki i wnętrza auta.
- Gdzie Numer Jeden? - zapytał drugi lustrując bacznie okolicę przez muszkę broni trzymanej w wyciągniętych przed siebie dłoniach.
- Dwie minuty temu był jeszcze w łóżku.
- Mamy czerwone zagrożenie, natychmiast ewakuujcie go do schronu w piwnicy!
Mężczyzna bez słowa wbiegł do domu, po chwili radio tego który został odezwało się uspokajająco.
- Numer Jeden bezpieczny, jest z nim dwóch naszych, odbiór.
- Czekamy na CeBeeSiów, bez odbioru-zakończył drugi podchodząc do radiowozu.
Spojrzał na swój rosyjski zegarek komandosów Specnazu z trupią czaszką na cyferblacie, była 9:15. Nieźle, mruknął do siebie, w pięć minut terrorysta ujęty a obiekt bezpieczny. Wytarł rękawem spocone czoło, słońce coraz mocniej przygrzewało.
Godzina 9:45
Helikopter z komandosami spadł z góry niczym jastrząb, z jego przepastnych trzewi wysypał się oddział ludzi na linkach niczym pająki spadające na ofiarę. Zanim Mi 24 wzniósł się ponownie w górę, furgonetka została otoczona przez sześciu ludzi w pełnym rynsztunku bojowym. W tym czasie dojechały kolejne radiowozy i policjanci zaczęli ewakuować mieszkańców okolicznych domów. Dwie czarne BMW należące do CBŚ podjechały razem z furgonetką antyterrorystów, która odholowała podejrzany pojazd na bezpieczny skwerek oddalony od zabudowań, z furgonetki po podstawionej pochylni wyjechał robot sterowany joystickiem przez antyterrorystę w kombinezonie chroniącym przed wybuchem. Obok czekał ołowiany cylindryczny pojemnik mający pozwolić bezpiecznie przewieść ładunek na poligon w Nowym Dworze, by zdetonować paczkę. Z limuzyny CBŚ wysiadł rudy przyjemniaczek i podszedł do radiowozu.
- Kto tu dowodzi?
- Ja jestem Szefem ochrony, proszę zabrać tego terrorystę na przesłuchanie.
- Nie będziecie mi mówić co mam robić, przejmuję dowodzenie.
Ochroniarz sięgnął po telefon, nacisnął tylko jeden przycisk i przyłożył aparat do ucha.
- Antoni, słucham? rozległo się po trzecim sygnale.
Ochroniarz bez słowa podał telefon zdumionemu rudzielcowi.Ten wziął aparat i za chwilę wyprostował się, potem tylko kilkakrotnie skinął głową słuchając uważnie, by na koniec trzepnąć obcasami i powiedzieć:
Tak jest!
Telefon wrócił do ochroniarza, a agent zniknął w limuzynie.
Godzina 10:30
Ubrany w szlafrok narzucony na piżamę w paski Numer Jeden od godziny zaniepokojony siedział na krześle na środku pomieszczenia zwanego schronem, otoczony przez trzech goryli nie spuszczających z niego oczu. Zaczynał mu doskwierać głód bo nie dostał na śniadanie swojego kakao z pianką i bułki maślanej z dżemem śliwkowym, zaczęła mu też dokuczać prostata i patrzył bezradnie na powiększającą się mokrą plamkę na lewej nogawce spodni od piżamy. Nagle zaskrzeczała radiostacja przypięta do paska jednego z rosłych facetów:
-Teren bezpieczny, Alarm Zielony.
Ochroniarze jak na rozkaz zwiotczeli, dwóch wzięło pod ręce Numer Jeden i przetransportowali go na górę do łazienki.
Godzina 11:00
Poranne ablucje zajęły Naczelnikowi trochę czasu, spodnie od piżamy wcisnął do pralki Frani stojącej między umywalką i wanną. Kot płaczliwie miauczał dopominając się o Kit Kat i ocierając się o owłosione łydki zwykłego posła.
Od jakiegoś czasu dał się słyszeć głos dzwonka w Nokii Naczelnika. Telefon został w sypialni na dole podczas gorączkowej ewakuacji. Jarek podszedł do drzwi łazienki i skinął na mężczyznę pełniącego przy nim wartę. Ten pobiegł po telefon podczas gdy inny zastąpił go w korytarzu.
Godzina 11:15
Starzec spojrzał na telefon, na ekranie widniało 7 nieodebranych rozmów z telefonu Mariusza. Naczelnik nacisnął zieloną słuchawkę na klawiszu. Przywitał się i słuchał uważnie by zakończyć rozmowę po chwili.
Przywołał ochronę i zagaił:
Mariusz dzwonił, że wysłał paczkę ze żwirkiem dla kota pocztą, bo jest na kwarantannie, jak przyjdzie listonosz, koniecznie dajcie go do mnie, żeby zabrał pocztówkę dla Julii w Berlinie.
[CC] Dane autora do wiadomości redakcji
Miejsce akcji:
Willa z lat 50 na Żoliborzu.
Czas akcji:
Godzina 9:03
Spokojną nieuczęszczaną uliczką z wolna poruszała się biała przykurzona furgonetka z napisem Poczta Polska. Kierowca kończył pić jogurt owocowy, gdy GPS poinformował go o dotarciu do zaprogramowanego celu. Butelkę z jogurtem położył spokojnie w uchwyt, pracy było tyle z przesyłkami, że zwykle jadał drugie śniadanie w samochodzie, dobrze będzie jak obiad w domu zje o 19. Nacisnął hamulec przy bramie starego domu bez oznaczeń, na balkonie pierwszego piętra wisiały męskie staromodne ubrania, które suszyły się w promieniach ciepłego kwietniowego słońca. Zapowiadał się ciepły dzień.
Z numeracji wynikało, że parzysty numer widniejący na liście przewozowym przesyłki jest właśnie tutaj. Kierowca nasunął maseczkę wysoko na nos i docisnął przeciwsłonecznymi okularami. Czarne gumowe rękawiczki założył dopiero przed wyjściem, bo pociły mu się dłonie w dusznej kabinie bez klimatyzacji. Otworzył drzwi samochodu i przeszedł do tyłu po przesyłkę, trzymając skaner i kluczyki do kabiny, bo dla bezpieczeństwa cargo, musiało być stale zamknięte.
Godzina 9:07
Drzwi się trochę zacinały, ale i tak stary gruchot jeszcze nieźle się poruszał po Warszawie, kierowca uchylił prawe drzwi i poszukał wzrokiem prostokątnej paczki wagi 5.5 kg, jak było zaznaczone w wykazie. Zdjął paczkę ze sterty położył kodem paskowym do góry i zeskanował, by upewnić się, że to ta właściwa, po czym odczytał dane na ekranie skanera.
Godzina 9:10
Spokojna na co dzień uliczka zaroiła się nagle od uzbrojonych ludzi i błyszczących niebieskimi światłami radiowozów, które przyjechały nie wiadomo skąd. Dwóch rosłych mężczyzn z pistoletami w dłoniach wybiegło przez furtkę posesji w stronę nieprzeczuwającego niczego pocztowca w masce nachylającego się nad paczką. Jeden z biegu podciął mężczyznę, drogi kolanami przydusił go do asfaltu i zapiął mu z tyłu kajdanki na rękach asekurowany przez pierwszego który trzymał mu lufę przy twarzy. Obok leżał roztrzaskany skaner wydając dziwny dźwięk.
Z trzech radiowozów wyskoczyła grupa policjantów z bronią i zawlekli przerażonego listonosza na tylne siedzenie środkowego radiowozu.
- Czysto - zameldował ten który zapiął kajdanki, kończąc oględziny szoferki i wnętrza auta.
- Gdzie Numer Jeden? - zapytał drugi lustrując bacznie okolicę przez muszkę broni trzymanej w wyciągniętych przed siebie dłoniach.
- Dwie minuty temu był jeszcze w łóżku.
- Mamy czerwone zagrożenie, natychmiast ewakuujcie go do schronu w piwnicy!
Mężczyzna bez słowa wbiegł do domu, po chwili radio tego który został odezwało się uspokajająco.
- Numer Jeden bezpieczny, jest z nim dwóch naszych, odbiór.
- Czekamy na CeBeeSiów, bez odbioru-zakończył drugi podchodząc do radiowozu.
Spojrzał na swój rosyjski zegarek komandosów Specnazu z trupią czaszką na cyferblacie, była 9:15. Nieźle, mruknął do siebie, w pięć minut terrorysta ujęty a obiekt bezpieczny. Wytarł rękawem spocone czoło, słońce coraz mocniej przygrzewało.
Godzina 9:45
Helikopter z komandosami spadł z góry niczym jastrząb, z jego przepastnych trzewi wysypał się oddział ludzi na linkach niczym pająki spadające na ofiarę. Zanim Mi 24 wzniósł się ponownie w górę, furgonetka została otoczona przez sześciu ludzi w pełnym rynsztunku bojowym. W tym czasie dojechały kolejne radiowozy i policjanci zaczęli ewakuować mieszkańców okolicznych domów. Dwie czarne BMW należące do CBŚ podjechały razem z furgonetką antyterrorystów, która odholowała podejrzany pojazd na bezpieczny skwerek oddalony od zabudowań, z furgonetki po podstawionej pochylni wyjechał robot sterowany joystickiem przez antyterrorystę w kombinezonie chroniącym przed wybuchem. Obok czekał ołowiany cylindryczny pojemnik mający pozwolić bezpiecznie przewieść ładunek na poligon w Nowym Dworze, by zdetonować paczkę. Z limuzyny CBŚ wysiadł rudy przyjemniaczek i podszedł do radiowozu.
- Kto tu dowodzi?
- Ja jestem Szefem ochrony, proszę zabrać tego terrorystę na przesłuchanie.
- Nie będziecie mi mówić co mam robić, przejmuję dowodzenie.
Ochroniarz sięgnął po telefon, nacisnął tylko jeden przycisk i przyłożył aparat do ucha.
- Antoni, słucham? rozległo się po trzecim sygnale.
Ochroniarz bez słowa podał telefon zdumionemu rudzielcowi.Ten wziął aparat i za chwilę wyprostował się, potem tylko kilkakrotnie skinął głową słuchając uważnie, by na koniec trzepnąć obcasami i powiedzieć:
Tak jest!
Telefon wrócił do ochroniarza, a agent zniknął w limuzynie.
Godzina 10:30
Ubrany w szlafrok narzucony na piżamę w paski Numer Jeden od godziny zaniepokojony siedział na krześle na środku pomieszczenia zwanego schronem, otoczony przez trzech goryli nie spuszczających z niego oczu. Zaczynał mu doskwierać głód bo nie dostał na śniadanie swojego kakao z pianką i bułki maślanej z dżemem śliwkowym, zaczęła mu też dokuczać prostata i patrzył bezradnie na powiększającą się mokrą plamkę na lewej nogawce spodni od piżamy. Nagle zaskrzeczała radiostacja przypięta do paska jednego z rosłych facetów:
-Teren bezpieczny, Alarm Zielony.
Ochroniarze jak na rozkaz zwiotczeli, dwóch wzięło pod ręce Numer Jeden i przetransportowali go na górę do łazienki.
Godzina 11:00
Poranne ablucje zajęły Naczelnikowi trochę czasu, spodnie od piżamy wcisnął do pralki Frani stojącej między umywalką i wanną. Kot płaczliwie miauczał dopominając się o Kit Kat i ocierając się o owłosione łydki zwykłego posła.
Od jakiegoś czasu dał się słyszeć głos dzwonka w Nokii Naczelnika. Telefon został w sypialni na dole podczas gorączkowej ewakuacji. Jarek podszedł do drzwi łazienki i skinął na mężczyznę pełniącego przy nim wartę. Ten pobiegł po telefon podczas gdy inny zastąpił go w korytarzu.
Godzina 11:15
Starzec spojrzał na telefon, na ekranie widniało 7 nieodebranych rozmów z telefonu Mariusza. Naczelnik nacisnął zieloną słuchawkę na klawiszu. Przywitał się i słuchał uważnie by zakończyć rozmowę po chwili.
Przywołał ochronę i zagaił:
Mariusz dzwonił, że wysłał paczkę ze żwirkiem dla kota pocztą, bo jest na kwarantannie, jak przyjdzie listonosz, koniecznie dajcie go do mnie, żeby zabrał pocztówkę dla Julii w Berlinie.
[CC] Dane autora do wiadomości redakcji